Archiwa tagu: rocznica

Czy Rosja pamięta „Miasto aniołów”?

Mija czas. To już dziesięć lat. Ale nie mija gorycz, ból, rozpacz straty. Nad tragedią Biesłanu sprzed dziesięciu lat nadal jak ciężkie gradowe chmury wiszą pytania, na które nie znaleziono – a może nie ujawniono – odpowiedzi.

Przypomnijmy, bo pamięć jest zawodna jak systemy bezpieczeństwa, które mają nam zapewnić spokój. 1 września 2004 roku szkołę nr 1 w osetyjskim Biesłanie, w której właśnie odbywała się uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego, opanowała grupa terrorystów. Wszystkich obecnych – ponad tysiąc osób – spędzono do sali gimnastycznej. Napastnicy rozstrzelali 17 mężczyzn znajdujących się w budynku szkolnym, zastraszyli zakładników, których przetrzymywali bez wody i jedzenia. Następnego dnia dzięki mediacji prezydenta Inguszetii uwolniono jedenaście kobiet z najmłodszymi dziećmi. W niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach (wersja oficjalna różni się od ustaleń niezależnych dziennikarzy, o czym poniżej) doszło do szturmu na szkołę, zginęło 334 osób, w tym 186 dzieci i 12 funkcjonariuszy specnazu. Nie wiadomo, ilu terrorystów brało udział w zamachu, nie wiadomo, co się z nimi stało, schwytany i postawiony przed sądem został tylko jeden z szeregowych napastników. Jego proces nie dał odpowiedzi na wiele zasadniczych pytań.

W czasie tragedii, a także potem, o tym, co się działo w szkole w Biesłanie, podawano sprzeczne informacje. Dokumenty i materiały związane z pracami komisji, wyjaśniających okoliczności zamachu, można znaleźć na stronach http://pravdabeslana.ru/ i http://pomnibeslan.ru/. Jest tam m.in. ciekawy materiał dotyczący świadomej manipulacji dokonywanej przez urzędnika Administracji Prezydenta, niejakiego Pieskowa D.S. Czytamy: „Kiedy dziennikarze 1 września 2004 r. zaczęli nadawać relacje telewizyjne i przekazywać nieoficjalne informacje o liczbie zakładników, to kontakty z dziennikarzami zostały powierzone [trzem osobom z władz Osetii Północnej]. Informacje do mediów przekazywano za pośrednictwem przedstawiciela Administracji Prezydenta Pieskowa D.S. Właśnie kłamstwa o liczbie zakładników, „przefiltrowane” przez tych ludzi, stały się przyczyną agresywnego zachowania terrorystów i rozstrzelania ludzi. Po tym, jak bojownicy usłyszeli, że media podają oficjalną wersję o tym, że zakładników jest 354, przestali wydzielać zakładnikom wodę”. Dzisiaj pan Dmitrij Pieskow jest sekretarzem prasowym Władimira Putina.

„Rosyjskie władze przyjęły na początku XXI stulecia strategię – żadnych rozmów z terrorystami. Ale ta strategia kosztowała zbyt wiele. Terroryści przekazali, że chcą rozmawiać. Domagali się zaprzestania wojny w Czeczenii, wyprowadzenia wojsk, uwolnienia więzionych bojowników. Ale federalny sztab odmówił rozmów” – wspomina dziennikarka Olga Allenowa, specjalizująca się w tematyce kaukaskiej, będąca świadkiem szturmu. „Nie miałam siły rozumieć, co się wokół mnie dzieje. Czułam – jeszcze trochę i nie wytrzymam, to się zakończy pomieszaniem zmysłów”.

Kto podjął decyzję o szturmie? Nie wiadomo. Jak się rozpoczął szturm? Są sprzeczne wersje. Ilja Milsztejn z gazety internetowej „Grani” pisze: „3 września o godzinie 13.03 w terrorystów i zakładników, znajdujących się w sali gimnastycznej, wystrzelono pocisk z granatnika stojącego na dachu pobliskiego domu, 22 sekundy później z dachu drugiego domu również oddano strzał, zaczęło się piekło”. Według oficjalnej wersji było inaczej: na skutek spięcia w przewodach doszło do wybuchu bomby, podwieszonej przez terrorystów w sali gimnastycznej.

Ofiary zamachu pochowano na miejscowym cmentarzu, który nazwano „Miastem aniołów”. „Tu zawsze są łzy. Tu nie można inaczej – pisze Allenowa. – Pewnego razu przyjechał muzułmanin z Tatarstanu. Zdjął buty i obszedł cały cmentarz na kolanach, zatrzymując się przy każdym grobie. […] Susanna Dudijewa, szefowa komitetu matek Biesłanu, była tym bardzo poruszona. Przedtem myślała, że ten cmentarz jest świętym miejscem tylko dla matek”.

O dziesiątej rocznicy tragedii Biesłanu obszernymi materiałami przypomniały dziś w Rosji internetowe media opozycyjne i niektóre tytuły prasowe. Telewizja, która w Rosji jest jedynym liczącym się środkiem rzeczywiście masowego przekazu, nie przypomina biesłańskiego koszmaru, nie analizuje wydarzeń, ich genezy, ich skutków (wyjątkami są angielskojęzyczna RT, która przygotowała okolicznościowy reportaż zawierający rozmowy z uczestnikami wydarzeń oraz TV Rain – Dożd’, telewizja dostępna w internecie). Władza odrobiła swoje lekcje i wyciągnęła wnioski: im mniej się mówi, im mniej wiadomo, im mniej się wnika w istotę tego, co się stało, tym dla nas lepiej – po co dłubać w przeszłości, jeszcze się wydłubie coś niepokojącego. A społeczeństwo? Według ostatniego sondażu Centrum Lewady, aż 62 procent pytanych uznało, że władze zrobiły wszystko, aby uratować zakładników (dziesięć lat temu ten współczynnik wynosił 54%). 42% uważa, że władze mówią „tylko część prawdy” (w 2004 r. tak uważało 56%). Całość badania można znaleźć tu: http://www.levada.ru/01-09-2014/zakhvat-terroristami-shkoly-v-beslane. Do odrabiania lekcji nikt nie zagania.

Organizacja Matki Biesłanu złożyła pozew przeciwko państwu w strasburskim trybunale. Proces ma się zacząć 14 października. Pozew złożyło 447 obywateli Rosji, uważają oni, że władze naruszyły prawo obywateli do życia.

PS Przez cały dzień 1 września prezydent Putin nie poświęcił dziesiątej rocznicy biesłańskiej tragedii ani słowa.

Stalinobus czerwony przez ulice miast mknie

Wołgogradzka duma miejska w specjalnym postanowieniu zdecydowała o zmianie nazwy miasta Wołgograd na Stalingrad. Nie na stałe jednak, a tylko na sześć dni w roku. Dni, związanych z wielkimi datami historii XX wieku. Wyliczankę zaczyna 2 lutego – to rocznica zakończenia bitwy stalingradzkiej, potem 9 maja – Dzień Zwycięstwa, 22 czerwca – dzień napaści Niemiec hitlerowskich na ZSRR, 23 sierpnia – dzień pamięci ofiar masowych bombardowań miasta przez niemieckie lotnictwo, 2 września – rocznica zakończenia II wojny światowej (świętowanie tej rocznicy to taka nowa świecka tradycja w Rosji, zapoczątkowana przez Dmitrija Miedwiediewa, naówczas prezydenta, żeby przypomnieć Japonii, że Rosja walczyła i na tamtym froncie, na Dalekim Wschodzie i Pacyfiku o swoje, np. o Kuryle, i że walki zakończyły się dopiero 2 września, długo po kapitulacji Niemiec i że dopiero dobicie ich japońskiego sprzymierzeńca położyło kres wojnie) i last but not least 19 listopada – w dniu rozpoczęcie bitwy stalingradzkiej.
Prezydent Putin, który dzisiaj przybył do… no, właśnie, dokąd? Chyba należałoby powiedzieć: do Wołgogradu, który w dniu rocznicy stał się znowu Stalingradem. „Stalingrad uczynił Rosję niezwyciężoną” – powiedział w uroczystym przemówieniu. W mieście odbyła się parada wojskowa z udziałem żołnierzy przebranych w mundury czasów wojny – dań złożona weteranom. W godzinach wieczornych natomiast – salut. „Prawdziwy, artyleryjski, a nie jakieś chińskie sztuczne ognie” – zachwalał wicepremier Dmitrij Rogozin.
W rosyjskiej telewizji od rana okolicznościowe programy i filmy, poświęcone siedemdziesiątej rocznicy zwycięstwa w jednej z najważniejszych bitew II wojny (największa bitwa na lądzie, trwała dwieście dni; co do liczby ofiar – ciągle nie ma pewnych danych). Bitwy, która odwróciła bieg wojny. A po ulicach kilku rosyjskich miast jeździły dziś mikrobusy z podobizną Józefa Stalina, patrona miasta nad Wołgą. Pojazdy nazwano już w narodzie stalinobusami. W mieście, które od jutra znów będzie Wołgogradem, pięć stalinobusów ma jeździć do 9 maja. Właścicielami mikrobusów są firmy prywatne, ich wynajem organizacje wspierane przez komunistów i związki weteranów opłaciły z dobrowolnych datków ludności. Zwolennicy zmiany nazwy Wołgogradu na Stalingrad podczas dzisiejszych obchodów usilnie zbierali podpisy pod wnioskiem (pisałam o tej akcji w blogu: http://labuszewska.blog.onet.pl/2012/10/18/mundial-w-stalingradzie/). Przedstawiciel opozycyjnej partii Jabłoko skrytykował ideę stalinobusów: „Stalin podczepił się pod to zwycięstwo. Wojny może by w ogóle nie było, gdyby nie jego idiotyczna polityka i przyjaźń z Hitlerem, przez którą przegapił napaść na Związek Radziecki”. „Dlaczego na mikrobusach nie umieszczono podobizny jakiegoś symbolicznego szeregowca, który walczył w Stalingradzie, a twarz Stalina? Szeregowca byśmy poparli, Stalina – nie” – zapewniał z kolei polityk z Jednej Rosji.
Pisałam o tym wiele razy, choćby niedawno, opisując spektakl „Akt drugi. Wnuki”, powtórzę jeszcze raz: w Rosji nie rozliczono zbrodni stalinowskich, nie potępiono jednoznacznie Stalina. Władze tańczą „leninowskie tango” – krok naprzód, dwa kroki wstecz. W przekazie medialnym i nie tylko relatywizuje się wyrządzone wtedy zło, zbrodniczość systemu, szuka usprawiedliwienia zbrodniczych decyzji tyrana. Historyk Borys Sokołow, krytykujący politykę historyczną Putina, mówił wczoraj w audycji Radia Swoboda: „Rosyjska władza ma dwoiste podejście zarówno do Stalina, jak i do jego dziedzictwa. Władza najchętniej by gdzieś zamiotła represje stalinowskie, fakty mówiące o zlikwidowaniu wielu tysięcy ludzi, w tym również z sowieckiej nomenklatury. Ale zostawiłaby sobie z tego dziedzictwa mocarstwowość – to, że Stalin uczynił z ZSRR supermocarstwo, które kontrolowało bez mała jedną trzecią kuli ziemskiej. Nostalgia za przeszłością ciągle jeszcze jest dla wielu osób żywa. Sądzę, że ze czterdzieści procent rosyjskiego społeczeństwa autentycznie kocha Stalina, bo tęskni za imperium. […] Co do nazwy miasta: przywrócenie nazwy Stalingrad przez zwolenników Stalina zostanie odczytane jak jego rehabilitacja”. I dalej: w Rosji „bitwa stalingradzka uważana jest za bitwę dobra i zła. Tak naprawdę jedno zło [stalinizm] walczyło z drugim [hitleryzm]. Jedno z nich, stalinizm, było sprzymierzone z relatywnym dobrem, jeżeli za takowe uznać zachodnie demokracje, przy wszystkich ich niedostatkach, jakie ujawniły się w czasie II wojny światowej. Ale u nas tego [że stalinizm był takim samym złem jak hitleryzm], jeszcze nie są gotowi przyznać. Uważa się, że to niepatriotyczne. Tych, którzy nie utożsamiają się z sowieckim reżimem, uważa się za antypatriotów”. Zdaniem Sokołowa, w niedawno zrealizowanej ekranizacji wielkiej powieści Wasilija Grossmana „Życie i los” zatarto główne przesłanie książki: Grossman utożsamiał stalinizm i hitleryzm, uważał je za tak samo zbrodnicze systemy. Tezę tę zatarto, zdaniem Sokołowa, właśnie dlatego, że postawienie znaku równości pomiędzy stalinizmem i hitleryzmem to dla rosyjskich władz rubież, której ciagle jeszcze nie jest gotowa przekroczyć.