Moskiewska giełda w świetle konspirologii stosowanej

16 września odnotowano gwałtowne spadki na moskiewskich giełdach. Indeksy cofnęły się do poziomu z grudnia 2005 roku. Akcje lokomotyw rosyjskiej gospodarki – firm naftowych i gazowych – straciły po 20-30 proc. Kapitalizacja rynku spadła o 10 proc. Trzęsienie ziemi w finansach ogarnęło również rosyjski rynek bankowy. Mimo znaczącej interwencji ministerstwa finansów paniki nie udało się opanować. Notowania na giełdzie zamknięto.

Premier Putin i jego finansowi ministrowie prezentowali dyżurne uśmiechy i niezmącony spokój. Władimir Władimirowicz zapewnił, że państwo rosyjskie wytrzyma kryzys. Wieczorem zwołano jednak w trybie nadzwyczajnym naradę wszystkich świętych finansowo-bankowych z ramienia rządu i banków.

Ciepłe zapewnienia premiera o „poduszkach bezpieczeństwa” nie poskutkowały. Dzisiaj indeksy pikowały w dół nadal, sesja zaczęła się wprawdzie optymistycznie, ale zaraz potem wszystko zaczęło lecieć na łeb, na szyję. Notowania ponownie zamknięto.

Jeszcze trzy miesiące temu indeks moskiewskiej giełdy RTS wynosił ok. 2500 punktów, dzisiaj zamknięto notowania przy 1100 punktach. Od maja kapitalizacja rosyjskiego rynku stopniała co najmniej o jedną trzecią. Kapitalizacja Gazpromu – tego wielkiego pompowanego miłością władz giganta – obniżyła się z 350 mld dolarów w maju do 150 mld obecnie.

Eksperci finansowi jako przyczyny spadków na rosyjskich giełdach wskazują:  problemy finansowe w USA, spadek cen ropy naftowej i wzrost ryzyka inwestycyjnego w Rosji po wojnie na Kaukazie. Zapewniają też, że nie ma powodów do tak wielkich przecen rosyjskiego rynku, że kryzys zostanie niebawem zażegnany i będzie można odbić się od dna.

Można założyć, że premier Putin zacznie teraz wyciągać ze stabilizacyjnych pończoch odłożone na czarną godzinę petrodolary i ratować wielkie państwowe banki i surowcowych pupilków władzy. Czy te kompanie, które nie mają chodów u premiera, są skazane bankructwo? Kto zostanie na placu po tej „prowierce bojem”?

Nutę konspirologii wnosi do opisu sytuacji ekonomiczny komentator internetowej gazety „Grani.ru”, Nikita Warinow: „W latach 2006-2007 w Rosji najważniejsi politycy w państwie namawiają ludzi do nabywania akcji Rosniefti, Wniesztorgbanku i Sbierbanku [największa kompania naftowa i dwa największe banki w Rosji]. Tych trzech graczy łączy jedno: emisja akcji jest bardzo korzystna dla emitenta, a inwestorzy obserwują następnie postępujące zmniejszenie notowań. W pierwszej połowie 2008 roku Sbierbank opuszczają dwaj najwięksi strategiczni inwestorzy – Sulejman Kerimow i Jelena Baturina [żona mera Moskwy, najbogatsza kobieta Rosji] – a także szereg top-menedżerów, będących udziałowcami mniejszościowymi. Dalej mamy aferę z firmą Mieczeł. Jedno nieostrożne słowo Władimira Putina pozbawia firmę jednej trzeciej kapitalizacji [pisałam o tym ciekawym przypadku w poście „Premier grozi, premier mrozi” z 29 VII]. Topienie kompanii Mieczeł, a przy tym ciągnięcie w dół indeksów rynkowych nie ma najmniejszego sensu, wszystkie problemy nieprzezroczystego formowania cen na węgiel można załatwić w kuluarach. Ale premier lekceważy spadki na giełdzie, ważniejszy jest publiczny efekt.

Wszystkie wymienione fakty łączą się w logiczną całość, jeśli zrobi się jedno konspirologiczne założenie: główne osoby tego dramatu wiedziały, że giełda siądzie. W tym wypadku widać jak na dłoni cyniczny zamysł emitentów, by zwyczajnie okraść prostych obywateli i zarobić ile się da przed zbliżającym się kryzysem. Pozostaje tylko pozazdrościć oligarchom, że zostali dobrze poinformowani i zdążyli zebrać śmietankę z wieloletniego wzrostu kapitalizacji najważniejszego banku Rosji. Skąd wąski krąg ludzi wiedział, że akcje spadną? Możliwe, że z dogłębnej analizy rynku ropy i perspektyw gospodarki USA. Ale jeszcze zwiększymy ładunek konspirologii. Rosyjski rynek na przestrzeni sześciu lat demonstrował wzrost. Mniej więcej rok temu zaczął stygnąć. Dla zagranicznych inwestorów przyszedł czas na realizowanie zysków. Zaczęli oni sprzedawać papiery, po czym ruszyli na poszukiwania nowych inwestycji. Albo na ratunek starym inwestycjom w sytuacji braku pieniędzy w USA. Wszystko byłoby jasne i proste, gdyby nie jedno „ale”. Rosja nie jest krajem, z którego można wyprowadzić miliardy dolarów bez wiedzy władz. Prezydent i premier musieli o tym wiedzieć. Może pewność, że wielcy inwestorzy i tak „wyjdą” z Rosji rozwiązała im ręce w podjęciu wojennych działań w Gruzji bez oglądania się na Zachód? I jeszcze jedno na koniec: być może ktoś w Rosji wiedział o zbliżającym się krachu na giełdzie. Ci ludzie powinni podjąć działania, by mu zaradzić. Ale woleli zarobić na tym pieniądze”.

Tyle rosyjska konspirologia. Jak zastrzegł się autor, można w nią wierzyć albo nie. Ale giełda to miejsce, w którym zaufanie i wiara mają kolosalne znaczenie. Jeśli zaufania i wiary jest mało, to indeksy nie rosną.

Jeszcze nie wiemy, jakie konkretne skutki przyniesie obecny kryzys Rosji, kto zbankrutuje, kto się utrzyma, jak długo potrwają spadki. Widać jedno: sny prezydenta Miedwiediewa, że Rosja stanie się niebawem jednym z najważniejszych centrów finansowych świata, na dłuższy czas można zaliczyć do kategorii „niespełnione sny o potędze”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *