16 września 2025. Diecezja włodzimierska Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej w żarliwym piśmie (https://eparh33.ru/2025/09/04/zayavlenie-vladimirskoj-eparhii-po-voprosu-populyarizatsii-tvorchestva-i-lichnosti-venedikta-vasilevicha-erofeeva/) wezwała media, działaczy kultury i pedagogów, by zaniechali heroizacji pisarza Wieniedikta Jerofiejewa i jego dzieł, jako że niosą one w sobie destrukcyjny ładunek, zgubny dla jednostki i społeczeństwa.
Jak wyjaśnili miejscowi dziennikarze, duchownych – zaalarmowanych przez parafian cerkwi pod wezwaniem Atanazego – w szczególności zaniepokoiło to, że w pobliżu świątyni w Pietuszkach ma pojawić się muzeum Jerofiejewa, a wokół tej instytucji będą eksponowane cytaty z poematu „Moskwa-Pietuszki”, co „negatywnie odbije się na wychowaniu młodego pokolenia”.
Kilka lat temu napisałam o Jerofiejewie na blogu (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2011/05/14/bez-wieni/): „O jego twórczości napisano więcej niż napisał on sam, wliczając podania, życiorysy i wypracowania szkolne. To, co napisał, było zaskoczeniem, odlotem, jednocześnie tragiczną prawdą i rozpaczliwą ucieczką od niej. […] Wieniedikt Jerofiejew był oryginalnym piewcą człowieka zaplątanego w przygodę z alkoholem. Przygodę, która jest pryzmatem, przez który widzi się całą resztę trzeźwego i nietrzeźwego świata, i władcą, w którego rękach spoczywa los spożywającego. Najliczniejsze grono wielbicieli ma zasłużenie jego dzieło „Moskwa-Pietuszki” – niezrównany poemat prozą o największych głębiach, filozoficzna rozprawa o człowieczej kondycji, wielkości i małości, upodleniu i sprzeciwie wobec rzeczywistości, a jednocześnie to przewodnik po stadiach upojenia, odmianach kaca, ludzkim życiu zamkniętym w buteleczce, a właściwie we flaszce. To się żadną miarą nie mieściło w poetyce socjalizmu, który już niebawem – jak zapowiadali pogrążający się w geriatrycznym marazmie przywódcy ZSRR – miał stać się komunizmem. A w komunizmie każdy miałby według potrzeb, z tym że potrzeby Wieniczki nie mogłyby być spełnione, gdyż ustrój ogólnej szczęśliwości nie przewidywał szczęśliwości indywidualnej, a zatem na przykład zapewnienia jej sobie poprzez spożywanie koktajlu „Łza komsomołki” (lawenda – 15 g, werbena – 15 g, woda kolońska „Las” – 30 g, lakier do paznokci – 2 g, płyn do płukania ust – 150 g, lemoniada – 150 g, składniki należy mieszać przez 20 minut gałązką wiciokrzewu; koktajl wypity w dwóch porcjach na przemian odbiera dobrą pamięć i zdrowy rozsądek)”.
Późna faza komunistycznego marazmu w ZSRR miała na sztandarach świętoszkowatość, specyficzną odmianę hipokryzji. Choć plaga alkoholizmu była powszechna, mówienie o niej na głos było źle widziane. Partyjne czynniki ukazywały w okólnikach i innych materiałach programowych świetlaną wizję nowego sowieckiego człowieka oddanego bez reszty wyłącznie socjalistycznym ideałom. A taki człowiek hodowany w tym najlepszym z ustrojów nie mógł być przecież moczymordą. Rosja zajęta przez pierwsze lata po rozpadzie ZSRR hodowaniem jeszcze nowszego – już z wierzchu niesowieckiego – człowieka, który musiał sobie dawać radę w warunkach żarłocznego neokapitalizmu, zapomniała na jakiś czas o wychowywaniu kolejnych pokoleń w trzeźwości. Od kilku lat, zwłaszcza po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, odgórne zapotrzebowanie na świętoszkowatość powróciło, znów jest w cenie i rośnie w siłę na drożdżach wszechogarniającego kłamstwa. Najwyższe władze państwowe mają swoje wymogi, jeśli chodzi o właściwy wymiar „człowieka putinowskiego” (takiego, który popiera politykę Putina, wojnę i wszystko, co władza każe). Wspiera je w tym dzielnie Rosyjska Cerkiew Prawosławna. Świętoszkowata i wierna ideałom putinizmu.
Skoro zaniepokojeni parafianie składają donos, to ich duchowy ojciec reaguje. I w świętoszkowatym oburzeniu domaga się wyrwania Wieni Jerofiejewa z korzeniami. To zadanie nie tylko trudne, ale wręcz niewykonalne. Bo „Moskwa-Pietuszki” to sól tej ziemi, skrapianej łzą komsomołki.
„Nasza Cerkiew za Ministerstwem Spraw Zagranicznych jak za panią matką powtarza bogate w znaczenia słowo egzystencjalny” – pisze w „Nowej Gazecie. Europa” politolog Andriej Kolesnikow (https://novayagazeta.ru/articles/2025/09/09/vse-dorogi-vedut-na-kurskii-vokzal). Wszakże Rosja prowadzi „egzystencjalną bitwę z Zachodem”. To moralny cel, droga ku niemu prowadzi do zbawienia, gdzieś tam, kiedyś tam. Zupełnie jak komunizm u schyłku ZSRR. „Od trzech lat toczy się to, co się toczy [wojna na Ukrainie] – przypomina Kolesnikow. – I jeżeli za fundament chrześcijaństwa uznać dziesięć przykazań, to naszych cerkiewnych hierarchów trudno podejrzewać o stosowanie się do nich”.
W czasach ZSRR Jerofiejew „chodził w samizdacie”, to znaczy w drugim obiegu. Oficjalnie wydrukowany został w periodyku „Trzeźwość i Kultura” [sic!] dopiero w latach 1988-1989. Czy teraz znów poemat prozą „Moskwa-Pietuszki” znajdzie się na indeksie jak wiele książek pisarzy wyklętych przez putinizm (jak Borys Akunin czy Dmitrij Głuchowski)?
Synowa pisarza, Galina Jerofiejewa: „Przypuszczam, że [parafianie] załamani jakąś tragedią, ludzie ciemni, którzy poza księgami cerkiewnymi nic innego nie czytali, napisali pełen gniewu list do diecezji. Ja ich nawet rozumiem: prowincja, ubóstwo, nędza. Natomiast co do reakcji Cerkwi, to jestem zdziwiona. Jerofiejew znał Biblię na pamięć. […] Ciekawe, gdzie byli ci duchowni, kiedy Jerofiejewa wygnano z Włodzimierza za posiadanie Biblii?” (Jerofiejew w 1962 r. został represjonowany za rozdawanie Biblii wśród studentów).
Jerofiejew okazuje się znowu zbyt prawdziwy jak na czasy wielkiego zakłamania.