22 czerwca. Grał w tenisa, miał lekkie pióro i twarz wiecznie zdziwionego chłopca. Gdy prezydent Borys Jelcyn zapragnął uwiecznić swoje przemyślenia w formie książkowej, zaprosił go do współpracy, właśnie ze względu na zdolności literackie. W ten sposób zdolny dziennikarz znalazł się na Kremlu. Walentin Jumaszew, bo to o nim mowa, rzucił dziennikarstwo i oddał się całkowicie politycznym grom, kremlowskim intrygom i… życiu rodzinnemu. A może bardziej życiu Rodziny, Familii, czyli najbliższego kręgu Jelcyna. Niebawem Jumaszew został zięciem Jelcyna (ożenił się z Tatianą Djaczenko, młodszą prezydentówną). „Tania i Wala” – tak familiarnie mówiła o tej parze moskiewska „tusowka”. Opowiadano legendy o tym, że mogą wszystko, mają przemożny wpływ na Jelcyna (Tatiana była oficjalnym doradcą ojca-prezydenta), są autorami najważniejszych kremlowskich projektów. W tym projektu „Następca”. Według jednej z legend, to właśnie Jumaszew podpowiedział teściowi, że Putin to dobra kandydatura na prezydenta. W 2000 roku Jumaszew stał się jednym ze współzałożycieli fundacji imienia Jelcyna.
Jak pisał w 2001 roku „Kommiersant”, Putin jednym z pierwszych dekretów zdymisjonował Jumaszewa ze stanowiska doradcy (https://www.kommersant.ru/doc/253531). Dziś po Moskwie gruchnęła wieść, zaczerpnięta z oficjalnej strony internetowej Kremla, że Jumaszew został powołany na stanowisko doradcy. Ma doradzać społecznie, tzn. bez apanaży. Ale coś się w tej narracji rozjechało. Zarówno sekretarz prasowy Putina Dmitrij Pieskow, jak i znajomi Jumaszewa stwierdzili bowiem, że Jumaszew jest doradcą Putina „społecznie” od co najmniej piętnastu lat, może nawet osiemnastu. Jeżeli tak faktycznie było, to czemu wcześniej nie było o tym wzmianki na stronie Kremla? Hmm, tajemnica mundialu. Według niektórych komentatorów, opublikowanie informacji o zaangażowaniu Jumaszewa było przypadkowe (miało pozostać nadal w ukryciu). A według innych nie było mowy o przypadku – wręcz przeciwnie, opublikowanie wiadomości o nominacji było formą ukrócenia apetytów Jumaszewa, który na grandę coś próbował przeprowadzić na Kremlu, a Putinowi się to nie spodobało. Jednym słowem – walka kremlowskich buldogów pod dywanem w pełnej krasie, klasyka kremlinologii stosowanej.
Trzeba tu jeszcze dodać, że Jumaszew jest (był) doradcą – po rosyjsku советник (sowietnik). Ta funkcja jest czymś w rodzaju prestiżowego wyróżnienia, świadectwem stanu zaufania prezydenta do danego „sowietnika”. Oficjalny wysoki urząd doradcy prezydenta – po rosyjsku помощник (pomoszcznik) jest zastrzeżona dla kilku bliskich współpracowników prezydenta, to formalne stanowisko urzędnicze, z którym wiąże się wysoka odpowiedzialność za przygotowywanie linii polityki prezydenta w takiej to a takiej dziedzinie. Sowietnik nie ma ani takich obowiązków, ani praw.
Nie wiadomo, jaką dziedziną miałby się zajmować sowietnik Jumaszew.
„Rosyjska władza przy całym swoim zadufaniu nie jest pewna swego jutra. Doskonale zdaje sobie sprawę, że pewną gwarancją powodzenia są nie tyle i nie tylko duże pieniądze, a władza i znaczenie dzieci” – mówi dziennikarz Siemion Nowoprudski.
A umieszczanie dzieci na wysokich stanowiskach państwowych lub w bankach, przedsiębiorstwach, mediach, spółkach skarbu państwa stało się w Rosji stałą praktyką członków politycznej elity. Pisałam o tym m.in. przy okazji omawiania kandydatur na nowych ministrów (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2018/05/19/stare-wino-w-starych-buklakach/). Jednym z nowych członków Rady Ministrów został Dmitrij Patruszew, syn Nikołaja Patruszewa, należącego do najbliższego kręgu Putina.
W wielu publikacjach dotyczących kremlowskiej konspirologii stosowanej powtarza się teza, że Putin pomazany na następcę zobowiązał się do stosowania zasady nietykalności wobec członków rodziny prezydenta Jelcyna. Faktycznie Putin wprawdzie zaraz na początku rządów odwołał ze stanowiska doradcy Tatianę Djaczenko, ale Familii nie pokrzywdził. Nikogo nie wsadził do więzienia, nie pozbawił luksusowego życia, majątku, biznesu. To właśnie lojalność Putina miała tak zachwycić tych, którzy decydowali, że to on zostanie prezydentem po Jelcynie. Na razie się nie pomylili.
Pani Anno, skoro wspomniało się Jelcyna, to ciekaw jestem Pani opinii o tej już historycznej postaci. Z dwóch dotychczasowych prezydentów poradzieckiej Rosji (Miedwiediewa, myślę, można pominąć „dla wsiech prakticzeskich celej”) miał on zdecydowanie lepszą prasę na Zachodzie. Tymczasem za tą poczciwą, miśkowatą gębą krył się bez wątpienia taki sam wytrawny gracz, może nawet lepiej zaprawiony od Putina w kremlowskich kuluarowych intrygach. Przy tym to jemu właśnie przypisać trzeba wątpliwą zasługę „kapitalistycznej” reformy, zwłaszcza rozdysponowanie kluczowych bogactw surowcowych, co jednych wyniosło do gigantycznych fortun, a miliony wtrąciło w położenie bodaj jeszcze gorsze niż za komuny w jej ostatnim stadium. Sama Pani pisze tutaj, że Putin właściwie odziedziczył oligarchię, z którą można tylko jakoś się układać, czasem rozgrywać jednych przeciwko drugim, ale na pewno z nią nie walczyć. No i oczywiście uszczknąć coś dla siebie, w czym Putin okazał się godnym jelcynowskiej Familii. Dlaczego Rosjanie wolą Władimira od Borysa – z grubsza wiadomo, ale jakie my (jako szeroko rozumiany Zachód) mamy powody, żeby nie tylko na odwrót, ale aż tak bardzo różnie oceniać tych dwóch?
Szanowny Panie!
Zadał mi Pan temat na kilkutomową pracę. Jelcyn rządził w innych czasach, w innej logice. Jest wiele różnic. Jelcyn był człowiekiem wywodzącym się z partyjnej nomenklatury, o władzę musiał zawalczyć, to był czas przełomu, system się zawalił, państwo się rozpadło, trzeba było metodą prób i błędów próbować coś klecić. Putin wywodzi się ze służb, władzę dostał na talerzu za kulisami. Zmienił kurs, zrobił zawrotkę. Miks imperialnych carskich „zamaszek” z KGB-owskim myśleniem, trochę Stalina, trochę Mikołaja II. Inny styl rządzenia (różnica zasadnicza w traktowaniu mediów, Jelcyn chyba by nie wpadł na prowadzenie wojny hybrydowej itd.). choć oczywiście pewne rzeczy istnieją (z wariacjami) w ciągłości.
Pozdrawiam
Anna Łabuszewska