Po tragedii w petersburskim metrze

4 kwietnia. W wagonie petersburskiego metra w środku dnia doszło do wybuchu bomby. Zginęło 14 osób, 49 odniosło rany. Za wcześnie, by mówić, kto był sprawcą tego koszmarnego aktu terroru. Daleka od stabilności sytuacja w Rosji teraz może zdestabilizować się jeszcze bardziej. Na rok przed wyborami prezydenckimi władze potrzebują spokoju, by przeprowadzić bez zbędnego ryzyka reelekcję Putina. Można się spodziewać, że będą przykręcać śrubę, by uzyskać maksimum kontroli nad społeczeństwem. Czy to się powiedzie?

3 kwietnia w swoim rodzinnym mieście gościł prezydent Władimir Putin, spotykał się w przyjacielskiej atmosferze z prezydentem Białorusi. Wiadomość o bombie w metrze nie przerwała rosyjsko-białoruskich negocjacji. Dopiero wieczorem Władimir Władimirowicz przybył na stację metra, w pobliżu której doszło do wybuchu, aby złożyć wiązankę kwiatów.

Bomba wybuchła około godz. 14.30 w wagonie metra, który dojeżdżał do stacji Instytut Technologiczny od strony stacji Plac Sienny. Maszynista, który prowadził pociąg, opowiada, że usłyszał dziwny odgłos, zauważył dym, w jego kabinie odezwały się sygnały niebezpieczeństwa przekazywane z wagonów; zgodnie z instrukcją doprowadził jednak pociąg do stacji. Komitet Śledczy wszczął dochodzenie z artykułu 205 kk „zamach terrorystyczny”. Jako podejrzanego wskazano młodego człowieka pochodzącego z Kirgizji, który niedawno otrzymał obywatelstwo rosyjskie. Gazety piszą, że zamachowiec samobójca najprawdopodobniej był związany z radykalnym islamizmem. Bombę wniósł w plecaku. Komitet Antyterrorystyczny ogłosił, że na stacji Plac Powstania znaleziono i unieszkodliwiono drugi ładunek wybuchowy, o sile znacznie większej niż zdetonowany przy stacji Instytut Technologiczny. Kto go podłożył? Nie wiadomo. Pytania, mnóstwo pytań.

W setkach komentarzy do kolejnych, zmieniających się wersji wydarzeń, podawanych przez oficjalne czynniki (w mediach, przede wszystkim w szybkich mediach społecznościowych, panował nieopisany chaos) powtarza się motyw nieufności. Ludzie są przerażeni, nie wierzą w zapewnienia władz, że wszystko jest w porządku. „Nie wydaje mi się, że oni [władze] mogą nas obronić, oni dbają tylko o swoje bezpieczeństwo. […] To, że Federalna Służba Bezpieczeństwa jest do niczego, wiemy doskonale, podejrzewamy od dawna, że jej działalność polega na pracy przeciwko społeczeństwu. […] Teraz też FSB zajmowała się od tygodnia ganianiem uczniów, którzy protestowali na ulicach przeciwko korupcji (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2017/03/27/pokolenie-p-dorasta/), a tymczasem terroryści hulali sobie po metrze bez przeszkód”. Siergiej Miedwiediew w emocjonalnym tekście na FB napisał: „W Rosji mamy dziś dwie tragedie. Jedna – ludzka tragedia pasażerów metra i ich bliskich, moje serce pęka z bólu za rodzinne miasto. I druga tragedia – systemowa tragedia totalnego braku zaufania do władz. Niezależnie od tego, jaka wersję przedstawią […], nikt im już nie uwierzy. Władza ugrzęzła w kłamstwie i hybrydowości, krwawy cień pada na nią i już nie uda jej się zmyć piętna kłamcy”. Wiele osób pisało w komentarzach: „Przypomina mi się 1999 rok, kiedy w Moskwie i innych miastach wybuchały domy mieszkalne, a Putin szedł do władzy”.

Natomiast etatowi komentatorzy prokremlowscy, zawsze gotowi przedstawić w telewizji każdą tezę korzystną dla władz, powtarzali wczoraj, że akcje antykorupcyjne i zamach w metrze mogą być ze sobą powiązane. Jak? No, wiadomo – i tu wrogowie, i tu wrogowie: „opozycji chodzi tylko o to, żeby rozbujać łódkę” – to twierdzenie miało wystarczyć publiczności za całą argumentację. „Kremladź” (dziennikarze i eksperci obsługujący Kreml w mediach) podrzuciła jeszcze wątek ukraiński (zamachu mieliby dokonać ukraińscy sabotażyści, nasłani przez „kijowską juntę”) oraz wątek knowań Zachodu, który w ten sposób mści się rzekomo za to, że Putin nie chce się mu kłaniać. Nie trzyma się kupy? Nie szkodzi.

Reakcją władz na zamach w petersburskim metrze może być wprowadzenie kolejnych zaostrzonych przepisów, wzmacniających kontrolę służb nad społeczeństwem. „Rosyjskie władze niemal zawsze uzasadniają nowe zakazy i ograniczenia prowadzeniem walki z terroryzmem – pisze Andriej Piercew (Carnegie.ru). – Kolejne obostrzenia, a nawet interwencja w Syrii [która według zapewnień Putina miała zatrzymać potencjalnych terrorystów na dalekich rubieżach] miały służyć wzmocnieniu bezpieczeństwa Rosji. Mówili: W Europie, gdzie swobody i tolerancję postawiono na pierwszym planie, są zamachy. Czy wy chcecie tego samego? Nie? No to siedźcie cicho. Tak mniej więcej wyglądał dialog Kremla ze społeczeństwem. […] Walka z terroryzmem była dla rosyjskich władz bazą umowy społecznej”. To znaczy my, władza, zapewnimy wam bezpieczeństwo, ale wy, społeczeństwo, musicie zrezygnować z części swobód.

I tak to działało, choć kryzysy w tym układzie zdarzały się – przecież zaklęcia Putina nie uchroniły Rosji przed atakami terrorystycznymi. I za każdym razem stawiały pod znakiem zapytania twardą narrację Kremla o konieczności odebrania kolejnych swobód, aby krwawy zamach nigdy się nie powtórzył. Pole swobody zawężano więc stopniowo, a zamachy niestety się powtarzały.

Piercew: „Istnieje taka wersja, że zamach zepchnie na plan dalszy aktualny temat antykorupcyjnych demonstracji, a zatem z tego punktu widzenia jest korzystny dla władz. Za chwilę wybory prezydenckie, a tu taki temat, doskonale znany Putinowi [– zamachy i walka z terroryzmem]. Ale w rzeczywistości ten temat wcale nie jest dla Kremla korzystny: od siedemnastu lat prezydent troszczy się o bezpieczeństwo, odbiera swobody w imię bezpieczeństwa, można więc zadać pytanie: czy ta gra warta jest świeczki?; przecież nam wyjaśniano, że na Zachodzie zdarzają się zamachy, bo tam władze są słabe, czy to znaczy, że jeżeli zdarzają się i u nas, to nasze władze też takie są?”. Te pytania nasuwają się same, a jeszcze wiele innych, np. po co powoływać Gwardię Narodową, która ma stać na straży spokoju, skoro terroryści są w stanie przygotować zamach w mieście, które akurat odwiedza Putin?

Dla obozu władzy teraz najważniejsze jest uspokojenie rozkołysanych nastrojów i – w perspektywie najbliższego roku – zapewnienie Putinowi zwycięstwa w przyszłorocznych wyborach. Tylko czy tym razem zadziałają stare metody i wezwania, aby w obliczu niebezpieczeństwa skonsolidować się wokół przywódcy?

W Petersburgu ogłoszono trzydniową żałobę, żałoby narodowej nie ogłoszono.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *