Autor terminu „suwerenna demokracja”, określającego specyficzny system polityczny panujący w Rosji pod rządami Putina, w którym przymiotnik był ważniejszy od rzeczownika. Mistrz zakulisowych kremlowskich gierek epoki „środkowego Putina”, demiurg wewnętrznej polityki, szara eminencja z ambicjami, ideolog naszej małej stabilizacji, wicepremier Władisław Surkow. Jeszcze wczoraj cytowałam fragmenty jego płomiennego wystąpienia w Londynie, w którym wychwalał brutalne zwycięstwo Putina nad niezborną opozycją. Ale to było wczoraj, bo już dziś Surkow napisał podanie o zwolnienie z zajmowanego w rządzie stanowiska „na własną prośbę”. Powiadają, że pozwolono mu na taką łagodną formę odejścia (a nie wyrzucenie za drzwi z wilczym biletem) za zasługi. Moskwa huczy od plotek, a portale internetowe urywają się od interpretacji. „Stabilizacja pożera własne dzieci” – głosi jeden z tytułów w internetowych gazetach.
Co się stało, że jeden z najważniejszych ludzi na politycznym Olimpie stracił pozycję?
Bezpośrednim powodem dymisji zapewne stał się (nagłaśniany zresztą od kilku dni przez media) jego konflikt z Komitetem Śledczym, który prześwietla dokumenty związane ze słynnym centrum Skołkowo pod Moskwą. Surkow publicznie oznajmił, że nie należy się spieszyć z rzucaniem cienia na Skołkowo i zaręczył, że to „jeden z najczystszych projektów”: „W Rosji mówi się, że ryba psuje się od głowy. Głowa naszej ryby nie jest zgniła, a i reszta jest o wiele czystsza niż w innych projektach realizowanych w Rosji”. To wystarczyło, by Komitet Śledczy się odwinął – Surkowowi (na łamach posłusznego dziennika „Izwiestia”) odpowiedział rzecznik Komitetu Śledczego, Władimir Markin, oskarżył go o „kryszowanie” swoich pupilków ze Skołkowa, nieuczciwie zarabiających krocie. „Nie komentuję grafomanii” – odpalił Surkow. Czy ta niezbyt wykwintna pierepałka była powodem dymisji? Może raczej pretekstem. Surkow wypadł z łaski po masowych demonstracjach przełomu 2011 i 2012 roku. Został wygryziony z Kremla przez jastrzębi pod przewodem Wiaczesława Wołodina, którzy wolą mocne metody działania. W każdym razie mocniejsze niż te proponowane przez Surkowa, który preferował chytre manipulacje, misterne fałszerstwa, mydlenie oczu, a nie walenie na odlew. Surkow został obwiniony o to, że do protestu w ogóle doszło. Posada w rządzie Miedwiediewa była postrzegana jako zsyłka. Na decyzje podejmowane na Kremlu nie miał już wpływu. Ponadto tajemnicą poliszynela było, że Surkow był zwolennikiem drugiej kadencji Miedwiediewa, a nie powrotu na Kreml Putina.
Skołkowo to ukochane dziecko Dmitrija Miedwiediewa z czasów jego prezydentury. To miało być miasto uczonych, rosyjska Dolina Krzemowa, do której miałyby ściągać z całego świata zastępy najświatlejszych umysłów w różnych dziedzin. Skołkowo to miał być filar modernizacji Rosji. Ale teraz czasy są inne. Pocieszny szyld „Modernizacja Rosji” już dawno został zdjęty w fasady, trwa w najlepsze przykręcanie śruby i duszenie resztek wolności obywatelskich. Szyld „Konserwacja” rozpycha się energicznie i zajmuje coraz większą powierzchnię. Grupka „miękkich”, „subtelnych” czy jak tam jeszcze nazwać kamarylę Surkowa wyraźnie przegrywa z „twardzielami”.
Wczoraj prezydent przed czułym okiem kamer skrytykował rząd za opieszałą realizację jego ogłoszonych przed rokiem dekretów. Miedwiediew coś bąkał pod nosem. Wielu komentatorów jest zdania, że dymisja Surkowa to ostatnie poważne ostrzeżenie dla Dmitrija Miedwiediewa. Dziennikarz Andriej Malgin pisze: „Putin już od dawna daje Miedwiediewowi do zrozumienia, żeby sam odszedł. Pocałowaliby go w oba policzki, dali Bohatera Pracy i chlebowy stolec w Gazpromie. Ale Miedwiediew nie odchodzi. Dymisja Surkowa to już nie aluzja – to coś więcej”. Może tak, może nie. Miedwiediew jest słaby, ale lojalny. Wykonał to, czego się po nim spodziewano: grzał przez cztery lata tron, a gdy go starszy kolega poprosił, grzecznie ustąpił mu miejsca. To oczywiście w zmieniającej się dynamicznie sytuacji może nie być wystarczająca gwarancją zachowania stanowiska. Zobaczymy.
„Surkow odchodzi ze służby państwowej jako miliarder. Teraz pewnie książki będzie pisał” – zakpił w Twitterze bloger Aleksiej Nawalny. No i rzeczywiście sam Surkow oznajmił, że ma pomysł na napisanie komedii na tematy polityczne z życia wzięte. A co do miliardów, hm. Putin postanowił przetrząsnąć portfele wysokim urzędnikom, może dla Surkowa w tej sytuacji to był dobry pretekst, żeby zejść z linii strzału.
Można też dostrzec w tej sytuacji (publiczna kłótnia dwóch wysoko postawionych urzędników) i sposobie jej rozwiązania (zdymisjonowanie jednego z nich) świadectwo, że dawne metody regulowania wewnątrzkorporacyjnych walk w obozie władzy (po cichu, bez publiczności) już nie działają. Putin jest przyzwyczajony do ręcznego sterowania i arbitralnego rozstrzygania sporów w grupie trzymającej władzę. Być może coraz więcej dziedzin wymyka mu się spod kontroli. Dyscyplinowanie, straszenie więzieniem za zarobione „pracą ponad siły” majątki, zakaz posiadania zagranicznych kont, na których spokojnie osiadała renta korupcyjna – to nie wszystkim się podoba.
Chyba będzie się działo.
Tam gdzie krótko, tam się rwie. Putinowi muskuły rosną w miarę wzrostu cen na naftę i gaz, a te ostatnio spadają.
http://www.youtube.com/watch?v=V3S06isu204