Demonstracja przeciwko falsyfikacji wyborów do Dumy na placu Błotnym w Moskwie zebrała od 25 (ocena policji) do 85-100 tysięcy (ocena organizatorów) uczestników (dane policji dowcipnie skomentowali internauci: policja liczy tak samo świetnie jak Czurow). To pierwsza tak liczna demonstracja protestu od 1991 r. Miała charakter pokojowy, uczestnicy podziękowali policji za spokojne zachowanie. Przebieg demonstracji można było śledzić w Internecie. Protesty odbyły się w 134 miastach Rosji, zatrzymano dziesiątki demonstrantów. Odsiadujący piętnastodniowe kary „aresztu administracyjnego” organizatorzy poprzednich protestów (m.in. Aleksiej Nawalny, Ilja Jaszyn) co godzinę walą pięściami w drzwi cel w akcie poparcia dla dzisiejszej ulicznej manifestacji. Z kolei lider Młodej Gwardii (młodzieżówka Jednej Rosji) oznajmił w rozgłośni Echo Moskwy, że w razie potrzeby zgromadzi i 170 tysięcy demonstrantów, żeby obronić rezultaty wyborów.
Na moskiewskiej demonstracji przyjęto rezolucję, zawierającą postulat unieważnienia wyborów, wypuszczenia więźniów politycznych i zwolnienia „czarodzieja”, szefa „ministerstwa kłamstwa” Władimira Czurowa, przewodniczącego Centralnej Komisji Wyborczej, która narysowała Jednej Rosji dwa razy więcej głosów (takie wyliczenia na podstawie analizy ujawnianych fałszerstw ogłoszono podczas wiecu). Jeżeli władze nie pójdą na ustępstwa, 24 grudnia odbędzie się kolejna demonstracja.
Wznoszone podczas wiecu okrzyki i hasła odnosiły się zarówno do wyborów: „Czurowa na nary”, „Wasze wybory to farsa”, „Domagamy się nowych wyborów”, jak i do Putina: „Nowy Rok bez Putina”, „Rosja bez Putina”. „Powinniśmy podziękować Jednej Rosji, która dokonała cudu – staliśmy się narodem” – powiedział z trybuny nacjonalista Konstantin Kryłow. Borys Akunin, który w trybie pilnym przybył z francuskiej wioski, gdzie pracował nad kolejnym tomem przygód Fandorina, powiedział, że „takiej Moskwy jeszcze nie widział”. Pisarz wezwał do bojkotu marcowych wyborów prezydenckich. Przewodniczący partii Jabłoko, Grigorij Jawliński (jego partia startowała w wyborach, ale nie przekroczyła progu wyborczego) oznajmił, że właśnie zaczęła się kampania legalnego odsunięcia Putina od władzy. Ekspremier Michaił Kasjanow wzywał, by „nie wpuścić Putina na Kreml”. Rozrzut światopoglądowy duży, cel jeden – unieważnić wybory i doprowadzić do nowych, uczciwych.
„Hańba putinowskiemu zombijaszczikowi (telewizji, która kłamie)” – krzyczał popularny prezenter telewizyjny Leonid Parfionow. „Jeżeli znowu usłyszymy, że przyszliśmy demonstrować, dlatego że Hillary przysłała smsa, żeby porozrywać Rosję na kawałki, to odpowiemy: Nie zapomnimy, nie wybaczymy”. Dziś od rana po Internecie krążyła wiadomość, że prezenter TV NTW Aleksiej Piwowarow postawił swojemu szefostwu ultimatum: jeżeli znowu w wiadomościach wieczornych nie będzie wzmianki o protestach, to on odmawia współpracy i programu nie poprowadzi. Podkabłucznyje (znajdujące się pod obcasem władzy) stacje telewizyjne informowały o dotychczasowych protestach skąpo albo wcale. Obszernie pokazywały natomiast konferencje prasowe związane z podawaniem przez CKW wyników, usłużnie podawały w wątpliwość doniesienia o naruszeniach i fałszerstwach.
Na demonstracji i w wielu komentarzach internetowych nawiązywano do ukraińskiego Majdanu. Komentator internetowej gazety „Grani.ru” Witalij Portnikow nie widzi analogii. Na Ukrainie do 2004 r. była polityczna konkurencja. „W rosyjskiej sytuacji nie ma niczego podobnego. Ludzie, którzy doszli do władzy w rezultacie wydarzeń 1991-2000, wyczyścili polityczne poletko do tego stopnia, że tam nie tylko trawa nie rośnie, ale ziemia jest zaasfaltowana i pomalowana w barwy partyjne Jednej Rosji. Ci, którzy wychodzą dziś na ulice rosyjskich miast, są poza polityką. Paradoks sytuacji polega na tym, że poza polityką znajduje się 99 procent Rosjan. Nie ludzie są zmarginalizowani – zmarginalizowany został proces polityczny. A proces polityczny może się zacząć tylko wtedy, kiedy w rosyjskim społeczeństwie zacznie się realna konkurencja. Jeżeli partie opozycyjne będą się mogły zarejestrować i dostaną dostęp do telewizji. Jeżeli telewizja będzie nadawać nie bajki napisane w kremlowskich gabinetach, a realne nowości. Jeśli demokracja przestanie być sterowana. Konkurencji nie wytrzyma 90% tych, którzy dziś stanowią władze kraju. Ani Putin, ani Miedwiediew nigdy nie prowadzili publicznej dyskusji, nigdy nie odpowiadali na prawdziwe pytania, nigdy nie spotkali się z poważną krytyką w ogólnokrajowych mediach. Czy zmiany są możliwe? Tylko w razie nawiązania dialogu między władzą a społeczeństwem. Czy społeczeństwo jest gotowe do takiego dialogu? Społeczeństwo powinno mieć swoich przedstawicieli i możliwe, że jacyś liderzy wyłonią się w trakcie protestów. Ale co z tego. Nieszczęście polega na tym, że do takiego dialogu nie jest absolutnie gotowa władza”. Dialogu z amerykańskimi najmitami, za jakich Putin uważa wiecujących, nie będzie – konkluduje Portnikow.
Moment jest rzeczywiście bardzo ciekawy. Gdyby nie marcowe wybory w perspektywie, Putin mógłby nic sobie nie robić z protestów po wyborach parlamentarnych. Ale one – zwłaszcza jeśli będą się przedłużać i konsekwentnie domagać się spełnienia wysuniętych postulatów – mogą mu utrudnić powrót na Kreml. Ale powrót, z punktu widzenia władzy, jest nieunikniony. Jeszcze raz zacytuję Portnikowa: „Władza straciła zaufanie społeczeństwa, ale jest przekonana, że rządzić będzie wiecznie i wobec tego będzie walczyć o pozostanie u steru – w przeciwnym razie nie będzie mogła zachować tego, co zgromadziła. Społeczeństwo może dość szybko dojść do wniosku, że władze trzeba zmienić, ale nie będzie mogło tego dokonać w ramach prawa – dlatego że wszystkie legalne drogi są przegrodzone przez OMON. Sytuacja może się rozwijać o wiele bardziej dramatycznie niż w Kijowie w 2004. W Moskwie Majdanu nie będzie”.
Ciekawe jest to, że odmawiać współpracy z władzą zaczęła część „obsługi” – ludzi kultury, politologów, którzy zasiadali w rządowych czy prezydenckich gremiach i nadawali im pozór pluralizmu i demokracji. Kilka osób wyszło ze składu Izby Społecznej. Świta czyni króla. Dlatego tak „stracił się” Putin, kiedy wyszedł w Olimpijskim na ring i został wygwizdany. To świta go wygwizdała. Bardzo ważne jest to, czy Putin utrzyma się w nowym rozdaniu na szczycie stworzonej przez siebie piramidy, być może ta świta, wyczuwszy jego słabość, w celu zachowania swoich pozycji poświęci go.
Tymczasem rzecznik prasowy premiera, Dmitrij Pieskow, oznajmił, że „rząd nie ma na razie stanowiska w sprawie dzisiejszych demonstracji w Moskwie. Jeśli takie stanowisko się pojawi, na pewno się o nim dowiecie”. Jak widać, Portnikow ma rację – dialogu nie będzie.
Na koniec jeszcze fragment listu otwartego Aleksieja Germana juniora, jednego z najciekawszych reżyserów młodszego pokolenia, do gubernatora Petersburga Gieorgija Połtawczenki. List jest związany z niedotrzymaniem obietnic gubernatora wobec środowiska twórców, ale ma także szerszy kontekst: „Czy nie wydaje się panu absurdalne to dążenie władzy, by otrzymać poparcie społeczeństwa, następnie konsekwentnie to społeczeństwo okłamywać, a potem się dziwić, że uczucia gasną. Jestem człowiekiem apolitycznym, ale dla mnie i dla wielu współobywateli istnieje ta granica, poza którą mój szacunek do samego siebie i ludzka godność nie może już dłużej istnieć w tych współrzędnych, które mi się wyznacza. Nie jestem bydłem. Nie jesteśmy bydłem. Mam do pana pytanie: Nie wstyd panu? I jeszcze jedno pytanie: Czy mam już się pakować, jak Brodski, Dowłatow i inni?”.
Czy dzisiejsze demonstracje oznaczają koniec dotychczasowego kontraktu społecznego polegającego na oddzieleniu społeczeństwa od polityki? Ludzie powiedzieli władzy, że nie chcą być dłużej traktowani „jak bydło”. Tylko czy władza zechce to uwzględnić? Monopol jest przecież podstawą jej trwania.