Archiwa tagu: wojna hybrydowa

Dialog. Jednak dialog

Na wschodzie Ukrainy „zielone ludziki” proklamują, prowokują, prorokują. „Rosyjska wiosna” wszelako ciągle się nie udaje w wydaniu ograniczonej operacji specjalnej. Ograniczonej do ograniczonych działań siłowych i szytych grubymi nićmi prowokacji. Rosyjskie samoloty naruszają więc przestrzeń powietrzną Ukrainy. A rosyjska armia ćwiczy znów w odległości kilku kilometrów od granicy z Ukrainą. Straszy? Jątrzy? Dyscyplinuje? Czy szykuje się do skoku? Czy nadal będzie prowadzić hybrid warfare – wojnę hybrydową, najnowszy wynalazek Władimira Putina, chcąc zerwać wybory prezydenckie na Ukrainie?

W swoich nieustannych zabiegach dyplomatycznych przedstawiciele Moskwy podkreślają, że Rosja nie jest stroną w konflikcie na Ukrainie. Zdaniem rosyjskiej dyplomacji, to konflikt wewnętrzny, a Rosja może być obserwatorem, rozjemcą, doradcą. Ruki swobodnyje. Obserwuje sytuację pod specyficznym kątem widzenia. Widzi to, czego nie ma, nie widzi tego, co jest. Ogłoszoną przez Kijów operację antyterrorystyczną mającą na celu wyparcie z okupowanych budynków „zielonych ludzików” nazywa wręcz zbrodnią. „Armia ukraińska przeprowadza operację karną, popełnia zbrodnię wobec własnego narodu” – mówi prezydent Putin. Widocznie zapomniał już, bo to dawno było, że sam poszedł wielką armią na Czeczenię. Operacja antyterrorystyczna na Kaukazie Północnym, terytorium krnąbrnym i ciągle buszującym w wojennym zbożu, trwa zresztą do dziś. Kilka dni temu podano, że „siły specjalne zlikwidowały w Dagestanie terrorystkę samobójczynię”, wcześniej w trakcie operacji antyterrorystycznej zlikwidowano pięciu bojowników. Ale to sukces rosyjskich służb specjalnych i nic poza tym, żadnych analogii. Żadnych. Nie, nie, to nie są podwójne standardy, w rozumieniu Moskwy podwójne standardy to wyłączna domena zdradliwego i tchórzliwego Zachodu.

Ciekawe pytanie zadaje w swoim blogu Marat Gelman: „Gdy na Majdanie trwał protest, 38 procent mieszkańców obwodu donieckiego chciało przyłączyć się do Rosji. Teraz 18 procent. Spytałem, dlaczego tak się dzieje. Otrzymałem odpowiedź: mieszkańcy oglądają te same programy, co i w Rosji, ale w odróżnieniu od Rosjan wiedzą, co naprawdę się dzieje”. A skoro mówimy o programach rosyjskiej telewizji, to zwróciłam uwagę na pewien fragment zajmującego talk show „Politika” (1tv). Prowadzący Piotr Tołstoj zaprosił do studia m.in. uczestników wydarzeń we wschodnich regionach Ukrainy. Jeden z nich opowiadał o takim epizodzie: „podchodzi mężczyzna i coś mówi po ukraińsku, a ja po ukraińsku nie bardzo rozumiem”. Mieszkaniec Ukrainy. Nie rozumie po ukraińsku najprostszych rzeczy. Rosja jako jeden z argumentów wyciąga złe traktowanie języka rosyjskiego na Ukrainie. Jak uchował się od ukrainizacji ten mieszkaniec wschodu Ukrainy? Jakim językiem się posługiwał? Syngaleskim?

Ułaskawiony w zeszłym roku Michaił Chodorkowski chce się posługiwać nawet w sytuacji tak rozognionego konfliktu językiem dialogu. Ponownie wybrał się do Kijowa, gdzie zorganizował dwudniowy kongres „Ukraina – Rosja: dialog” – symboliczną akcję solidarności rosyjskiej i ukraińskiej inteligencji na rzecz poszukiwania dróg przeciwdziałania wojnie informacyjnej i propagandzie państwowej. Podsumowaniem dyskusji o sytuacji na Ukrainie, ze szczególnym uwzględnieniem wschodnich regionów, roli Cerkwi, mediów, statusie języka rosyjskiego, była rezolucja „O odrodzenie i rozwój współdziałania kulturalno-intelektualnego”. Z rosyjskiej strony do dialogu w zorganizowanym przez Chodorkowskiego forum przystąpili, jak to określił jeden z uczestników, weteran radzieckich dysydentów Aleksandr Daniel, „odszczepieńcy, narodowi zdrajcy i żydobanderowcy. Nasi ukraińscy przyjaciele powinni zdawać sobie sprawę, że my wszyscy razem bardzo mało możemy, ale każdy z nas z osobna może bardzo dużo. Nowa epoka, która zaczęła się pod koniec lutego, to nie epoka zbiorowej odpowiedzialności, w Rosji to epoka indywidualnej odpowiedzialności, każdy odpowiada za siebie, za to, co robi”.

Siergiej Kowalow, który ze względu na stan zdrowia nie mógł dotrzeć do Kijowa, wystosował list. List znacznie mniej optymistyczny niż wiele głosów na kongresie, wyrażających nadzieję, że można się dogadać, że inteligencja stanowi siłę mającą coś do powiedzenia. Kowalow uważa, że podział w łonie inteligencji, jaki nastąpił na linii stosunku do aneksji Krymu i polityki Kremla wobec Ukrainy, jest świadectwem bezsilności tych, którzy są przeciw władzy. Zacytuję fragment: „Niestety nie chodzi tylko o mizernych wychowanków KGB. Mamy takie władze, na jakie zasługujemy. Ponad siedemdziesiąt procent ludzi, którzy z entuzjazmem witają aneksję Krymu i kurs Putina na granicy nowych ingerencji, to usprawiedliwienie dla poczynań władz. […] Władze są wychwalane też przez niemałą grupę ludzi cieszących się autorytetem. Wydaje się, że ta część rosyjskiej inteligencji nie zdaje sobie sprawy, jak wielki wnosi wkład w nadchodzące krwawe wydarzenia. Wydaje się, że i w samej Rosji napełnią się więzienia, wydaje się, że znajdą się ci, którzy poprą rządy twardej ręki. Naród, który jest gotów znosić przemoc, sam staje się gwałcicielem. To nasza wina. Pozostaje mi tylko powiedzieć przyjaciołom, z którymi dzieliłem więzienny chleb: wybaczcie nam”.

Gorzko.