Archiwa tagu: Igor Girkin

Pozwany Igor Girkin

16 lipca. Jutro smutna rocznica – rok temu samolot pasażerski Malezyjskich Linii Lotniczych lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur został zestrzelony nad Donbasem, na pokładzie znajdowało się 298 osób, nikt nie przeżył, ciał dwóch osób do tej pory nie udało się znaleźć. Samolot został (najprawdopodobniej, jak zastrzegają niemal wszystkie światowe media piszące o katastrofie) zestrzelony rakietą ziemia-powietrze, wystrzeloną z kompleksu Buk.

Śledztwo w sprawie wyjaśnienia przyczyn katastrofy prowadzi międzynarodowa komisja. Wczoraj telewizja CNN, powołując się na holenderskie źródła, podała, że w raporcie śledczych znalazło się sformułowanie o winie prorosyjskich separatystów.

Wokół katastrofy trwają gry polityczne. O rosyjskich pisałam w blogu wielokrotnie (ostatnio 27 czerwca http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2015/06/27/blogerzy-podniebnych-drog/ z kilkoma uzupełnieniami w komentarzach). Napięcie rośnie. Wniosek w sprawie powołania międzynarodowego trybunału złożony przez Holandię, Malezję, Australię, Belgię i Ukrainę w ONZ, który ma być rozpatrywany na najbliższym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa NZ, doprowadził rosyjskich dyplomatów do białej gorączki. Dlaczego? Ich wyjaśnienia są mniej niż przekonujące: bo to inicjatywa kontrproduktywna. Bloger Andriej Malgin tak to skomentował: „Przez cały rok Rosja przekonywała nas, że są niepodważalne dowody, że zestrzeliła Ukraina. Gdyby takie dowody Rosja rzeczywiście miała, to powinna robić wszystko, by powołać taki trybunał. Ale nie, w zeszłym tygodniu przedstawiciel FR przy ONZ pan Czurkin, przedstawiając argumenty, dlaczego trybunał jest zbędny, wspomniał, że były i inne przypadki, kiedy wojskowi nienaumyślnie zestrzeliwali pasażerskie samoloty, przy czym nigdy żadnych międzynarodowych trybunałów nie powoływano, a czasami nawet nie dochodziło do rozpatrywania sprawy w sądzie. Oświadczenie Czurkina oznacza, że Rosja w tej sprawie wycofała się na z góry upatrzone pozycje i umacnia nową linię obrony. Ale ponieważ Federacja Rosyjska nigdy nie mówi prawdy, to znaczy, że sprawy mają się jeszcze gorzej: czyli że samolot nie został zestrzelony przypadkiem”.

Gorzej mają się sprawy Igora Girkina vel Striełkowa, który w zeszłym roku ostro mieszał w zaczynie „rosyjskiej wiosny” na Donbasie, potem pokornie zmył się do Rosji. W poszukiwaniu miejsca na scenie politycznej od czasu do czasu udziela mediom wywiadów, w których opowiada rzeczy odbiegające od oficjalnej kremlowskiej wersji wydarzeń (inna sprawa, że kremlowska linia propagandowa też się gnie i zmienia w zależności od okoliczności).

Wczoraj w dalekim Chicago do sądu wpłynął pozew w imieniu osiemnastu rodzin ofiar katastrofy Boeinga 777 przeciwko Igorowi Girkinowi. Byłemu ministrowi obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej zarzuca się zorganizowanie ostrzału samolotu, co doprowadziło do śmierci 298 osób. Dlaczego przed obliczem amerykańskiego sądu? Bo Malezyjskie Linie Lotnicze mają przedstawicielstwo w USA i za pośrednictwem tego przedstawicielstwa niektórzy pasażerowie nabyli bilety na feralny lot.

Pozywający domagają się wypłaty rekompensaty w wysokości 900 mln dolarów. W tekście pozwu podkreśla się, że Girkin działał na Ukrainie „za zgodą Kremla” i wydał rozkaz/współdziałał/namawiał do popełnienia wzmiankowanego czynu osoby, które wystrzeliły fatalną rakietę. Wydał rozkaz, a więc ponosi winę. Jak pisze informująca o pozwie brytyjska gazeta „The Telegraph”, adwokat rodzin ofiar zapewnia, że nie chodzi o pieniądze, ale o to, by Girkin wyjaśnił okoliczności zestrzelenia i aby zmusić Rosję do podjęcia współpracy z międzynarodowym trybunałem.

Girkin vel Striełkow rok temu dowodził oddziałami tak zwanego pospolitego ruszenia w Donbasie. 17 lipca 2014 roku w Twitterze pochwalił się, że w rejonie miejscowości Torez jego podwładni zestrzelili An-26 [należący do ukraińskich sił zbrojnych]: „Uprzedzaliśmy, żeby nie latać po naszym niebie. Ptaszek spadł na terytorium bezludnym, cywile nie ucierpieli”. Wpis pojawił się w sieci o godzinie 16.50 czasu ukraińskiego, Boeing 777 zniknął z radarów o 16.20. Jakiś czas potem zniknął wpis Striełkowa.

Reakcja Girkina na pozew w amerykańskim sądzie na razie nie jest znana.

Blogerzy podniebnych dróg

27 czerwca. Holendrzy rozważają możliwość powołania międzynarodowego trybunału pod egidą ONZ, który miałby rozpatrzyć sprawstwo katastrofy malezyjskiego samolotu pasażerskiego w lipcu ubiegłego roku nad Donbasem – poinformowała agencja Reutera. W ramach tego trybunału miałyby współpracować wszystkie zainteresowane kraje. Inicjatywę Holandii poparła Malezja.

Utworzenie trybunału będzie wymagało zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ, a w Radzie prawo głosu i prawo weta ma Rosja. Już rosyjski MSZ wystąpił w gniewnym komunikatem, że „nie należy podejmować pospiesznych działań, a poczekać, aż zakończy się śledztwo”, że takie posunięcia są tendencyjne i kontrproduktywne.

Z przecieków prasowych wynika, że rezultaty śledztwa międzynarodowej komisji śledczej zostaną niebawem opublikowane, wersją najbardziej prawdopodobną jest zestrzelenie samolotu rakietą wystrzeloną z kompleksu Buk produkcji rosyjskiej z terytorium kontrolowanego przez siły prorosyjskie. Jakiś czas temu w zachodnich mediach pojawiły się informacje, że holenderska prokuratura na podstawie zapisów rozmów ustaliła, że załogą Buka dowodził generał GRU Siergiej Nikołajewicz Pietrowski, pseudonim Chmuryj (Ponury). Pietrowski wiosną 2014 roku odszedł ze służby czynnej w GRU i zaciągnął się do sił Igora Girkina vel Striełkowa. Strona rosyjska odrzuciła te ustalenia. Co kilka tygodni rosyjskie gazety piszą natomiast z żarem o dowodach winy Ukrainy – publikują na przykład oświadczenia lotników, którzy dowodzą, że malezyjskiego Boeinga strącił ukraiński samolot itd.

Z rosyjskimi fałszywkami rozprawia się ciekawa międzynarodowa grupa blogerów i wolontariuszy, znana pod nazwą Bellingcat, pod wodzą brytyjskiego dziennikarza i blogera Eliota Higginsa. Grupa Bellingcat pracuje wyłącznie na otwartych źródłach, analizuje je i wyciąga wnioski. Niedawno bezlitośnie wychłostała przedstawione przez ministerstwo obrony Rosji zdjęcia, mające dowodzić, że samolot zestrzelił ukraiński Buk. Bellingcat udowodnił, że zdjęcia satelitarne, przedstawione przez rosyjskie ministerstwo obrony, są stare (z czerwca 2014) i „podrasowane” (poddane „cyfrowej redakcji”). Zdjęcia zostały przedstawione przez szychy z ministerstwa na wielkiej zeszłorocznej konferencji prasowej i miały potwierdzić wersję o ukraińskiej winie. Materiał porównawczy Bellingcat znalazł w ogólnie dostępnych zbiorach zdjęć na Google Earth i w bazie Digital Globe.

Blogerzy z Bellingcat wcześniej stwierdzili, że udało się im znaleźć Buk, z którego wystrzelono fatalną rakietę. Buk wjechał na terytorium Ukrainy z Rosji w kolumnie sprzętu wojskowego, dostarczonego przez Rosję (z jednostki w Kursku). 18 lipca (dzień po katastrofie) kompleks Buk został wywieziony z okolic miasta Torez bez co najmniej jednej rakiety.

Są tacy, którzy z powątpiewaniem wzruszają zawodowo ramionami nad śledztwem zapaleńców z Bellingcat (http://thequestion.ru/questions/8039/mozhno-li-polagatsya-na-rassledovaniya-bellingcat-v-otnoshenii-ih-analiza-snimkov-predostavlennyh-ministerstvom-oborony). Ale równolegle z wolontariuszami z tej grupy pracują profesjonalni śledczy z międzynarodowej komisji śledczej, eksperci mający dostęp nie tylko do źródeł otwartych i zajmujący się dochodzeniem. I to oni chcą przedstawić wyniki śledztwa w trybunale, o którym Rosja nie chce słyszeć. Będzie ostro.

Dziennikarz rozgłośni „Echo Moskwy” Siergiej Parchomienko przewiduje: „Ponieważ nic nie zostało z tych głupich historii o samolocie, który latał wokół Boeinga i coś w niego wystrzelił, Rosja stopniowo krok za krokiem ustępuje. Już wiadomo, że to była rakieta klasy ziemia-powietrze, że to była rosyjska rakieta. A skoro tak, to wystrzelić ją mogli tylko rosyjscy specjaliści. Znamy nawet nazwiska tej załogi. Inna sprawa, czy oni jeszcze żyją. Przekonamy się niebawem. Wiele wskazuje na to, że skoro holenderski rząd wszczął rozmowę o trybunale międzynarodowym, to wszystko będzie poważne, że przed trybunałem staną nie jacyś przypadkowi, przechodzący obok żołnierze służby zasadniczej, którzy po cichu palili papierosy w kąciku. Przed międzynarodowym trybunałem stają wyżsi oficerowie, dowódcy, politycy. […] Będzie to miało zasadnicze znaczenie także dla wydarzeń wewnątrz Rosji. Wydaje się, że ludzie, którzy mogą trafić przed oblicze trybunału, zdają sobie sprawę, że ten moment trzeba w miarę możliwości jak najbardziej odwlekać, a poza tym trzeba kopać jakieś okopy, budować linię obrony. Mamy takie doświadczenie z obroną Ługowoja [główny podejrzany w sprawie o otrucie byłego funkcjonariusza FSB, Aleksandra Litwinienki], można było z niego zrobić deputowanego Dumy i powiedzieć światu: on jest pod ochroną. Ale w sprawie zestrzelonego Boeinga będzie zbyt wielu oficerów i dowódców, doradców i innych przedstawicieli patriotycznego kapitału, którym trzeba będzie dać miejsca w Dumie we frakcji LDPR [partia Żyrinowskiego]. Całej frakcji nie wystarczy, by dać im takie schronienie. Nie mówiąc już o tych, którzy stoją wyżej”.

Reakcja rosyjskiego MSZ na koncepcję powołania trybunału mówi o tym, że Rosja zrobi wszystko, żeby trybunału nie było, żeby nie było śledztwa, zrobi wszystko, żeby sypać piaskiem w oczy, żeby się uchylać od odpowiedzialności. Jaki międzynarodowy trybunał? Panie starszy, zamykamy!

Igor Siergiejewicz zmienia zawód

9 czerwca. Klub przywódców światowych mocarstw znów spotkał się w dawnym formacie G7, bez Rosji, która przez kilka lat była ósemką w tym gronie, ósemką z wiecznym znakiem zapytania, ósemką na wyrost, na zachętę. Brak zaproszenia na szczyt w Bawarii to salonowy komunikat: Władimirze Władimirowiczu, nie kupujemy pańskich łgarstw, pan będzie łaskaw zrewidować swoją agresywną politykę wobec Ukrainy i w ogóle, oddać Krym, wycofać wojsko i sprzęt ze wschodnich prowincji Ukrainy, przestrzegać postanowień Mińska-2, a wtedy pogadamy. Pogadamy o zdjęciu sankcji, których nikt nie potrzebuje, pogadamy o szczęśliwym powrocie złotej zasady business as usual. Na razie gadać nie ma o czym, a Obama nawet wspomniał o ewentualności wprowadzenia nowych sankcji w razie ewentualnego zaostrzenia sytuacji.

Czy ten prztyczek w nos podziała wychowawczo? Można mieć wątpliwości. W sztandarowych programach publicystycznych w rosyjskiej telewizji jeden z naczelnych kapłanów propagandy Władimir Sołowjow z lekceważeniem wobec uczestników szczytu G7 dowodził, że to wydarzenie bez znaczenia, jako że bez Rosji nie może być rozwiązany żaden z problemów, o których rozmawiano w Bawarii. Hm, ciekawy aksjomat. Sama Rosja jest problemem i na pewno potrafi problemów dostarczać. Dysponuje rzeczywiście potężnym potencjałem destrukcji. Czy istnieje pozytywny potencjał?

W programach Sołowjowa i jego kolegi Dmitrija Kisielowa (łącznie bite cztery godziny w wieczornym niedzielnym programie) wielokrotnie padało sformułowanie „wojna jądrowa”, „uderzenie jądrowe” itd. Zgromadzeni w studiu politycy i analitycy rozpatrywali taki wariant jako możliwą odpowiedź Rosji na rozmieszczenie w Wielkiej Brytanii amerykańskich rakiet średniego zasięgu. W opublikowanych w połowie maja badaniach Centrum Lewady na pytanie: „Jak pan/pani myśli, czy w razie wojny z Zachodem Putin może wydać rozkaz rosyjskim wojskowym, by jako pierwsi użyli broni atomowej?” 32% odparło, że jest to „wysoce prawdopodobne” lub „prawdopodobne”, 13% uznało ten wariant za nieprawdopodobny, a 42% za mało prawdopodobny. 39% uczestników sondażu powiedziało, że perspektywa użycia broni nuklearnej nie wywołuje u nich strachu. Telewizyjne seanse nienawiści, w których zapowiada się zamienienie paskudnego, zgniłego Zachodu w kupkę radioaktywnego popiołu, przynoszą owoce. ZSRR miał broń atomową, dwa razy do roku na placu Czerwonym prezentował kluchowate rakiety, mogące przenosić ładunki jądrowe, ale jednocześnie zapewniał, że miłuje pokój. Społeczeństwo miało wdrukowane do głów, że wojna jądrowa to totalna zagłada ludzkości. Takich pytań jak te w badaniu Lewady nie zadawano by, gdyby w tamtych czasach istniały sondaże. Ponure to wszystko.

Tymczasem jednak eksperci dyskutują nad możliwością/prawdopodobieństwem wznowienia konfliktu konwencjonalnego. Na wschodzie Ukrainy. Zdaniem wielu ekspertów, formuła Mińska-2 wyczerpuje się, sytuacja jest patowa, Rosja zmierza ku wymuszeniu na Ukrainie i Zachodzie Mińska-3. Jednym ze środków wymuszania może być wznowienie ofensywy. Na Youtube można obejrzeć filmiki jak np. ten:  https://www.youtube.com/watch?v=BiAGMn4d7Ls Pociągi pancerne z czołgami, transporterami, haubicami jadą i jadą.

Tymczasem w tak zwanych Donieckiej i Ługańskiej Republikach Ludowych mamy nowe wzmożenie polityczne. Przedstawiciele samozwańczych władz obu nowotworów złożyli na ręce przedstawicieli OBWE propozycje odnośnie zmian w konstytucji Ukrainy: „niektóre regiony [Ukrainy] mające szczególny status są integralną częścią Ukrainy”. Zostało to powszechnie odczytane jako ustępstwo, przyznanie, że nie może być mowy o samodzielnym bycie „republik ludowych”. Gorący zwolennik rosyjskiej wiosny, rosyjskiego świata, projektu Noworosja, marszu na Kijów i generalnie mocnego uderzenia publicysta Jegor Chołmogorow nazwał te pomysły mocniej: „formułą kapitulacji”. W takim razie po co te czołgi przy granicy z Ukrainą?

Herosi zeszłorocznej rosyjskiej wiosny albo wycofali się na z góry upatrzone pozycje (zostali odwołani przez centralę w Moskwie do domu), albo zostali wyeliminowani strzałem w głowę, albo zostali wmontowani w quasi-państwowe struktury „republik ludowych” i są lansowani przez Rosję jako te siły, z którymi Kijów musi się dogadywać w sprawie statusu Donbasu.

Znowu sięgnę do badań Centrum Lewady. Tym razem badanie dotyczyło rozpoznawalności twarzy rosyjskiej wiosny oraz ich ewentualnego „zagospodarowania” w rosyjskiej polityce. 29% badanych powitałoby z radością aktywność tych person na rosyjskiej scenie politycznej (43% odnosi się do tego negatywnie).

Igor Siergiejewicz Girkin vel Striełkow jest najbardziej znaną postacią z orszaku watażków. Rozpoznaje go 27% Rosjan. Od zeszłego roku szuka zajęcia godnego własnych ambicji. Czasem udziela wywiadów, w których krytykuje politykę Kremla wobec Noworosji, czasem spotyka się z tymi, którzy chcą podsypać grosza na rzecz akcji wspomagających Noworosję, założył fundację, ożenił się. Jakie miejsce mógłby zająć na rosyjskiej scenie, zabetonowanej przez ekipę Putina? Czego oczekują od niego ci, którzy chcieliby go zobaczyć w rosyjskiej polityce? Podkręcenia amoku #Krymnasz i spółka? Rozpędzenia na cztery wiatry skorumpowanej i tracącej na atrakcyjności kliki rządzącej? Striełkow był częścią projektu Kremla, na razie trzyma się w ryzach, nie wzywa do wzięcia Kremla i przepędzenia stamtąd tchórzliwych zdrajców Noworosji. Bo też nadal nie on pisze kolejny rozdział swojej własnej historii.

Czeczeński scenariusz dla Donbasu

3 lutego. Nie tylko twarzowe zdjęcia z koalą w objęciach stanowiły cel wyjazdu Władimira Putina do Australii na szczyt G20 jesienią ubiegłego roku. Okazało się, że rosyjski prezydent pojechał tam z konkretnym planem dotyczącym uregulowania konfliktu wywołanego przez niego samego na wschodzie Ukrainy. Jak ujawnił dziś „Financial Times”, Angela Merkel została w Brisbane uraczona przez Putina „czeczeńskim scenariuszem”. Zgodnie z tym planem, Noworosja miałaby pozostać jako autonomia w składzie Ukrainy i zostać odbudowana przez Kijów ze zniszczeń wojennych. Na podobieństwo sytuacji w Czeczenii, która została zrujnowana przez wojska federalne [na przełomie lat 90. i 2000., notabene na rozkaz wschodzącej gwiazdy rosyjskiej polityki, podpułkownika Putina], a potem zalana [przez tegoż pułkownika] strumieniem pieniędzy spływających na mężny tors i w otwarty trzos Ramzana Kadyrowa. Autorzy materiału w „Financial Times” twierdzą, że Putin w Australii starał się przekonać swoich rozmówców, że najlepszy plan to skłonić ukraińskie władze, by wobec samozwańczych republik prowadziły taką samą politykę, jak Moskwa wobec Czeczenii: by im słono płaciły za lojalność. „Dla byłego oficera KGB taki sposób mógł być logiczny, ale dla córki wschodnioniemieckiego pastora przywiązanej do idei sprawiedliwości to było nie do zaakceptowania” – pisze „Financial Times”.

Nie wiadomo, o czym rozmawiali przez cztery godziny pani kanclerz i pan prezydent w Australii, trudno zweryfikować przecieki „Financial Times”. Ale patrząc na to, co dalej się działo na linii Moskwa-Berlin, można spostrzec, że to był punkt zwrotny. Angela Merkel była po rozmowie z Putinem zszokowana, przestała „kupować” jego narrację i przymykać oko na to, że Moskwa podsyca konflikt w Donbasie. „To było ostatnie osobiste spotkanie Putina i Merkel. Kanclerz, regularnie zwracająca się do Putina z prośbą o to, by wywarł wpływ na separatystów, by zaprzestali walki zbrojnej w Donbasie, oskarżyła Rosję o wykorzystywanie zamrożonych konfliktów do destabilizacji sytuacji w krajach obszaru postradzieckiego, starających się o zbliżenie z Unią Europejską” – napisał w komentarzu portal „Slon”.

Na wschodzie Ukrainy znowu rozgorzała gorąca wojna. Kreml nie zrezygnował z planu uzyskania wpływu politycznego na Kijów. Zdestabilizowany Donbas to doskonały sposób na destabilizowanie całej Ukrainy. Rosja od września ubiegłego roku (od podpisania porozumień mińskich) wzmocniła siły separatystów, parę dni temu do obwodów ługańskiego i donieckiego wjechał kolejny „konwój humanitarny”, mnożą się doniesienia o przerzucaniu z terytorium Rosji „urlopowanych” żołnierzy. Od wielu dni trwają walki w rejonie ważnego węzła komunikacyjnego Debalcewe z użyciem ciężkiego sprzętu, po obu stronach trwa jednocześnie zapalczywa wymiana informacji i dezinformacji. Jednym z tragicznych pól tej wymiany ciosów jest podawanie wzajemnie sprzecznych danych o ofiarach.

Lider donieckich separatystów Aleksandr Zacharczenko kilka dni temu zapalczywie obiecał odbicie z rąk Ukraińców Debalcewe, ogłaszał powszechną mobilizację (chciał powołać pod broń 100 tys. mężczyzn). Na te mobilizacyjne hasła odpowiedział niespodziewanie Igor Girkin vel Striełkow. „Ponieważ moja małżonka jest rdzenną mieszkanką Donbasu (urodziła się na terytorium Donieckiej Republiki Ludowej), proszę rozważyć możliwość zmobilizowania mnie i wcielenia do szeregów sił zbrojnych Donieckiej Republiki Ludowej. Mam 44 lata. Jestem zdolny do służby”. Kto by tam miał wątpliwości, że jest zdolny – już się wykazał, jeszcze jako niepoślubiony rdzennej mieszkance Donbasu rozwodnik, walcząc w Słowiańsku i Doniecku, a potem nagle zostawiając kamratów i rejterując do Rosji.

Ukraiński bloger Petro Szuklinow tak widzi powód urządzenia krwawej jatki pod Debalcewe: „Putin będzie próbował wszelkimi siłami zniszczyć format miński, który nie wpisuje się w jego doktrynę śmierci i chaosu. Jest zainteresowany, by osiągnąć odpowiedni rezultat metodami siłowymi, a następnie przedstawiać Ukrainie warunki. […] Rozmawiać z pozycji siły – to metoda Putina. […] Doktryna Putina to zewnętrzni wrogowie i wojna. Bez wojny na Ukrainie niepodobna cokolwiek objaśnić. Putin bez wojny to kliniczny idiota, który przefiukał piętnaście lat „wstawania z kolan”, tłustych lat rosyjskiej gospodarki w zamian za aneksję Krymu.[…] Wojna to żywioł Putina, z pozycji wojny można jak długo się chce bałwanić społeczeństwo. I tylko dzięki wojnie Putin może utrzymać się u władzy”.

Na razie z ewentualnego „czeczeńskiego scenariusza” realizowana jest faza „prasowania” Donbasu przy użyciu ciężkiego sprzętu bojowego, przywiezionego z Rosji. Ani słowa o tym, by Moskwa zamierzała kiedykolwiek przejść do fazy przekazywania strumieni pieniędzy na odbudowę. Winą za wszystkie zniszczenia nadal obarczać będzie Kijów.

Spowiedź Striełkowa

25 stycznia. Od niemal roku Rosja upaja się tym, jak to Krym z entuzjazmem, w pełni legalnie „wrócił do macierzy”. Prezydent Putin opowiadał, że lege artis deputowani autonomicznego parlamentu krymskiego przegłosowali odpowiednie akty, ludność je poparła, zagłosowała w referendum i nastąpiło szczęście na Taurydzie, obronionej przed krwawą juntą.

I oto bohater pierwszych stron gazet Igor Girkin vel Striełkow w programie internetowego kanału telewizyjnego Нейромир-ТВ (reklamującego się jako niezależna telewizja społeczna, w programie – dużo dyskusji z udziałem „patriotów”) w sporze z Nikołajem Starikowem, piewcą Noworosji i „rosyjskiego świata” wypalił: „Byłem na Krymie od 21 lutego [2014 roku]. Na stronę mieszkańców przeszedł tylko Berkut, pozostałe jednostki MSW znajdowały się pod rozkazami Kijowa. Owszem, wykonywały te rozkazy niechętnie. Widziałem, że żadnego poparcia [dla naszych działań] ze strony władz w Symferopolu nie było. Deputowanych [parlamentu autonomii krymskiej] nasi ludzie z pospolitego ruszenia zbierali, nie ma co ukrywać, żeby zagnać ich do sali posiedzeń, żeby oni przyjęli. Tak, byłem jednym z dowódców tego pospolitego ruszenia. O armii już w ogóle nie mówię: armia znajdowała się pod rozkazami Kijowa. […] Większa część jednostek pozostała wierna Kijowowi i odeszła z terytorium Krymu”.

Całość wypowiedzi można obejrzeć na kanale Youtube: https://www.youtube.com/watch?v=aelwn_UfeN0

„Może powiedzcie to Putinowi. Bo jemu zdaje się, jakoś inaczej tę historię opowiedziano. Przecież niemożliwe, żeby on tyle razy świadomie kłamał” – skomentował wypowiedź „generalissimusa” Girkina Siergiej Parchomienko z Echa Moskwy.

Z ustaleniem wersji tego, co stało się wczoraj w Mariupolu (w wyniku ostrzału zginęło trzydzieści osób, ponad sto zostało rannych), też rosyjskie czynniki mają kłopot. W ciągu dnia doszło do ataku na mieszkalne osiedla Mariupola z użyciem wyrzutni Grad i Uragan. 24 stycznia, godz. 17.39 czasu moskiewskiego, wojowniczy harnaś Donbasu Aleksandr Zacharczenko krzyczy: „rozpoczęliśmy natarcie na Mariupol. Za kilka dni zamkniemy Debalcewe w okrążeniu i zemścimy się za ofiary, za poległych w Doniecku i Gorłówce” (https://www.youtube.com/watch?x-yt-cl=84503534&v=ZZemCBmB7-0&x-yt-ts=1421914688; proszę zwrócić uwagę na aplauz zgromadzenia). Jednocześnie w mediach społecznościowych „kremlowskie boty” rozpowszechniają dwie wieści: że ostrzał Mariupola to prowokacja Ukrainy oraz „rozpoczęło się wyzwolenie Mariupola, wkrótce miasto będzie nasze. Do Krymu zostało 280 kilometrów”. Kolejna depesza, z godziny 20.36: Zacharczenko oświadcza, że jego ludzie nie zamierzają szturmować Mariupola. I oznajmia, że miasto zaatakowały siły ukraińskie.

Głos w sprawie wczorajszego ostrzału zabrała misja OBWE: „analiza miejsc, które zostały ostrzelane, wskazuje, że rakiety Grad zostały wystrzelone z kierunku północno-wschodniego w rejonie miejscowości Oktiabrskij (19 km od ulicy Olimpijskiej w Mariupolu), rakiety Uragan – z kierunku wschodniego, z rejonu miejscowości Zaiczenko (15 km na wschód). Obie miejscowości kontrolowane są przez Doniecką Republikę Ludową. http://www.osce.org/node/136061

Moskwa idzie w zaparte. Do tej pory nie znalazłam informacji o wyrazach współczucia z powodu tak licznych ofiar wśród ludności cywilnej w Mariupolu. Za to podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ rosyjska delegacja zablokowała oświadczenie poświęcone sytuacji w Mariupolu. Rosyjscy dyplomaci zawetowali dokument, w którym potępiano „prowokacyjne wypowiedzi przedstawicieli separatystów” w związku z ostrzałem miasta. Właśnie słowa potępienia nie spodobały się panu Czurkinowi.

Ciekawe, kto się na wzór Girkina-Striełkowa za jakiś czas będzie się spowiadał z decyzji o ostrzelaniu Mariupola.

Putin jest kochany, a separatysta się żeni

Dzisiaj nie było rzęsistych braw podczas 3,5-godzinnej konferencji prasowej prezydenta Putina. Bo też i powodów do aplauzu – jak na lekarstwo. Prezydent już na wstępie zaczarował salę, na której zgromadziło się około tysiąca dziennikarzy (byli przedstawiciele zarówno najważniejszych agencji i stacji telewizyjnych, jak i małych regionalnych periodyków, np. „Triezwyj Pietrograd”), przytoczeniem danych o doskonałych wynikach w produkcji prawoskrętnych śrubek. Następnie sypał w oczy piaskiem zapewnień, że obecny kryzys finansowy – sprowokowany przez czynniki zewnętrzne (sami wiecie jakie) – potrwa najwyżej dwa lata. Dwa lata jak dla brata, a potem wszystko „będzie fajnie i gites”, jak śpiewa Jaromir Nohavica. Bardzo mnie zainteresowała długa tyrada Putina na temat tego, co należy zrobić, żeby sprawy w państwie uległy poprawie: „trzeba pracować” – to po pierwsze, a po drugie i kolejne: zrobić dobry klimat inwestycyjny, biznesowi dać pracować, zapewnić wolność dla przedsiębiorczości, należy zaprzestać prześladowania przy użyciu organów ścigania tych, którzy się nie podobają, trzeba rozwijać prowincję, szczególnie Daleki Wschód. Gdzie ten raj na ziemi? Ma się rozumieć, w Rosji, rządzonej od piętnastu lat przez wszechwiedzącego przywódcę. Ciekawe, co przez te piętnaście lat przeszkadzało Putinowi stwarzać dobre warunki dla rozwoju biznesu?

Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, to nie było nowych akcentów. Na Ukrainie był przewrót, wspierany przez wuja Sama. Rosja nie wykonuje żadnych agresywnych gestów, po prostu coraz dobitniej występuje w swojej obronie. Bo też zewsząd cały świat tylko czyha na to, żeby rosyjski niedźwiedź przeszedł na jagódki i miodzik, a jak osłabnie, to mu wyrwą kły i pazury i zrobią z niego wypchany eksponat do powieszenia na ścianie. Bon moty o miodzie i wypchanym misiu jakoś nie wzbudzały paroksyzmów wesołości wśród zebranych.

Oklaski rozbrzmiały natomiast po wypowiedzi dziennikarki Jekatieriny Winokurowej, która zapytała, ile zarabia Igor Sieczin, prezes naftowego giganta Rosniefti i czy Putin uważa, że to jest w porządku, że ludzie z jego otoczenia mieszkają w pałacach, a staruszki liczą kopiejki na chleb. I tutaj pan prezydent popłynął: powiedział, że nie zna wysokości pensji Sieczina (którego określił jako „efektywnego menedżera”), ba – nie zna nawet wysokości własnej pensji. Ot, przynoszą mu, on to odkłada i nawet nie liczy. Panisko.

Na kilka odważnych pytań – np. dziennikarza z Ukrainy o wysyłanie rosyjskich żołnierzy na wschód Ukrainy czy Ksieni Sobczak o język propagandy i kłamstwa płynące z telewizji – Putin nie udzielił odpowiedzi. Ożywienie na twarzy prezydenta wywołało pytanie o jego życie po rozwodzie. „U mnie wszystko w porządku. Jeden mój znajomy z Europy, ważna figura, niedawno […] zapytał: czy ty kogoś kochasz? Odpowiedziałem: Tak. – A czy ciebie ktoś kocha? Odpowiedziałem: Tak. On widocznie myślał, że całkiem zdziczałem. […] Z Ludmiłą Aleksandrowną zachowaliśmy dobre kontakty, przyjazne. Widzimy się regularnie, już nie mówię o dzieciach, to rozumie się samo przez się”. Można odetchnąć z ulgą: nie zdziczał, kocha i jest kochany.

Opozycyjny polityk Władimir Ryżkow lakonicznie podsumował wielogodzinny rytuał: „Niczego nie zmieniać. Nikogo nie zmieniać. Ani słowa o strasznym wzroście cen i zubożeniu społeczeństwa. Czekać, kiedy ropa znowu zdrożeje i znowu będzie jak dawniej”. Mniej oficjalni komentatorzy na Twitterze nie byli tacy łaskawi i poprawni politycznie. „Oto stenogram wystąpienia Putina: bla, bla, bla, bla, bla, bla…” I tak dziesięć linijek.

Kiedy prezydent dwa tygodnie temu wygłaszał usypiające orędzie, pokasływał. Cóż, grudzień, mógł się przeziębić. Ale dzisiaj też pokasływał i elegancko wierzchem dłoni obcierał nos. Ten kaszel to już tak na zawsze? Twitter kpił, jak zwykle: „Ilekroć Putin zakaszle, tylekroć Nabiullina [prezes banku centralnego] sprzedaje miliard dolarów na podtrzymanie rubla”. „On tak kaszle, gdy kłamie w żywe oczy”.

Uwaga mediów skupiona dziś była na zaklęciach prezydenta, ale nie niepodzielnie. Drugą wiadomością dnia był ślub Igora Girkina vel Striełkowa. Oblubienicą dzielnego rekonstruktora historycznego i człowieka demolującego obwód doniecki została jego asystentka z czasów bujnej wojaczki w Donbasie – Mirosława Reginska. Długonoga blondynka, lat 22, zwolenniczka idei Noworosji. Same plusy dodatnie. Tylko separatyści w Donbasie są niepocieszeni, mówią, że ich Striełkow ostatecznie „kinuł” (zostawił na pastwę losu).

„Noworosja” tańczy i strzela

W obwodzie ługańskim w mieście Antracyt, znajdującym się we władaniu separatystów doszło wczoraj do strzelaniny pomiędzy siłami zbrojnymi Ługandy (czyli Ługańskiej Republiki Ludowej) i kontrolującymi miasto Kozakami. W wyniku strzelaniny jeden z kozackich dowódców i dwaj jego podwładni zostali zabici. O co poszło? O węgiel. Grupa uzbrojonych mołojców oskarżyła władze Ługandy, że nielegalnie handlują węglem z Ukrainą, a forsę chowają sobie do kieszeni. Spór rozstrzygnięto w bezpośredniej walce na giwery. Takie bitwy nie należą do rzadkości. Co rusz się okazuje, że ktoś coś ukradł albo kogoś pobił, albo sobie wziął towar z pomocy humanitarnej i w związku z tym trzeba wyjaśnić, jak to się stało. Najprostszą metodą wyjaśnienia jest mniejsze lub większe pif-paf.

Rosyjska telewizja niemal codziennie pokazuje reportaże z „Noworosji” – ludzie płaczą, bo nie dostają pensji, emerytur, rent, ktoś strzela, pociski trafiają w domy mieszkalne, są ranni, są zabici. Koszmar. Kto strzela – widz musi się sam domyślić: wiadomo, strzelają ONI. Ciekawą koncepcję informowania o wydarzeniach na wschodzie Ukrainy zaprezentowała niedawno telewizja NTW. Reportaż z Donbasu podpisała: „Ukraina. Doniecka Republika Ludowa”. I Panu Bogu świeczkę, i diabłu ogarek. Choć z tego zestawu chyba nic nie „zaświeci”, bo Ukraina nie uznaje żadnej Donieckiej Republiki Ludowej, a DRL nie uznaje Ukrainy ani władzy Kijowa nad sobą.

Sytuacja „Noworosji” na progu zimy jest fatalna. Moskwa nie spieszy się z oficjalnym uznaniem swoich tworów, nie pragnie przytulać separatystów do swego łona w świetle jupiterów, integrować we wspólny system socjalny, bankowy i wszelki inny, jak to się stało z Krymem (a ostatnio z Abchazją). Ukraina wstrzymała operację antyterrorystyczną i obsługę bankową na terytoriach, których nie kontroluje. Przywódcy „Noworosji” już od września zapowiadają, że lada moment wprowadzą ruble jako walutę, ale Moskwa milczy w tej sprawie. Miejscowe media podają, że Doniecka Republika Ludowa założyła własny fundusz emerytalny i od 1 grudnia zacznie wypłacać pieniądze emerytom, ale tylko niektórym kategoriom (inwalidzi). Białe konwoje nie wystarczą, by wykarmić region. Z drugiej strony – Rosji nie zależy, by raz-dwa rozwiązać kwestię „Noworosji”, z wielu różnych powodów. Zdaniem niektórych analityków, rozgrzebana sprawa „Noworosji” to swego rodzaju polisa ubezpieczeniowa, że Ukraina nie ruszy, by odbijać Krym. Taki scenariusz (odbijanie Krymu) może i jest rozpatrywany, ale na pewno nie na najbliższy czas. Rozjątrzona i na nowo rozjątrzana rana Donbasu nie pozwoli Ukrainie wyprostować swoich ścieżek do Europy, do NATO. I z tego punktu widzenia Kreml jak najdłużej będzie utrzymywać sytuację, jak mówią Rosjanie, „podwieszoną”. Głód i chłód w „Noworosji” Moskwa wykorzysta propagandowo (już wykorzystuje), żeby przypisać Kijowowi „ludobójstwo” ludności Donbasu, pozostawionej samej sobie.

Sama nazwa „Noworosja” przestała się pojawiać w oficjalnych wypowiedziach rosyjskich polityków z najwyższych półek. Używają jej „patriotyczni” blogerzy, używają zaangażowani publicyści, optujący za  #Putinvvedivojska. Używa jej też Igor Girkin vel Striełkow, który od kilku tygodni na prawo i lewo udziela rosyjskim mediom wywiadów. W jednym z nich opowiedział, że to on „nacisnął spust”, uruchamiając tym samym działania wojenne na wschodzie Ukrainy i ponosi za to pełną odpowiedzialność. Bardzo samodzielny patriota rosyjski, nieprawdaż? Teraz od kilku dni w Petersburgu organizuje ruch „Noworosja”. W założeniu to nie ruch polityczny, a „humanitarny”, jak zapowiada Striełkow.

Ducha „Noworosji” podnoszą miejscowi i przyjezdni szansoniści. Niedawno zasłużony artysta estrady, właściciel najrówniej przyciętej grzywki świata (nieprzyjaciele mówią, że to nieudany tupecik) Josif Kobzon przybył do Doniecka, by wystąpić w swojej małej ojczyźnie. „Tu znajduje się mój pępek” – przypomniał górnolotnie (śpiewak urodził się w obwodzie donieckim; władze w Kijowie zakazały Kobzonowi wjazdu na terytorium Ukrainy). Kobzon jest obecnie deputowanym Dumy, nadwornym pieśniarzem Kremla, w latach dziewięćdziesiątych przypisywano mu bliskie powiązania z mafią (Kobzon wypierał się ich). Do Doniecka przywiózł insulinę, której brakuje w miejscowych szpitalach i aptekach oraz pieśń. Towarzyszyła mu orkiestra MSW Rosji. Partnerem w piosence „Ja lublu tiebia żyzń” był „premier” Donieckiej Republiki Ludowej Aleksandr Zacharczenko, w pełnej gali przy orderach:

Kilka dni później podobny udany duecik człowiek, który zostawił w Donbasie swój pępek, wykonał z „premierem” Ługandy. Tym razem była to piosenka Anny German „Swietit nieznakomaja zwiezda”. Kobzon nie jest jedynym artystą, który wokalem wspiera „Noworosję”. Jest taka artystka, Wika Cyganowa, z gatunku tych przedstawionych w niezapomnianym „Misiu”: „kochani, ja wam wszystko wyśpiewam”. I rzeczywiście, wyśpiewywała swego czasu Krym, a teraz z wielkim przekonaniem wyśpiewuje „Noworosję”. Na uroczystym koncercie pod koniec października Cyganowa wykonała hymn „Noworosji” (jeden z wariantów hymnu, bo jest ich pono około trzydziestu; Kobzon też śpiewa jakąś wersję):

Tekst tego bombastycznego utworu można znaleźć pod okienkiem z piosenką (na Youtube).

Jeśli chodzi o piosenki kandydujące do miana hymnu „Noworosji”, to na uwagę niewątpliwie zasługuje wersja dancingowa:

Wróćmy jeszcze do pani Wiki. Hitem internetu jest piosenka , którą Cyganowa śpiewa wraz z donieckim akordeonistą Piotrem Matrioniczewem (specjalność kołchozowy punk): „Od Doniecka do Kremla – to ojczyzna moja […] od Słowiańska do Norylska – to ojczyzna moja, niepodzielna, dana od Boga. Wiedzą Stany, wie i NATO: nam obcej ziemi nie nado”. A któż mógłby mieć wątpliwości? Posłuchajcie https://www.youtube.com/watch?v=uHsjrcOoHkM Pod koniec klipu z prawej strony ekranu ukazuje się siedzący nieruchomo człowiek „w kamuflaże”, to Paweł Gubariew, jeden z przywódców nieudanej „rosyjskiej wiosny”.

„Takich hurapatriotycznych pieśni jest w internecie pełno, a będzie jeszcze więcej. Skąd ich popularność? Bo to krótki kurs politologii, historii i geografii w jednym, nie ma po co zaglądać do mądrych książek i podręczników. Posłuchasz trzy minuty i wiesz wszystko: Krym nasz, Donieck też nasz, Odessa również prawie nasza. To lepsze i bardziej efektywne niż wielostronicowe dzieła filozofów i święte czołgi z atomowym prawosławiem Aleksandra Prochonowa” – napisał w opracowaniu na temat muzyki „Noworosji” Andriej Piercew (Slon.ru).

Jest też cała masa pieśni frontowych. Lirycznych i bojowych. Na przykład w wykonaniu barda Władimira Jefimowa „Nie dzwoń do mnie, mamo, na wojnę” https://www.youtube.com/watch?v=VDPiXudOurI

Albo pieśń poświęcona „Spartanom Noworosji”:

https://www.youtube.com/watch?v=G2RqG7yL7h0

Za biegiem wydarzeń nadąża też doniecki rap:

https://www.youtube.com/watch?v=S1jwHYDEZoA

Każdy znajdzie coś dla siebie. Są duszeszczipatielnyje pieśni w tradycjach kozackich dumek, tanga-przytulanga dla bardziej wrażliwych, pieśni wzywające na bój, pieśni dla młodzieży i dostojnych weteranów. Czy rzeczywiście krzepią czy tylko wspierają linię polityczną – linię pełną łamańców, niekonsekwencji, zawirowań, raz z krzyżykiem, raz z bemolem?

Piórkiem i węglem

W Moskwie odbyła się wczoraj „Bitwa o Donbas” – demonstracja zwolenników Noworosji. Przyszło pięćset osób z flagami i hasłami typu: „Putin, rozgoń juntę w Kijowie, a my pomożemy rozgonić piątą kolumnę w Moskwie”. Zbierano pieniądze na pomoc dla Donbasu. Można było za pięć tysięcy rubli nabyć koszulkę z flagą Noworosji. Wśród uczestników dominowały nastroje bojowe, wzywano Putina, by uznał Noworosję i udzielił wsparcia tym, którzy walczą o niepodległość tego bytu. Jeszcze częściej niż apele do Putina rozbrzmiewało pytanie: „A gdzie jest Striełkow?”. Striełkow – były rekonstruktor historyczny, były <?> funkcjonariusz rosyjskich służb specjalnych, były komendant wojskowy Słowiańska, były samozwańczy minister obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej – jest ikoną dla tych, którzy słowem i czynem zbrojnym walczą o Noworosję. Został odsunięty od sprawowania wysokich urzędów w samozwańczej donieckiej republice, co wywołało niezadowolenie w szeregach jego gorących zwolenników. O ikonach i o tym, co robi Striełkow, za chwilę.

A na razie o tym, co powiedział o Noworosji Putin w Mediolanie, gdzie spotkał się z prezydentem Petrem Poroszenką i Angelą Merkel. „[Porozumienia pokojowe z Mińska] nie są w pełni przestrzegane ani przez jedną, ani przez drugą stronę. Na przykład w niektórych miejscowościach, z których pospolite ruszenie powinno się wycofać, bojownicy nadal są. Okazało się, że oni po prostu pochodzą z tych miejscowości, tam mieszkają ich rodziny – żony, dzieci. To subiektywne okoliczności, ale bardzo poważne. Nie można nie brać tego pod uwagę. Postaramy się wpłynąć na tę sytuację, będziemy pośredniczyć, by znaleźć jakieś rozwiązania”. Postaramy się pośredniczyć – no, tak, przecież wszem wobec wiadomo, że Rosja nie jest stroną tego konfliktu, nie ma z nim nic wspólnego, jej żołnierze nie biorą udziału w działaniach zbrojnych. Lotnisko w Doniecku – jeśli kierować się logiką wywodu prezydenta Putina – chcą odebrać armii ukraińskiej stali mieszkańcy lotniska. Mający na wyposażeniu proce produkcji własnej.

Wróćmy do Striełkowa. Ostatnio głośno zrobiło się o pewnej karykaturze autorstwa Siergieja Zacharowa, nazywanego przez ukraińskie media „donieckim Banksym”. Zacharow nie popiera rebelii w Donbasie i dał temu wyraz artystyczny – stworzył karykaturę Striełkowa, na której idol trzyma pistolet przy skroni; pod karykaturą widnieje wezwanie: „Just do it” (tę i inne karykatury autorstwa Zacharowa można obejrzeć tu: http://www.svoboda.org/content/article/26640867.html). W wywiadzie dla Radia Swoboda Zacharow opowiedział, ile kosztowała go ta swoboda wypowiedzi: za stworzenie „antyikony” został zatrzymany przez separatystów, więziony, bity, torturowany; „trzy razy wyprowadzali mnie na egzekucję”.

Tymczasem żyjąca ikona Igor Girkin vel Striełkow – wbrew obawom swoich zwolenników – nie składa broni. Ostatnio zamieścił na swoim blogu obszerny list otwarty, będący polemiką z niedawnym przemówieniem Michaiła Chodorkowskiego wygłoszonym w siedzibie Freedom House w Waszyngtonie. Striełkow występuje pod hasłem „Za wiarę, cara i Ojczyznę” (to jego credo umieszczone w nagłówku bloga) i próbuje dowieść, że Putin przywraca Rosji nadzieję na odrodzenie, a Chodorkowski ze swoimi euroatlantyckimi wartościami nadaje się jedynie na śmietnik.  

Striełkow stara się, by o nim nie zapomniano. 14 października w Dzień Pokrowa (jedno z największych świat prawosławnych) odwiedził Kozaków na Krymie. Na ikonie św. Mikołaja pozostawił posłanie do Kozaków „z braterskimi objęciami i życzeniami wierności wobec ideału kozackiego honoru ku chwale Ojczyzny”. Striełkow czeka na bocznym torze. Najwidoczniej na tym etapie „bitwy o Donbas” nie jest Kremlowi potrzebny. W konflikcie zanosi się na dłuższe przymrozki.

Jedni widzą w Striełkowie ikonę w sensie przenośnym, a inni już od dawna podejrzewają, że Putin jest świętym w sensie jak najbardziej dosłownym. W sieci można znaleźć ikony z wizerunkiem Władimira Putina w aureoli świętości. Jedną część stanowią obrazy stworzone dla oddawania czci drogiemu przywódcy, jak kultowa ikona sekty matki Fotinii (http://omvesti.ru/wp-content/uploads/2012/01/putin_ikona_1.jpg; kilkakrotnie już pisałam o tej ciekawej sekcie: http://labuszewska.blog.onet.pl/2007/12/18/caluja-ikony-bija-mu-poklony/; http://labuszewska.blog.onet.pl/2011/05/29/wspolnota-apostola-putina-dni-nieskonczonych/; http://labuszewska.blog.onet.pl/2012/01/22/swiety-szawel-wladimirowicz/). Drugą grupę przedstawień Putina w aureoli stanowią obrazy satyryczne, wykorzystujące kanoniczne wzorce prawosławnych ikon. Na przykład na ikonie, którą można obejrzeć tu: http://ex-news.com/wp-content/uploads/2014/10/3832876.jpg, Putin został przedstawiony w kanonicznym obrazie Pantokratora; towarzyszą mu zapisane stylizowanymi literami skróty KGB i FSB.

Żołnierze niewypowiedzianej wojny

Tej wojny nie ma, nie została wypowiedziana, choć przecież jest, toczy się, po obu stronach giną na niej ludzie. Moskwa od początku trzyma się narracji, zgodnie z którą konflikt na wschodzie Ukrainy jest wewnętrznym konfliktem ukraińskim, a nie wojną ukraińsko-rosyjską. Narracja rozsypuje się stopniowo jak domek z kart. Rosja bierze udział w tym konflikcie – jej żołnierze strzelają z jej broni. Jej żołnierze giną na tej wojnie. Kijów też ze swej strony nie ogłosił stanu wojennego dla wschodnich obwodów, ukraińska armia działa w trybie operacji antyterrorystycznej.

Wariant z zastosowaniem dyskretnych zielonych ludzików z Krymu okazał się nieskuteczny w warunkach Donbasu. Pamiętacie Państwo skargę Igor Girkina vel Striełkowa (http://labuszewska.blog.onet.pl/2014/05/20/sieroca-grupa-rekonstrukcyjna/), który w opublikowanym w internecie apelu przyznawał, że miejscowa ludność jakoś nie chce chwycić za broń i zasilić jego oddziałów. Na marginesie – kilka słów o losach samego Girkina. Żadnych oficjalnych komunikatów od niego lub o nim nie ma od dawna. Po sieci krążą pogłoski. Podobno został ranny. Ale nie na polu chwały, a w awanturze z krewkim Zacharczenką (nowym „premierem” donieckich samozwańców), który miał mu odstrzelić palec i zrobić dziurę w nodze. Zacharczenko miał potem oznajmić, że Girkin wypełnił swoją misję w Donieckiej Republice Ludowej i „przeszedł do innej pracy”. Ciekawe, jaką misję wypełnił na Ukrainie historyczny rekonstruktor i do jakiej pracy przeszedł.

Zasileniem oddziałów walczących na wschodzie Ukrainy zajęli się inni. Od wczoraj w internecie trwa intensywna dyskusja, czy żołnierze (podlegającej bezpośrednio prezydentowi) pskowskiej dywizji powietrznodesantowej zginęli na wschodzie Ukrainy. Dowódca wojsk powietrznodesantowych generał Szamanow twierdzi, że w jednostce wszyscy są żywi i zdrowi, rzecznik prasowy ministerstwa obrony oznajmił, że podawane przez stronę ukraińską dane o poległych rosyjskich żołnierzach są fałszywką. Tymczasem w ciągu ostatnich dwóch dni na cmentarzu w Wybutach pod Pskowem przybyły nowe groby, m.in. dwóch żołnierzy jednostki (Ukraińcy podawali, że w ich ręce pod Ługańskiem trafił transporter opancerzony z dokumentami oraz żołnierze pskowskiej dywizji). Pogrzeb(y) odbywał(y) się pod ochroną żołnierzy, osób postronnych nie wpuszczono (reportaż m.in. w „Nowej Gazecie” http://www.novayagazeta.ru/society/64975.html i tu http://www.echo.msk.ru/blog/schlosberg_lev/1387492-echo/).

Dzisiaj Kijów przedstawił materiały dotyczące zatrzymania dziesięciu rosyjskich żołnierzy na obszarze objętym działaniami zbrojnymi w obwodzie donieckim. Anonimowy przedstawiciel ministerstwa obrony Rosji odparł, że żołnierze najprawdopodobniej zabłądzili i znaleźli się na Ukrainie przypadkiem. Przypadki chodzą po ludziach, nie od dziś wiadomo. Ale czy akurat po tych umundurowanych ludziach – to już inna sprawa. Reakcja blogerów była błyskawiczna. Jewgienij Lewkowicz: „Pytają Władimira Putina: – Co z rosyjskimi komandosami? – Oni zabłądzili – pada odpowiedź” (nawiązanie do słynnej odpowiedzi Putina na pytanie Larry Kinga: – Co się stało z Kurskiem? – On utonął). Blogerzy proponują też, by Ukraińcy przekazali zabłąkanych żołnierzy Putinowi dzisiaj w Mińsku – przed kamerami, żeby się nie mógł wykręcić.

A o samym mińskim spotkaniu – w następnym wpisie (gdy to piszę, spotkanie dopiero się zaczyna), a tymczasem jeszcze garść szczegółów o zabłąkanych zielonych owieczkach ze strony internetowej Radia Swoboda: „Ogłoszono ćwiczenia taktyczne w nocy z 23 na 24 sierpnia, grupa wyruszyła w stronę Ukrainy, bez utrzymywania łączności. Grupa przekroczyła granicę i udała się w kierunku Iłowajska. W skład grupy, według zeznań zatrzymanych rosyjskich żołnierzy, weszły dywizjon artylerii, kompania zwiadu i logistyka, ogółem 350-400 osób, 30 pojazdów desantowych i inne pojazdy, łącznie 60. W czasie marszu dwa pojazdy odbiły się od grupy, zostały okrążone przez wojsko ukraińskie. Zatrzymani byli ubrani w mundury bez znaków rozpoznawczych”. Dane żołnierzy i zapis ich zeznań można obejrzeć m.in. tutaj: http://www.svoboda.org/content/article/26550561.html

Minister spraw zagranicznych Rosji z wystudiowanym kamiennym wyrazem twarzy oznajmił, że takie wiadomości są efektem wojny informacyjnej. Minister zapowiedział ponadto, że Moskwa organizuje kolejny konwój z pomocą humanitarną dla Donbasu.

Pierwszy biały konwój nie mógł się doczekać na zgodę Kijowa i kontrolę Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża i bez zezwoleń i kontroli wjechał na Ukrainę. Ile dokładnie kamazów przekroczyło granicę – nie wiadomo. Co wwiozły – też nie wiadomo. To było na odcinku granicy niekontrolowanym przez Ukraińców. Rosyjska telewizja pokazała, jak jakieś ciężarówki gdzieś rozładowują, może w Doniecku, może w Ługańsku, a może jeszcze gdzie indziej. W ciężarówkach były białe worki. Następnie po rozładunku ciężarówki ruszyły z powrotem do kraju. Strona rosyjska zapewnia, że puste. Strona ukraińska utrzymuje, że wywieziono w nich sprzęt, zdemontowane linie produkcyjne zakładów w Ługańsku. Może ciała zabitych rosyjskich żołnierzy. Może, może… Tak czy inaczej, na podstawie doniesień mediów trudno się zorientować, jak to z tym trojańskim konwojem było. Pierwszy konwój, który wjechał i wyjechał, stworzył ważny precedens: można jeździć, można wozić, co się chce. Rosjanie „woszli wo wkus” i zrobią teraz biały wahadłowiec, kursujący wedle uznania do Ługańska-Doniecka i z powrotem. O ile będzie to potrzebne. Zaczekajmy na wyniki rozmów w Mińsku.

Kamazy i pustka

Sytuacja wokół rosyjskiego konwoju humanitarnego dla mieszkańców wschodu Ukrainy nadal nie jest jasna. Władze Ukrainy uznały, że konwój nie ma charakteru pomocy humanitarnej. Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu zapewnił, że rosyjska armia nie ma nic wspólnego z konwojem. Międzynarodowy Czerwony Krzyż (MCK) wie tylko tyle, że prawie trzysta kamazów stoi w rosyjskim obwodzie rostowskim niedaleko miasta Kamiensk Szachtinski. Przedstawicielka organizacji oświadczyła, że MCK gotów jest wziąć kolumnę białych kamazów pod swoją jurysdykcję, ale by mogło do tego dojść, potrzebne jest porozumienie Ukrainy i Rosji. A takiego porozumienia brak. Rosyjski MSZ wydaje groźne pomruki niezadowolenia, Kijów odwzajemnia, wzywając, by Moskwa przekazała wreszcie spis ciężarówek i ich zawartości oraz trasę przejazdu. Odnośnych dokumentów brak. Tymczasem dziennikarze i blogerzy rozpowszechniają zdjęcia pustych lub ledwie napełnionych wielkich kamazów (można je obejrzeć m.in. tu: https://twitter.com/KSHN?original_referer=http%3A%2F%2Fwww.svoboda.org%2Fcontentlive%2Fliveblog%2F26532017.html&tw_i=500219240272891905&tw_p=tweetembed).

Przez sieci społecznościowe przewalił się szkwał komentarzy: „Dziennikarze twierdzą, że kamazy są do połowy puste, a rosyjskie ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych, że do połowy pełne”; „Osobiście nie ma pretensji do naszego ministerstwa ds. sytuacji nadzwyczajnych, samemu mi się zdarza zapomnieć wziąć coś z domu, a oni po prostu zapomnieli zabrać obiecanej pomocy humanitarnej”; „Już wiem – w kamazach wieźli rosyjskie powietrze, żeby wesprzeć siły [prorosyjskiego] pospolitego ruszenia. Powietrze i wiarę”.

Nie wszyscy jednak żartują z pustych czy pełnych ciężarówek. Mnożą się publikacje, w których wskazuje się, że konwój był zorganizowany „dla otwoda głaz”, czyli jako operacja przykrycia dla ważniejszej operacji czy dostawy. Może chodziło o dostarczenie pomocy dla separatystów. Sytuacja z wejściem na terytorium Ukrainy kolumny techniki wojskowej też nie jest jasna. Choć nowy „premier” Donieckiej Republiki Ludowej Zacharczenko powiedział, że dostali wsparcie. Jego wystąpienie można obejrzeć w youtube: https://www.youtube.com/watch?v=BjAvnUa1Wak

Oto Zacharczenko na sesji „parlamentu”, obraca w dłoni paczkę papierosów, opowiada, że armia „republiki” właśnie otrzymała uzupełnienia: 150 jednostek sprzętu, w tym 30 czołgów i 120 pojazdów opancerzonych oraz 1200 ludzi, którzy w ciągu czterech miesięcy przechodzili szkolenie na terytorium Federacji Rosyjskiej.

Szczyty władzy, że się tak patetycznie wyrażę, obu samozwańczych republik przechodzą reinkarnację. Pisałam już o tym, że Igor Girkin vel Striełkow przestał być „ministrem obrony” Donieckiej Republiki Ludowej, dostał <od kogo?> miesiąc urlopu, a po urlopie ma tworzyć nową armię republiki. Jego ministerialną tekę, że się tak patetycznie wyrażę, objął Władimir Kononow, noszący pseudonim Car. Chodziły słuchy, że Striełkow był ciężko ranny lub że był w ciężkim „zapoju” z powodu niefajnej sytuacji, teraz znów krążą słuchy, że jest w Rosji.

Wcześniej ze sprawowanych funkcji odeszli dwaj cywile, Aleksandr Borodaj i Denis Puszylin, a ostatnio jeszcze Walerij Bołotow – szef Ługańskiej Republiki Ludowej. Po co te zmiany w projekcie Noworosja?  Po co maskarada? Moskiewski politolog Aleksiej Makarkin z Centrum Technologii Politycznych uważa, że Bołotowa podali do dymisji, by jakoś w przestrzeni informacyjnej ukryć odejście Striełkowa. Zresztą to i tak nieważne, Striełkow ważniejszy. „Striełkow to postać charyzmatyczna – ciągnie Makarkin. – Pokazał się jako znakomity dowódca wojskowy. Ale powstały dwa problemy. Po pierwsze Striełkow stał się ważną postacią polityczną. I to nie w ramach Donieckiej Republiki Ludowej, a na polu ogólnorosyjskim. Stał się głównym bohaterem rosyjskich nacjonalistów. Władze przelękły się rosnącej popularności Striełkowa [przelękły się?To ciekawa opinia, przecież Striełkow jest całkowicie zależny od swego patrona na Kremlu – AŁ]. Drugi problem jest o wiele poważniejszy. Otóż, Striełkow nie może być osobą, która prowadzi jakiekolwiek rozmowy z Kijowem. Striełkow krytycznie odnosi się do operacji antyterrorystycznej, dla niego sama niepodległość Ukrainy to rzecz nienormalna. A teraz sytuacja jest trudna, walki toczą się już na przedmieściach Doniecka. Zapewne trzeba będzie się jakoś dogadać z Ukrainą. […] A Striełkow się do tego nie nadaje. Wszystko to rozważania czysto hipotetyczne. W łonie rosyjskiej elity politycznej nie ma konsensusu w sprawie Ukrainy, a i w ukraińskich kręgach rządowych jest silna frakcja wojenna”.

W grze jest zatem ciągle dużo kart, są i takie, których jeszcze nie znamy.