Telewizja „Deszcz” (Dożd’, tvrain.ru), dostępna w Internecie i niektórych sieciach kablowych, wypełnia maleńką niszę pozostawioną łaskawie w eterze po protestach w 2012 roku. To swego rodzaju wentyl. „Deszcz” różni się od centralnych kanałów obsługujących interesy władzy. Wiele miejsca w swoich programach poświęca opozycji, korupcji i innym gorącym tematom politycznym i społecznym, których unikają wielkie stacje. Przed kamerami „Deszczu” wypowiadają się politycy i eksperci, których do centralnych stacji nikt nie zaprasza.
26 stycznia podczas programu poświęconego 70. rocznicy zakończenia blokady Leningradu przeprowadzono sondę – widzom zadano pytanie: „Czy należało poddać Leningrad, aby uratować setki tysięcy ofiar?”. 54 procent uczestników sondy odpowiedziało twierdząco. Dla przypomnienia: podczas trwającej 28 miesięcy – od września 1941 do stycznia 1944 – w mieście odciętym od komunikacji zmarło z głodu (97% ofiar), zimna, chorób, zginęło od bomb, ostrzału i pożarów od kilkuset tysięcy do półtora miliona mieszkańców (przed wojną Leningrad liczył około 3 mln). W powojennej oficjalnej narracji eksponowano bezprzykładne bohaterstwo mieszkańców. Leningrad otrzymał tytuł „miasta bohatera”. Natomiast starannie wyciszano tematy kontrowersyjne, jak choćby wzmiankowana w pytaniu sondażowym sensowność utrzymywania miasta w stanie oblężenia, co skazywało mieszkańców na życie i śmierć w straszliwych warunkach.
I oto teraz pytanie o sens poddania miasta stało się przyczyną nagonki na „Deszcz”. Autorom programu zarzucono kalanie pamięci ofiar. Kierownictwo stacji przyznało, że faktycznie pytanie było sformułowane niefortunnie, przeprosiło za ten nietakt i usunęło ze strony internetowej wzmianki o sondzie. Krytycy stacji jednak się nie uspokoili i wzywają do zamknięcia „Deszczu”. Prokuratura przystąpiła dziś do postępowania wyjaśniającego, czy doszło do obrazy patriotycznych uczuć obrońców Leningradu.
W Rosji od jakiegoś czasu trwają zabiegi o usankcjonowanie jednej wersji historii – patetycznej, chwalebnej, niedopuszczającej mówienia o błędach, gloryfikującej bohaterstwo żołnierzy/obywateli radzieckich/rosyjskich bez wspominania o ciemnych stronach przeszłości. Deputowana Irina Jarowaja kilka miesięcy temu wniosła pod obrady Dumy projekt ustawy przewidującej odpowiedzialność karną za gloryfikację faszyzmu i rozpowszechnianie „kłamliwych informacji o działalności armii krajów koalicji antyhitlerowskiej w czasie II wojny światowej”. Nie bardzo wiadomo, co to opływowe sformułowanie ze sobą niesie. Komentatorzy zrecenzowali dokument tak: „na trzy lata za wybielanie faszystów i oczernianie Armii Czerwonej”. Ustawa utknęła na razie w kołach zębatych machiny biurokratycznej.
Trwają też prace nad jednym obowiązującym podręcznikiem historii. „To czysto totalitarna metoda. Takie podręczniki powstają w krajach, w których władze i obsługujące je kręgi intelektualne troszczą się nie o to, by młody człowiek zdobył wiedzę i odpowiednie nawyki, a wyłącznie o propagandę i indoktrynację” – napisała Irina Karacuba w „Jeżedniewnym Żurnale”.
Ale wróćmy do telewizji „Deszcz” i jej obecnych kłopotów. Jak przypomina Jurij Bogomołow, początkowo władze nie były zaniepokojone istnieniem samodzielnej stacji. „Pozwalają sobie na wolnomyślicielstwo? Niech sobie pozwalają – w końcu, kto ich tam ogląda?” – władze początkowo patrzyły na „Deszcz” przez palce. Ale z czasem telewizja zyskiwała coraz liczniejszą widownię. „Ostatnią kroplą było to, że stacja prowadziła bezpośrednie transmisje z kijowskiego Majdanu”, łamiąc tym samym monopol centralnych stacji na „kartinku” z Ukrainy. Oficjalna propaganda twierdziła, że na Majdanie są sami radykałowie, nacjonaliści, banderowcy, antysemici (Radio Swoboda kilka dni temu sporządziło wykaz słów, jakimi rosyjskie telewizje opisują uczestników protestu), a „Deszcz” pokazywał po prostu Majdan – ze wszystkim, co się tam dzieje.
Niefortunna sonda o blokadzie Leningradu była zapewne pretekstem do szykowanego ataku na „Deszcz”.
A teraz jeszcze kilka słów o samym pytaniu i o wyniku sondy. Andriej Archangielski (Colta.ru) stwierdził: „Ten wynik głosowania to typowa reakcja współczesnego człowieka. To przecież nie świadectwo niepamięci czy pogardy dla heroizmu. To zwykłe niezrozumienie. Naturalne. Głosują normalni ludzie, którzy uważają, że lepiej się dogadać, poszukać kompromisu, oni myślą w kategoriach czasów pokoju. I właśnie to myślenie, ta pokojowa etyka jest [z punktu widzenia tej wojennej etyki] niewybaczalna. Niewybaczalna jest sama próba podania w wątpliwość, czy wszystkie ofiary były potrzebne. Z punktu widzenia państwa to zamach na jego fundamenty. […] W Rosji nie dopracowaliśmy się etyki czasów pokoju, cały czas wszystko mierzymy kategoriami wojennymi. Wojna pozostaje jedyną etyką i powstaje wrażenie, że jeśli tego tematu się zakaże, jeśli zakaże się myślenia, wątpienia, jeśli zrobi się jeden podręcznik, to wszystko pozostanie na miejscu”. Wszelkie wątpliwości stają się kwestią polityczną. „Państwo najechało na „Deszcz” nie z powodu wojny, a dlatego że pokazywał Majdan i w ogóle dlatego, że takie zjawisko jak „Deszcz” w ogóle nie powinno istnieć”.
My też nie potrafimy mówić o ewentualnych błędach. Wystarczy, że ktoś zacznie poruszać kontrowersje wokół racjonalności Powstania Warszawskiego – jest wyklęty! Nie chodzi mi o forsowanie jakiegoś poglądu, ale sam przyczynek do dyskusji. Pytanie, czy u nas TV Deszcz nie spotkałaby się z ostracyzmem zadając w sondzie pytanie czy Powstanie Warszawskie miało sens? Boimy się niewygodnych pytań…
Dylemat dosyć poważny.Rrozpatrując go z dzisiejszych pozycji można by gładko powiedzieć -poddać się i oszczędzić ludzi. Ale cofając się 70lat wstecz można zapytać -a kto miałby to zrobić? Kto miał taką władzę aby podjąć taką właśnie decyzję? To były czasy stalinowskie i chyba nikt jeszcze nie zapomniał lat 1937-1938.Kto mógłby się przeciwstawić decyzjom Stalina? Jakkolwiek samo pytanie o sens walki jest zasadne.Dyskusja na temat „bić się czy nie bić” jak najbardziej jest potrzebna i to zarówno przy udziale historyków i społeczeństwa.Na jej brak cierpią nie tylko Rosjanie ,ale i my Polacy. Wszystkie powstania przegrane. W Listopadowym walczyli wojskowi , w Styczniowym cywile , a w Powstaniu Warszawskim dzieci.Morze przelanej krwi , setki tysiące zesłanych na Sybir i absolutnie żadnych korzyści politycznych.Być może ocena tych wydarzeń jest trudna lub niemożliwa ,ale dyskusja z pewnością potrzebna
Pozdrawiam.
Dyskusja nad wydarzeniami historycznymi jest konieczna. Oceny zdarzen minionych sa trudne gdyz korzystamy z wiedzy, ktorej uczestnicy zdarzen miec nie mogli. Problem z ankieta stacji „Deszcz” polega na postawieniu prostego pytania i oczekiwania prostej odpowiedzi „tak lub nie”. W obronie Leningradu istnialy dwa czynniki : wojskowy i cywilny. Z punktu widzenia czysto wojskowego obrona Leningradu byla koniecznoscia, przynajmniej w pierwszej fazie dzialan na froncie wschodnim. Jak dzisiaj wykazuja historycy, mimo wielu blednych decyzji i poczatkowego chaosu jaki panowal wsrod oddzialow rosyjskich udalo sie spowolnic tempo marszu wojsk niemieckich i wojna blyskawiczna, w ktorej niemieckie oddzialy nie mialy sobie rownych przeksztalcila sie w konflikt bardziej konwencjonalny, gdzie Rosja miala swoja szanse – pierwsza oznaka byla kontrofensywa rosyjska i zalamanie sie ataku niemieckiego pod Moskawa ( 41/42). Czynnik cywilny byl w sytuacji Leningradu sumie bez wiekszego znaczenia dla dzialan wojskowych, mozna nawet zalozyc, iz byl po czesci obciazeniem i przeszkoda. Nalezalo wszelka ludnosc nieprzydatna dla wysilku wojskowego usunac z miasta. Marek Borsuk ma racje, ze w panujacym ciezkim kryzysie taka decyzje mogl podjac jedynie Stalin. Takowej nie podjal, poswiecajac setki istnien ludzkich bez wiekszego wplywu na wypadki na froncie. W tym przypadku odpowiedz brzmialaby nie.
Ale Rosja nie jest jedynym krajem, gdzie istnieja kontrowersje zwiazane z ocena przeszlosci. Na Zachodzie takim „samograjem” sa zmasowane naloty na miasta III Rzeszy.
Pozdrawiam