Archiwum miesiąca: maj 2024

Pięść wagnerowca kontra pięść zioma

26 maja 2024. Niedługo minie rok od buntu Jewgienija Prigożyna, który w czerwcu 2023 r. wysłał na Moskwę zastępy wagnerowców, a potem nagle zatrzymał ich marsz. Prigożyna nie ma już na scenie politycznej ani (zapewne) wśród żywych, natomiast (byli) wagnerowcy ciągle trafiają w pole widzenia mediów. Najnowsze wyczyny opisują media społecznościowe w Czelabińsku: z powodu konfliktu weteranów wojny wywodzących się z Grupy Wagnera a miejscowymi ziomami.

Wagnerowcy po odsłużeniu kontraktu często przywożą z ukraińskiego frontu przekonanie, że wszystko im wolno. Skoro propaganda na co dzień zapewnia społeczeństwo o wybitnych zasługach wagnerowców i innych weteranów (w tym wyrokowców, którym Putin darował winy specjalnym dekretem amnestyjnym), skoro nawet sam Putin mówi, że uczestnicy „specjalnej operacji wojskowej” to nowa elita Rosji, to ci widocznie myślą, że reszta powinna im bić pokłony i schodzić z drogi (pisałam o tym na blogu http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/05/16/obieg-wagnerowca-w-przyrodzie/ i w Rosyjskiej Ruletce https://www.tygodnikpowszechny.pl/mordercy-ida-na-front-potem-na-wolnosc-185389). Jeżeli zaś nie schodzą, to dochodzi do zadymy.

W Czelabińsku od wczoraj ulice patrolują wzmocnione oddziały Rosgwardii i MSW, wyposażone w broń automatyczną. W mieście panuje napięta atmosfera, bo po jednej rozróbie, do jakiej doszło wczoraj, zanosi się na jeszcze większą rozróbę. A zaczęło się jak w bandyckich balladach śpiewanych na zonach: wszystko z powodu kobiety. Mieszkanka Czelabińska, osiemnastoletnia Angelina wybrała się na spacer z nowym chłopakiem. Los chciał, że w drogę wszedł im były chłopak Angeliny imieniem Roman, członek miejscowej ferajny. Romanowi nowy przyjaciel Angeliny nie spodobał się z profilu, wziął go więc zaraz pod obcas i pouczył, aby się łaskawie odczepił od dziewczyny (według petersburskiej „Fontanki” doszło do użycia broni palnej wobec Angeliny i jej nowego chłopaka, uczestnika „specjalnej operacji wojskowej”, ekswagnerowca https://www.fontanka.ru/2024/05/26/73624460/). Jak pisze lokalna gazeta „Czelabinsk Siegodnia”, Angelina cała we łzach zadzwoniła do tatusia, 42-letniego Aleksandra, byłego wagnerowca i poprosiła, aby ten w celach wychowawczych rozmówił się z Romanem. Aleksandra nie trzeba go było dwa razy prosić o interwencję. Skrzyknął kilku kolegów wagnerowców i poszli wyjaśnić Romanowi, kto tu ma prawo wybierać Angelinie narzeczonych.

Naprzeciw wagnerowców stanął zastęp kolesi Romana. Rozmowa się nie kleiła, w ruch poszły pięści i inne silniejsze metody perswazji bezpośredniej. Wagnerowcy wyszli z bójki zwycięsko, ale ziomale Romana nie zamierzali oddać pola. Wezwali posiłki. Posiłki posiłkowały się pistoletami, więc wagnerowcy woleli zejść z linii strzału, jeden z nich został ranny (według innych źródeł – rany postrzałowe odniosło dwóch wagnerowców). Policjanci zatrzymali trzech chłopaków z ferajny, w tym jednego nieletniego (według innych źródeł, zatrzymani zostali dziarscy wagnerowcy).

Wagnerowcy nie uznali swej porażki, zaczęli rozpuszczać wici wśród swoich i wzywać ich na poważny bój z czelabińskimi ziomalami. W swoich mediach społecznościowych umawiają się, jak urządzić obławy na „miejscowych bandytów”, którzy śmieli „skrzywdzić ich braci”. „My tego tak nie zostawimy. Nasi dziadowie, pradziadowie, a także i my walczyliśmy na wojnie nie po to, aby nam jakiś szczyl podskakiwał” – odgrażają się wagnerowcy (https://74.ru/text/incidents/2024/05/26/73624415/).

Od wielu lat oficjalna propaganda powtarza do znudzenia tezę, że pod rządami Putina wreszcie w kraju jest bezpiecznie i spokojnie, na ulicach nie dochodzi do strzelanek, jak to miało miejsce w latach 90., przeklętych i ukazywanych jako lata smuty, chaosu i bezprawia. Opisany powyżej epizod z Czelabińska nie jest odosobniony, w putinowskiej Rosji nikt nie może czuć się bezpiecznie, bandyci jak biegali z bronią po ulicach, tak biegają, a szajka na szczytach władzy rządzi wedle mafijnych zasad. Na dodatek sprawiedliwość wedle własnego widzimisię wymierzają uczestnicy zbrodniczej wojny rozpętanej przez Putina, którzy czują się uprzywilejowani i zwolnieni z ponoszenia odpowiedzialności.

25 lat za zamiar podpalenia. Tylko zamiar

20 maja 2024. Najbardziej humanitarny sąd na świecie – sąd w putinowskiej Rosji – skazał na karę 25 lat pozbawienia wolności 24-letniego pracownika branży IT z Nowosybirska, Ilję Baburina. Akt oskarżenia przypisał Baburinowi próbę podpalenia wojenkomatu (co sklasyfikowano jako „próbę przeprowadzenia aktu terrorystycznego”), a także zdradę stanu i inne przestępstwa. Skazany nie przyznał się do winy.

Baburin został aresztowany we wrześniu 2022 r. Miał on, zdaniem śledztwa, na zlecenie z zagranicy kaptować chętnych do podpalania wojenkomatów (we wrześniu 2022 r. Putin ogłosił tzw. częściową mobilizację, co spotkało się z niezadowoleniem sporej części społeczeństwa, w wielu miastach doszło do podpaleń wojenkomatów).
Przed aresztowaniem Baburin często odwiedzał Ukrainę: mieszkała tam jego żona. Potem przestał jeździć – małżonkowie postanowili się rozstać, choć oficjalnego rozwodu nie przeprowadzili. Po raz ostatni Ilja był u żony w październiku 2021 r., jeszcze przed rosyjską agresją na Ukrainę. Jak pisze BBC, powołując się na osoby z bliskiego otoczenia Baburina, do wojny odnosił się negatywnie, ale nie był antywojennym aktywistą, nie uczestniczył w protestach. Nazajutrz po ogłoszeniu przez Putina mobilizacji Federalna Służba Bezpieczeństwa aresztowała Baburina pod zarzutem planowania i organizowania podpaleń wojenkomatów w obwodzie nowosybirskim na zlecenie osób z batalionu Azow (nazwisk tych rzekomych zleceniodawców nie ujawniono). Według śledztwa, Baburin zwerbował do akcji dwóch mężczyzn i przekazał im butelki z koktajlem Mołotowa. W aktach sprawy jest informacja, że owi „zwerbowani” sami zgłosili się do FSB i opowiedzieli o niecnych zamiarach Baburina.

Obrońca Baburina, Wasilij Dubkow, twierdzi, że mogła to być prowokacja FSB. Baburin w rozmowie ze znajomym, niejakim Szorinem, rozważał nagranie krótkiego filmiku: oto butelka z koktajlem Mołotowa leci w kierunku wojenkomatu. Ale ostatecznie do realizacji nie doszło – Baburin się rozmyślił. Jego znajomy pomknął jednak rączo do FSB i doniósł uprzejmie na Ilję. Funkcjonariusz FSB nakłonił Szorina, by ten z kolei nakłonił Baburina do przekazania mu butelki zawierającej substancję zapalającą. Baburin uległ namowom i dał Szorinowi butelkę z niebezpieczną zawartością. Zdaniem obrońcy, to żadną miarą nie może być zakwalifikowane jako działanie terrorystyczne, co najwyżej chuligaństwo.

Gdy Baburin już siedział w areszcie, śledztwo kreatywnie pracowało nad dopisywaniem na jego konto kolejnych zarzutów. Na początku dodano mu zarzut podpalenia szkoły muzycznej w lipcu 2022 r., podpalacza nie schwytano, podejrzanych w sprawie przez rok nie było, więc skoro nawinął się Baburin, to jemu wlepiono ten zarzut (śledczy znaleźli w telefonie Baburina jakiś filmik z pożarem, uznali, że to rzeczona szkoła muzyczna i już, tyle wystarczyło, nie było żadnej ekspertyzy ani innego zawracania głowy). Dalej dopisywanie poszło już jak po maśle. Baburin w oczach śledczych stał się nie tylko zawziętym podpalaczem, ale na dodatek działającym w zmowie z ukraińskim batalionem Azow (jednostka w Rosji uznana za organizację terrorystyczną). Jakieś dowody? Nie. Po co? Wystarczyło to, że Baburin jeździł swego czasu do Ukrainy, a tam spotykał ludzi, którzy po rozpoczęciu rosyjskiej agresji walczyli w tym batalionie. Stąd już był tylko maleńki kroczek do oskarżenia Baburina o zdradę stanu.

Adwokat łapał się za głowę: śledczy doszli do wniosku, że i sam Baburin zapisał się na ochotnika do tego batalionu. Do zarzutów dodano mu więc i udział w organizacji terrorystycznej. Jakieś dowody? J.w.

Sąd skazał Ilję Baburina na karę 25 lat pozbawienia wolności. Pierwsze pięć lat ma spędzić w więzieniu, kolejne 20 – w łagrze o zaostrzonym rygorze. Obrona wnioskowała o uniewinnienie, powołując się na brak materiału dowodowego. Baburin nie przyznał się do winy.

W ostatnim słowie oskarżonego powiedział: „Z powodu mojej jednej butelki z koktajlem Mołotowa mogły ucierpieć co najwyżej drzwi wojenkomatu, ale nie ucierpiały. Z powodu jednego funkcjonariusza FSB ucierpiało co najmniej dziesięć osób: moi rodzice, krewni, których przesłuchiwano, przyjaciele, u których przeprowadzono rewizje i których ciągano na przesłuchania. Już nie mówię o sobie: kiedy mnie wsadzili do aresztu, miałem 22 lata, teraz mam 24 i grozi mi dożywocie”.

25 lat dla Baburina to najsurowszy wyrok w sprawach o podpalenia i próby podpalenia wojenkomatów (podpalenia są kwalifikowane jako zamachy terrorystyczne). Wcześniej za podpalenie siedziby administracji miasta Bakał w obwodzie czelabińskim (znajdował się tam oddział zajmujący się ewidencją wojskową) skazano dwie osoby na karę 19 lat łagru. Najmłodszym więźniem reżimu skazanym za próbę podpalenia wojenkomatu jest siedemnastoletni Jegor Bałaziejkin z obwodu leningradzkiego: został skazany za dwie nieudane próby podpalenia wojenkomatów na 6 lat łagru. Do ukończenia 19 lat będzie przebywał w kolonii dla nieletnich przestępców, resztę wyroku odbędzie w łagrze o zaostrzonym rygorze (pisałam o nim w „Rosyjskiej Ruletce”: https://www.tygodnikpowszechny.pl/rosja-najmlodszy-wiezien-rezimu-putina-ma-17-lat-186734).

Na drugim końcu skali są liczni kryminaliści – sprawcy gwałtów, rozbojów i zabójstw ze szczególnym okrucieństwem – ułaskawieni przez Putina i wyprawieni przezeń na wojnę. Po odsłużeniu kilku miesięcy wychodzą na wolność, często wracają do przestępczego procederu. System otwiera przed nimi szeroko nowe możliwości: mogą np. zostać nauczycielami w szkole i uczyć młodzież patriotyzmu. A szkoły chętnie zapraszają na różne akademie uczestników „specjalnej operacji wojskowej”, by opowiedzieli uczniom, jak dzielnie walczyli. Wśród nich są skazani za ciężkie zbrodnie. Dobry przykład dla młodzieży.

Bułat Okudżawa – sto lat zaklęte w pieśni

11 maja 2024. Stulecie Bułata Okudżawy – doniosła data doniosłej postaci dla rosyjskiej – i nie tylko rosyjskiej – kultury. Na placu Czerwonym podczas ostatniej defilady z okazji Dnia Zwycięstwa orkiestra wojskowa zagrała balladę „Dziesiąty batalion desantowy” z gorzkiego rozliczeniowego filmu Andrieja Smirnowa „Dworzec Białoruski”. Być może większości słuchaczy ta melodia nie kojarzy się ani z filmem, ani z niełatwymi wojennymi rozrachunkami, ani nawet z Okudżawą – ot, jeszcze jeden marsz na uroczystej paradzie.

We wpisie „Piewca miłości, szlachetności i przyzwoitości” z okazji 85. rocznicy urodzin poety i barda napisałam: „Śpiewane lekko ochrypłym, niezbyt mocnym, melancholijnym głosem ballady z towarzyszeniem gitary były wielkim wyłomem w porażonej socrealizmem rosyjskiej muzyce i poezji. Znamienny jest rok jego debiutu – 1956 – kiedy na krótko zaczęły puszczać stalinowskie lody. Mówił prosto i pięknie, niepospolicie o miłości i małym człowieku obdarzonym wielkim sercem, ironicznie odnosił się do sztucznego „patosu naszych czasów”, sentymentalnie – momentami ckliwie – wspominał moskiewski Arbat, gdzie mieszkał przez wiele lat, pisał o łzach, żołnierskich butach, o strąconych z cokołów idolach, o przemijaniu błahostek, które tak niedawno wydawały się ze spiżu. Ujmujące melodie zagnieżdżały się słuchaczom nie tylko w uchu, ale i w sercu. Były prawdziwe – i słowa, i muzyka, bez zadęcia, bliskie życia, a jednocześnie wysokie: piosenki Okudżawy to poezja najwyższych lotów. Jego utwory jak „Modlitwa” (Dopóki nam ziemia kręci się…), „Weźmy się za ręce…” stały się hymnami, chętnie śpiewanymi przy niezliczonych okazjach. Okudżawa był poetą i bardem narodowym, choć władza radziecka go nie pieściła. Nie był zakazany, ale lansowany też nie. Należał do partii, partyjna legitymacja nie była jednak biletem na estradowy Olimp. Nagrania ballad, teksty wierszy przez lata krążyły tylko w odpisach, kopiowane prywatnie, nieoficjalnie. Nagrodę państwową dostał dopiero w 1991 roku” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2009/05/15/piewca-milosci-szlachetnosci-i-przyzwoitosci/).

A dziś? Bułat Szałwowicz Okudżawa był uczestnikiem wielkiej wojny ojczyźnianej, zaciągnął się na ochotnika w wieku 17 lat. Wrócił z frontu z poczuciem, że wojna to rzecz podła, przeklęta, która już nigdy nie powinna się powtórzyć. Bagaż wojny z przelanymi hektolitrami krwi, przemocą i śmiercią niósł do końca życia. Miał w piersi głęboką niezgodę na wychwalanie tego barbarzyńskiego misterium. Czy uprawnione jest pytanie, jak dziś patrzyłby na putinowskie bachanalia, na napaść na sąsiednie państwo, zbrodnie wojenne. I także na to, że putinowska Rosja z krwawej łaźni wielkiej wojny ojczyźnianej uczyniła powód do prymitywnego militarystycznego karnawału.

Próbuje odpowiedzieć na to pytanie publicysta, politolog Andriej Kolesnikow w „The New Times”: „Okudżawę będą eksploatować – choćby dlatego że bez jego wierszy, melodii i pieśni rozumienie wojny – nie jako zwycięskiego marszu, a tragedii – jest niemożliwe. (…) Ale Bułat Szałwowicz wywodzi się z tamtej starej formuły „Nigdy więcej”, a nie nowej, pełnej brawury, imperialnej „Możemy powtórzyć”. Jest oczywiste, że [w pejzażu współczesnej Rosji] uproszczonych propagandowych filmów, spektakli, szkolnych czy nawet przedszkolnych przedstawień, plenerowych koncertów, instalacji muzealnych, wystaw „broni zdobytej na wrogu” i programów telewizyjnych z literą Z w nazwie będzie coraz więcej, już zajęły całą przestrzeń. Niemniej całkiem wykorzenić [strof Okudżawy] „Chłopcy wróćcie cało, jeżeli się da” nie da się, bo to nerw autentycznej pamięci o wielkiej wojnie ojczyźnianej. A może jednak się da?”. Próba odpowiedzi na jedno pytanie rodzi pytania następne. Co można napisać, zaśpiewać, wykrzyczeć, gdy „kult Pobiedy zamienia się w kult wojny przeciwko całemu światu, przeciw sojusznikom, przeciwko samym sobie” (https://www.newtimes.ru/articles/detail/247123).

Kolesnikow kończy swój esej poświęcony Okudżawie cytatem z późnego wiersza poety. „Resztki inteligencji, tu i teraz, przypominają te słowa jak hymn na swoich trwożnych biesiadach”:
В земные страсти вовлеченный,
я знаю, что из тьмы на свет
однажды выйдет ангел черный
и крикнет, что спасенья нет.

Но простодушный и несмелый,
прекрасный, как благая весть,
идущий следом ангел белый
прошепчет, что надежда есть”.
(w przekładzie Andrzeja Mandaliana to brzmi tak:
„I cóż mi po padole marnym,
Gdy jutro zadrży otchłań nieba.
Wychynie z mroków anioł czarny
Wołając, że zbawienia nie ma!

Lecz brnąc tuż za nim stromą granią,
Nieśmiało, piękny jak w pradziejach,
Nowiny Dobrej biały anioł
Zdoła nam szepnąć: jest nadzieja”.

Więc może jednak jest nadzieja. I biały anioł Okudżawy ma rację.

Wiceminister w kajdankach

4 maja 2024. Aresztowanie wiceministra obrony Timura Iwanowa pod zarzutem korupcji wywołało w Rosji tornado komentarzy i domysłów. Czy usunięcie bliskiego współpracownika ministra Siergieja Szojgu jest sygnałem zbliżającej się dymisji jego samego?

Odpowiedź na to pytanie zapewne poznamy już niedługo, tymczasem zacznijmy od przedstawienia wiceministra Iwanowa. To człowiek, który wprawdzie pojawiał się w mediach federalnych, ale nie należał do grona rozpoznawalnych postaci z panteonu putinowskiej elity. Zastępcą Szojgu był od 2016 r. (wcześniej przez kilka lat pracowali razem w strukturach obwodu moskiewskiego). Zajmował się głównie budowaniem różnych obiektów infrastruktury wojskowej (m.in. diabolicznej świątyni Sił Zbrojnych). Intratne zajęcie, o czym z detalami opowiedziała Fundacja Walki z Korupcją Aleksieja Nawalnego: https://www.youtube.com/watch?v=dSHMow8Ijl8. Iwanow i jego żona Swietłana brylowali w wielkim świecie, Timur lubił drogie zegarki i wakacje w St. Tropez, Swietłana – cudeńka z diamentami i wypasione rezydencje, napchane po kokardę wykwintnymi meblami. Dorosłe dzieci – jak na latorośle członków putinowskiej elity – mieszkają za granicą i tylko najmłodsza córeczka osładza życie rodziców w ogromnym domu w obwodzie twerskim.

W ostatnim czasie Iwanow z animuszem zabrał się do odbudowy zniszczonego przez armię rosyjską okupowanego Mariupola. W tym przedsięwzięciu jak w soczewce widać cały cynizm rosyjskiej machiny państwowej i jej napęd: Putin napada na sąsiedni kraj, niszczy doszczętnie miasto, a następnie ogłasza, że dla mieszkańców (tych, którzy przeżyli i tych, którzy odważą się tu osiedlić, przewiezieni z głębi Rosji) nastał czas szczęśliwości. Zaś wyznaczony urzędnik – w tym wypadku wiceminister obrony – dziarsko przystępuje do wykonania powierzonych zadań odbudowy i urządzenia raju na ziemi pod strychulec „ruskiego miru”. W zrujnowanym przez Rosjan mieście powstaje kilka potiomkinowskich domów. Na budowę z budżetu płyną pieniądze. I jak to w kremlowskich bajkach bywa: część tych pieniędzy nie dopływa do miejsc przeznaczenia, a osiada gdzieś na rozstawionych przemyślnie sitach. Ale przecież nie za cynizm ani nawet nie za zagospodarowanie państwowej kasy Iwanow został zdjęty ze stanowiska i aresztowany. Gdyby z takiego powodu w Rosji ścigano urzędników, to szeregi przerzedziłyby się znacząco. Распил бабла, czyli rozpiłowanie pieniędzy z budżetu jest filarem systemu. Jakie więc mogły być powody odstrzelenia Iwanowa?

Tutaj otwiera się szeroki przestwór spekulacji. Zdjęcie Iwanowa to uderzenie w jego szefa: ministra Szojgu. Nad głową Szojgu od dawna zbierają się ciemne chmury – wojna nie idzie zgodnie z założonym planem, już wielokrotnie wróżono mu koniec kariery, on jednak dzielnie trzyma się w siodle. Być może potrafi sączyć do prezydenckiego ucha słodkie opowiastki o tym, że jest świetnie, a będzie jeszcze świetniej. Putin ma do niego zaufanie – Szojgu należy od wielu lat do najbliższego kręgu, woził prezydenta po tajdze, nocował z nim w szałasach, zapewniał o skuteczności praktyk szamańskich itd. O czym jeszcze rozmawiali w romantycznych okolicznościach przyrody? Może kiedyś Szojgu napisze pamiętniki, to się dowiemy.

Spekulacje o możliwej dymisji Szojgu nasiliły się w związku z aresztowaniem Iwanowa, który był jednym spośród najbliższych współpracowników ministra, oraz ze zbliżającą się wielkimi krokami rekonstrukcją rządu. 7 maja odbędzie się „inauguracja” Putina (zapisuję to słowo w cudzysłowie, bo kolejna „kadencja” Putina jest uzurpacją władzy po złamaniu konstytucji i sfałszowaniu pesudowyborów). Tego samego dnia rząd powinien się podać do dymisji, a prezydent desygnować nowego premiera i mianować nowych (albo starych) ministrów. Kremlowskie klany związane z różnymi grupami interesów aktywnie lobbują swoich ludzi na najważniejsze funkcje. Kto zyska, kto straci – potężny klan Kowalczuków czy klan Patruszewa, a może Zołotow? Z punktu widzenia tych ludzi walka o miejsce przy żłobie na najbliższy (a może i dłuższy) czas wchodzi w decydującą fazę.

Ostatnio Putin spotkał się z gubernatorem obwodu tulskiego Aleksiejem Diuminem. Być może nie bez kozery: Diumin pojawia się na obrzeżach różnych ważnych wydarzeń jako negocjator albo środek uspokajający na skołatane nerwy Putina. Odegrał m.in. rolę mediatora podczas buntu Prigożyna. Diumin – zanim został gubernatorem – był osobistym ochroniarzem Putina, a zatem osobą, cieszącą się zaufaniem ochranianego. Czy teraz negocjuje w swojej czy nieswojej sprawie?

Tak czy inaczej – w najbliższym czasie Timur Iwanow raczej nie pojedzie na wakacje do St. Tropez, a sekretarz prasowy Putina Dmitrij Pieskow nie będzie wygłaszał na jego cześć uroczystych toastów i eksponował wieloletniej z nim przyjaźni.