8 grudnia 2024. Sytuacja w Syrii przez ostatnie dni była w rosyjskich mediach wstydliwie pomijanym tematem. A jeśli się już pojawiała – to tylko na marginesie w materiale o wyjeździe ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa do Kataru. Dopiero dzisiaj nastąpiło przebudzenie: w porannych wydaniach TV1 i TV NTW wydusiły, że armia syryjska opuściła Damaszek bez walki. I tyle.
Jak zaczarowane milczały też na temat wydarzeń w Syrii oficjalne czynniki. Putin był zajęty czarowaniem Alaksandra Łukaszenki dostawami „Oriesznika”, więc zapewne nie miał czasu na wypowiedź, podobną do tej z 2017 r. Wtedy 11 grudnia Putin odwiedził bazę w Khmeimim, ogłosił zwycięstwo i zapowiedział: „jeśli terroryści znów podniosą głowę, to zostaną zmieceni”. Ta deklaracja miała oznaczać definitywny powrót Rosji do statusu światowej potęgi, która rozdaje karty w polityce międzynarodowej. Teraz Putin nie miał w związku z dynamiczną sytuacją w Syrii ani nic do powiedzenia „terrorystom”, ani też nie zaprezentował tych uderzeń nie z tej ziemi, które wtedy zapowiadał. Może i dobrze.
Rosyjski MSZ opublikował dziś oficjalny komunikat na swojej stronie (https://mid.ru/ru/foreign_policy/news/1986189/): „W wyniku rozmów B. Asada z szeregiem uczestników konfliktu zbrojnego na terytorium Syrii podjął on decyzję o rezygnacji z urzędu prezydenckiego i opuszczeniu kraju, wydał polecenie, aby przekazanie władzy nastąpiło drogą pokojową. Rosja w tych rozmowach nie brała udziału. (…) Federacja Rosyjska utrzymuje kontakt ze wszystkimi ugrupowaniami opozycji syryjskiej [bardzo ciekawe – AŁ]. (…) Rosyjskie bazy na terytorium Syrii znajdują się w stanie podwyższonej gotowości bojowej. W danym momencie poważnego zagrożenia dla nich nie ma”. Jak długo potrwa „dany moment”? Nie wiadomo. Gdy piszę te słowa, spływają już w szybkich mediach pierwsze doniesienia o ewakuacji.
Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow z marsem na obliczu oznajmił, że zwycięstwo przeciwników Asada to „starannie zaplanowana za granicą operacja”. Czyja? Ma się rozumieć, Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników.
Zabrał głos wiceprzewodniczący Rady Federacji Konstantin Kosaczow: Rosja będzie nadal okazywać pomoc narodowi Syrii, jeżeli będzie taka potrzeba. Ale jednocześnie dał do zrozumienia, że Moskwa nie będzie więcej uczestniczyć w wojnie domowej: „z tym Syryjczycy będą musieli poradzić sobie sami”.
A co z Asadem? Cztery miesiące temu był z wizytą u swego przyjaciela Władimira Władimirowicza, naświetlał sytuację. W ubiegłym tygodniu pojawiały się niepotwierdzone wiadomości, że przyleciał do Moskwy. Ale potem wrócił do Damaszku. Być może w Rosji przebywają członkowie jego rodziny.
Nie wiadomo, co się teraz dzieje z samym Asadem. Czy leciał samolotem, który go miał zabrać z Damaszku? Dokąd leciał? Doleciał do celu? Jakiego celu? Czy na pokładzie tego samolotu wybuchła bomba? A może samolot został zestrzelony?
Tak czy inaczej – Asad został obalony. Dla przypomnienia: w wyreżyserowanych wyborach w 2021 r. otrzymał 95% głosów (Putin przypisał sobie w swoich ostatnich „wyborach” zaledwie 87%). A teraz ludzie tańczą na ulicach, ciesząc się z pozbycia się tyrana. Wszystkie dyktatury wyglądają na mocne do momentu, gdy właśnie się okazuje, że upadają i rozsypują się jak domek z kart.
Jak zauważa amerykański ośrodek analityczny ISW, utrata przez Rosję jej baz wojskowych na terytorium Syrii jest prawdopodobna. A to główne punkty, przez które odbywają się dostawy z Rosji do Libii i krajów afrykańskich. To cios dla Kremla, który pragnie poszerzać swoje wpływy w Afryce. Stworzy to m.in. problemy dla wagnerowców, wysłanych do Mali. O ile jeszcze tam są, bo chodziły słuchy o ich przerzuceniu do obwodu kurskiego. Krótka kołderka.
Rosyjscy propagandyści chyba już dostali tzw. mietodiczki, czyli instrukcje, jak tłumaczyć to, co się dzieje. Głoszony jest komunikat, że Syria do niczego nie jest już Rosji potrzebna.
Zostawienie bez pomocy sojusznika Asada uderza w prestiż Kremla. Jak w tym kontekście mogą wyglądać zapowiadane rozmowy o zakończeniu wojny w Ukrainie? Putin nie bez kozery straszy Zachód „Oriesznikiem” – pojawienie się tej rzekomej Wunderwaffe miało mu bowiem zapewnić wzmocnienie pozycji negocjacyjnej. A teraz Rosja traci ważny przyczółek na Bliskim Wschodzie. A to zdecydowanie nie wzmacnia pozycji negocjacyjnej.
Tekst ukończony 8 grudnia, godz. 18.40