Po spotkaniu w Rijadzie. Część 1

18 lutego 2025. Lody ruszyły, jak mawiał Ostap Bender, bohater „Dwunastu krzeseł”. No i cykl „Sześć stóp nad ziemią” na razie musi poczekać na kontynuację.

Najpierw skrót tego, co wydarzyło się w ostatnim tygodniu – 12 lutego Trump zatelefonował do Putina. Rozmawiali półtorej godziny. Opisałam to w materiale w autorskiej rubryce „Rosyjska ruletka”, zaczynającym się od słów: „Choć w oficjalnych komunikatach o rozmowie Trump-Putin zabrakło konkretów, to należy ją uznać za otwarcie nowego etapu w dialogu na linii Moskwa-Waszyngton, przede wszystkim w kontekście Ukrainy” (dalszy ciąg czytajcie tu: https://www.tygodnikpowszechny.pl/punkt-zwrotny-w-kwestii-ukrainy-co-wynika-z-rozmowy-trumpa-z-putinem-189779). Po telefonie Trumpa Putin nie zabrał osobiście głosu, z Kremla wypłynęły tylko okrągłe formułki wygłoszone przez rzecznika prasowego, Pieskowa. Ostrożne i pełne nadziei na powrót do geopolitycznej gry na własnych zasadach.

Zmienił się ton oficjalnej propagandy, która dotychczas wszystkie psy wieszała na „kolektywnym Zachodzie”. W ostatnim tygodniu o Trumpie i jego polityce kapłani kremlowskiej propagandy mówią przychylnie (choć niedawno za amerykańską pomoc Ukrainie gotowi byli miotać na Waszyngton bomby jądrowe, by go spopielić), a psy zawisły na szyi Europejczyków.

Z rozmowy i dalszych posunięć Białego Domu w grze o bezpieczeństwo, m.in. na konferencji w Monachium (po szczegóły odsyłam do analizy OSW: https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2025-02-17/co-po-monachium-perspektywa-zmniejszenia-obecnosci-usa-w-europie), Putin może być więcej niż zadowolony. Na tym etapie, nie ruszając palcem w swoim bucie na piętnastocentymetrowych obcasach, zyskał wiele: Trump przerwał jego – trwającą trzy lata – izolację, nie powiedział mu złego słowa za rzeki przelanej ukraińskiej krwi, złamanie prawa międzynarodowego, przesuwanie granic itd. Trump oświadczył, że chce jak najszybciej doprowadzić do pokoju na Ukrainie. A jak? To drugorzędne. Najważniejsze jest dążenie do tego celu. Można zamknąć oczy na zbrodnie, można udawać, że w powietrzu nie unosi się zapach rozkładających się ciał ofiar wojny, można nie widzieć krwi na rękach tych, którzy teraz są zaproszeni do stołu i mają dywagować o warunkach pokoju. Czy z dealu, budowanego na takich zasadach, wyjdzie coś pozytywnego? I czy w ogóle wyjdzie? W Rijadzie nie było nikogo z Ukrainy.

O okolicznościach, towarzyszących wdrożeniu planu Trumpa w dogadywaniu się z Kremlem, napisałam tekst, który ukaże się w najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” (https://www.tygodnikpowszechny.pl/prezent-dla-putina-jak-kreml-zareagowal-na-dzialania-administracji-trumpa-w-sprawie-ukrainy-189832).

Tymczasem błyskawiczna akcja dyplomatyczna zaprowadziła dziś delegacje Rosji i USA do Rijadu, który wziął na siebie rolę pośrednika w nawiązaniu na nowo kontaktów pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem. Ze strony amerykańskiej za stołem w gościnnym saudyjskim pałacu zasiedli: sekretarz stanu Marco Rubio, wysłannik Trumpa, Steve Witkoff (to ten, który poleciał w zeszłym tygodniu do Moskwy, aby wyrwać z łagru amerykańskiego obywatela wsadzonego za posiadanie marihuany na 14 lat) oraz doradca prezydenta Michael Waltz. Naprzeciwko mieli ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa i doradcę Putina ds. międzynarodowych Jurija Uszakowa. Do dyplomatycznego duetu z Moskwy dodano Kiriłła Dmitrijewa.

Dmitrijew to ciekawa postać. Formalnie jest szefem Rosyjskiej Fundacji Inwestycji Bezpośrednich. Funkcja jak wiele innych w rozległym aparacie rosyjskiego państwa. Ale jego pozycja polega nie na zajmowanym stanowisku, a na powiązaniach rodzinnych i towarzyskich. Dmitrijew jest mężem Natalii Popowej, przyjaciółki młodszej córki Putina, Kateriny Tichonowej z lat studenckich. Ma dzięki temu zapewniony „доступ к телу” – dostęp do ciała, czyli do prezydenta. Może mu sączyć różne pomysły do ucha. I rozwijać swoje koncepcje, np. podczas pandemii miał za zadanie promować za granicą (rzekomo nowatorskie i przełomowe) rosyjską szczepionkę przeciwko Covid-19 pod kosmiczną nazwą Sputnik. Mimo wpompowania w kampanię promocyjną poważnych środków powodzeniem się ta hucpa nie zakończyła.

Dmitrijew swobodnie mówi po angielsku, jest absolwentem Stanford University, daje sobie samodzielnie radę w różnych gremiach i na różnym gruncie.

W Rijadzie Dmitrijew pokazywał interlokutorom jakieś tajemnicze wykazy i wyliczenia, mające świadczyć o tym, że amerykańskie firmy bardzo straciły na sankcjach gospodarczych wprowadzonych po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Wygląda na to, że strona amerykańska była szczerze zdziwiona tymi rewelacjami, wyłowionymi chyba z mętnych wód kremlowskiej propagandy. Bo propaganda uparcie twierdzi, że zachodnie sankcje to był błąd Zachodu, rujnujący dla zachodnich gospodarek, a Rosję wprawiający wyłącznie w wielką euforię, stanowiący mobilizację dla rosyjskiej gospodarki.

Tymczasem Rosja wszelkimi sposobami zabiega o zniesienie sankcji, rujnujących tak naprawdę dla rosyjskiej gospodarki. Otwarcie nowego etapu rozmów z USA (po rozmowie Putina z Trumpem) władze Rosji potraktowały jako okno możliwości – przesmyk, który można wykorzystać do uchylenia znienawidzonych sankcji. A w zamian? Dmitrijew błyskał amerykańskim rozmówcom w oczy specjalną broszką, namawiał do podjęcia współpracy w sektorze naftowym, a może w Arktyce. Skoro z Grenlandią się nie udaje, to może uda się na lodowatych morzach Putina.

Portal „Ważnyje Istorii” poświęcił dziś Dmitrijewowi pokaźny materiał, dziennikarze śledczy dotarli do informacji na temat amerykańskich kontaktów Kiriłła w przeddzień wyborów prezydenckich w USA w 2016 r. i w przeddzień inauguracji pierwszej kadencji Trumpa (https://storage.googleapis.com/istories/stories/2025/02/18/chelovek-putina-iz-stenforda/index.html) – nazwisko Dmitrijewa znalazło się w raporcie specjalnego prokuratora Roberta Muellera, badającego rosyjską ingerencję w tamte amerykańskie wybory.

O tym, co wynikło z dzisiejszych pięciogodzinnych rozmów obu delegacji, napiszę w następnym odcinku.

Ciąg dalszy nastąpi.

2 komentarze do “Po spotkaniu w Rijadzie. Część 1

  1. Muchor

    Razu pewnego było starcie gigantów – Rzymu i Kartaginy. Greckie państewka na wschodzie mogłyby się w sumie włączyć do gry, gdyby się zjednoczyły – wtedy mogłyby np. wesprzeć jedną ze stron w zamian za coś tam. Ale tylko jadły pop-corn i patrzyły na toczące się wojny punickie. Wiedziały, że ten kto wygra – przyjdzie po nich i jedno po drugim ich podbije. I tak się stało.

    Dzisiaj sytuacja jest trudniejsza do przewidywania, bo mamy zmagania trzech, a nie dwóch gigantów – i w tym trójkącie będą różne przetasowania. Czy te małe państewka, które mogłyby wpłynąć na bieg wydarzeń, gdyby się dogadały i zjednoczyły – umieją się uczyć na cudzych błędach z historii? Historia, jeżeli czegoś uczy, to raczej tego, że ludzie rzadko się jej uczą.

    Odpowiedz
  2. Anna Łabuszewska

    Szanowny Panie!
    Dziękuję za komentarz. Tak, historia uczy, że nikt się jej uczy. Schemat ten trzyma się mocno. W obecnym wykonaniu najważniejszych tenorów historia to dudka, na której można grać. Wojny punickie? A o co toczyły się wojny punickie? Może o Grenlandię? Albo Kanał Panamski? Jeżeli nie, to nie ma o czym mówić.
    łączę pozdrowienia
    Anna Łabuszewska

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *