Archiwa tagu: Siergiej Ławrow

Śmiech na sali

10 lutego. Na monachijską konferencję bezpieczeństwa przyjeżdżają poważni politycy, z trybuny padają poważne stwierdzenia dotyczące trendów w polityce światowej. Tegoroczna konferencja wejdzie do annałów jako ta, na której użyto w tych poważnych dysputach nowej broni: śmiechu.

Jednym w mówców podczas obrad 7 lutego był minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow. W nieskazitelnym garniturze, w doskonale dobranym krawacie wyglądał jak stuprocentowy kapłan dyplomacji. Jego trzynastominutowego oficjalnego wystąpienia zgromadzeni wysłuchali bez szczególnie ekspresyjnych reakcji. Ławrow mówił o tym, że USA i UE dążą do poderwania bezpieczeństwa w Europie, w tym na Ukrainie (konflikt na Ukrainie wywołał Zachód, a jakże), łamią ustalenia aktu helsińskiego, Rosja nie może na to spokojnie patrzeć, a Bruksela zawiodła na całej linii, weszła na drogę konfrontacji i generalnie współpraca rosyjsko-unijna nie wytrzymała próby, na dodatek Stany mieszają, rozmieszczają elementy tarczy przeciwrakietowej w Europie, nie licząc się z protestami Moskwy. Były ambasador USA w Moskwie Alexander Vershbow jeszcze w trakcie tej oskarżycielskiej mowy Ławrowa zamieścił znamienny komentarz na Twitterze: „Rosja narusza wszystkie helsińskie zasady, tymczasem Ławrow nawołuje do ich przestrzegania. Ciekawa logika!”.

Tą ciekawą logiką Moskwa błyska na politycznych salonach nie od dziś. Dalej zrobiło się jeszcze ciekawiej. Po odczycie był czas na zadawanie pytań.  Na widowni siedziało około dwustu polityków z wysokich półek. Jako pierwszy głos zabrał szef komisji Europarlamentu ds. polityki zagranicznej Elmar Brok. Przypomniał, że Rosja anektując Krym, pogwałciła najważniejsze europejskie normy. Ławrow odpowiedział z godnością, że [zeszłoroczne] wydarzenia na Krymie przebiegły zgodnie ze statutem ONZ. W tym momencie wielu obecnych wybuchło gromkim śmiechem. Ławrow jako stuprocentowy kapłan dyplomacji zareagował na ten niespodziewany afront spokojnie: odparł, że gdy Brok zadawał mu pytanie o Krym, też miał ochotę się roześmiać, ale się powstrzymał. Nie powstrzymał się natomiast od przedstawienia kolejnych aktów strzelistych „krymskiej religii” Kremla: standardowo oskarżył Zachód o stosowanie podwójnych standardów w kwestii Krymu. „Bo w Kosowie nie było referendum, a i Niemcy też się zjednoczyły bez referendum. Byliśmy gorącymi zwolennikami tego”. Po tej replice Ławrowa w sali wybuchła wrzawa, śmiech mieszał się z okrzykami niezadowolenia i gwizdami. I tu Ławrow zareagował powściągliwie i dowcipnie: „Nad stanowiskiem Rosji można się śmiać – śmiech wydłuża życie”.

Dziwne poczucie humoru.

Lepszy rosyjski stół

Krym nie był deserem, był przystawką. I to przystawką, która niezmiernie zaostrzyła narodowe apetyty. Nie słodkie rodzynki i wanilia, a gorzkie migdały, pieprz i ostra papryka znacznie lepiej odpowiadają wojowniczym nastrojom w Rosji, wzbudzonym „małą zwycięską”, a na dodatek bezkrwawą wojną na Krymie. Mniejsza o przyprawy, chodzi o to, by znów zasiąść przy „lepszym rosyjskim stole”. Przy stole, przy którym zapadają najważniejsze decyzje. W Zgromadzeniu Ogólnym Narodów Zjednoczonych Rosja poniosła klęskę w głosowaniu nad rezolucją potępiającą aneksję Krymu? Ha! Obama nazwał Rosję regionalnym mocarstwem? Och! Nie będzie już grupy G8? Pff… W takim razie wywracamy tamte stoliki i stawiamy własny.

Teraz wielka rosyjska machina państwowa – od MSZ, przez Dumę, delegację do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, gazowników, dziennikarzy, ideologów, propagandystów i pomniejszych ideowych wolontariuszy niewidzialnego frontu po generalicję i zaciągi prorosyjskich tituszek rozrabiających we wschodnich obwodach Ukrainy – trudzi się nad zestawieniem odpowiednio przyprawionego głównego dania przy tym stole.
Co więcej – minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow już sprasza gości. Rosyjska dyplomacja staje na głowie, żeby uzmysłowić całemu światu, jak bardzo źle się dzieje na Ukrainie, którą koniecznie trzeba sfederalizować, której trzeba dać nową federacyjną konstytucję. I to szybko, już, już. Federacyjna mantra powtarzana jest we wszystkich programach publicystycznych i (dez)informacyjnych rosyjskiej telewizji, w codziennych trwożnych oświadczeniach MSZ Rosji, rozpisywana na głosy w gazetach, blogach, forach internetowych. Patriotyczna piana uderza do rosyjskich głów, mąci umysły, podgrzewa nastroje społeczne. To temat na oddzielną rozprawę. Wróćmy do federacyjnych baranów dla Ukrainy.
No bo jeśli nie federalizacja od zaraz, to na razie kontrolowany chaos na wschodzie. Rozdmuchiwany do histerii przez rosyjskie media. Chodzi o wytworzenie wrażenia zamętu przed 25 maja.
Wybory prezydenckie na Ukrainie? Jakie wybory? Bez federacyjnej konstytucji? Mowy nie ma. Te wybory będą nielegalne – trąbią propagandowe tuby Kremla. Mieszkańcy wschodnich regionów – przekonują – nie chcą władzy Kijowa, zobaczcie: ruszyli się, ogłosili własne republiki – doniecką, ługańską, charkowską. Proszę bardzo, zuchy! I niech ukraińskim władzom w głowie nie postanie użyć siły wobec tych, którzy zajęli budynki użyteczności publicznej i wywiesili na nich flagi obcego państwa. A więc w zamyśle Moskwy, podsycany umiejętnie separatystyczny chaos na wschodzie ma uniemożliwić wybranie prezydenta, którego legalność trudno będzie podważyć. A wśród startujących liczących się kandydatów nie ma człowieka Moskwy. Rosja szyje grubymi nićmi. Jest mocno zdeterminowana. Argumentacja kupy się nie trzyma, ale to nie szkodzi. Wobec tego krzyczmy jeszcze głośniej: Rosjanie są gnębieni przez banderowską juntę, trzeba im udzielić pomocy, a co najmniej sfederalizować Ukrainę!

Popatrzmy jeszcze, nad czym trudzi się minister Ławrow, kogo chce posadzić przy tym lepszym rosyjskim stole. Otóż, dyplomaci z Rosji, USA i UE, a Ukrainę mają przy nim reprezentować przedstawiciele Kijowa i… wschodnich regionów. Zadziwiająca koncepcja. Któż ze wschodu miałby mieć mandat do takich rozmów i na jakiej podstawie ( bo jednocześnie Rosja podkreśla, że do stołu nie zaprasza oligarchów, pełniących obowiązki gubernatorów z nadania nowych władz w Kijowie)? Ponadto Rosja chce się zawczasu zapoznać z przygotowywanym projektem ukraińskiej konstytucji – zapowiada Ławrow. Dlaczego? Bo Rosja nie chce uprawomocnić swoją obecnością konstytucji, której wcześniej nie widziała – mówi Ławrow. Pozostaje zadać pytanie: a po co Rosja chce oglądać na którymkolwiek etapie konstytucję obcego państwa? I jeszcze jedno: dlaczego Rosja, która separatyzm czeczeński brutalnie rozjechała czołgami, teraz tak zażarcie kibicuje grupkom separatystów, szturmujących siedziby władz w Doniecku czy Ługańsku? I kim są ci separatyści, którzy zyskali sympatię Moskwy, programowo zwalczającej separatyzm? To kolejny temat na oddzielną rozprawę. I jeszcze: gdyby separatyści opanowali jakiś budynek rządowy w jakimś rosyjskim mieście, czy rosyjskie władze zachowałyby spokój, nie używały siły etc. (dla ułatwienia dodam, że przepychanki na ulicach Moskwy w przeddzień inauguracji prezydenta Putina dwa lata temu zakończyły się aresztowaniami, a potem wysokimi wyrokami łagru dla tych, którzy rzekomo stawiali opór policji, łojącej pokojowych demonstrantów pałami, cóż dopiero mówić o próbach zajęcia budynków rządowych).

Łamańce ministra Ławrowa mają najwyraźniej przekonać zagranicznych partnerów, by Moskwa mogła mieć decydujący głos w sprawach uregulowania kryzysu ukraińskiego – to znaczy by mogła umeblować ukraiński dom wedle własnego gustu. Zabiegi dyplomatyczne to może się okazać za mało. Szef komitetu ds. obronności Rady Federacji przypomniał, że pan prezydent ma już od dawna w szufladzie zgodę izby na użycie sił zbrojnych za granicą w obronie ludności rosyjskojęzycznej. Jeszcze z tego prawa nie skorzystał, ale przecież w każdej chwili może. Ponadto Kreml jak zwykle sprawnie posługuje się gazrurką – codziennie ogłasza komunikat o rosnących cenach gazu dla Ukrainy i podlicza rosnące długi.
Te dania na lepszym rosyjskim stole nie wyglądają zbyt zachęcająco. Niestrawność po nich wysoce prawdopodobna.