Kreml patrzy na ormiański aksamit

23 kwietnia. Przez jedenaście dni w Erywaniu i innych miastach Armenii trwały wielotysięczne protesty. Ludzie zbuntowali się przeciwko przedłużeniu władzy Serża Sarkisjana, który przez ostatnie dziesięć lat był prezydentem, a teraz – po reformie, przyznającej duże kompetencje premierowi – zamierzał zostać szefem rządu i nadal rządzić, rządzić, rządzić. Na czele demonstracji stanął Nikol Paszynian (Pashinian) z jedynej proeuropejskiej partii Wyjście, zasiadającej w parlamencie. Wczoraj nastąpiło przesilenie. Sarkisjan spotkał się na Paszynianem, ale z rozmów nic nie wyszło. Paszynian został zatrzymany. Na ulice Erywania wyszły jeszcze większe tłumy. Demonstranci domagali się odejścia Sarkisjana i wypuszczenia Paszyniana. Dziś pod naciskiem ulicy Sarkisjan złożył dymisję. „Nie miałem racji” – powiedział na odchodnym.

Armenia znajduje się w orbicie wpływów Moskwy. Przynależy do wszelakich promowanych przez Rosję formatów integracyjnych na obszarze WNP. Jest gospodarczo i politycznie uzależniona od Kremla. Znajduje się w stanie wojny z sąsiednim Azerbejdżanem o Karabach. Drugim nieprzyjaznym państwem w sąsiedztwie jest Turcja (akurat za dwa dni przypada rocznica ludobójstwa Ormian w Cesarstwie Osmańskim). Opiekuńcze skrzydła Moskwy mają zapewnić spokój i bezpieczeństwo. W Giumri znajduje się rosyjska baza wojskowa.

Prowadzone żmudnie przez długi czas negocjacje z Unią Europejską o przyszłej ewentualnej integracji zostały przez Rosję sprawnie wykolejone i Armenia jak gruszka do fartuszka spadła w objęcia Putina, została włączona do Unii Celnej, pożegnawszy się z europejskim snem. Sarkisjan jako prezydent dawał twarz temu zwrotowi. I dawał Moskwie gwarancje, że Armenia pozostanie wiernym sojusznikiem Rosji.

Oficjalna reakcja Rosji na wydarzenia w Armenii była więcej niż zrównoważona. Sekretarz prasowy prezydenta oświadczył, że Moskwa nie miesza się w wewnętrzne sprawy Armenii i ma nadzieję, że pomiędzy oboma państwami zachowane zostaną dobre stosunki. Rzeczniczka MSZ Maria Zacharowa napisała w sieciach społecznościowych: „Armenio! Rosja jest zawsze z tobą”. Rosyjska telewizja nadała dziś w głównym wydaniu programu informacyjnego wyważony, zobiektywizowany, pozbawiony komentarza reportaż z Erywania; pokazano cieszących się ludzi, którzy tańczą na ulicach.

Za to komentarze pojawiły się w mediach społecznościowych – które zresztą wiele uwagi (w przeciwieństwie do telewizji) poświęcały wydarzeniom w Erywaniu już w uprzednich dniach. Opozycyjni komentatorzy z entuzjazmem powitali porażkę Sarkisjana. „Sarkisjan był prezydentem od 2008 roku i zamierzał pozostać u steru władzy przez co najmniej pięć kolejnych lat. I nagle – co za pech. Znowu Majdan!” – napisał w blogu politolog Aleksiej Roszczin. I dalej: „Nie wiadomo, jak przewrót w Erywaniu może podważyć pozycję Rosji. No bo gdzie ta biedna Armenia, wtłoczona między Turcję i Azerbejdżan, granicząca z niezbyt jej sprzyjającą Gruzją, gdzież ona się podzieje? Najwidoczniej rosyjska elita polityczna święcie uwierzyła, że nigdzie się nie podzieje, że jest skazana na uzależnienie od Moskwy. Cóż, swego czasu o Ukrainie też tak samo mówiono… Kreml na razie robi dobrą minę do złej gry i demonstruje, że w Erywaniu nie dzieje się nic ważnego, że to wewnętrzna sprawa Ormian. Ale co, jeśli się okaże, że pod rządami Putina Rosja straciła wpływy nie tylko w Gruzji, ale także w Armenii? Trzeba będzie reagować. Jak? Czyżby znowu rosyjska propaganda zamierza wyjaśniać wydarzenia w Erywaniu działaniem osławionej pomarańczowej technologii Waszyngtonu? Rezultatem tępej polityki Putina jest to, że Rosja jest pokłócona z całym światem i nawet na obszarze postradzieckim traci wpływy”.

Może to nieco na wyrost powiedziane. Na razie wiele zapowiada, że sytuacja się uspokoi, w ciągu tygodnia zostanie wybrany nowy, najprawdopodobniej tymczasowy premier. Być może konieczne będzie rozpisanie nowych wyborów parlamentarnych. Być może na czele rządu stanie Karen Karapetian, dotychczasowy premier. Karapetian ma przedeptane „wejścia” na Kreml. Był przez lata menedżerem Gazpromu, nie jest antyrosyjski.

Niezależnie od tego, co już się wydarzyło w Armenii (doszło do zmiany na szczytach władzy pod wpływem pokojowych demonstracji) i co jeszcze się wydarzy, na rosyjskim rynku teraz powstała przestrzeń do roztrząsania, czy kryterium uliczne ma szanse na analogiczny sukces w Moskwie. Aleksiej Nawalny napisał na Twitterze: „Komentarz do wydarzeń w Armenii jest oczywisty – najlepszy sposób na polityków, którzy chcą dożywotnio zajmować swoje stanowiska, to wyjście na ulice. Trochę odwagi i uporu – i od razu wszystko znajduje się na właściwym miejscu. Gratuluję obywatelom Armenii tego, że dopięli swego”.

Jeden komentarz do “Kreml patrzy na ormiański aksamit

  1. Macko2poznanca

    Dolaczam sie do zyczen Nawalnego.
    Nie zawsze po rewolucji sprawy ida tak pieknie jak sie zapowiadaly, ale trzeba probowac.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *