Archiwum autora: annalabuszewska

Moskwa patrzy na inaugurację Trumpa

21 stycznia 2025. Początek pierwszej kadencji Trumpa był dla Putina i jego ekipy czasem wielkich nadziei na dogadanie się w sprawie nowych zasad rządzenia światem (najlepiej pod dyktando Moskwy). Rosyjscy propagandyści nazywali amerykańskiego prezydenta familiarnie „nasz Trumpuszka”. Nadzieje okazały się płonne, Putinowi niewiele udało się ugrać. Na progu drugiej kadencji Trumpa Kreml zachowuje się powściągliwie, oczekując na pierwsze gesty czy propozycje gospodarza Białego Domu. I na rozmowy.

Na kilka godzin przed uroczystością zaprzysiężenia Donalda Trumpa Putin nieoczekiwanie skrzyknął wierchuszkę na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa FR. Zwykle narady tego gremium odbywają się w piątki i są dyżurnie odnotowywane na stronie internetowej Kremla. Czasem w telewizyjnych programach (dez)informacyjnych pojawia się krótka migawka, jeżeli na posiedzeniu zapadają jakieś decyzje lub Putin chce powiedzieć coś z jego punktu widzenia ważnego. Tym razem opublikowano spory fragment wypowiedzi Putina – w tym słowa skierowane pod adresem 47.prezydenta USA. Rosyjski prezydent oświadczył, że jest gotów prowadzić z nową amerykańską administracją „równoprawny dialog na zasadach wzajemnego poszanowania”.
– Widzimy wypowiedzi nowego prezydenta USA i członków jego ekipy świadczące o chęci wznowienia bezpośrednich kontaktów z Rosją, przerwane nie z naszej winy, a przez odchodzącą administrację. Słyszymy też zapewnienia o tym, że należy uczynić wszystko, by nie dopuścić wybuchu III wojny światowej. (…) Zawsze gotowi byliśmy prowadzić z Ameryką równoprawny dialog.

Putin mówił też o gotowości przedyskutowania pokojowego uregulowania „ukraińskiego konfliktu”, jak się wyraził. Jego zdaniem, w pierwszym rzędzie należy usunąć praprzyczyny kryzysu, „o których wielokrotnie mówiliśmy”. Natomiast co do samego uregulowania sytuacji, „to celem powinno być nie krótkie przerwanie ognia, które może być wykorzystane do przegrupowania sił dla kontynuacji konfliktu, a długotrwały pokój na bazie poszanowania uprawnionych interesów wszystkich ludzi, wszystkich narodów, żyjących w tym regionie”. W tłumaczeniu z putinowskiego na nasze: poszanowanie praw Rosji do zarządzania Ukrainą.

Czy Trump usłyszał to zaproszenie do „rozmowy jak równy z równym”? W inauguracyjnym przemówieniu nie wspomniał o wojnie na Ukrainie. Rosja nie znalazła się na short liście priorytetów. Kilka słów Trump poświęcił Moskwie w wypowiedzi w Gabinecie Owalnym w obecności dziennikarzy, już po inauguracji. – Sądzę, że Rosja będzie miała duże problemy. Większość ludzi przypuszczała, że ta wojna zakończy się po tygodniu. Myślę, że w interesie Putina jest jak najszybsze zakończenie tej wojny.
Trump powiedział, że w wojnie rosyjska armia poniosła ogromne straty: milion żołnierzy. Ukraina – 700 tysięcy. Komentatorzy od razu zwrócili uwagę, że to liczby znacznie wyższe niż podawane do tej pory (m.in. przez brytyjski wywiad).

Kiedy dojdzie do spotkania Trump-Putin? Na razie nie wiadomo – trwają przygotowania. Być może najpierw odbędzie się rozmowa telefoniczna. – Miałem dobre kontakty z Putinem w przeszłości. Mam nadzieję, że on zechce zawrzeć porozumienie (deal). Prezydent Zełenski chce negocjacji, które położą kres konfliktowi.

„I oto mamy nową sytuację – pisze w komentarzu emigracyjny politolog Aleksandr Morozow (https://echofm.online/opinions/povorotnyj-moment-vojny). – Trump nie może zaproponować Putinowi nic innego jak tylko zawieszenie broni bez warunków wstępnych. (…) Jeśli Putin się na to zgodzi, to dalej będzie albo scenariusz numer jeden, albo scenariusz numer dwa. Putin doprowadził do takiego stanu, że żaden z tych scenariuszy nie jest dla niego korzystny. Ale będzie musiał wybrać. Jeśli przystanie na przerwanie ognia, to będzie oznaczało, że zgodził się na to pod naciskiem Amerykanów i nie otrzymał w zamian ani zmiany polityki sankcyjnej, ani rurociągów, ani tankowców, czyli nie otrzymał nic. A jeśli odrzuci propozycje Trumpa, to cała gromadka „panów świata”, którą widzieliśmy na inauguracji, powie: OK, to może odłączymy Starlink i w ogóle wszystko im odłączymy, a Ukraińcom damy tyle dronów, że wszystko będzie się palić”.

Komentatorzy cytowani przez portal Re:Russia tonują ten ekspercki zapał. Z jednej strony zauważają, że ekipa Trumpa dostrzegła, iż w ramach przygotowań do najważniejszego meczu z Chinami Trump nie może przegrać Ukrainy. Dlatego nie jest to poboczny epizod, a preludium do trudnego dialogu z Pekinem. Obecnie, zdaniem cytowanych ekspertów (https://re-russia.net/analytics/0235/), Trump nie ma instrumentów nacisku na Moskwę, która uważa, że w konflikcie z Ukrainą zajmuje znacznie silniejszą pozycję. Zapowiadane przez nową administrację obniżenie cen na ropę nie wygląda przekonująco, zresztą i tak nie zmieni sytuacji w perspektywie półrocza. Aby sytuację zmienić, trzeba dozbroić Ukrainę – sugeruje Re:Russia.

Spory i prognozy ekspertów dzień po inauguracji wydają się sportem ekstremalnym, bo nie wiemy, co leży na stole ewentualnych przyszłych rozmów na linii Moskwa-Waszyngton. Putin chciałby nowego dealu w stylu „nowej Jałty”. W pierwszej kadencji Trumpa to Putinowi nie wyszło. Blitzkrieg na Ukrainie miał mu dać mocną kartę w spodziewanym nowym przetargu, ale Blitzkrieg okazał się długotrwałą wojną, która otwiera co rusz nowe ryzyka dla Moskwy.

Już samą deklarację Trumpa, że chce rozmawiać z Putinem, Kreml może uznać za sukces: oto przerwana zostanie izolacja, Putin znów wróci na najważniejsze salony świata! Propaganda będzie śpiewać głośno hymny na cześć władcy.

Na razie odpowiedzią Moskwy na wypowiedziane zamiary Trumpa była dzisiejsza rozmowa telefoniczna Putina z przywódcą Chin Xi Jinpingiem. Trąbiły o tym w niebogłosy wszystkie kremlowskie tuby medialne, podkreślając, że Rosja i Chiny rozumieją się w lot.

Adwokaci Nawalnego skazani na łagier

17 stycznia 2025. Dokładnie cztery lata temu – 17 stycznia 2021 roku – Aleksiej Nawalny, najważniejszy przeciwnik polityczny Putina, powrócił do Rosji z leczenia, jakie przechodził w Niemczech po otruciu nowiczokiem. I zapewne nie przez przypadek właśnie na dziś wyznaczono datę ogłoszenia wyroków w procesie trzech adwokatów Nawalnego: Wadima Kobziewa, Aleksieja Lipcera i Igora Siergunina. Zostali skazani na wysokie wyroki łagru: Kobziew – 5,5 roku, Lipcer – 5 lat, Siergunin – 3,5 roku. Po odsiedzeniu wyroku jeszcze przez trzy lata nie będą mogli pracować w zawodzie. Tylko Siergunin przyznał się do winy, współpracował ze śledztwem, stąd niższy wyrok.

Wszyscy trzej zostali oskarżeni o udział w organizacji ekstremistycznej. Na czym owa inkr5yminowana działalność – zdaniem oskarżenia – miała polegać? Otóż, na kontaktach z klientem Aleksiejem Nawalnym, który został przez reżim bezpodstawnie wsadzony za kraty (zmarł w łagrze prawie rok temu, do tej pory nie wyjaśniono okoliczności jego śmierci, odpowiednie organy spreparowały wersję o naturalnych przyczynach). Podczas tych kontaktów (do których więzień miał prawo) Nawalny przekazywał adwokatom treści, które oni następnie przekazywali w świat, czym – jak twierdzi rosyjski wymiar niesprawiedliwości – ułatwiali mu uprawianie działalności politycznej. Chodziło o działania w Fundacji Walki z Korupcją, organizacji uznanej przez rosyjskie władze za ekstremistyczną. O uszyciu tej sprawy pisałam na blogu: https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/10/18/oblawa-oblawa-na-adwokatow-oblawa/

Już na początku, w momencie aresztowania adwokatów, w październiku 2023 r., było jasne, że Putin chce ukarać wszystkich tych, którzy mieli jakikolwiek związek z Nawalnym, a przy okazji zastraszyć środowisko prawnicze. Dwoje innych adwokatów, którzy pracowali z Nawalnym: Olga Michajłowa i Aleksandr Fiedułow opuścili wtedy Rosję, dzięki czemu uniknęli aresztowania (rozesłano za nimi list gończy).

Proces odbywał się w Pietuszkach koło Moskwy. Tak, to te legendarne Pietuszki, do których zdążał bohater nieśmiertelnego poematu prozą „Moskwa-Pietuszki” Wieni Jerofiejewa (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2011/05/14/bez-wieni/). Jakaż wymowna klamra.

Proces adwokatów toczył się za zamkniętymi drzwiami, nie dopuszczono mediów. Dziś rano na dworcu policja zatrzymała czterech dziennikarzy, którzy przyjechali do Pietuszek, pod wymyślonymi powodami.

„Dowody” w śledztwie zebrano – jak twierdzą współpracownicy Fundacji Walki z Korupcją (na emigracji) – bezprawnie. Użyto podsłuchów i rejestrowano spotkania Nawalnego z prawnikami, co było równoznaczne z naruszeniem tajemnicy adwokackiej. Kobziew i Lipcer powiedzieli, że stanęli przed sądem za „przekazywanie myśli Nawalnego innym ludziom”. Czy to podstawa do pociągania adwokatów do odpowiedzialności? Jak się okazuje, przypisywane prokuratorowi z czasów Stalina Andriejowi Wyszyńskiemu powiedzonko „dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie” przeżywa w Rosji Putina drugą młodość.

Zabiegi i przedbiegi, czyli gra o pole position przed inauguracją Trumpa

14 stycznia 2025. Do zaprzysiężenia Donalda Trumpa zostało kilka dni – uroczystość planowana jest na 20 stycznia. Obserwatorzy z całego świata z uwagą wsłuchują się w wypowiedzi amerykańskiego prezydenta elekta. Również na Kremlu trwa odliczanie. Trwają już nawet przymiarki do miejsca, w którym dojdzie do spotkania Putin-Trump: może Serbia, może Szwajcaria. Nieoficjalne źródła rozpuszczają wieści, że doszło już do bezpośredniego kontaktu telefonicznego obu polityków.

Ze szczególnym zainteresowaniem Moskwa śledzi odgłosy po zadziornych oświadczeniach Trumpa w sprawie wciągnięcia nosem Kanału Panamskiego, Kanady i Grenlandii.

Jak powiedział „The Moscow Times” pragnący zachować anonimowość rosyjski dyplomata, „wypowiedzi Trumpa są prezentem dla kremlowskiej propagandy. Teraz Rosja może mówić, co jej się żywnie podoba – stare reguły już nie obowiązują. Nawet Stany ich nie przestrzegają”. Wprowadzające zamęt oświadczenia Trumpa są przyjmowane przez Moskwę z zadowoleniem.

– Putinowi się to podoba, bo tworzy to dodatkowe napięcia między USA i ich sojusznikami. Ponadto to pozwala Putinowi wyjaśniać swoje działania tymi podwójnymi standardami – mówi dyrektor CarnegieRussia-Eurasia Center w Berlinie, Aleksandr Gabujew.

To jedna strona medalu, a druga jest taka, że taran Trumpa jest wielką niewiadomą również dla Putina, który nie wie, czego się spodziewać i jak grać. Ciekawe w tym kontekście są zabiegi wokół Grenlandii. Duński wywiad ujawnił, że w 2019 r. rosyjskie służby specjalne za pośrednictwem agentów wpływu przeprowadziły udaną operację podrobienia listu ówczesnej minister spraw zagranicznych Grenlandii Ane Lone Bagger do amerykańskiego senatora Toma Cottona (https://www.dw.com/ru/razvedka-danii-za-poddelnym-pismom-o-priobretenii-grenlandii-ssa-stoit-rf/a-71290887). List zawierał sugestię, że Stany wesprą grenlandzkie referendum niepodległościowe, i prośbę o pomoc finansową. Po tym liście Trump miał nabrać pewności, że zakup Grenlandii w zasadzie jest możliwy. A w każdym razie nie jest niemożliwy. O swoich zamiarach poinformował wtedy cały świat. Kopenhaga zaprotestowała. A Trump odwołał planowaną wizytę w Danii.

Jednym słowem – rosyjskim służbom udało się wtedy wsadzić Trumpa na minę. Jak będzie teraz?

Na razie na Grenlandię pojechał syn prezydenta elekta, Donald Trump junior. Jak pisze Igor Ejdman (https://t.me/igoreidman/1937), junior kupił kilku bezdomnych, aby zagrali rolę Grenlandczyków wyznających filozofię MAGA (Make America Great Again). Ejdman zwraca uwagę, że w przeszłości Donald-syn przejawiał predylekcje do podejrzanych konszachtów z niejaką Natalią Wiesielnicką, prawniczką, wtyką rosyjskich służb (pisałam o tym na blogu w 2017 r.: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2017/07/15/trupy-w-rosyjskiej-szafie-trumpow/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2017/07/16/trupy-w-rosyjskiej-szafie-trumpow-czesc-2/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2017/07/18/trupy-w-rosyjskiej-szafie-trumpow-czesc-3/).

Głośniej nad tą katastrofą

6 stycznia 2025. Nad katastrofą pasażerskiego samolotu Azerbaijan Airlines, do której doszło pod Aktau 25 grudnia (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2024/12/27/to-nie-my-wersja-2024/), w Rosji zapadła cisza. Wiadomo – rozpoczęte w Sylwestra „nowogodnije prazdniki” trwają w najlepsze, wszystko zamknięte, Rosjanie się dobrze bawią, a zatem o żadnych poważnych rzeczach nie ma mowy. Tymczasem prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew nie odpuszcza: zażądał od Rosji „ludzkiego zachowania”, transparentnego śledztwa w sprawie wyjaśnienia przyczyn i ukarania winnych.

Na spotkaniu z rodzinami członków załogi, którzy zginęli pod Aktau, Alijew powtórzył to, co mówił już wcześniej: „Mogę z przekonaniem stwierdzić, że winę za to, że obywatele Azerbejdżanu zginęli w tej katastrofie, ponoszą przedstawiciele Federacji Rosyjskiej. I domagamy się sprawiedliwości, żądamy ukarania winnych, całkowitej transparentności i ludzkiego zachowania (…) Próby podejmowane przez rosyjskie organy państwa w celu zamiecenia sprawy pod dywan, wysuwania absurdalnych wersji wywołuje w Azerbejdżanie zdziwienie, żal i uzasadniony gniew”. Najwidoczniej trzy rozmowy telefoniczne Alijew-Putin nie przyniosły spodziewanych przez Baku rezultatów. Rosja zastygła w oczekiwaniu na dalszy bieg wydarzeń. Może liczy na to, że Azerbejdżan zadowoli się ogólnikowymi przeprosinami Putina (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2024/12/28/przeprosiny-putina/) i nie będzie drążył. Ale cytowane powyżej słowa Alijewa mogą świadczyć o tym, że Azerbejdżan nie tylko – niezależnie od Rosji – bada przyczyny katastrofy, ale oczekuje od Moskwy przyznania się do winy i poniesienia konsekwencji.

Czarne skrzynki azerskiego Embraera poleciały do Brazylii. Azerbejdżan odrzucił propozycje przeprowadzenia śledztwa przez funkcjonariuszy Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), który jest strukturą WNP. Alijew nie ukrywał, że wątpi w obiektywizm takiego śledztwa. Dodał, że znane mu są już wstępne wyniki, ale na razie nie chce ich upubliczniać. Wypowiedział natomiast twardo opinię, że do katastrofy by nie doszło, gdyby władze Czeczenii w odpowiednim czasie zamknęły przestrzeń powietrzną nad republiką. Reakcji Moskwy na ten temat też brak.

Przeprosiny Putina

28 grudnia 2024. Półgębkiem i nie do końca wiadomo, za co. Ale przeprosił. Tak, Putin przeprosił prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa.

Dziś na stronie internetowej Kremla pojawiła się wiadomość o rozmowie telefonicznej Władimira Putina i Ilhama Alijewa (http://kremlin.ru/events/president/news/76003). Tematem była katastrofa samolotu Azerbaijan Airlines (AZAL) w pobliżu Aktau w Kazachstanie 25 grudnia i jej przyczyny (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2024/12/27/to-nie-my-wersja-2024/). Komunikat głosi, że Putin „przeprosił w związku z tym, że do tragicznego incydentu doszło w przestrzeni powietrznej Rosji”. O jaki „tragiczny incydent” chodzi? Tego Putin nie sprecyzował. „W rozmowie odnotowano, że lecący zgodnie z rozkładem samolot pasażerski próbował niejednokrotnie podejść do lądowania na lotnisku w Groznym. W tym czasie Grozny, Mozdok i Władykaukaz były atakowane przez ukraińskie bezzałogowce, a rosyjska obrona przeciwlotnicza odpierała atak”.

Potem odbyła się rozmowa Putina z prezydentem Kazachstanu Kasym-Żomartem Tokajewem. Kazachstan, na którego terytorium rozbił się samolot, jest zainteresowany przeprowadzeniem obiektywnego śledztwa z udziałem międzynarodowych ekspertów – podkreślił Tokajew.

Wygląda na to, że prezydenci Azerbejdżanu i Kazachstanu nie dali sobie wmówić, że białe jest białe, a czarne jest czarne i wymogli zbadanie „incydentu”, jak nazwał tragedię samolotu AZAL Putin.

Przeprosiny Putina to rzecz bez precedensu. Rosja nawet złapana za rękę na ogół przekonuje, że to nie jej ręka. Teraz na początku też mataczyła i starała się „wrzucić dochodzenie na lewe sanki”, jak mówią bohaterowie kryminałów Katarzyny Bondy. Przeprosiny Putina są zawinięte w bawełnę – w oświadczeniu nie ma mowy o winie Rosji (uszkodzeniu samolotu rakietą rosyjskiej obrony przeciwlotniczej). Są tylko przeprosiny za „incydent”. Taka półprawda nieobjawiona.

Rosyjscy telewidzowie też dostali tylko częściowy przekaz: w programach (dez)informacyjnych powiedziano wprawdzie o przeprosinach Putina, ale bez wzmianki o tym, co się wydarzyło nad Groznym 25 grudnia. O tym, że to najprawdopodobniej rosyjska rakieta trafiła Embraera, nie było ani słowa.

Ale nawet ten częściowy przekaz jest zjawiskiem niezwykłym w świecie rosyjskiej propagandy. Zwykle kłopotliwe czy kompromitujące Rosję tematy są przemilczane albo natychmiast następuje wykręcenie kota ogonem i Rosja miota oskarżenia pod adresem drugiej strony. Zasypuje przestrzeń informacyjną mnóstwem równoległych wersji. Klasykę tego gatunku można prześledzić przy operacji dezinformacji po zestrzeleniu MH17 nad Donbasem w lipcu 2014 r., a po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę niemal na co dzień przy każdej rosyjskiej zbrodni. Dlaczego teraz Moskwa nie mogła zastosować tego wypróbowanego modelu?

Zapewne zdecydowała postawa Ilhama Alijewa, który postawił się Putinowi. Z Baku dochodziły sygnały, że azerskie władze oczekują od Rosji wzięcia na siebie odpowiedzialności za spowodowanie katastrofy. W Azerbejdżanie w komentarzach rozpowszechniona jest wersja, że samolot znad Groznego (po tym, jak pobliskie rosyjskie lotniska go też nie przyjęły) wysłano nad Morzem Kaspijskim do Kazachstanu, licząc na to, że spadnie do wody, a wtedy łatwiej byłoby skryć okoliczności wypadku.

Awaryjne lądowanie Embraera miało miejsce poza terytorium Federacji Rosyjskiej, Moskwa nie będzie miała zatem prawa głosu co do dopuszczenia międzynarodowej komisji, która ma zbadać okoliczności. Niemniej, jak można przeczytać w komunikacie z rozmowy Putin-Tokajew, rosyjscy eksperci też będą w tej komisji. Rosyjski Komitet Śledczy prowadzi własne śledztwo. Przedstawiciele prokuratury Azerbejdżanu pracują w Groznym.

Tymczasem kilka linii lotniczych odwołało loty lub ograniczyło liczbę połączeń z miastami w Rosji.

Teraz pozostaje pytanie: jak Putin „rozliczy się” za to, co stało się z samolotem AZAL, z Ramzanem Kadyrowem (który już euforycznie odznaczył swojego bratanka za pomyślne odparcie ataku ukraińskich dronów i który próbuje zdjąć z siebie odium za trafienie Embraera). Ukraińskie źródła twierdzą, że Kadyrow próbował dodzwonić się do Alijewa, ale bez rezultatu. Wcześniej pojawiły się doniesienia, że Kadyrow rwał się z pomocą dla ofiar i ich rodzin, chciał im wypłacać odszkodowania, ale Alijew stanowczo odmówił. Kadyrow robi dobrą minę do złej gry: 28 grudnia ogłosił dniem żałoby w Republice Czeczeńskiej.

Politolog i dziennikarz Arkadij Dubnow pisze (https://echofm.online/opinions/esli-nazyvat-veshhi-svoimi-imenami-to-moskva-poprostu-prikryvaet-groznyj): „Skoro samolot spadł w Kazachstanie, to sami musimy się domyślić, że samolot pasażerski znalazł się strefie działań wojennych, a tam wszystko się może zdarzyć. Także sami musimy się domyślić, kto ponosi odpowiedzialność za to, że na czas nie zamknięto przestrzeni powietrznej nad Groznym. Putin nie wskazuje winnych. (…) Być może tylko Alijewowi o tym powiedział. A zatem Moskwa po prostu kryje Grozny”. Czy to wystarczy? Czy Kadyrow może czuć się komfortowo? Do tej pory był nie do ruszenia. Ale przecież wszystko płynie…

To nie my, wersja 2024

27 grudnia 2024. Pasażerowie samolotu Azerbaijan Airlines (AZAL), numer lotu J2-8243, mieli 25 grudnia wylecieć z Baku, a wylądować w Groznym. Ale nie wylądowali. Z przyczyn, które teraz badają eksperci, samolot nie dostał pozwolenia na lądowanie w stolicy Czeczenii, a został przekierowany na inne lotnisko. Pobliski port lotniczy w Machaczkale też nie chciał przyjąć Embraera. Mineralne Wody też. Piloci pokonali około 500 km nad Morzem Kaspijskim. W pobliżu Aktau w Kazachstanie zdecydowali się na awaryjne lądowanie. W wyniku zetknięcia z ziemią doszło do pożaru, samolot przełamał się na pół. Zginęło 38 osób (z 67 znajdujących się na pokładzie), w tym piloci.

Spośród obecnych w mediach wersji zdarzenia najbardziej prawdopodobna jest ta mówiąca o uszkodzeniu samolotu nad Groznym przez rosyjską obronę przeciwlotniczą. Embraer podejmował (trzykrotnie) próby wylądowania na lotnisku w czeczeńskiej stolicy. W tym czasie trwał atak ukraińskich dronów na cele w mieście. Dziś Ramzan Kadyrow z pompą odznaczył swojego bratanka Chamzata Kadyrowa (sekretarza Rady Bezpieczeństwa republiki), który w dniu katastrofy Embraera meldował o zestrzeleniu wszystkich celów (dronów) w niebie nad stolicą.

Na zdjęciach rozbitego samolotu, dostępnych w mediach społecznościowych, widać uszkodzenia kadłuba charakterystyczne dla uszkodzeń powstających na skutek trafienia rakiety. Ale rosyjska propaganda rozpowszechniała inne wersje: oto do uszkodzenia miało dojść na skutek zderzenia ze stadem ptaków i/lub wybuchu butli z tlenem na pokładzie feralnego Embraera. Świadkowie, którzy przeżyli katastrofę, podważyli te wersje. Mówią o tym, że w czasie, gdy samolot znajdował się nad Groznym, co najmniej dwukrotnie został trafiony. Rosyjska propaganda wysunęła więc nową wersję: uszkodzenia na kadłubie to rezultat ataku ukraińskich dronów, niektórzy Z-blogerzy niuansowali: Czeczeni chcieli zestrzelić ukraińskiego drona, ale trafili samolot AZAL. Szach i mat. A właściwie tradycyjne mataczenie.

Na platformie X pojawiło się takie podsumowanie rosyjskiej metody postępowania w czasie niewygodnych incydentów lotniczych. Niby żartobliwe, ale jednocześnie śmiertelnie poważne: „Tradycyjna rosyjska narracja w sprawie zestrzelonych samolotów:
– To nie my.
– To my, ale nie specjalnie.
– Specjalnie, ale nie chcieliśmy.
– Chcieliśmy, ale nie trafiliśmy.
– Trafiliśmy, ale nie w to miejsce.
– Popatrzcie lepiej na amerykański dług wewnętrzny”.

Teraz też obserwujemy rój sprzecznych wersji i komentarzy. Rosyjska telewizja w programach (dez)informacyjnych podawała, że Embraer poleciał z Baku do Aktau, nie próbując wylądować w Groznym. Bo w Groznym była rzekomo gęsta mgła. Ale dane pozyskane z Flightradar24 temu zaprzeczają.

Władze Azerbejdżanu najwidoczniej nie oglądają kłamliwych raportów rosyjskich mediów, bo mają na to tragiczne wydarzenie inne spojrzenie: uszkodzenie samolotu powstało na skutek trafienia z zewnątrz. Wstępne rezultaty śledztwa wskazują, że azerski samolot został trafiony rosyjską rakietą (https://t.me/agentstvonews/8658). Choć maszyna była mocno uszkodzona i piloci prosili o pozwolenie na awaryjne lądowanie, żadne z rosyjskich pobliskich lotnisk nie udzieliło na to zgody. Stąd tak niebezpieczny lot do Kazachstanu nad Morzem Kaspijskim.

Azerska partia opozycyjna Musawat zażądała od „reżimu Putina” przeprosin za zniszczenie Embraera oraz deklaracji zakończenia wojny (z Ukrainą), wskutek której cierpią ludzie. Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew dotychczas oficjalnie się na ten temat nie wypowiedział (głos zabierali ministrowie i deputowani). Może to wskazywać na to, że Azerbejdżan będzie się targował z Rosją o wysoką rekompensatę. I może chodzić nie tylko o pieniądze.

Jak piszą eksperci OSW, „na wieść o wypadku prezydent Ilham Alijew, który leciał na szczyt WNP do Petersburga, zawrócił do kraju. Baku domaga się przyznania się Rosji do winy oraz oczekuje przeprosin i kompensacji. Azerbejdżan nie utajni też swojego śledztwa w sprawie katastrofy (czego miały domagać się Moskwa i Grozny). Nie można wykluczyć, że ostry ton azerbejdżańskich wypowiedzi i presja na Moskwę (pojawiały się aluzje podjęcia przez Baku działań prawnych przeciwko niej) to forma swoistej licytacji. Jej stawką i celem byłoby wymuszenie na Rosji korzystnych dla siebie posunięć, np. w kwestii szlaków komunikacyjnych w regionie (skłonienie Armenii do zgody na eksterytorialny korytarz do Nachiczewanu) (https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2024-12-27/katastrofa-azerbejdzanskiego-samolotu-moskwa-pod-presja-baku)”.

W kontekście tragedii azerskiego samolotu, najprawdopodobniej trafionego rakietą rosyjskiej obrony przeciwlotniczej, szczególnie cynicznie wygląda wrzucony dziś do przestrzeni medialnej noworoczny filmik. Dziadek Mróz siedzi przy stanowisku obrony przeciwlotniczej i dyryguje operatorem, odpalającym rakiety. Nad teatrem Bolszoj w Moskwie przelatuje właśnie swoimi saniami Święty Mikołaj (Santa Claus), w saniach wiezie natowskie rakiety i inne, militarne i nie tylko, gadżety. Operator na polecenie Dziadka Mroza odpala ładunek, sanie rozpryskują się efektownie w feerycznej kaskadzie sztucznych ogni nad centrum rosyjskiej stolicy. „Cel zniszczony. Bardzo dobrze. Żadnych obcych na naszym niebie nam nie trzeba” – podsumowuje z satysfakcją Dziadek Mróz i życzy widzom Szczęśliwego Nowego Roku (https://x.com/labuszewska/status/1872631977553367221).

Dyktator na gigancie

16 grudnia 2024. Po raz pierwszy od ucieczki z Syrii obalony dyktator Baszar al-Asad zabrał głos. Nie, nie pokazał się osobiście – zamieścił jedynie kilka słów na profilu swojej administracji w Telegramie (https://t.me/SyrianPresidency/4386). Na dobrą sprawę nie wiadomo, kto zawiaduje aktualnie mediami społecznościowymi Asada. On sam nie pokazał się publicznie od momentu, gdy opuścił Syrię (jeżeli faktycznie ją opuścił). Kreml oficjalnie potwierdził, że udzielił mu azylu w Rosji. Ale nie ma żadnych innych źródeł, które by to potwierdziły.

Czy ktoś widział Asada w Rosji? Czy ktoś mu zrobił zdjęcie? Pokazał je gdzieś? Czy Asad zamieszkał na Rublowce? A może w Rostowie? A może w ogóle nie ma go w Rosji?

Odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy w dzisiejszym wpisie Asada na Telegramie. Ani w żadnych innych dostępnych otwartych źródłach. Czego można się dowiedzieć z opublikowanego oświadczenia? Że Asad był niezłomny aż do końca – i dopiero, gdy rebelianci zajęli Damaszek, to bohatersko udał się do rosyjskiej bazy wojskowej w Latakii. Nie, nie zamierzał się poddawać, chciał „obserwować, jak rozwijają się operacje wojskowe”. Ale stracił ducha, gdy zobaczył, że wojska rządowe porzucają pozycje. Po ataku dronów na rosyjską bazę lotniczą Khmeimim tamtejsze dowództwo podjęło decyzję, że trzeba wywieźć Asada do Rosji. Samolotem. A może na latającym dywanie.

W kolejnych akapitach tej baśni z tysiąca i jednej nocy Asad stwierdza, że został zablokowany w rosyjskiej bazie. Trzeba było więc podjąć ekstraordynaryjne działania, aby syryjskiego dyktatora ewakuować do zaprzyjaźnionej Rosji. Tyle Asad (lub ktoś w imieniu Asada).

Reuters rzuca inne światło na ostatnie dni Asada w Syrii – dyktator ani członków swojej rodziny, ani grona najbliższych współpracowników nie uprzedził, że zamierza zbiec z kraju. Jeszcze kilka godzin przed wyjazdem w rozmowach z wysoko postawionymi wojskowymi i szefami służb specjalnych zapewniał, że „pomoc militarna z Rosji jest już w drodze”. Asad był w Moskwie 28 listopada, tam najprawdopodobniej usłyszał, że żadnego militarnego wsparcia od „druga Władimira” nie otrzyma. Ale o tym ani swojego brata, ani polityków ze swej ekipy nie poinformował.

Potem Asad szukał jeszcze pomocy w Iranie, ale też otrzymał odpowiedź, że reżim ajatollahów nie ma czym wesprzeć sojusznika.

Asadowi nie udało się otrzymać azylu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (o co zabiegał). Natomiast Rosja zgodziła się udzielić mu schronienia. Operacją wywozu dyktatora miał zawiadywać minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow – wtajemniczył Katar i Turcję (https://www.agents.media/bashar-asad-pered-pobegom-vral-svoim-voennym-o-pomoshhi-rossii-i-bezhal-ne-skazav-ob-etom-dazhe-bratu/), dzięki czemu można było zapewnić Asadowi bezpieczny przelot. Ale czy naprawdę tak było?

Dzisiaj „Financial Times” napisał, że Centralny Bank Syrii w latach 2018-2019 przewiózł do Rosji 250 mln dolarów w gotówce. W sumie to banknoty, które ważą 2 tony. Teraz Asad – o ile faktycznie jest w Rosji – będzie miał się czym wypłacić dobrodziejom, którzy go przyjęli.

Cały czas ważą się losy rosyjskich baz w Syrii. Codziennie dochodzą sprzeczne doniesienia: a to bazy mają zostać, bo Rosja dogadać się już miała z nowymi siłami decydującymi o polityce Syrii, a to – wręcz przeciwnie: jednak Rosjanie mają się co prędzej zwijać, a to – że może i zostaną, ale w mocno okrojonym składzie. Czy Rosja ma jeszcze czym grać w Syrii? Straty – nie tylko te wizerunkowe – są bardzo poważne. Poza sprawami strategicznymi i wojskowymi pozostaje jeszcze nieuregulowana kwestia rosyjskich aktywów w Syrii, między innymi tych, które otrzymał przyjaciel Putina, Giennadij Timczenko (https://www.agents.media/drug-putina-i-rossijskie-voennye-mogut-lishitsya-sirijskih-aktivov-poluchennyh-za-podderzhku-asada/).

Rosja traci Syrię

8 grudnia 2024. Sytuacja w Syrii przez ostatnie dni była w rosyjskich mediach wstydliwie pomijanym tematem. A jeśli się już pojawiała – to tylko na marginesie w materiale o wyjeździe ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa do Kataru. Dopiero dzisiaj nastąpiło przebudzenie: w porannych wydaniach TV1 i TV NTW wydusiły, że armia syryjska opuściła Damaszek bez walki. I tyle.

Jak zaczarowane milczały też na temat wydarzeń w Syrii oficjalne czynniki. Putin był zajęty czarowaniem Alaksandra Łukaszenki dostawami „Oriesznika”, więc zapewne nie miał czasu na wypowiedź, podobną do tej z 2017 r. Wtedy 11 grudnia Putin odwiedził bazę w Khmeimim, ogłosił zwycięstwo i zapowiedział: „jeśli terroryści znów podniosą głowę, to zostaną zmieceni”. Ta deklaracja miała oznaczać definitywny powrót Rosji do statusu światowej potęgi, która rozdaje karty w polityce międzynarodowej. Teraz Putin nie miał w związku z dynamiczną sytuacją w Syrii ani nic do powiedzenia „terrorystom”, ani też nie zaprezentował tych uderzeń nie z tej ziemi, które wtedy zapowiadał. Może i dobrze.

Rosyjski MSZ opublikował dziś oficjalny komunikat na swojej stronie (https://mid.ru/ru/foreign_policy/news/1986189/): „W wyniku rozmów B. Asada z szeregiem uczestników konfliktu zbrojnego na terytorium Syrii podjął on decyzję o rezygnacji z urzędu prezydenckiego i opuszczeniu kraju, wydał polecenie, aby przekazanie władzy nastąpiło drogą pokojową. Rosja w tych rozmowach nie brała udziału. (…) Federacja Rosyjska utrzymuje kontakt ze wszystkimi ugrupowaniami opozycji syryjskiej [bardzo ciekawe – AŁ]. (…) Rosyjskie bazy na terytorium Syrii znajdują się w stanie podwyższonej gotowości bojowej. W danym momencie poważnego zagrożenia dla nich nie ma”. Jak długo potrwa „dany moment”? Nie wiadomo. Gdy piszę te słowa, spływają już w szybkich mediach pierwsze doniesienia o ewakuacji.

Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow z marsem na obliczu oznajmił, że zwycięstwo przeciwników Asada to „starannie zaplanowana za granicą operacja”. Czyja? Ma się rozumieć, Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników.

Zabrał głos wiceprzewodniczący Rady Federacji Konstantin Kosaczow: Rosja będzie nadal okazywać pomoc narodowi Syrii, jeżeli będzie taka potrzeba. Ale jednocześnie dał do zrozumienia, że Moskwa nie będzie więcej uczestniczyć w wojnie domowej: „z tym Syryjczycy będą musieli poradzić sobie sami”.

A co z Asadem? Cztery miesiące temu był z wizytą u swego przyjaciela Władimira Władimirowicza, naświetlał sytuację. W ubiegłym tygodniu pojawiały się niepotwierdzone wiadomości, że przyleciał do Moskwy. Ale potem wrócił do Damaszku. Być może w Rosji przebywają członkowie jego rodziny.

Nie wiadomo, co się teraz dzieje z samym Asadem. Czy leciał samolotem, który go miał zabrać z Damaszku? Dokąd leciał? Doleciał do celu? Jakiego celu? Czy na pokładzie tego samolotu wybuchła bomba? A może samolot został zestrzelony?

Tak czy inaczej – Asad został obalony. Dla przypomnienia: w wyreżyserowanych wyborach w 2021 r. otrzymał 95% głosów (Putin przypisał sobie w swoich ostatnich „wyborach” zaledwie 87%). A teraz ludzie tańczą na ulicach, ciesząc się z pozbycia się tyrana. Wszystkie dyktatury wyglądają na mocne do momentu, gdy właśnie się okazuje, że upadają i rozsypują się jak domek z kart.

Jak zauważa amerykański ośrodek analityczny ISW, utrata przez Rosję jej baz wojskowych na terytorium Syrii jest prawdopodobna. A to główne punkty, przez które odbywają się dostawy z Rosji do Libii i krajów afrykańskich. To cios dla Kremla, który pragnie poszerzać swoje wpływy w Afryce. Stworzy to m.in. problemy dla wagnerowców, wysłanych do Mali. O ile jeszcze tam są, bo chodziły słuchy o ich przerzuceniu do obwodu kurskiego. Krótka kołderka.

Rosyjscy propagandyści chyba już dostali tzw. mietodiczki, czyli instrukcje, jak tłumaczyć to, co się dzieje. Głoszony jest komunikat, że Syria do niczego nie jest już Rosji potrzebna.

Zostawienie bez pomocy sojusznika Asada uderza w prestiż Kremla. Jak w tym kontekście mogą wyglądać zapowiadane rozmowy o zakończeniu wojny w Ukrainie? Putin nie bez kozery straszy Zachód „Oriesznikiem” – pojawienie się tej rzekomej Wunderwaffe miało mu bowiem zapewnić wzmocnienie pozycji negocjacyjnej. A teraz Rosja traci ważny przyczółek na Bliskim Wschodzie. A to zdecydowanie nie wzmacnia pozycji negocjacyjnej.

Tekst ukończony 8 grudnia, godz. 18.40

Amerykańska łączniczka

3 grudnia 2024. Departament Sprawiedliwości USA oskarżył obywatelkę Rosji, Nommę Zarubiną o składanie fałszywych zeznań funkcjonariuszom FBI, grozi jej za to do 5 lat pozbawienia wolności. Zarubina na polecenie Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji budowała sieć kontaktów w środowisku dziennikarskim, naukowym i eksperckim, zajmujących się Rosją.

Zarubina ma 34 lata, pochodzi z Tomska, jej ojciec jest biznesmenem w branży meblarskiej, matka – lektorką języków obcych. Nomma została zwerbowana przez FSB w 2020 r. Miała odwiedzać seminaria i fora dyskusyjne poświęcone Rosji, gdzie prezentowała ideę „dekolonizacji” niektórych części FR, np. Syberii. Zdaniem politologa Abbasa Gallamowa, wiele wskazuje na to, że tematyka „dekolonizacji” to projekt wymyślony przez czekistów. To wygodny parawan, za którym można schować działania operacyjne, polegające na kształtowaniu opinii, a przede wszystkim – pozyskiwaniu ciekawych kontaktów w intelektualnych środowiskach. Zarubina otrzymała pseudonim operacyjny „Alyssa” i została wysłana do Stanów Zjednoczonych na łowy.

Pamiętacie Państwo dziewczynę o płaskiej twarzy i długich rudych włosach, która aktywnie działała w USA na niwie „walki o legalny dostęp do broni”? Nazywała się Maria Butina (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/04/28/maria-butina-winna-i-skazana/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/10/28/butina-wrocila-do-rosji/). W 2019 roku została przez amerykański sąd skazana za nielegalną działalność na 18 miesięcy więzienia, wyszła na wolność przed terminem i ciupasem została odesłana do Rosji, gdzie uhonorowano ją mandatem deputowanej Dumy Państwowej. Maria z umiarkowanym powodzeniem wodziła na pokuszenie niezbyt czujnych i niezbyt wybrednych amerykańskich działaczy niższych szczebli.

Czy Nomma poszła w jej ślady, czy wyciągnęła wnioski z potknięć koleżanki? Ich zadania i sposoby wykonywania poleceń „centrali w Moskwie” były podobne, ale pewne różnice są: działały w innych środowiskach i na razie w sprawie Nommy nie wyszły żadne skandaliczne historie obyczajowe.

Drogę Nommy vel „Alyssy” opisuje ze szczegółami strona „Agientstwo” (https://www.agents.media/vstrechi-s-generalami-ssha-foto-v-majke-kgb-posty-s-rechami-putina-kto-takaya-nomma-zarubina-rabotavshaya-v-ssha-na-fsb/). Studia na uniwersytecie w Petersburgu, potem różne zajęcia od Sasa do Lasa. Ważne jest to, że kręciła się cały czas w kręgach różnych uczelni, w tym amerykańskich, w ostatnich latach podnosiła kwalifikacje w Baruch College w Nowym Jorku i na kursach w Harvard Extension School.

W cytowanym materiale pojawia się sugestia, że Nomma Zarubina w 2016 r. – zaraz po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych – wyszła za mąż (https://vk.com/wall948323_7504), a matką chrzestną jej córki została niejaka Jelena Branson. W tamtym czasie Branson była szefową rady koordynacyjnej organizacji rosyjskich rodaków w USA, w 2022 r. w trybie natychmiastowym zwiała do Rosji po tym, jak FBI przyłapało ją na nielegalnej robocie w charakterze agenta rosyjskich władz. I – co za dziwny traf – po powrocie do Rosji udzieliła wywiadu Marii Butinej i czasopismu „Russkij Mir”.

Nomma Zarubina zjawiała się na różnych wykładach, spotkaniach, zjazdach czy konferencjach, czasem zabierała głos, starając się zwrócić uwagę na siebie i tematykę „dekolonizacji”. Po zakończeniu oficjalnej części przedsięwzięcia podchodziła do upatrzonych uczestników i nachalnie prosiła o strzelenie wspólnego selfika. Z tego, co pokazuje „The Insider” (https://theins.ru/news/276812), zbiór tych fotek miała całkiem spory. Najchętniej fotografowała się z przedstawicielami rosyjskiej opozycji emigracyjnej. Na swoich profilach w mediach społecznościowych ostatnio głosiła hasła antywojenne i antyputinowskie (we wcześniejszych wpisach chwaliła się natomiast uwielbieniem dla Putina, ubierała się w koszulki z napisem KGB, brała udział w organizowanych przez władze imprezach w rodzaju „Nieśmiertelny pułk” itd.). Najwidoczniej oficer prowadzący z Tomska zalecił zmianę poglądów w celu uwiarygodnienia.

Podczas przesłuchań w FBI Zarubina początkowo kategorycznie zaprzeczała, jakoby miała jakiekolwiek kontakty z rosyjskimi służbami specjalnymi. Kontakty z Jeleną Branson tłumaczyła tym, że były niewinne jak pierwiosnki, dotyczyły bowiem jedynie sfery kultury. Wreszcie podczas kolejnej tury przesłuchań zaczęła puszczać farbę i opisywać grę operacyjną z detalami. W rozmowie z „The Insider” stwierdziła, że od pewnego czasu przekazuje informacje Amerykanom.

Sąd wyznaczył kaucję w wysokości 25 tysięcy dolarów, zdecydował o ograniczeniu poruszania się oraz odebrał Nommie paszport. Kolejne przesłuchanie odbędzie się za 30 dni.

Czyli ciąg dalszy nastąpi.