Archiwa tagu: służba zdrowia

Lekarzu, obroń się sam

11 września. Rosyjska służba zdrowia na co dzień dostarcza wytrawnych materiałów dla seriali, ale częściej tych z gatunku opowieści z dreszczykiem niż mydlane opery. Kilka miesięcy temu w Biełgorodzie doszło do pobicia pacjenta przez lekarza. I to ze skutkiem śmiertelnym (pisałam o tym: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/01/09/bokserzy-i-hackerzy/), ostatnio odnotowano z kolei głośne w całym kraju przypadki pobicia lekarzy lub personelu medycznego przez pacjentów.

Oriechowo-Zujewo, miasto niedaleko Moskwy. 120 tysięcy mieszkańców. Kilka zakładów przemysłowych, jedna uczelnia techniczna, dwa kina. No i szpital. A w nim kolejki pacjentów pod każdym gabinetem. W jednej z takich kolejek utknęła pewna młoda kobieta, której coś się stało w nogę. Był późny wieczór. Czekała na prześwietlenie. Czekała i czekała. Jak wszyscy. Kobiecie towarzyszył brat. Bratu skończyła się w pewnym momencie cierpliwość i postanowił siostrzane procedury przyspieszyć. Radykalnie i niestandardowo. Wtargnął do gabinetu, obalił rentgenologa na podłogę, ściągnął mu kitel i wrzeszcząc coś nieprzyjemnego pod adresem służby zdrowia jął okładać nieszczęsnego po twarzy pięściami. Z wprawą i widoczną satysfakcją. Zajście sfilmował komórką jakiś pacjent, który siedział pod gabinetem. Przebieg można obejrzeć w sieci (uwaga, sceny drastyczne: https://lenta.ru/news/2016/08/31/fight/). Wezwano policję. Rentgenolog trafił na oddział z rozpoznaniem: wstrząśnienie mózgu.

Incydent miał miejsce pod koniec sierpnia. Wszczęto śledztwo. Mężczyznę, który pobił lekarza, aresztowano. Krewki brat pacjentki okazał się recydywistą, kilka dni wcześniej opuścił zakład karny, w którym odsiadywał wyrok za pobicie. Śledztwo wziął pod swoje skrzydła sam naczelnik Komitetu Śledczego, Aleksandr Bastrykin. Prokuratura zaraz też zmieniła kwalifikację czynu z pobicia na usiłowanie zabójstwa (czyn zagrożony karą do 15 lat pozbawienia wolności). Siostra, z powodu której doszło do zajścia, zeznała, że rentgenolog obraził ją, dlatego brat wystąpił w jej obronie. Poszkodowany jednak wskazuje, że miły pan brat przystąpił do rękoczynów, gdy rentgenolog domagał się od pacjentki skierowania, bez którego nie mógł wykonać prześwietlenia. Lekarze zaczęli zbierać podpisy pod petycją w sprawie odwołania pani minister zdrowia za bezczynność. Z kolei ministerstwo zdrowia zażądało wprowadzenia dotkliwszych kar za pobicia personelu medycznego. Bo też do tego typu zdarzeń dochodzi w rosyjskich placówkach dość często.

Choćby w tym samym Oriechowie-Zujewie w szpitalu numer jeden grupa „karków” pobiła w maju tego roku trzech lekarzy, ponaglając ich w ten oryginalny sposób, by z większą chęcią i szybciej zajęli się stanem zdrowia przywiezionego przez nich na izbę przyjęć starszego krewnego.

O pobiciach lekarzy pogotowia można przeczytać w lokalnej prasie w niemal każdym rosyjskim mieście. Nagminnie zdarza się, że wezwany do chorego lub ofiary wypadku zespół ratunkowy staje się obiektem agresji pacjentów, pijanych w siwy dym. Podobne incydenty odnotowano ostatnio w Wołgogradzie, Oziorach pod Moskwą, Czelabińsku… Lista jest długa. Z tej rutynowej kroniki wybija się przypadek z Krasnogorska – tam pijany pacjent w stanie wielkiego pobudzenia zaatakował personel medyczny izby przyjęć, gdyż… uznał ich za bojowników Państwa Islamskiego.

Każdy z kolejnych przypadków pobić wzbudza dyskusję w środowisku. W blogu kardiologa na stronie rozgłośni Echo Moskwy czytamy: „Cała nasza rzeczywistość prowokuje nas do TAKICH reakcji. Rozejrzyjcie się wokół siebie. Jedziesz w metrze, ktoś kogoś potrącił, zaraz awantura, mordobicie, kolejka w sklepie – kasjerka dostaje po twarzy, lekarz nie dość szybko obsługuje, na podłogę go i kopa. […] Byłem na kongresie kardiologicznym w Rzymie. Organizatorzy pierwszego dnia podstawili za mało autokarów, trzeba było poczekać. Rosjanie, stojący obok mnie, stwierdzili, że gdyby coś podobnego zdarzyło się w Rosji, to zaraz wszyscy poszliby na te autokary czeredą i wzięliby je szturmem. A jakże! Bo też ta agresja jest u nas kultywowana. Oglądamy w telewizji polityków, którzy wrzeszczą na siebie nawzajem, obiecują, że zaraz wszystkim naokoło „wsypią” – Ukrainie, Łotwie. Najważniejsze to przywalić. Prezydent też nam powiedział, że można bić. To dozwolone. Nauczyli nas, że prawo nie działa, że trzeba szukać sprawiedliwości samodzielnie. Dlatego pobicia lekarzy będą się powtarzać. I nie tylko lekarzy”.

Smutna refleksja. Dotyczy zresztą nie tylko Rosji i nie tylko lekarzy.

Rada rejsu w wioskach Potiomkina

Z przemiłym uśmiechem na licu kandydat na prezydenta Rosji Dmitrij Miedwiediew złożył dzisiaj rytualny ukłon w stronę patrona i zaproponował Putinowi objęcie posady szefa rządu po wyborach. Putin na razie nic nie odpowiedział (czyżby był zaskoczony tą śmiałą propozycją?). Gdyby władcy Rosji znali „Rejs” Piwowskiego, może przypomnieliby sobie inżyniera Mamonia, który sam zaproponowany w wyborach do rady rejsu przez kolegę, natychmiast zrewanżował mu się zgłoszeniem jego kandydatury. Łapka w łapkę.

 

Poza przedstawicielami zmarginalizowanej rosyjskiej opozycji nikt nie poczuł się dotknięty tym, że prezydent bezceremonialnie wyznaczył następcę. Jeden z liderów Sojuszu Sił Prawicowych Borys Niemcow powiedział, że to procedura poniżająca godność narodu rosyjskiego. Natomiast nadworni komentatorzy na wyprzódki rzucili się akceptować wspaniały wybór prezydenta Putina oraz jeszcze wspanialszy i jakże przenikliwy wybór Miedwiediewa. W przyszłym tandemie Miedwiediew-Putin (który z nich będzie realnie rządził? o ile to taki właśnie tandem będzie rządził) dostrzeżono gwarancję utrzymania stanu obecnej szczęśliwości (zwłaszcza utrzymania stanu własności). Niektórzy bardziej odważni komentatorzy podnosili, że „liberalny” Miedwiediew to lepsze wyjście niż przedstawiciel drapieżnego klanu siłowików, że Zachód go „kupi” (przecież wszystko odbędzie się zgodnie z konstytucją i demokratycznymi wymogami), a na krajowym podwórku jakoś powoli da się sprawy ułożyć, bo Miedwiediew nie będzie pożerał przeciwników na śniadanie.

Jeszcze bardziej odważni wskazywali, że to Miedwiediew sam może być rzucony na pożarcie, bo w najbliższych dwóch latach Rosję czeka poważny kryzys systemowy, z którym salonowy prawnik Miedwiediew sobie nie poradzi. Propagandowy balonik rosyjskiego sukcesu nadmuchany petrodolarami może zostać zgnieciony przez brutalną inflację i inne przykre konsekwencje braku reform w rosyjskiej gospodarce, opartej niemal wyłącznie na dobrej koniunkturze w sferze surowców energetycznych – przestrzegają antyputinowskie kassandry.

 

Z czym do tej pory poradził sobie Miedwiediew? Podobno w czasach pracy Putina w merostwie Petersburga swoją wiedzą prawniczą pomógł mu w wyplątaniu się z jakichś zabagnionych interesów. Potem nieźle poradził sobie z nadzorowaniem Gazpromu.

Gorzej było z projektami narodowymi. W założeniu miały one zreformować i poprawić stan opieki medycznej, mieszkalnictwa, rolnictwa i edukacji. Polegały natomiast na jednostkowych pokazowych akcjach, mających poprawić wizerunek władzy troskliwie dbającej o zwykłego człowieka. Takie narodowe wioski potiomkinowskie imienia Miedwiediewa. Miedwiediewa trzeba było nieustannie pokazywać w telewizji, żeby ludzie go kojarzyli. Zatem kilka razy w tygodniu organizowano pokazową jego wizytę w placówce służby zdrowia, na budowie czy w chlewiku. Na przykład kupowano karetki pogotowia dla szpitala w Twerze albo Putywlu. Miedwiediew tam jechał, zakładał biały fartuch i z troską pochylał się nad nowo nabytym sprzętem. Telewizja to pokazywała. A jak tylko karetki wyjeżdżały na ulice, odpadały im drzwiczki, a pacjenci lądowali na trotuarze (przypadków tych nie pokazywano już rzecz jasna w telewizji ani nie opisywano w centralnej prasie). Od takiej wizyty nie poprawiała się sytuacja w służbie zdrowia nawet w losowo wybranym szpitalu, a cóż dopiero w całym sektorze.

No ale w końcu nie po to robi się wielkie akcje propagandowe, żeby ludziom żyło się lepiej. Znacznie ważniejsze jest bezproblemowe przeprowadzenie operacji „Sukcesor”. I wcale jeszcze nie jest powiedziane, że znamy wszystkie jej elementy.