Mówiła, że po śmierci Anny Politkowskiej musi kontynuować jej dzieło – przebić mur milczenia wokół zbrodni i przypadków łamania praw człowieka, jakie widziała wokół siebie w Groznym i całej Czeczenii. Kiedy Anna Politkowska czy inni dziennikarze zajmujący się Kaukazem, przyjeżdżali do Groznego, pierwsze kroki kierowali do Natalii Estemirowej – po relacje, po kontakty. Natalia uparcie drążyła tematy, które w przestrzeni publicznej nie istniały od dawna, skrzętnie zamiatane pod dywan. Oficjalnie przecież w Czeczenii nastał już dawno pokój, operację antyterrorystyczną też kilka miesięcy temu zakończono. Nie można więc było mówić o porwaniach, zbrodniach popełnianych przez siły federalne czy ludzi prezydenta Czeczenii Ramzana Kadyrowa. A Natalia Estemirowa niezmordowanie tropiła ślady tych przestępstw. W raporcie o stanie praw człowieka w Federacji Rosyjskiej napisała rozdział o Czeczenii.
Wczoraj została uprowadzona spod swego domu w Groznym, dziś jej ciało znaleziono na terytorium sąsiadującej z Czeczenią Inguszetii.
Wielokrotnie jej grożono, nakłaniano, by przestała „wtykać nos w nie swoje sprawy”. Współpracownicy Estemirowej z czeczeńskiego oddziału „Memoriału” winą za morderstwo obarczają prezydenta Czeczenii Ramzana Kadyrowa, którego Estemirowa krytykowała za brutalizację życia w republice. Kadyrow kategorycznie zaprzeczył, obiecał śledztwo.
Zabójstwo Estemirowej nie jest pierwszym głośnym zabójstwem dziennikarza i obrońcy praw człowieka w Rosji. Władze jak zwykle w takich wypadkach wyrażają oficjalnie oburzenie, zapewniają, że dołożą wszelkich starań, by wykryć sprawców, po czym sprawa przycicha. Na ogół zabójców nie udaje się złapać. A nawet jeśli sprawa dociera do sądu, to wyrok skazujący nie zapada albo zapada, ale wszystko grzęźnie w apelacjach, gdyż w toku prac sąd, obrona, prokuratura dopuszczają taką masę pomyłek, że nie ma podstaw do ferowania wyroków. Czy tym razem państwo rosyjskie okaże się znów bezsilne czy znowu okaże się, że nikt nie może czuć się bezpieczny. Zwłaszcza ktoś, kto z bliska patrzy władzy na ręce.
Z kuriozalnym oświadczeniem wystąpił prezydent Ramzan Kadyrow, którego współpracownicy zamordowanej wskazali jako zleceniodawcę zabójstwa. Zapowiedział, że będzie ścigać sprawców „tradycyjnymi metodami”. Czy to znaczy, że wyjdzie poza ramy prawa?
Prezydent Miedwiediew, zapytany dziś podczas wspólnej z Angelą Merkel konferencji prasowej w Niemczech przez zachodniego dziennikarza o powiązanie zabójstwa Estemirowej z Kadyrowem, złożył okrągłe oświadczenie, że jest wstrząśnięty i dołoży wszelkich starań, by sprawę wyjaśnić, a działalność obrońców praw człowieka uważa za wielce pożyteczną, choć czasami dla władz niewygodną.
Od odpowiedzi na pytanie faktycznie więc się uchylił. Sytuacja na rosyjskim Kaukazie Północnym jest cały czas napięta. Blokada informacyjna wokół Czeczenii zrobiła swoje: ten temat spadł ostatnio z pierwszych stron gazet. A przecież dzieje się tam nadal wiele zatrważających rzeczy.
Kadyrow został przez Kreml wyposażony w nieograniczone pełnomocnictwa. Jedynym jego zadaniem jest zdjęcie problemu czeczeńskiego z porządku dziennego, żeby był spokój. I cisza. Kadyrow wykorzystuje tę złotą wolność „po połnoj programmie”, robi, co mu się żywnie podoba. „Kadyrow ma prywatną gwardię, prywatne struktury śledcze, sam rozstrzyga, co jest prawem. On może przez telewizję zapowiedzieć, że zgodnie z tradycją zemsty rodowej będzie się mścił na swoich wrogach Jamadajewach, może rozstrzeliwać swoich przeciwników na ulicach Moskwy. Zabójstwo Estemirowej to normalny przejaw „uspokojenia ludzi” wedle czekistowskich metod” – napisał w komentarzu politolog Dmitrij Orieszkin.
A zdaniem Andrieja Babickiego, dziennikarza specjalizującego się w tematyce czeczeńskiej, „to zabójstwo zmienia sytuację. Obrońcy praw człowieka byli ostatnim źródłem informacji o tym, co dzieje się w Czeczenii. To sygnał, by przestali mówić, by przestali upominać się o prawa ludzi, pozbawionych na czeczeńskiej ziemi elementarnych praw”.
A może jednak zabójstwo Estemirowej zmieni ten chory układ?