5 grudnia. Mówiła, że tłumacz to most między narodami, państwami, kulturami. Ksenia Starosielska była mostem pomiędzy Polską i Rosją – jej wspaniałe tłumaczenia pozwoliły Rosjanom poznać dorobek polskich autorów. Przetłumaczyła na rosyjski utwory między innymi Wisławy Szymborskiej, Czesława Miłosza, Tadeusza Różewicza, Tadeusza Nowaka, Jerzego Andrzejewskiego, Jerzego Pilcha, Jarosława Iwaszkiewicza, Tadeusza Konwickiego, Hanny Krall, Marka Hłaski.
Odeszła w ostatnich dniach listopada w wieku 80 lat.
Powołanie – bo tłumaczenie literatury to powołanie – odkryła w sobie nie od razu. Za namową rodziny, która chciała, aby Ksenia miała praktyczny fach w ręku, ukończyła inżynierię chemiczną. Po studiach pracowała przez kilka lat w laboratorium. Jak mówiła, bez radości i zainteresowania. Radość to było poznawanie świata. Jeszcze na studiach odwiedziła Polskę w ramach wymiany turystycznej. Była w Warszawie, Krakowie i Zakopanem. „Wróciłam z Polski pełna wrażeń. Jacyś inni ludzie na ulicach, kobiety ubrane inaczej niż u nas. I ta atmosfera wolności. Tańczyliśmy rock and rolla. Było wspaniale” – wspominała po latach tę pierwszą podróż. Była druga połowa lat pięćdziesiątych, pierwsze powiewy chruszczowowskiej odwilży. W Moskwie można było obejrzeć wystawę impresjonistów francuskich – obrazy wyciągnięte z muzealnych magazynów. Zafascynowana Ksenia chciała poczytać o tym nieznanym świecie. Książek po rosyjsku nie było. Na daczy zobaczyła książkę francuskiego autora o Toulouse-Lautrecu po… polsku. Mama i ciocia doskonale znały polski, urodziły się w Łodzi i w tym mieście spędziły pierwsze lata życia. W czasie I wojny rodzina przeniosła się na stałe do Moskwy, dziewczynki przełączyły się na rosyjski i przez długie lata zwalczały u siebie polski akcent, którego nie mogły się długo pozbyć, a który był przedmiotem kpinek moskiewskiego otoczenia. W domu nie mówiono zatem po polsku i Ksenia tego języka nie znała. Ale postanowiła się nauczyć. To było już po tej wspaniałej wyprawie do roztańczonej rock and rollem Polski. Od mamy nauczyła się czytać po polsku. Z jej pomocą przebrnęła przez tę książkę o malarstwie. A następną przeczytała już sama, tylko ze słownikiem. Było to polskie tłumaczenie duńskiego kryminału. Jak mówiła Starosielska, język polski stał się dla niej nie tylko miłością, stał się samym życiem.
Potem były lata wytrwałej pracy nad szlifowaniem języka. Pierwsze próby translatorskie. Jak przyznawała po latach – niezbyt udane. Ale wtedy Ksenia Jakowlewna już wiedziała, że właśnie to chce robić w życiu zawodowym – tłumaczyć książki. Odeszła z laboratorium, rozstała się z chemią.
„Miałam szczęście – książki, które proponowałam wydawnictwom, zwykle trafiały w gusta wydawców – mówiła w jednym z wywiadów. – Mogłam więc przekładać dzieła autorów, którzy mnie interesowali, a to było gwarancją satysfakcji. Do niektórych z autorów z tych czy innych względów więcej nie wracałam. Ale bywało, że po zakończeniu pracy zainteresowanie autorem nie malało, wręcz przeciwnie – rosło, pojawiało się przywiązanie i – nie boję się tego słowa – miłość. O ile nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Często wirtualne kontakty stawały się realną przyjaźnią”.
Lata tytanicznej pracy. Budowanie warsztatu, gromadzenie wiedzy. Poznawanie niuansów polskich realiów opisywanych w tłumaczonych książkach, korespondencja z autorami. Na jednym ze spotkań z czytelnikami Ksenia Jakowlewna przytaczała wyimki z korespondencji z Tadeuszem Nowakiem (można to obejrzeć tutaj https://www.youtube.com/watch?v=PeuLpMdtvyc). Tłumaczenie to było cyzelowanie najdrobniejszych szczegółów. Godne podziwu studia nad każdym szczegółem, dbałość o każde słowo. Jednocześnie Starosielska miała doskonały słuch lingwistyczny, niezwykłe wyczucie frazy, wrażliwość. Jednym słowem – zestaw cech niezbędnych w zawodzie tłumacza.
Przez wiele lat była redaktorem naczelnym czasopisma „Inostrannaja Litieratura”, na łamach którego publikowano przekłady literatury światowej. Również polskiej. Prowadziła seminaria dla młodych adeptów sztuki translatorskiej w Centrum Kultury Polskiej w Moskwie. Była wielką przyjaciółką Polski. Polska doceniła jej nadzwyczajny wkład w rozwój kultury, w krzewienie polskiej literatury na rosyjskiej niwie. Ksenia Starosielska została odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi RP i innymi odznaczeniami.
Dziękujemy za wszystkie wspaniałości.
Żeby oddać sprawiedliwość, trzeba wspomnieć o żydowskich korzeniach śp. Kseni Starosielskiej. I nie jest to broń Boże jakikolwiek zarzut, ale właśnie pokazanie pewnej zależności, że prawie zawsze najwybitniejszymi tłumaczami literatury pięknej są osoby pochodzenia żydowskiego.
I jeszcze nawiązując do żydostwa, wspomniana pani nigdy jakoś specjalnie się nie kryła ze swoim pochodzeniem i tym bardziej nie powinno się tego okrywać tajemnicą. Trzeba pokazywać wspólne dziedzictwo i zawiłe losy dwóch narodowości.
@Djabol
Piękny nekrolog pióra pani Anny nie okrywa niczego tajemnicą, tylko po prostu nie odnosi się do tej okoliczności, nie do potwierdzenia zresztą na podstawie „podręcznych” źródeł, takich jak Wikipedia oraz cytowane tam wywiady i artykuły śp. Ksenii Starosielskiej. Oczywiście bardzo to prawdopodobne, skoro rodzina pochodziła z Łodzi i nosiła nazwisko Starosielski (w Rosji identyfikowane jako żydowskie), ale przecież w życiorysie Zmarłej i tak splatają się losy nie dwóch, a co najmniej trzech narodowości.
Przypomina mi się stara anegdotka o rozmowie szefa radzieckiej orkiestry z amerykańskim kolegą podczas jakiegoś tournee po Stanach. – U nas nijakiego antysemityzmu nie ma – mówi pierwszy. – W mojej orkiestrze 25% muzyków to Żydzi. A u ciebie? – Tu mnie masz – odpowiada stropiony Amerykanin. – Ja nawet nie wiem, którzy z moich to Żydzi.
Ksenia Starosielska zasłużyła się kulturze polskiej i rosyjskiej, i za to należy jej się wdzięczna pamięć Polaków i Rosjan. Jeśli w jakiś szczególny sposób jej dorobek wzbogaca dziedzictwo rosyjskich i polskich Żydów, no to są trzy zadłużone u niej narodowości.
Nigdy w życiu nie opierałbym się tylko i wyłącznie na Wikipediach i podobnych źródłach. one mogą co najwyżej służyć mi jako podpora tego o czym piszę. W tym konkretnym przykładzie wiedzę czerpię u samego źródła. Po dziadku mam pochodzenie żydowskie. Mieszkał on w Piotrkowie Trybunalskim. (a to całkiem blisko Łodzi) i rodzina pani Kseni była znana mojej rodzinie.
Artykuł nie dotyczy wspomnianego tematu, ale aż się prosi żeby pociągnąć rys historyczny wspomnienia o danej osobie i jej przodkach. Zwłaszcza, że coraz mniej jest naocznych świadków bogatej kulturowo koegzystencji (chociaż często trudnej) Polaków i Żydów. I dlatego też piszę o dwóch narodach, bo to najbardziej byłoby interesujące z punktu widzenia Polski.
I zmierzając do meritum: sam przyznaję się bez skrępowania do żydowskich korzeni. Dlatego często dziwi mnie to, że wielu Żydów ma z tym problem. Tak jakby się wstydzili tego kim są. Na obecny czas już nie trzeba zachowywać czujności, a to przed ewentualnymi prześladowaniami. A tak się niestety dzieje, gdy odwiedzimy przytaczaną tutaj Wiki. Rzadko kiedy można uzyskać info, że ktoś miał w rodzinie żydowskich przodków. Choćby wspomnieć pana Jana Rokitę i jego pierwszą żonę która ma pochodzenie żydowskie. Na angielskiej Wiki taka adnotacja jest, ale na polskiej już niestety nie ma. Ktoś to w końcu moderuje i tym samym zakłamuje rzeczywistość. Ja rozumiem, że część nie życzy sobie takich wpisów. Jednak wielu nie ma nic przeciwko i administratorzy z uporem maniaka robią swoje. Wytworzyła się przedziwna atmosfera w tym temacie. A według mnie nie jest to dobra rzecz i prowadzi donikąd.