30 września. Rok temu Putin zwołał gauleiterów czterech odebranych Ukrainie prowincji i urządził na Kremlu uroczystość na okoliczność „zjednoczenia nowych terytoriów z Rosją”. Wojna trwa nadal, część tych podbitych ziem ukraińska armia odbiła, Rosja nadal nie kontroluje całego terytorium zagarniętych prowincji, mimo to Putin postanowił pompatycznie świętować rocznicę aneksji. Z jego inicjatywy ustanowione zostało nowe święto państwowe: Dzień „Zjednoczenia Donieckiej Republiki Ludowej, Ługańskiej Republiki Ludowej, obwodu zaporoskiego i obwodu chersońskiego z Federacją Rosyjską”. Długie wyrażenie w cudzysłowie, bo realnie wszystkie zawarte w tytule święta słowa i nazwy należy traktować z daleko idącym dystansem – są wytworem putinowskich manipulacji i kłamstw.
Wygenerowany przez Kreml „prazdnik” trzeba było jakoś obejść. Wczoraj na placu Czerwonym odbył się więc dla przyjemności zachwyconych mas tzw. puting. Z estrady płynął na zgromadzoną publiczność (przeważnie młodą) strumień uznawanych za właściwe dla podniosłego charakteru uroczystości haseł i pieśni. Wystąpili weterani scen – np. świetny niegdyś aktor Władimir Maszkow, który patetycznie odegrał rolę patriotycznie wzruszonego putinisty (Maszkow regularnie wygłasza na oficjalnych uroczystościach chwytające za gardło i serce slogany). Smaku dodały wystąpienia Z-poetów, którzy masami tworzą grafomańskie rymowanki, pretendujące do roli wierszy. Ze sceny rozbrzmiał prawdziwy wiersz autorstwa XIX-wiecznego poety Aleksandra Puszkina, deklamujący go aktor Dmitrij Piewcow, zaangażowany putinista, poprzedził występ słowami skierowanymi do stolicy Polski, Warszawy – „która wtedy była częścią imperium rosyjskiego”. Wystąpiły też jakieś zespoły z „nowych terytoriów”, poprawnie i, a jakże, patriotycznie. Widzowie znieśli też mężnie pieśni w wykonaniu zawsze miernego, zawsze wiernego Nikołaja Baskowa i ledwie widocznej spod warstwy pudru i tuszu piewicy Larysy Doliny (też weteranka putinistka), tupiącego w rytm Olega Gazmanowa wraz z synem Rodionem (przebój Россия — в этом слове огонь и силa) i jeszcze wielu innych. Na deser podano główne młodzieżowe bóstwo, wokalistę Shamana. Prowadzący nieustannie podkreślali, że Rosja i nowe terytoria – to już mur, beton, na zawsze.
Co dziwne, koncertu nie transmitowała kremlowska telewizja, fragmenty można obejrzeć w mediach społecznościowych (https://www.youtube.com/watch?v=bHYJJQ5YFYQ; https://twitter.com/the_ins_ru/status/1707882479116308759), spodziewana jest retransmisja fragmentów.
Putin, który chętnie bierze udział w takich bombastycznych wiecach, tym razem nie przybył własną osobą na plac Czerwony. „Nie miał tego w planach” – powiedział jego rzecznik. Prezydent nagrał za to krótkie orędzie z podniosłej okazji „zjednoczenia z Rosją” zagarniętych ukraińskich terytoriów. Zaprezentował firmowe wykręcenie kota ogonem: bronimy naszych rodaków, narażonych na rządy bezprawnych władz Ukrainy. Wystąpił nie wiedzieć czemu w stroju żałobnym (http://www.kremlin.ru/events/president/news/72403).
Podpisanego rok temu na Kremlu dokumentu o włączeniu czterech nowych „podmiotów Federacji” nikt na świecie nie uznał, choć Putin przy każdej stosownej okazji (także w powyższym orędziu) podkreśla, że na „nowych terytoriach” przeprowadzono referenda w zgodzie z przepisami prawa międzynarodowego. Ale jakoś zapomina uściślić, że opiewane „zjednoczenie” jest bezpośrednim rezultatem pełnoskalowej agresji Rosji, złamania przez nią prawa międzynarodowego, pogwałcenia podpisanych przez Federację Rosyjską gwarancji bezpieczeństwa itd. Putin cieszy się z osiągnięć, zapowiada odbudowę zagarniętych ziem (czy trzeba dodawać, że nadejście ruskiego miru oznaczało dla ukraińskich miast i wsi zniszczenie, a często wręcz zrównanie z ziemią?).
Na koniec jeszcze jedno spojrzenie na scenę ustawioną na placu Czerwonym. Wiec-koncert odbył się pod znamiennym tytułem „Jeden kraj, jedna rodzina, jedna Rosja”. Tak, skojarzenie z hasłem pewnej narodowo-socjalistycznej partii nasuwa się samo.