30 listopada. Rosyjskiej klasie politycznej nogi coraz bardziej rozjeżdżają się w szpagacie, a w takiej pozycji trudno zachować równowagę. Bo jedną nogą członkowie najwyższych władz tkwią w głoszonej ideologii „Rosja jest najlepsza i najważniejsza”, a drugą szukają twardego gruntu na zapasowych lotniskach w krajach Zachodu. Redakcja portalu „Russkij Monitor” zebrała informacje o członkach obu izb rosyjskiego parlamentu, członkach rosyjskiego rządu oraz o osobach ze zbliżonej do Kremla obsługi medialnej, mających obywatelstwo państw NATO lub co najmniej zezwolenie na pobyt czasowy lub stały (materiał dostępny tutaj: https://rusmonitor.com/spisok-deputatov-senatorov-ministrov-rf-s-grazhdanstvom-stran-nato.html?fbclid=IwAR0fYiZjfT1T3lG1I3l03WGc2IzrHI2lVsZT52_HapOVf-Bc83Vk33MB2SY).
Przeciętny telewidz lub czytelnik prokremlowskiej prasy ma na co dzień okazję dowiedzieć się, że cała polityczna i gospodarcza wierchuszka Rosji jest oddana sprawom kraju, wszystkie ich myśli i czyny zestrzelone są w jedno ognisko: kochać Rosję i z poświęceniem pracować na rzecz obywateli. Prezydent Putin od lat wzywa rosyjskich oligarchów, aby sprowadzili aktywa do kraju. W programach informacyjnych i publicystycznych powtarzana jest mantra o wyższości Rosji nad światem zachodnim, który po pierwsze upada, a po drugie tylko czyha na to, aby Rosję pokonać i w ogóle zniszczyć. „Naszą ideologią jest Rosja” – powiedział kiedyś jeden z częstych gości cotygodniowych telewizyjnych seansów nienawiści do Zachodu reżyser Karen Szachnazarow, co spotkało się z aplauzem ludzi zgromadzonych w studiu.
Wszelako od czasu do czasu okazuje się, że oddani wyżej wymienionej propaństwowej ideologii koryfeusze systemu putinowskiego mają na tym gnijącym Zachodzie przytulny domek, kształcą na zachodnich uniwersytetach swoje niezwykle uzdolnione dzieci, a co poniektórzy w szufladach komód w stylu empire mają wręcz paszporty państw wrogich.
Niedawno Fundacja Walki z Korupcją Aleksieja Nawalnego pokazała materiał o nieruchomościach nad jeziorem Como we Włoszech jednego z czołowych kapłanów putinowskiej propagandy telewizyjnej Władimira Sołowjowa (https://www.youtube.com/watch?v=9MHqpyN6iAk). Nawalny pytał Sołowjowa, jak to możliwe, że ma on we Włoszech, państwie należącym do wrogiego bloku NATO, piękną posiadłość, a na dodatek papiery zezwalające na pobyt stały dla całej rodziny: „W 2014 r., kiedy cały kraj opierał się naciskom NATO, pan starał się o dokumenty umożliwiające pobyt w państwie należącym do Sojuszu?” – pytał w Twitterze opozycjonista. Sołowjow bronił się kpiąco, że te dokumenty nie są równoznaczne z obywatelstwem ani zezwoleniem na pracę. Ale samego faktu posiadania willi nie zanegował. Podkreślił nawet z wyższością, że jest bogatym człowiekiem, bo zarobił w latach dziewięćdziesiątych, prowadząc działalność biznesową: „Poza tym nie jestem urzędnikiem państwowym, więc mogę sobie kupować nieruchomości, gdzie dusza zapragnie” – odciął się Sołowjow Nawalnemu. Formalnie – rzeczywiście – Sołowjow urzędnikiem państwowym nie jest. Niemniej w pocie czoła pracuje w stacji telewizyjnej „Rossija”, która jest na państwowym garnuszku. A poza tym nie jest wolnym strzelcem, realizującym własne wizje, a wykonawcą i reglamentowanym przez kremlowskie jaczejki propagandowe kreatorem treści, które w zadany odgórnie sposób mają umeblować głowy obywateli. To on codziennie powtarza, że Krym jest rosyjski, wojna na Donbasie to wojna domowa Ukraińców, NATO zbliża się do granic Rosji, łamiąc [nieistniejące] porozumienia o niezakładaniu baz w nowych państwach członkowskich itd.
Wróćmy do anonsowanej na początku listy szczęśliwych posiadaczy „natowskich” paszportów i zezwoleń na pobyt. Wśród wymienionych jest m.in. bliski druh Putina wicepremier Dmitrij Kozak, który ma zezwolenie na pobyt w Szwajcarii. Pani wicepremier Olga Gołodiec ma włoskie papiery, a minister przemysłu i handlu Denis Manturow – hiszpańskie. Z opublikowanych materiałów wynika, że głośno krzyczący o potędze Rosji i marzący o tym, że rosyjski żołnierz będzie mył buty w wodach światowych oceanów, Władimir Żyrinowski ma obywatelstwo Hiszpanii (nie znalazłam potwierdzenia w innych źródłach). Na pewno bronił się jak lew, ale Hiszpania nie ustępowała i wtykała mu swoje obywatelstwo, strasząc garotą albo co najmniej udziałem w corridzie. Jego syn, Igor Lebiediew musiał stoczyć bój nie tylko z nachalną Hiszpanią, która wreszcie dopięła swego i wręczyła mu paszport, ale także z hordami amerykańskich urzędników, którzy mu w końcu wetknęli green card.
Już po napisaniu tego materiału trafiłam na publikację portalu Meduza o Igorze Lebiediewie (syn Żyrinowskiego). Założył się on mianowicie z kolegą deputowanym, czy można w Miami odbyć tzw. tydzień regionalny (kiedy deputowani mają obowiązek spotkać się z wyborcami w okręgu, z którego zostali wybrani). Zamieścił na FB swoje fotki pełne słońca i błękitnego nieba nad Miami. Tam pewnie ładniej niż pod Chabarowskiem https://meduza.io/shapito/2018/11/29/vitse-spiker-gosdumy-otpravilsya-na-regionalnoy-nedele-v-tushinskiy-okrug-no-ochutilsya-v-mayami?utm_source=facebook&utm_medium=main&fbclid=IwAR3wby1mv57MCVMHZbJJHkq5oxYFhYDGH2a2xonEeU1BIj_btngFrDIr-gs