Archiwa tagu: Biesłan

Koszulki z napisem „Putin kat Biesłanu”

3 września. Ten ból nie daje się uśmierzyć. Matki Biesłanu ciągle opłakują swoje dzieci. Od tragedii w szkole numer jeden minęło dwanaście lat. W Osetii Północnej to ciągle niezabliźniona rana, w Rosji – już coraz bardziej zapomniane wydarzenie, jedno z dramatycznego pasma, spychane na margines. Władze nie chcą, by przypominać liczne znaki zapytania, które nadal wiszą nad tą ponurą tragedią. Nie chcą dostrzegać własnych błędów, nie chcą przyznawać się do winy, wyciągać na światło dzienne upychanych po kątach niewygodnych epizodów. A tych pytań i wątpliwości jest wiele. I jest nowe źródło bólu.

O wyjaśnianie wątpliwości i o ukaranie winnych ciągle upominają się kobiety, które straciły podczas zamachu dzieci i bliskich. W trakcie obchodów rocznicy napadu czeczeńskiego komanda na szkołę kilka matek Biesłanu wyraziło protest. Mówi Ełła Kiesajewa, przewodnicząca organizacji Głos Biesłanu: – Akcję zorganizowała nasza organizacja, w jej skład wchodzi trzydzieści osób. 1 września w czasie uroczystości żałobnych w szkole zdjęłyśmy płaszcze, aby było widać napisy na naszych koszulkach [napis głosił: „Putin – kat Biesłanu”]. Swoją akcją chciałyśmy wskazać społeczeństwu winowajcę tej tragedii. Prowadzona jest kolosalna agitacja, tworzone są mity o Biesłanie. A my chciałyśmy pokazać, że przez te dwanaście lat widzimy jednego winnego – tego właśnie człowieka. Prowadzimy własne śledztwo, zbieramy fakty, dowody. Złożyłyśmy pozew do Trybunału Europejskiego w sprawie naruszenia konwencji praw człowieka. Policjanci i ludzie z Federalnej Służby Bezpieczeństwa od razu nas otoczyli i zaczęli spychać w róg sali. Stanęłyśmy pod ścianą, zablokowali nas tam. […] Łapali nas za ręce, nie pozwalali wyjść na środek sali, ale w końcu nam się to udało. Krzyczałyśmy: „To nasze prawo, my tak uważamy”. Kiedy wyszłyśmy ze szkoły, podjechała policja – ze stu ludzi. Okrążyli nas i pojedynczo wyciągali. Szturchali, szarpali, wykręcali ręce, popychali.

Zatrzymane kobiety z Głosu Biesłanu i dwie dziennikarki (z Nowej Gaziety i internetowego czasopisma Takije Dieła) przewieziono na posterunek, przetrzymywano sześć godzin, nie udzielono pomocy medycznej, choć były poturbowane. Matki Biesłanu trafiły przed oblicze sądu za zakłócanie porządku. Przy pustej sali, pod osłoną nocy. I zostały skazane prawomocnym wyrokiem. Sąd uznał ich winę. Za podstawę wyroku biorąc zeznania policjantów. Skazał matki Biesłanu na bardzo wysokie grzywny i prace społeczne.

Dalej.

Rzeczniczka praw człowieka Tatiana Moskalkowa potępiła i matki Biesłanu, i policjantów, którzy szarpali kobiety przy zatrzymaniu (za przykład odpowiedniego zachowania dała policji „uprzejmych ludzi”, czyli zielonych ludzików). Wzięła w obronę prezydenta: „Nasz prezydent zrobił tak wiele dla podniesienia poziomu życia społeczeństwa. Zrobiono tak wiele, aby w naszym kraju nie powtórzyła się ta tragedia”. Na forach internetowych zaraz pojawiły się komentarze, że pani Moskalkowa jest rzecznikiem praw człowieka. Jednego konkretnego człowieka – Putina.

W jednym z talk show na pierwszym programie rosyjskiej telewizji uczestnik dyskusji polityk Leonid Gozman próbował podjąć temat Biesłanu. Został zakrzyczany przez rycerzy telewizyjnej propagandy, zarzucono mu, że w celach politycznych wzywa imienia Biesłanu. Gdy nie przestawał mówić, prowadzący odebrał mu głos.

Nie ma miejsca na refleksję. Wygląda na to, że nie ma już miejsca na wspominanie o Biesłanie w ogóle.

Dziennikarka Radia Swoboda Jelena Rykowcewa napisała na FB: „Nie znajduję w języku rosyjskim słów na określenie tego draństwa. W głównym wydaniu dziennika telewizyjnego [1 września] nadano wielowątkowy materiał o tym, że w kraju rozpoczyna się rok szkolny. We Władywostoku prezydent spotyka się z uczniami, w Tule tamtejszy gubernator – w elewami, […] w Groznym uroczyście zaczyna działać ogólnokrajowy ruch uczniów, w Moskwie minister Ławrow przemawia do studentów MGIMO, premier Miedwiediew jest z wizytą w szkole kształcącej techników transportu, minister Szojgu wpada na uroczystości na uczelnię wojskową, Żyrinowski tu, Ziuganow tam. A jeszcze apele w szkołach w Doniecku i Ługańsku. I nawet korespondencja z Kijowa, pełna niepokoju, że podręczniki historii tam zmieniają. Wszędzie były kamery, wszystko pokazały. A Biesłan? Nie ma Biesłanu. Nie pasuje do obrazka szczęśliwości”.

Przez kilka lat na szkolnych uroczystościach rozpoczęcia roku ogłaszano minutę ciszy, czcząc w ten sposób pamięć dzieci, które zginęły w Biesłanie. W tym roku nie ogłoszono. Zanik pamięci.

Czy Rosja pamięta „Miasto aniołów”?

Mija czas. To już dziesięć lat. Ale nie mija gorycz, ból, rozpacz straty. Nad tragedią Biesłanu sprzed dziesięciu lat nadal jak ciężkie gradowe chmury wiszą pytania, na które nie znaleziono – a może nie ujawniono – odpowiedzi.

Przypomnijmy, bo pamięć jest zawodna jak systemy bezpieczeństwa, które mają nam zapewnić spokój. 1 września 2004 roku szkołę nr 1 w osetyjskim Biesłanie, w której właśnie odbywała się uroczystość rozpoczęcia roku szkolnego, opanowała grupa terrorystów. Wszystkich obecnych – ponad tysiąc osób – spędzono do sali gimnastycznej. Napastnicy rozstrzelali 17 mężczyzn znajdujących się w budynku szkolnym, zastraszyli zakładników, których przetrzymywali bez wody i jedzenia. Następnego dnia dzięki mediacji prezydenta Inguszetii uwolniono jedenaście kobiet z najmłodszymi dziećmi. W niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach (wersja oficjalna różni się od ustaleń niezależnych dziennikarzy, o czym poniżej) doszło do szturmu na szkołę, zginęło 334 osób, w tym 186 dzieci i 12 funkcjonariuszy specnazu. Nie wiadomo, ilu terrorystów brało udział w zamachu, nie wiadomo, co się z nimi stało, schwytany i postawiony przed sądem został tylko jeden z szeregowych napastników. Jego proces nie dał odpowiedzi na wiele zasadniczych pytań.

W czasie tragedii, a także potem, o tym, co się działo w szkole w Biesłanie, podawano sprzeczne informacje. Dokumenty i materiały związane z pracami komisji, wyjaśniających okoliczności zamachu, można znaleźć na stronach http://pravdabeslana.ru/ i http://pomnibeslan.ru/. Jest tam m.in. ciekawy materiał dotyczący świadomej manipulacji dokonywanej przez urzędnika Administracji Prezydenta, niejakiego Pieskowa D.S. Czytamy: „Kiedy dziennikarze 1 września 2004 r. zaczęli nadawać relacje telewizyjne i przekazywać nieoficjalne informacje o liczbie zakładników, to kontakty z dziennikarzami zostały powierzone [trzem osobom z władz Osetii Północnej]. Informacje do mediów przekazywano za pośrednictwem przedstawiciela Administracji Prezydenta Pieskowa D.S. Właśnie kłamstwa o liczbie zakładników, „przefiltrowane” przez tych ludzi, stały się przyczyną agresywnego zachowania terrorystów i rozstrzelania ludzi. Po tym, jak bojownicy usłyszeli, że media podają oficjalną wersję o tym, że zakładników jest 354, przestali wydzielać zakładnikom wodę”. Dzisiaj pan Dmitrij Pieskow jest sekretarzem prasowym Władimira Putina.

„Rosyjskie władze przyjęły na początku XXI stulecia strategię – żadnych rozmów z terrorystami. Ale ta strategia kosztowała zbyt wiele. Terroryści przekazali, że chcą rozmawiać. Domagali się zaprzestania wojny w Czeczenii, wyprowadzenia wojsk, uwolnienia więzionych bojowników. Ale federalny sztab odmówił rozmów” – wspomina dziennikarka Olga Allenowa, specjalizująca się w tematyce kaukaskiej, będąca świadkiem szturmu. „Nie miałam siły rozumieć, co się wokół mnie dzieje. Czułam – jeszcze trochę i nie wytrzymam, to się zakończy pomieszaniem zmysłów”.

Kto podjął decyzję o szturmie? Nie wiadomo. Jak się rozpoczął szturm? Są sprzeczne wersje. Ilja Milsztejn z gazety internetowej „Grani” pisze: „3 września o godzinie 13.03 w terrorystów i zakładników, znajdujących się w sali gimnastycznej, wystrzelono pocisk z granatnika stojącego na dachu pobliskiego domu, 22 sekundy później z dachu drugiego domu również oddano strzał, zaczęło się piekło”. Według oficjalnej wersji było inaczej: na skutek spięcia w przewodach doszło do wybuchu bomby, podwieszonej przez terrorystów w sali gimnastycznej.

Ofiary zamachu pochowano na miejscowym cmentarzu, który nazwano „Miastem aniołów”. „Tu zawsze są łzy. Tu nie można inaczej – pisze Allenowa. – Pewnego razu przyjechał muzułmanin z Tatarstanu. Zdjął buty i obszedł cały cmentarz na kolanach, zatrzymując się przy każdym grobie. […] Susanna Dudijewa, szefowa komitetu matek Biesłanu, była tym bardzo poruszona. Przedtem myślała, że ten cmentarz jest świętym miejscem tylko dla matek”.

O dziesiątej rocznicy tragedii Biesłanu obszernymi materiałami przypomniały dziś w Rosji internetowe media opozycyjne i niektóre tytuły prasowe. Telewizja, która w Rosji jest jedynym liczącym się środkiem rzeczywiście masowego przekazu, nie przypomina biesłańskiego koszmaru, nie analizuje wydarzeń, ich genezy, ich skutków (wyjątkami są angielskojęzyczna RT, która przygotowała okolicznościowy reportaż zawierający rozmowy z uczestnikami wydarzeń oraz TV Rain – Dożd’, telewizja dostępna w internecie). Władza odrobiła swoje lekcje i wyciągnęła wnioski: im mniej się mówi, im mniej wiadomo, im mniej się wnika w istotę tego, co się stało, tym dla nas lepiej – po co dłubać w przeszłości, jeszcze się wydłubie coś niepokojącego. A społeczeństwo? Według ostatniego sondażu Centrum Lewady, aż 62 procent pytanych uznało, że władze zrobiły wszystko, aby uratować zakładników (dziesięć lat temu ten współczynnik wynosił 54%). 42% uważa, że władze mówią „tylko część prawdy” (w 2004 r. tak uważało 56%). Całość badania można znaleźć tu: http://www.levada.ru/01-09-2014/zakhvat-terroristami-shkoly-v-beslane. Do odrabiania lekcji nikt nie zagania.

Organizacja Matki Biesłanu złożyła pozew przeciwko państwu w strasburskim trybunale. Proces ma się zacząć 14 października. Pozew złożyło 447 obywateli Rosji, uważają oni, że władze naruszyły prawo obywateli do życia.

PS Przez cały dzień 1 września prezydent Putin nie poświęcił dziesiątej rocznicy biesłańskiej tragedii ani słowa.