11 lipca. Spotkali się. W kuluarach szczytu G20 prezydenci USA i Rosji wymienili uścisk dłoni. Rozmawiali ponad dwie godziny, choć początkowy plan przewidywał tylko półgodzinne spotkanie. Kreml od dawna grzał silniki – po początkowym zachłyśnięciu się zwycięstwem Donalda Trumpa nastąpiło zniechęcenie i wychłodzenie. Od stycznia w Moskwie to rozwijano, to zwijano żagle przed spodziewanym spotkaniem. Bąbelki z radosnego szampana ulotniły się. Rosyjscy propagandyści, po wyborach sławiący geniusz strategiczny nowego amerykańskiego prezydenta, zapowiadającego nowe otwarcie w stosunkach z Rosją, przycichli, temat wstydliwie zamiatano pod dywan. W napięciu obserwowano to, co dzieje się wokół „rosyjskiej kwestii” w Waszyngtonie. A tam nie schodził w pierwszych stron gazet temat ingerencji Rosji w tok amerykańskich wyborów. Domniemanie, że Moskwa wpłynęła na wygraną Trumpa, stał się osią wewnętrznego amerykańskiego sporu. Do tego doszły ujawniane coraz to nowe dane o kontaktach ludzi z otoczenia Trumpa z Rosjanami. Nadal dochodzą, o czym za chwilę.
Temat ingerencji Rosji w wybory prezydenckie w USA był również najważniejszym punktem spotkania Trump-Putin w Hamburgu. Na temat przebiegu rozmowy o rosyjskim cyberchuligaństwie mamy dwie różne narracje. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow: „Prezydent Trump wspomniał, że w USA niektóre kręgi nadal rozdmuchują temat rosyjskiej ingerencji w amerykańskie wybory, choć nie mogą tego dowieść. Prezydent Trump powiedział, że usłyszał konkretne oświadczenia prezydenta Rosji Putina, że to nieprawda i że rosyjskie władze nie ingerowały w te wybory. Powiedział, że przyjmuje te oświadczenia”. Sekretarz stanu Rex Tillerson zreferował ten aspekt wszelako inaczej: „Prezydent rozpoczął spotkanie z prezydentem Putinem od tego, że wyraził zaniepokojenie narodu amerykańskiego odnośnie rosyjskiej ingerencji w wybory 2016 roku. Prowadzili twardą i długą dyskusję na ten temat. Prezydent [Trump] kilkakrotnie wracał do kwestii rosyjskiej ingerencji. Prezydent Putin negował fakt takiej ingerencji, podobnie jak to robił, przypuszczam, wielokrotnie wcześniej. Ale prezydenci – myślę, że słusznie – skupili się na tym, aby iść do przodu. Jestem przekonany, że kiedyś osiągniemy zgodę w tej materii”.
A zatem zgody co do rosyjskich cyberataków na razie nie ma. Zawijanie śmierdzącego tematu w perfumowane papierki kiepsko się za oceanem sprzedaje. A bez wyjaśnienia tego, czy i w jakim stopniu / w jaki sposób Rosja mieszała w amerykańskim wyborczym kociołku, trudno będzie jednak iść naprzód. Choć obaj prezydenci mają na to wielką chęć.
Putin jechał do Hamburga w nadziei, że nastąpi pewien przełom w jego kontaktach z Zachodem, że dawne grzechy zostaną mu wybaczone, że znowu będzie mógł potwierdzić przynależność do rodziny najważniejszych światowych decydentów. Przełom nie nastąpił, niemniej jak mówił bohater „Dwunastu krzeseł” Ostap Bender, „lody ruszyły”.
Fantastyczna była oprawa propagandowa spotkania obu prezydentów w rosyjskich mediach, zwłaszcza w telewizji. Komentatorzy jeden przez drugiego dowodzili, że szczyt G20 odbył się na marginesie spotkania Putin-Trump, które skupiło na sobie wytężoną uwagę całego świata. I tylko ono. Często padało też stwierdzenie, że oto na naszych oczach dokonuje się wielki powrót Rosji na salony – USA znowu uznają Rosję za jedynego godnego partnera o tym samym gabarycie wagi i powagi. Czyli rosyjska propaganda ponownie dmucha z entuzjazmem wielki balon z wizerunkiem Trumpa, łaskawego, wyrozumiałego, otwartego na współpracę.
Kilka dni po hamburskim spotkaniu nadal nie ma „jasności w temacie Marioli”, czyli nie wiemy, jakie ustalenia zapadły. I czy w ogóle zapadły. Komunikaty Kremla i Białego Domu nie pokrywają się. W drugim głównym – po rosyjskiej cyberingerencji w wybory – temacie, czyli uregulowaniu sytuacji w Syrii osiągnięto wstępne porozumienie o zawieszeniu broni i współpracy w tworzeniu „stref deeskalacji” na południu tego kraju. To pewien postęp. Ale czy na długo? Czy zawieszenie broni okaże się trwałe? Bez wypracowania mechanizmu całościowego uregulowania i decyzji w sprawie dalszych losów Baszara Asada zapewne to jedynie rozwiązanie chwilowe. Komentatorzy zastanawiają się, czy porozumienie nie jest zakamuflowaną formą przyzwolenia na lądową operację wojsk rosyjskich. Zobaczymy.
Kolejna kwestia: Ukraina. W przeddzień szczytu w Hamburgu Waszyngton poinformował, że specjalnym przedstawicielem USA ds. Ukrainy, który będzie się kontaktował z rosyjskim specjalnym przedstawicielem, będzie doświadczony amerykański dyplomata Kurt Volker. Zostało to w Moskwie odczytane jako wzmocnienie twardej linii USA.
„Problem [spodziewanego w Moskwie po wygranej Trumpa] wielkiego dealu pomiędzy Trumpem i Putinem polega na tym, że Rosja nie ma wartościowych rzeczy, które mogłaby zaproponować na wymianę – pisze Aleksander Baunow z Centrum Carnegie. – A Rosja od USA chce wytargować bardzo wiele. Zdjęcie sankcji, nieoficjalne uznanie Krymu za rosyjski, dopuszczenie tam międzynarodowego biznesu, uregulowanie konfliktu ukraińskiego przy założeniu, że Ukraina powinna być federacją [co umożliwiłoby Moskwie wpływanie na decyzje polityczne Kijowa], uznanie Rosji za równoprawnego sojusznika, który samodzielnie prowadzi wojnę przeciwko islamskiemu terroryzmowi na Bliskim Wschodzie. […] Co Rosja może dać w zamian? Na razie nie widać, jakie USA chcą osiągnąć cele, których nie mogą mieć bez udziału Rosji. Może tylko współpracy przy rozwiązywaniu kryzysów, które sama Rosja stwarza”.
A Rosja stwarza kryzysy i problemy. Nie tylko gdzieś w świecie, ale i w samych Stanach. Bo oto już po Hamburgu w USA rozgorzał kolejny skandal. Prasa ujawniła kontakty Donalda Trumpa juniora, Jareda Kushnera i Paula Manaforta z rosyjskimi lobbystami, którzy mieli oferować w trakcie kampanii wyborczej dostęp do haków na Hillary Clinton. Dziś syn prezydenta opublikował korespondencję mailową z Rosjanami. Ale to już temat na kolejny rozdział tej fascynującej historii.