21 grudnia. W okazałym budynku w stylu stalinowskim, zajmowanym przez ministerstwo obrony Rosji odbyło się dziś rozszerzone kolegium tego resortu z udziałem prezydenta Putina. WWP wygłosił ostry speech, okraszony obficie wymownym wzruszeniem ramion po niemal każdym wypowiadanym zdaniu. Ta wyniesiona z leningradzkiego podwórka maniera towarzyszy prezydentowi w momentach, gdy wygłasza on kontrowersyjne kwestie lub prowadzi polemikę na odległość z – przeważnie zachodnimi – adwersarzami. To wzruszenie ramion podkreśla, że stanowisko strony przeciwnej jest głęboko niesłuszne, a słuszność jest i zawsze była po stronie Rosji. Dzisiejsze wystąpienie na rozszerzonym kolegium było rozszerzonym komentarzem do wystosowanego przez Moskwę pod adresem „kolektywnego Zachodu” bezpardonowego ultimatum w kwestiach bezpieczeństwa: zero Ukrainy w NATO, zero wojsk USA w Europie Środkowej, zero czasu do namysłu. Tylko bez sankcji, drodze zachodni partnerzy…
„W razie kontynuowania agresywnej linii zachodnich kolegów sięgniemy po adekwatne środki wojskowo-techniczne, będziemy ostro reagować na wszelkie nieprzyjazne kroki. Rosja ma do tego pełne prawo”, bo to kroki, mające zapewnić bezpieczeństwo i suwerenność kraju – dowodził WWP. Wyliczał, ile może lecieć rakieta na Moskwę z terytorium państw Europy Środkowej, ile z Ukrainy i jakie to stanowi zagrożenie dla Rosji. Powiedział też, że ma już dosyć manipulacji Zachodu, który prowadzi działania na terytoriach oddalonych o tysiące kilometrów. „Bo gdy im przeszkadza prawo międzynarodowe i statut ONZ, mówią, że to przestarzałe i niepotrzebne, a gdy to odpowiada ich interesom, to zaraz powołują się na normy prawa międzynarodowego”. Rosja, oczywiście, zdaniem Putina, zawsze działa z poszanowaniem prawa międzynarodowego (co dobitnie zaprezentowała w 2014 roku, anektując Krym i rozpalając zarzewie wojny w Donbasie, a wcześniej wkraczając w 2008 r. do Gruzji).
Po wysmaganiu Zachodu biczem oskarżeń Putin zapewnił o swoich pokojowych zamiarach. Powiedział, że wysłana do Brukseli i Waszyngtonu lista żądań, w tym gwarancji nierozszerzania NATO na wschód, nie jest ultimatum, ale Moskwa będzie się domagać natychmiastowego udzielenia na nie „jasnej odpowiedzi”. Specyficzne pojmowanie tego, czym jest ultimatum: to, jak powszechnie wiadomo, wysunięcie warunków i domaganie się bezwarunkowego ich wypełnienia przez stronę przeciwną, do tego często z wyznaczeniem granic czasu. Czyli to, co robi Moskwa, wystosowując (i publikując!) tekst z żądaniami do wykonania bez żadnych zobowiązań ze swej strony jest klasycznym ultimatum. Jak powiedział publicysta Siergiej Nowoprudski w audycji Radia Swoboda: „Rosja w odpowiedzi nie bierze na siebie żadnych zobowiązań. Nie mówi, że jeśli nie przyjmiecie Ukrainy do NATO, to Rosja wyjdzie z Donbasu. Rosja nie mówi, że nie będzie rozmieszczać baz wojskowych na postsowieckim terytorium [swoją drogą to ciekawe, jak zareagowałby Kreml, gdyby Amerykanie powiedzieli: Rosja nie może rozmieścić żadnej bazy w Kirgistanie albo Armenii]. Kolektywny Zachód nie dowiaduje się, co zyska, jeżeli zgodzi się na te propozycje. […] Po co Rosja to robi? Albo dla podjęcia ostrego politycznego targu, albo dla usprawiedliwienia możliwej gorącej, lecz umiarkowanej wojny w nadziei na to, że zajęty walką z pandemią i targany wewnętrznymi sprzecznościami kolektywny Zachód nie zareaguje odpowiednio mocno na wtargnięcie Rosji na terytorium Ukrainy, która wydaje się najbardziej prawdopodobnym obiektem agresji”.
„Konflikty zbrojne to nie nasz wybór, my chcemy rozwiązywać problemy na drodze polityczno-dyplomatycznej” – zapewnił prezydent Putin w wystąpieniu na dzisiejszym kolegium. Ale przy tym nie powiedział, co Moskwa ma w rękawie, jeśli Zachód nie zastosuje się do żądań. (W tej kwestii polecam analizę Marka Menkiszaka na stronie Ośrodka Studiów Wschodnich: https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2021-12-20/rosyjski-szantaz-wobec-zachodu).
Rozwinął niedopowiedzenie minister obrony Siergiej Szojgu. Oświadczył on, że współpraca wojskowa Ukrainy i NATO stanowi zagrożenie dla Rosji. I że w strefie konfliktu w Donbasie „znajduje się 130 członków pewnej amerykańskiej firmy militarnej, którzy szykują prowokację z komponentami chemicznymi”. W licznych, zwłaszcza ukraińskich, komentarzach po wystąpieniu ministra powtarzała się obawa, że rzekomo przygotowywany przez rzekomych Amerykanów w Donbasie rzekomy atak chemiczny będzie „prowokacją gliwicką”, która da asumpt do rozpoczęcia działań zbrojnych.
Swoje wystąpienie minister zakończył długim passusem, jak dobrze wyposażona w nowoczesne uzbrojenie jest rosyjska armia.
Wielu komentatorów rozpatruje najnowszą awanturę Putina na arenie międzynarodowej w kontekście narastającego problemu z tranzytem władzy (decyzja, czy będzie operacja „Następca”, czy Putin znowu w 2024 r. wystawi swoją kandydaturę i zabetonuje kruszący się gmach putinizmu, jeszcze na Kremlu nie zapadła) oraz zapewnienia bezpieczeństwa własności członków putinowskiej ekipy. Jak ćwierkają moskiewskie wróble, Putin dopuszcza taką możliwość, że Zachód będzie go chciał obalić. Stąd ucieczka do przodu, próba zastraszenia Zachodu, Ukrainy, Gruzji itd.; rozmowa z pozycji siły.
Za dwa dni ma się odbyć wielka konferencja prasowa Putina, moskiewski Maneż jest już przygotowany na przyjęcie dziennikarskiej braci. Temat stosunków z Zachodem, tekstu ultimatum, sytuacji na Ukrainie zapewne zostanie w trakcie spotkania poruszony.