Archiwum miesiąca: kwiecień 2019

Maria Butina – winna i skazana

28 kwietnia. Sąd w Waszyngtonie skazał obywatelkę Rosji 30-letnią Marię Butiną na karę 18 miesięcy pozbawienia wolności. Wyrok był łagodny, gdyż sąd wziął pod uwagę, że oskarżona współpracowała ze śledztwem. Niewydarzona agentka wpływu została ukarana za prowadzenie na terytorium Stanów Zjednoczonych działalności na korzyść innego państwa, mającej na celu przyczynienie szkód interesom USA. Butina przebywała w Stanach na podstawie wizy studenckiej, nie miała rejestracji Departamentu Sprawiedliwości w charakterze agenta zagranicznego. Tymczasem taką właśnie działalność uprawiała. Sąd uznał, że w ten sposób przyczyniła się do osłabienia stanu bezpieczeństwa państwa.

Szczegółowo sprawę rudowłosej Marii opisałam w zeszłym roku na łamach „Tygodnika Powszechnego” (https://www.tygodnikpowszechny.pl/rudowlosa-maria-i-piec-krokow-w-niepewnosc-154410), teraz więc tylko w skrócie rzecz przypomnę.

Maria urodziła się na Ałtaju, głębokiej rosyjskiej prowincji, ale była ambitna i chciała zrobić karierę w stolicy. Była aktywistką organizacji młodzieżowych, po czym skupiła się na walce o legalizację broni w rękach prywatnych. Założyła organizację „Prawo do posiadania broni”, która stała się dla niej biletem wstępu na polityczne salony. Działalność na niwie lobbowania praw posiadaczy broni palnej pozwoliła Marii zawrzeć cenne znajomości, m.in. z senatorem Aleksandrem Torszynem, który stał się jej patronem. Wraz z nim Maria kilkakrotnie podróżowała za granicę, m.in. w 2015 r. do USA. Nawiązała kontakty we wpływowej amerykańskiej organizacji The National Rifle Association – Narodowy Związek Strzelecki. Podczas śledztwa ustalono, że kontakty te miały jej umożliwić wywieranie wpływu na kształtowanie poglądów amerykańskich polityków na stosunki z Rosją. Amerykańscy śledczy uznali też, że Butina miała powiązania z rosyjskimi władzami, oligarchami i FSB i w USA wykonywała zleconą misję, mającą na celu wywołanie chaosu i wpływanie na nastroje, w tym wyborcze, ponadto dostarczyła stronie rosyjskiej informacje, nazywane w nomenklaturze służb specjalnych „wrażliwymi”. W sprawie Butinej międliły się też jakieś pieniądze o nie do końca wyjaśnionej proweniencji. Maria została z hukiem aresztowana w przeddzień spotkania Trump-Putin w Helsinkach w lipcu 2018 r.

Kreml zareagował na aresztowanie gniewnym fuknięciem. Przez kolejne miesiące oficjalne rosyjskie czynniki nieodmiennie twierdziły, że sprawa przeciwko Butinej została sfabrykowana, a oskarżenie nie ma najmniejszych podstaw prawnych. Moskwa domagała się uwolnienia Marii, opłacono jej adwokata (jak informowały w grudniu ub.r. media, na ten cel Rosyjska Fundacja Pokoju, afiliowana z administracją prezydenta, wpłaciła okrągły milion rubli). Rosyjska ambasada wywierała naciski, aby Butina miała znośne warunki w areszcie.

W pewnym momencie w Moskwie zapanowała lekka panika, gdy zza oceanu nadeszły wieści, że Maria poszła na współpracę ze śledztwem. Co więcej: poszła na współpracę z komisją prokuratora Muellera, badającego kontakty sztabu wyborczego Trumpa z Rosją, zgodziła się na wystąpienie przed senatorami (spotkanie trwało osiem godzin).
W trakcie śledztwa ogłosiła, że przyznaje się do zarzucanych jej czynów i poprosiła o łagodny wymiar kary. Przyznała, że działała pod wpływem i kuratelą rosyjskiego polityka (Torszyna).

W Moskwie trochę się uspokoiło, gdy Butina wystąpiła z wnioskiem o deportację do Rosji i uzyskała na to zgodę sądu. Oznacza to, że po odsiedzeniu wyroku będzie musiała powrócić do Rosji. Będzie to mogło nastąpić za 9 miesięcy (czas, jaki Butina spędziła w areszcie, oczekując na proces, zostanie jej zaliczony jako czas odbywania kary). Jestem bardzo ciekawa, czy faktycznie wróci.

Na procesie Maria zapewniała pokornie, że absolutnie nie miała zamiaru wprowadzać chaosu w stosunki rosyjsko-amerykańskie. Chciała jedynie budować mosty porozumienia pomiędzy narodami.

Rosyjska ambasada w Waszyngtonie uznała wyrok za przejaw „paranoidalnej rusofobii” USA. Zarzuty ponownie nazwano w oświadczeniu ambasady wyssanymi z palca, a amerykańską temidę określono mianem ferującej niesprawiedliwe wyroki. Ponownie podniesiono, że podczas śledztwa wywierano na Butinę niedozwolone naciski. Marię nazwano ofiarą prowokacji amerykańskich służb specjalnych i więźniem politycznym poddawanym represjom.

Na temat wyroku wypowiedział się sam prezydent Putin. Jego zdaniem Amerykanie skazali absolutnie niewinne dziewczę tylko dlatego, że chcieli w ten sposób „uratować twarz”.

Rosyjskie paszporty dla Donbasu

24 kwietnia. Po wyborach prezydenckich na Ukrainie, które wygrał niedoświadczony nowicjusz w polityce, aktor i producent Wołodymyr Zełenski, oczy komentatorów zwróciły się w stronę Kremla. Pytanie, a co Moskwa na to, zawisło w zelektryzowanym powietrzu.

Rosyjska telewizja poświęciła w ostatnich miesiącach Ukrainie wiele, wiele godzin – temat nie schodził z ust kapłanów kremlowskiej propagandy. W trakcie kampanii wyborczej polewano ukraińską klasę polityczną wymyślnymi mieszankami pomyj (w studiu telewizyjnym w odniesieniu do Ukrainy stale padały określenia: „banderowskie władze”, „cyniczna faszystowska junta w Kijowie” itd.). Szczególnym wyróżnieniem w tym względzie został obdarzony Petro Poroszenko – złodziej, faszysta, sprzedajny cukiernik itd. Moskwa ewidentnie grzała silniki w oczekiwaniu na wymianę ekipy rządzącej w Kijowie – z drużyną Poroszenki nie miała już co ugrać. Poroszenko jasno sformułował cele: do Europy, do NATO, bez Moskwy. Rosyjskie próby wykolejenia tego kursu okazały się podczas prezydentury Poroszenki nieskuteczne. Ale to nie znaczy, że Kreml zrezygnował z wstawiania kijków w szprychy. I nie zrezygnuje, o czym za chwilę.

Po wyborach wypowiedzieli się premier Dmitrij Miedwiediew (opływowo, bez żadnych konkretów) i przewodnicząca izby wyższej parlamentu Walentina Matwijenko (pojednawczo, z zapewnieniem, że Moskwa będzie rozmawiać z każdym prezydentem, którego wybierze naród). Putin przemówił jedynie ustami swojego rzecznika – pożyjemy, zobaczymy, ocenimy nowego prezydenta po jego pierwszych konkretnych krokach. Pieskow zastrzegł przy tym, że są podstawy, aby wyborów nie uznawać, gdyż Ukraina nie stworzyła możliwości głosowania dla Ukraińców mieszkających w Rosji. Propagandysta Władimir Sołowjow w swoim wieczornym programie rozwinął ten wątek. Wyliczył, że skoro 10 mln ludzi – 1/3 wyborców – nie zagłosowało, bo zostało pozbawionych takiej możliwości, to wybór nie jest ważny. A następnie wygłosił pochwałę rosyjskich wyborów, w których wszystkie kryteria demokratycznej elekcji zostały jego zdaniem spełnione. Koniec i bomba.

Nowy prezydent to nowe możliwości. W rachubie Kremla – nowe możliwości ponownego zaistnienia w polityce Ukrainy. W pierwszej turze Moskwa otwarcie poparła Jurija Bojkę, prorosyjskiego polityka (odbyło się spotkanie w Moskwie, Miedwiediew przyjaźnie poklepał Bojkę po ramieniu w obecności Wiktora Medwedczuka, kuma Putina, najbardziej prokremlowskiego spośród ukraińskich polityków). Teraz zapewne będzie wspierać jego ugrupowanie przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Kreml liczy na to, że mocna reprezentacja prorosyjskiej koterii w Radzie Najwyższej da mu możliwości aktywnego mieszania w kotle ukraińskiej polityki.

Wspominałam na wstępie, że Putin nie wypowiedział się osobiście po wyborach prezydenckich na Ukrainie. Ba, nawet nie pogratulował zwycięstwa Zełenskiemu. Za swoiste gratulacje można zatem uznać podpisanie dziś dekretu o trybie przyspieszonego i uproszczonego nadawania mieszkańcom tak zwanych Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych rosyjskiego obywatelstwa.
Obywatelstwo Federacji Rosyjskiej ma być przyznawane w „celach humanitarnych”, aby zapewnić ochronę praw człowieka. Wnioski mają być rozpatrywane w ciągu maksimum trzech miesięcy.

To nie znaczy, że Rosja od razu przyłączy oderwane Ukrainie tereny do swego terytorium (choć w jakiejś perspektywie, w jakiejś konfiguracji i to może spróbować przeprowadzić). To zaznaczenie terenu i mocne oświadczenie: konflikt w Donbasie zamrażamy na tak długo, jak będziemy chcieli, a jeśli Kijów zechce odzyskać Donbas ogniem, to my w obronie naszych obywateli odpowiemy mieczem. Zełenski chciał (tak w każdym razie mówił w kampanii wyborczej) do rozmów o uregulowaniu konfliktu w Donbasie włączyć Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. No to mu Putin odpowiedział: To nie jest z naszego punktu widzenia dobry pomysł, ha, a teraz rób co chcesz.

W Twitterze w żartobliwej formie skomentowano dekret: A co by było, gdyby Merkel zaczęła wydawać paszporty mieszkańcom obwodu kaliningradzkiego. A opozycjonista Aleksiej Nawalny zaproponował, aby świeżo upieczonych obywateli przesiedlać pod Moskwę, wprost do wielkopowierzchniowych rezydencji rosyjskich ministrów, niech się włączą w akcję humanitarną, skoro tacy są łaskawi.

Ziutek Słoneczko superstar

18 kwietnia. Całe spektrum pozytywnych uczuć – zachwyt, szacunek, sympatia – wobec Józefa Stalina zadeklarowało w ostatnich badaniach Centrum Lewady 51% Rosjan. O dwanaście punktów procentowych w stosunku do ubiegłego roku wzrosła grupa tych, którzy darzą Wodza szacunkiem. Aż 70% uczestników badania na pytanie „Jaką rolę Stalin odegrał w życiu naszego kraju” odpowiedziało: pozytywną. To historyczne maksimum za cały okres prowadzenia ankiet w tej sprawie. Wszystkie tabelki z danymi można znaleźć na stronie Centrum Lewady: https://www.levada.ru/2019/04/16/dinamika-otnosheniya-k-stalinu/

Pod murami Kremla na cmentarzu przeznaczonym dla najbardziej zasłużonych dla państwa spoczywa Józef Wissarionowicz Dżugaszwili, znany całemu światu pod pseudonimem Stalin. Zaraz po śmierci w 1953 r. został umieszczony w mauzoleum obok Lenina. W 1961 r. następca Stalina na stanowisku genseka partii komunistycznej – Nikita Chruszczow – nakazał usunięcie zabalsamowanego ciała tyrana z mauzoleum i pochowanie pod Kremlem. Lenin został sam i w pojedynkę już został podniesiony do godności nieskazitelnego bóstwa komunizmu. Zarz po usunięciu Stalina z mauzoleum również w oficjalnej przestrzeni zaczęto zwijać samą postać – i na grzechy, i na sukcesy Stalina nałożono swoiste tabu. Obowiązywało ono przez epokę breżniewowskiego zastoju aż do pierestrojki. Lepiej było o nim nie mówić, bo nie bardzo było wiadomo, jak. Czasem można było trochę mówić, ale lepiej było nie mówić. Całkiem wszelako przemilczeć się nie dało, ale generalnie nie był to temat zalecany. Breżniew na przykład kochał swoje własne dokonania czasów wojny i te lansował w wydawanych w milionowych nakładach książeczkach („Mała Ziemia”). Więc w latach siedemdziesiątych uczniowie sowieckich szkół i słuchacze partyjnych kursów więcej wiedzieli o szlaku bojowym młodego Breżniewa niż o tym, co robił w wojnę Stalin. Za Gorbaczowa wyciągnięto z zalecanej i przestrzeganej uprzednio zmarzliny niektóre zbrodnie Stalina, napiętnowano je. Historycy mogli dotrzeć do dokumentów, świadczących o zbrodniczym charakterze systemu stalinowskiego. Na rynek trafiło wiele opracowań o epoce. Badania kontynuowano w czasach Jelcyna. Przeważającą oceną była wtedy ocena negatywna. Na górze i na dole. W czasach Putina stopniowo zaczęło postępować polerowanie wizerunku dyktatora. (Pisałam o tym m.in. na blogu: „obserwowane w ostatnich latach niejednoznaczne kontredanse: to potępianie zbrodni stworzonego przezeń systemu, to docenianie osiągnięć „zdolnego menedżera”, relatywizacja wyrządzonego zła i ocieplanie wizerunku potwora poprzez przypisywanie mu ludzkich cech, a także usprawiedliwianie zbrodniczych decyzji. Jazda po muldach trwa, przynosząc od czasu do czasu zaskakujące owoce. Ale na jednoznaczne rozliczenie zbrodniczego systemu i jego paranoicznego twórcy Rosja się nie zdobyła”, więcej: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/03/05/jozek-sloneczko-umiera/).

Więc z jednej strony – takie wyniki badań Lewady to efekt tego sączu propagandowego, oswajania Stalina-człowieka, męża stanu, zwycięzcy w wielkiej wojnie. Putin uczynił ze zwycięstwa religię, Stalin stał się w tym kontekście naczelnym kapłanem owej religii. Z drugiej strony w Rosjanach rośnie niezadowolenie z rządów obecnej ekipy i wzrastające rankingi Stalina świadczą nie tyle (lub nie tylko) o ubóstwieniu Wodza, ile o poszukiwaniu alternatywy dla dzisiejszego bałaganu. Infantylna wiara w omnipotencję Stalina ma być alternatywą dla rozczarowania dzisiejszymi czasami. W mediach społecznościowych nie tylko zatwardziali staliniści powtarzają mantrę „Stalina na was nie ma”, wierząc najwyraźniej, że Stalin nie dopuściłby do urągających praktyk sprawujących obecnie władzę – korupcji, złodziejstwa itd. Zbrodnie? Wielki Terror? W znacznej mierze zostały wyparte ze świadomości społecznej. Lewada robił w 2017 r. badania dotyczące wiedzy o represjach; tylko 39% Rosjan, którzy wiedzieli o represjach – bo nie wszyscy wiedzieli – uznała je za zbrodnie. 1/4 uważała zbrodnie za historyczną konieczność. 36% zadeklarowało, że ofiary były uzasadnione, skoro i sukcesy były. Można założyć, że nikt nie tęskni za represjami i nie chciałby być wywleczony nocą z ciepłej pościeli przez putinowskich/stalinowskich opryczników, wywieziony na Kołymę czy postawiony pod stienku. Niektórzy socjologowie rosyjscy twierdzą, że rosnące rankingi popularności Stalina to zawoalowane życzenie pozbycia się aktualnego umiłowanego przywódcy i jego drużyny. Śmiała hipoteza.

Nieśmiertelny dziecięcy barak

9 kwietnia. Pod dom podjeżdża czarne auto, wysiada zeń kilka osób – cywilów i funkcjonariuszy wszechwładnych organów bezpieczeństwa państwowego. Budzą dozorcę, który trzęsącymi się rękami gorliwie otwiera bramę na podwórze i wejście na klatkę schodową. Ludzie z czarnego auta wchodzą na drugie piętro. Łomoczą do drzwi mieszkania po lewej stronie. Nikt nie odpowiada. Jest środek nocy, wszyscy śpią. Funkcjonariusz najstarszy stopniem wyciąga broń, odbezpiecza. Jego podwładny w cywilu ponownie wali pięścią w drzwi. „Kto tam?” – słychać zaspany głos kobiety. „Otwieraj!” – ryczy podenerwowany cywil. Struchlała ze strachu kobieta uchyla drzwi. Wchodzą. „Męża już zabraliście tydzień temu” – szepcze kobieta. „My po was i dzieci” – beztrosko odpowiada enkawudzista. „Chociaż je ubiorę, są w piżamach, śpią” – błaga zrozpaczona kobieta. „Nie trzeba, zaopiekujemy się nimi. Wychodzić”.

Na zdjęciach zrobionych na NKWD zatrzymanym „członkom rodzin zdrajców ojczyzny” (ros. ЧСИР) dzieci mają przerażone zapłakane oczy, rozczochrane włoski, zasmarkane nosy, zaciśnięte usta. Nie rozumieją, co się dzieje, czemu wyrwano je z objęć matki, wygnano z ciepłych domów.

Zgodnie z operacyjnym rozkazem NKWD nr 00486 z sierpnia 1937 r. członkowie rodzin osób represjonowanych, których towarzysz Stalin uznał za swoich groźnych wrogów i zapisał na długą listę „zdrajców ojczyzny”, sami mieli podlegać represjom. Żony „z automatu” były wysyłane do łagru na 5-8 lat. A dzieci… O tym za chwilę.
W ramach projektu „Nieśmiertelny barak”, który przywraca pamięć o ofiarach stalinowskich represji, opisano też „Nieśmiertelny dziecięcy barak”. Rozdział ten poświęcono represjonowanym dzieciom. O barbarzyństwie NKWD wobec najmłodszych opowiada krótki film złożony ze starych zdjęć i kronik (dostępny na profilu FB akcji: https://www.facebook.com/watch/?v=292146928279378).

Z dziećmi „zdrajców ojczyzny” i „wrogów ludu” postępowano różnie, choć równie okrutnie jak z dorosłymi. Były odbierane rodzicom (w cytowanym powyżej filmie podane są dane: „wrogom ludu” odebrano ponad 17 tysięcy dzieci) – wraz z wciągnięciem w tryby zbrodniczej machiny stalinowskich represji rodzice tracili wszelkie prawa. Także prawa rodzicielskie. Małoletnie dzieci kategorii ЧСИР albo trafiały do innych wybranych rodzin, albo – częściej – do domów dziecka, w tym domów dziecka o zaostrzonym rygorze lub do przeznaczonych dla dzieci kolonii karnych. Nosiły piętno dziecka zdrajcy ojczyzny, były prześladowane. Niektóre skazywano na śmierć. Bazę prawną pod pozbycie się niepożądanych elementów przygotowano zawczasu, zanim Wielki Terror rozkręcił swą piekielną machinę na dobre. Już 7 kwietnia 1935 r. najwyższe władze sowieckie przyjęły uchwałę o środkach walki z przestępczością wśród nieletnich. Na jej podstawie karze podlegały dzieci, które ukończyły dwanaście lat. Na słynnym miejscu kaźni – poligonie Butowo pod Moskwą stracono co najmniej 69 niepełnoletnich.

Dziękujemy towarzyszowi Stalinowi za szczęśliwe dzieciństwo.

Telepatia w mundurze

6 kwietnia. Niemal codziennie rosyjscy widzowie, słuchacze i czytelnicy prasy karmieni są, ba, bombardowani informacjami o nowych rodzimych rakietach, czołgach, działach i innych wojennych zabawkach. Kolportujący zachwyt prezenterzy powtarzają przy tych okazjach często mantrę, że owo nowe militarne zjawisko „nie ma odpowiedników na świecie” (нет аналогов в мире). A więc są powody do dumy. W ten nurt wpisuje się okładka najnowszego numeru „Time”, która przedstawia Putina pochylonego nad ziemskim globem, nad którym wykwitają ni to atomowe grzybki, ni to znaki internetowej nawigacji. Kremlinożercy podśmiewają się w komentarzach do tych doniesień, że Putin niecierpliwie czeka na wunderwaffe, które pozwoli mu zapanować nad światem, tymczasem nowe rakiety spadają podczas prób, a jedyny lotniskowiec po zadymieniu połowy Europy w czasie rejsu do Syrii stanął w doku remontowym i nie wiadomo, czy z niego wypłynie.

W kontekście rozkręcającego się nie od dziś rosyjskiego militaryzmu i narastającego we władzach Rosji pragnienia zbrojnego przyłojenia Zachodowi przyciąga uwagę niedawna publikacja oficjalnego czasopisma rosyjskiego ministerstwa obrony „Armiejskij sbornik” (Армейский сборник) o tym, że rosyjska armia posługuje się bojową parapsychologią i telepatią. Autorem tego sensacyjnego opracowania jest Nikołaj Poroskow, zasłużony publicysta wojskowy w stopniu pułkownika (obecnie w stanie spoczynku), a czytelnikami – wyższe szarże rosyjskich sił zbrojnych, bo to do nich przede wszystkim skierowany jest periodyk redagowany przez umundurowane kolegium redakcyjne.

Kilka szczegółów obszernego artykułu. Pułkownik Poroskow twierdzi w nim, że rosyjski specnaz stosuje „chwyty parapsychologiczne” (były użyte m.in. w Czeczenii). Żołnierze posługujący się technologią „metakontaktu” mogą prowadzić „niewerbalne przesłuchania”, „na wskroś” prześwietlać parapsychologicznie jeńców w celu pozyskania od nich informacji albo gdy sami trafią do niewoli, dawać odpór parapsychologicznym zabiegom przeciwnika. Telepatia i inne metody parapsychologiczne pomagają rosyjskim żołnierzom w nauce języków obcych, a także w leczeniu ran i innych uszkodzeń ciała w warunkach bojowych, w znajdowaniu skrytek z bronią itd. Autor twierdzi, że wojskowi parapsycholodzy nauczyli się tych metod, pracując z delfinami (sic). Zdaniem autora publikacji, istnieje metodyka pozwalająca rosyjskim hakerom tak sterować myślą komputerami wroga, aby złamać ich systemy zabezpieczające.

Na początku dekady lat 2000. została rozformowana specjalna jednostka numer 10003, która zajmowała się między innymi stosowaniem praktyk paranormalnych do celów wojskowych. Najwyraźniej współczesna rosyjska armia z jej iskanderami i kalibrami jednak potrzebuje paranormalnego wzmacniacza. Może normalność tak nawala, że potrzeba paranormalności.

Przewodniczący komisji ds. zwalczania pseudonauk, Jewgienij Aleksandrow jest zdania, iż „bojowa parapsychologia” to kompletna bzdura. Owszem, w rosyjskiej armii była i jest badana, ale to nie zmienia faktu, że cała ta parapsychologia to pseudonauka. „Rozmowy o przekazywaniu myśli na odległość nie mają żadnych podstaw naukowych. To po prostu niemożliwe. A dla wojskowych to sposób na wyciskanie pieniędzy z budżetu państwa” – podsumował Aleksandrow.
Przesyłam Państwu porcję świeżej ektoplazmy… Raz… dwa… trzy… cztery… I tak dalej, jak to w bajkach Kaszpirowskiego i jego kolegów po fachu bywa.