Archiwum miesiąca: październik 2018

Bomba u bram raju

19 października. Doroczny zjazd kremladzi z Rosji i przyjaznych jej okolic – forum „Wałdaj” – ponownie zawitał do Soczi, a nie na Wałdaj. Zgromadzenie ma za zadanie zetknąć ze sobą osoby w mniejszym lub większym stopniu olśnione Putinem oraz stworzyć możliwość obcowania z obiektem westchnień. Jak w poprzednich edycjach punktem kulminacyjnym zjazdu był speech samego WWP.

Spotkanie prowadził politolog Fiodor Łukjanow, dyrektor forum „Wałdaj” i przewodniczący Rady ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej (ciało doradzające prezydentowi). Władimir Władimirowicz zaprezentował się zebranym w swojej niedbałej firmowej pozie. Nie wygłosił przygotowanego zawczasu wystąpienia, a jedynie odpowiadał na uprzejme pytania uprzejmego Łukjanowa. Odpowiedzi-wypowiedzi nie zawsze były uprzejme. A niektóre były w zamierzony sposób nieuprzejme. Przede wszystkim te, które dotyczyły Zachodu, a głównie Stanów Zjednoczonych – przyczyny wszystkich nieszczęść naszego globu. Zdaniem Putina, Zachód nie jest wieczny, więc jedyna rozsądna rzecz, jaką należy w tej sytuacji zrobić, to najspokojniej na świecie przeczekać Zachód i te całe jego sankcje. A jeszcze lepiej w oczekiwaniu na ostateczne zgnicie Zachodu zająć się układaniem sobie stosunków z Azją, głównie z Chinami. Nie od rzeczy będzie też poprzyjaźnić się z krajami Bliskiego Wschodu, na przykład z Egiptem, któremu Rosja właśnie ma udzielić wielomiliardowego kredytu na budowę elektrowni atomowej. Przeczekiwanie zostało przez Putina zaprezentowane jako odpowiednia strategia we wszystkich niefajnych sytuacjach. Na przykład jeśli chodzi o Ukrainę. Wystarczy poczekać, aż w Kijowie zmieni się ekipa rządząca. A wtedy będzie z kim gadać i się dogadywać. Poczekajmy, a wszystko się ułoży. Podobnie z USA – może łatwiej będzie się dogadać z nowym składem Kongresu już w tym roku, a może dopiero z nowym prezydentem w 2020.

Putin co rusz wzruszał ramionami, jak gdyby chciał oznajmić: „Robię, co mi się żywnie podoba, bo mi się tak podoba, a jak wam się nie podoba, to wasz problem, to jest moje zdanie i je gorąco podzielam”. Na przykład w sprawie Krymu. „Krym jest nasz i tyle”. Wzruszenie ramion, odchrząknięcie.

Najwięcej uwagi komentatorów przykuł passus o bombie. „Agresor, który uderzy w Rosję bronią jądrową, musi wiedzieć, że odwet nastąpi. My jako ofiary, jako męczennicy trafimy do raju. A oni po prostu zdechną. Nie zdążą nawet przeprosić za grzechy” – to zdanie było najczęściej cytowanym przez media fragmentem wczorajszego występu prezydenta na forum „Wałdaj”. Putin wielokrotnie odwoływał się do tego, że Rosja pozostaje mocarstwem atomowym i w związku z tym cały świat musi się z nią liczyć. Strasząc ludzkość możliwością użycia bomby jądrowej, Putin jednocześnie zapewnia, że odpalenie atomu nastąpi wyłącznie w odpowiedzi na atak skierowany na terytorium Rosji. W doktrynie obronnej Federacji Rosyjskiej faktycznie nie ma wzmianki o uderzeniu prewencyjnym. Komentatorzy uznali powyższy cytat za przejaw upodobniania się Putina do Ramzana Kadyrowa, który ma zwyczaj używać w swych wystąpieniach podobnej retoryki – z jednej strony kwieciście zapewniać o wolności i równości, z drugiej – brutalnie grozić użyciem siły. „To, co powiedział Putin: raj, ofiary, męczennicy itd., bardziej przypomina wypowiedź islamskiego kaznodziei niż prezydenta świeckiego kraju” – napisała jedna z komentatorek.

Putin nie po raz pierwszy zaprasza Rosjan (a wraz z nimi wszystkich mieszkańców Ziemi) na tamten świat. Motyw oddawania życia za ojczyznę, i to z przyjemnością, pojawiał się w wypowiedziach Putina w ubiegłych latach kilkakrotnie.

Zacytowane zdanie stało się pożywką, na której bujnym kwieciem rozkwitły dziś w mediach społecznościowych rozliczne żarty i memy. Na przykład: „Prezydent Putin oznajmił, że po naciśnięciu przezeń czerwonego guzika atomowego, 140 milionów ludności Rosji, z których 30 mln to alkoholicy, 10 mln to policjanci i urzędnicy, 5 mln to ochroniarze w sklepach, wyprawi się do raju, a pozostałe 7,4 miliarda ludności planety po prostu zdechnie”.

Bon moty prezydenta Putina spotykały się z żywą reakcją sali. Im bardziej odjechane sformułowania, którym zawsze towarzyszyło wzruszenie ramion, tym więcej wśród zgromadzonych heheszków, brawek, kiwania głowami. Tak, zdaję sobie sprawę, że to specyficzna publiczność, która kupuje te czerstwe suchary Putina. Ale i tak przykro na to patrzyć.

Putin chciał się zaprezentować na luzie. W żartobliwym tonie zapewniał na przykład, że ma nieprzebrane rzesze zwolenników – 146 milionów. Tymczasem ostatnie badania Centrum Lewady i innych pracowni socjologicznych przyniosły wieści o znaczących spadkach w rankingach popularności. Nie wiem, czy choćby połowa z tych 146 milionów miałaby chęć na atrakcje w rodzaju masowego przenoszenia się do raju w imię obrony tronu Putina.

Akwarium tonie

11 października. Po spektakularnych wpadkach funkcjonariuszy wywiadu wojskowego za granicą (sprawa Skripala, wpadka w Czarnogórze, przyskrzynieni hakerzy pod budynkiem Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej) w siedzibie Głównego Zarządu Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, dawnego GRU odbyła się narada kierownictwa służby. Była tajna, ale informacje o niej jakoś szybko dotarły do mediów.

Według dobrze poinformowanego dziennikarza Siergieja Kaniewa (ujawnił informacje o tym, że Bohater Rosji Anatolij Czepiga brał udział w wywożeniu Wiktora Janukowycza z Ukrainy; w obawie o swe bezpieczeństwo Kaniew opuścił terytorium Rosji), podczas narady padały słowa nielicujące z powagą instytucji. „A to debile”, „szkoda, że jeszcze budionówek nie włożyli”, „co za niekompetencja”, „i to mają być fachowcy!”. Jednym słowem, przyjemnie nie było. No i być nie mogło, bo operacja otrucia eksagenta Skripala została sknocona. Zresztą, nie tylko ta. Kilku generałów może stracić epolety i przywileje z nimi związane. Stąd wielka nerwowość w „Akwarium”, jak w slangu służby mówi się o siedzibie kierownictwa d. GRU. Zdaniem uczestników narady, wysłani w bój za granicę dywersanci nie przestrzegali zasad konspiracji (np. gadali przez telefon zarejestrowany w obwodzie moskiewskim, przekazując sobie informacje otwartym tekstem), ich działalność została przez obce służby rozszyfrowana i ujawniona.

Co więcej: na jaw nadal wychodzą nowe szczegóły. Dziś czeskie media podały, że w 2014 r. Siergiej Skripal przebywał w Pradze, w tym samym czasie zjawili się tutaj dwaj panowie w granatowych kurtkach – „Pietrow” i „Boszyrow”, czyli Miszkin i Czepiga. Widocznie chcieli zapoznać się z urokami katedry św. Wita w Pradze. Petersburska „Fontanka” suponuje, że w akcji w Salisbury brała udział jeszcze jedna osoba: 45-letni Siergiej Fiedotow (https://www.fontanka.ru/2018/10/10/124/). Bliższych szczegółów na razie brak.

Porażka wizerunkowa wywiadu wojskowego ma jeszcze wymiar medialny. Rosyjskie media obsługujące Kreml (ani też oficjalni przedstawiciele władz) nie były w stanie zbudować przekonującej narracji, którą mogłyby przeciwstawić rewelacjom płynącym z Zachodu. Na tym odcinku frontu wojny informacyjnej Rosja zanotowała ewidentną wpadkę.

„Rosyjski wywiad wojskowy od 2010 roku prowadzi szeroko zakrojone działania specjalne w skali globalnej, od działań stricte militarnych, wywiadowczych, poprzez akty dywersji czy terroru, gwarantowanie bezpieczeństwa interesów ekonomicznych Rosji, po działania w cyberprzestrzeni. Skala tych działań wymaga zaangażowania dużych sił i środków. Może to tłumaczyć angażowanie do realizacji poszczególnych operacji oficerów rezerwy mających status tzw. nieetatowych współpracowników służby specjalnej” – pisze Piotr Żochowski z Ośrodka Studiów Wschodnich (https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2018-10-10/konsekwencje-ujawnienia-aktywnosci-rosyjskiego-wywiadu-wojskowego-na). Zdaniem Żochowskiego, należy oczekiwać, że rosyjski wywiad wojskowy nadal sięgać będzie po wszystkie stosowane dotąd metody. „Należy oczekiwać kontynuowania takich działań” – konstatuje.

No i jeszcze jedno: ten hałas wokół dawnego GRU, te wpadki, te tajne narady, pogłoski o dymisjach generalicji nie oznaczają, że rosyjskie służby specjalne zaprzestały swej działalności. Wywiad wojskowy to tylko jedna ze struktur. Jest przecież jeszcze wywiad cywilny (Służba Wywiadu Zagranicznego) oraz kontrwywiad cywilny (Federalna Służba Bezpieczeństwa). O nich w kontekście wpadek jakoś ostatnio cicho. Znawcy tematyki podejrzewają nawet, że nagłośnienie ostatnich niepowodzeń GRU to operacja odwracająca uwagę od znacznie ważniejszych agentów, którzy szykują znacznie ważniejszą operację.

Ten nowy etap wojny służb przecież dopiero się zaczyna.

Spadochron Stirlitza

9 października. Tytuł jest nawiązaniem do poprzedniego tekstu, który zamieściłam na blogu kilka dni temu. Bo też jest to kontynuacja tematu szpiegów, którzy zostali przyłapani na akcjach w krajach Zachodu i ciągnie się za nimi ów spadochron Stirlitza z klasycznego dowcipu.

Najpierw grupa Bellingcat ogłosiła miastu i światu tożsamość wyrobionego turysty „Rusłana Boszyrowa”, który okazał się pułkownikiem wywiadu wojskowego Anatolijem Czepigą, Bohaterem Rosji. Wczoraj nastąpiła prezentacja drugiego z uczestników wycieczki zorganizowanej przez agencję turystyczną GRU do Salisbury. „Aleksandr Pietrow” też najprawdopodobniej ma stopień pułkownika, nazywa się Aleksandr Miszkin i jest lekarzem (o tym, jak współpracownicy Bellingcat do spółki z portalem The Insider ustalili personalia „Pietrowa”, można przeczytać m.in. na stronie Radia Swoboda https://www.svoboda.org/a/29533803.html). W trakcie poszukiwań zwrócono m.in. uwagę na dokumenty związane z rejestracją samochodu, zebrano świadectwa sąsiadów (ci wspominali na przykład, że w młodości spędzonej pod Archangielskiem Miszkin fascynował się muzyką techno i był wioskowym DJ), kolegów z roku z akademii medycznej; dziennikarze dotarli do paszportu, ustalili, że w 2014 r. Miszkin dostał mieszkanie w Moskwie. Podobnie jak Czepiga. Widocznie już wtedy działali razem, wywożąc z Ukrainy drogocenny ładunek w postaci prezydenta Wiktora Janukowycza.

Powiedzieć, że w całej tej historii z truciem Siergieja Skripala ucierpiała reputacja rosyjskiego wywiadu wojskowego – dumy i sławy imperium, zbiorowiska niepokonanych Isajewów, anty-Bondów, rozwalających każdy system, to nic nie powiedzieć. Media społecznościowe wybuchły zgodnie gromkim śmiechem, liczba dowcipów i memów na temat wyczynów dwóch agentów w Salisbury niebawem dogoni wielki zbiór żartów o Stirlitzu. „Niech teraz urządzą okrągły stół z udziałem Pietrowa, Boszyrowa, Czepigi i Miszkina. Mam nadzieję, że ci dwaj ostatni mają numer telefonu naczelnej telewizji RT” – kpi jeden z komentatorów, nawiązując do niewydarzonego wywiadu, jakiego panowie agenci udzielili stacji RT (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2018/09/13/dwoch-panow-w-jednym-lozku-patrzy-na-katedre-w-salisbury/). Ludzie śmieją się z władzy do rozpuku, a władza nie potrafi zareagować, jest bezradna wobec takiej postawy społeczeństwa. Upadek autorytetu to dotkliwa przypadłość władzy, zwłaszcza takiej, która uważa się za nieomylną i omnipotentną. Ale zdarzają się też komentarze poważne, których autorzy przypominają, że w akcji Czepigi-Miszkina zginęła jedna osoba, a trzy zostały poważnie poszkodowane. Natalia Kamardina pisze: „Młodzi, zdrowi faceci. Zabójcy. Niczym się nie różnią od zbrodniarzy w rodzaju Czikatiły, idą zabijać spokojnie, po drodze oglądają wystawy sklepowe. Piją kawkę, kupują nową parę butów. […] Oni na pewno doskonale zdawali sobie sprawę, że mają w ręku środek, który może zabić każdego, kto dotknie klamki w drzwiach domu Skripala. Listonosz, Sprzątaczka. Sąsiadka. Dzieci sąsiadów”.

Ujawnienie szlaku bojowego duetu Czepiga-Miszkin nie było jedyną wpadką, jaką zanotowali następcy Stirlitza. Kilka dni temu podano do wiadomości, że w kwietniu Holandia deportowała czterech Rosjan legitymujących się paszportami dyplomatycznymi. Czterej muszkieterowie próbowali wypatroszyć komputery Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej w Hadze. W tym czasie pracownicy agencji pracowali nad ustaleniem, czy w Salisbury do trucia Skripalów użyto substancji Nowiczok. Dzielni rycerze nie zachowali podstawowych norm higieny pracy. Zostali zatrzymani wraz z aparaturą. Przy jednym z nich znaleziono też rachunek z taksówki, która wiozła go z jednostki wywiadu wojskowego na lotnisko Szeriemietjewo (takie rachunki uprawniają do zwrotu kosztów podróży, widocznie funkcjonariusz nie chciał dokładać do interesu). Dziennikarze badający sprawę dotarli do danych paszportowych nasłanych hakerów (a także, według doniesień portalu The Insider, 105 innych funkcjonariuszy GRU).

W tym czasie, gdy Holendrzy opowiadali wszystkim, kto chciał słuchać, o „wozie pelengacyjnym” speców z rosyjskiego wywiadu pod siedzibą OPCW w Hadze, z komunikatem wystąpili też Amerykanie. Podczas konferencji prasowej amerykańscy prokuratorzy opowiedzieli o ustaleniach w sprawie rosyjskich hakerów działających na szkodę USA. Stwierdzili między innymi, że znana grupa hakerów używająca kryptonimu Fancy Bears (interwencja w wybory) to ludzie związani z rosyjskim wywiadem wojskowym. Podejrzanych o niepożądaną działalność jest siedmiu (czterech z nich zatrzymano w Holandii, o czym pisałam powyżej). Mieli oni dokonywać prób włamów do serwerów WADA i innych agencji antydopingowych, badających fałszerstwa, jakich dopuszczała się rosyjska agencja antydopingowa RUSADA.

Wpadki funkcjonariuszy wywiadu zaniepokoiły kierownictwo służby. Ale o tym w następnym odcinku.

Najważniejszy zawód świata

6 października. Stirlitz szedł ulicami Berlina, na głowie miał czapkę uszankę, do munduru przypięty order Bohatera Związku Radzieckiego, spod płaszcza wystawał mu spadochron. Jeszcze nigdy Stirlitz nie był tak bliski wpadki. To jeden z klasycznych dowcipów o asie radzieckiego wywiadu uplasowanym w sercu hitlerowskich Niemiec. Wpadka rosyjskiego wywiadu wojskowego podczas operacji otrucia eksagenta Siergieja Skripala w Salisbury coraz bardziej przypomina dowcip o Stirlitzu.

Wychodzą na jaw coraz to nowe szczegóły operacji dwóch agentów wywiadu wojskowego – pułkownika Anatolija Czepigi i „Aleksieja Pietrowa”. Dziennikarzom buszującym w sieci udało się m.in. ustalić, że Czepiga (wcześniej przez rosyjskie media przedstawiany jako „Rusłan Boszyrow”) otrzymał tytuł Bohatera Rosji. Najprawdopodobniej za operację wywiezienia Wiktora Janukowycza w lutym 2014 r. z Ukrainy. Uczestniczący w śledztwie dziennikarskim Siergiej Kaniew (który dotarł np. do dokumentów potwierdzających drogę kariery Czepigi w służbach) spiesznie opuścił Rosję, obawiając się o swoje bezpieczeństwo. Ale wróćmy do postaci samego truciciela. Zanim szczęśliwie wyewakuował Janukowycza, wcześniej odznaczył się już w Czeczenii, natomiast potem na Krymie i w Donbasie. Znaleziono w sieci jego dokumenty, m.in. prawo jazdy i wiele innych źródeł potwierdzających tożsamość i rodzaj zajęcia. Choć jako „Rusłan Boszyrow” wędrowny kiler szybko na zew prezydenta zgłosił się osobiście do samej szefowej telewizji RT, by udzielić jej niezbornego wywiadu, to po ujawnieniu personaliów przepadł jak kamień w wodę i nie rwie się, by znów opowiadać o swej miłości do anglikańskich katedr. Zdaniem rosyjskiego dziennikarza mieszkającego na emigracji Andrieja Malgina, Czepiga należy do grona „osobistych specnazowców Putina, jest wykonawcą delikatnych i zuchwałych poruczeń. W tym świetle wizyta w Wielkiej Brytanii z bronią masowego rażenia w plecaku będzie mieć dla Putina poważne konsekwencje”.

Co do konsekwencji, to zobaczymy. Natomiast rzeczywiście Putin demonstruje wielkie zaangażowanie w sprawę otrucia w Salisbury.

Ponownie osobiście zabrał głos w sprawie poczynań agentów w Salisbury. Podczas forum „Rosyjski Tydzień Energetyki” pytany o sprawę otrucia Skripalów substancją Nowiczok Władimir Władimirowicz wystąpił z brawurową przemową: „Niektóre źródła lansują myśl, że pan Skripal jest bez mała obrońcą praw człowieka. A on jest po prostu szpiegiem, zdrajcą ojczyzny. To szumowina, nic więcej. […] A przepychanki pomiędzy służbami to nic nowego. Jak wiadomo, szpiegostwo, podobnie jak prostytucja to jedna z najważniejszych profesji na świecie”. Piękna myśl, zwłaszcza o tym, jak ważna jest w świecie prostytucja, kto by pomyślał, że prezydent Rosji tak wysoko ocenia status tego zajęcia. Na tym występ prezydenta się nie skończył. Wypuszczając nosem kłęby dymu i firmowo wzruszając ramionami, prezydent kontynuował: co się tyczy brytyjskich oskarżeń pod adresem Rosji o otrucie Skripalów, to „nikt nie miał potrzeby” truć Siergieja Skripala i innych mieszkańców Wielkiej Brytanii. „Jak to – to chcecie powiedzieć, że my jeszcze jakiegoś bezdomnego człowieka tam otruliśmy? Czasem przyglądam się temu, co się dzieje wokół tej sprawy i nie mogę się nadziwić: przyjechali jacyś goście i zaczęli truć tam u was w Wielkiej Brytanii jakichś kloszardów. Co za brednie” – w ten sposób Putin odniósł się do słów moderatora dyskusji na energetycznym forum (moderator nadmienił, że ofiarami substancji Nowiczok były również inne osoby; o tych ofiarach pisałam w poprzednich odcinkach serialu, http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2018/09/08/jezdzcy-bez-glowy/).

Na zapleczu tych występów w świetle kamer toczy się dyskusja o tym, jak potratować wpadkę dwóch panów z wywiadu wojskowego. Dla wielu komentatorów to świadectwo ostrego kryzysu służb specjalnych Rosji. Świadectw tych jest zresztą dużo więcej – o czym napiszę w następnym odcinku. Spadochron ciągnący się za Stirlitzem jest już długi jak iglica katedry w Salisbury.