22 czerwca. Dziesięć miesięcy temu prezydent Władimir Putin triumfalnie oznajmił, że Rosja jako pierwsza na świecie opracowała szczepionkę przeciw koronawirusowi. Nazwano ją Sputnik V. Rosyjskie władze przeprowadziły szeroko zakrojoną akcję propagandową, mającą przekonać kraj i świat, że Sputnik jest efektywny i bezpieczny. Jeżeli można utworzyć jakąś jednostkę propagandy, na przykład propagandon, i zastosować stustopniową skalę, to akcja wychwalania zalet szczepionki opracowanej przez Centrum im. Gamaleja w pełni zasługuje na maksymalną wartość stu propagandonów. Specjaliści od szczepień – i rosyjscy, i zagraniczni – wskazywali konsekwentnie, że rosyjska szczepionka powinna zostać dopuszczona dopiero po trzeciej fazie badań klinicznych, a takowych jeszcze wtedy, gdy ją już wrzucono do obiegu, nie przeszła.
I oto minęło dziesięć miesięcy, rosyjskie władze nadal chwalą się Sputnikiem oraz dwiema innymi szczepionkami opracowanymi przez dwa inne instytuty badawcze (EpiVacKorona z Centrum Wektor i CoviVac z Centrum Czumakowa), a z ostatnich komunikatów wynika, że jedną dawką zaszczepiło się zaledwie niespełna 13% populacji, dwiema – 9,8%. Nie działają codzienne zaklęcia telewizora. Ba, nie podziałało nawet wezwanie umiłowanego przywódcy. W marcu Kreml ogłosił, że Putin się zaszczepił pierwszą dawką, miesiąc później drugą. Wydarzeniu towarzyszył wyłącznie ustny komunikat, co wzbudziło wiele podejrzeń u i tak podejrzliwych Rosjan. Putin nie zaszczepił się bowiem przed kamerą, choć tak lubi wszelkie akcje, w których prezentuje się jako heros. Na dodatek nie ujawniono, jaką szczepionką został zaszczepiony, powiedziano jedynie, że rosyjską (pisałam o tym na blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2021/03/29/wielka-tajemnica-szczepienia/). Według nowego sondażu Centrum Lewady, nie chce się zaszczepić 62% Rosjan. Za to coraz bardziej popularne są ogłoszenia w internecie o możliwości nabycia fałszywego certyfikatu o szczepieniu.
Przez zimę dzienny poziom zakażeń koronawirusem utrzymywał się w przedziale 7-9 tysięcy. Uznano, że to na tyle bezpieczny wskaźnik, że można poluzować ograniczenia. Stopniowo otwierano knajpy, siłownie, szkoły, placówki kultury itd. No i szczepiono. Ale powolutku.Władze realizowały swobodnie swój kalendarz polityczny. Np. w rocznicę aneksji Krymu Putin zwołał na Łużniki wiec, przygnano 80 tys. ludzi, maseczki ochronne mieli nieliczni uczestnicy. Prezydent na ogół siedział w swoim bunkrze, gdzie spędził pandemię, były okazje, że wypełzał na powierzchnię – pojawił się m.in. na trybunie na placu Czerwonym, by odebrać defiladę wojskową z okazji Dnia Zwycięstwa. Niedawno wybrał się do Genewy na spotkanie z Joe Bidenem, prezentował się bez maski, z Bidenem wymienił uścisk dłoni bez dezynfekcji.
Na początku czerwca sukcesywnie powiększający się dobowy przyrost zachorowań na Covid19 w Rosji zaczął wzbudzać coraz większe zaniepokojenie – w ostatnich dniach notowano 16-17 tys. nowych zarejestrowanych przypadków dziennie. Tymczasowe szpitale covidowe, spakowane już w miesiącach z niższym wskaźnikiem zachorowań, ponownie „odpakowano”, bo zwykłe szpitale momentalnie zapełniły się chorymi. Lekarze biją na alarm: obecnie umiera o wiele więcej ludzi niż w poprzednich dwóch falach, jakie przeszły przez Rosję; dziś zmarło 546 osób, w poprzednich dniach niewiele mniej. Do Rosji dotarły nowe mutacje koronawirusa. Jeden ze zbliżonych do sfer rządowych lekarzy wskazywał, że tzw. wuhańskiego wariantu koronawirusa już w Rosji praktycznie nie ma, natomiast rosną w siłę mutacje alfa i delta, bardziej zakaźnie, bardziej niebezpieczne. Minister zdrowia uprzedzał, że nawet ci, co już się zaszczepili lub są ozdrowieńcami, będą musieli się „doszczepić” kolejną dawką, aby obronić się przed nowymi zmutowanymi wirusami.
No więc góra dwoi się i troi, żeby namówić społeczeństwo do wakcynacji – co tu mówić o rewakcynacji, skoro 87% społeczeństwa nie zdecydowało się nawet na pierwszą. Mimo zachęt ze strony władz. W niektórych regionach organizowane są wśród szczepiących się loterie, w obwodzie moskiewskim nagrodą jest mieszkanie. W Moskwie, gdzie jest najwięcej nowych zachorowań (dziś 6555, ale było już prawie 10 tys. dziennie), rzucono pomysł, aby przymusowo szczepić ludzi pracujących w usługach i w państwowych zakładach pracy. Mer Sobianin dał mieszkańcom prawie tydzień wolnego, żeby opanować sytuację. Przebąkuje się o nowych ograniczeniach w komunikacji i gastronomii. Wydaje się, że pomysły powstają od przypadku do przypadku. Brak w akcji władz konsekwencji. Bo z jednej strony jest znowu wielki strach przez zarazą, ale z drugiej otwarto dziś bez ograniczeń połączenia lotnicze z Turcją i Rosjanie szeroką ławą ruszyli, chcąc odreagować niedawne nagłe zamknięcie tego kierunku i zdążyć przed kolejnymi restrykcjami. Tym bardziej że na Krymie, wskazywanym przez władze jako miejsce idealnego wypoczynku, przydarzyła się ostatnio tragiczna w skutkach ulewa i powódź. W moskiewskim metrze jest wprawdzie obowiązek noszenia masek, ale nie wszyscy się stosują. Tłok w godzinach szczytu sprzyja transmisji wirusa.
Petersburg zajmuje trzecie miejsce wśród regionów Rosji, w których odnotowuje się największy przyrost nowych zachorowań – około tysiąca dziennie. Po internecie krążą filmiki z petersburskich szpitali, w których pacjenci leżą na korytarzach, dla niektórych nie wystarcza nawet łóżek, kładzie się ich na materacach itd. Oficjalne komunikaty nie są tak katastrofalne. Może dlatego by nie powodować paniki w mieście, gdzie odbywają się mecze Euro 2020.