10 marca. To było już dawno i niewiele osób o tym pamięta. Zresztą, to było daleko, za wielką wodą, kto by się tym przejmował. W nocy z 5 na 6 listopada 2015 roku w hotelu Dupont Circle w Waszyngtonie zmarł pewien Rosjanin. Wcześniej nie chorował, nie skarżył się ani na serce, ani na głowę. Michaił Lesin w chwili śmierci miał 57 lat. Prezydent Putin przekazał rodzinie wyrazy głębokiego współczucia i wyraził się o zmarłym z szacunkiem i sympatią.
W przeszłości Lesin był w kraju znany – na dziejowym zakręcie od Jelcyna do Putina, w latach 1999-2004 był ministrem ds. mediów, walnie przyczynił się do ustanowienia monopolu grupy trzymającej władzę nad polem medialnym. Ostrym akcjom przeciwko środowisku dziennikarskiemu i magnatom medialnym ery Jelcyna zawdzięcza pseudonim „Buldożer”. Potem przez pięć lat był doradcą prezydenta, na ogół trzymał się w cieniu. Mały skandal wywołała jego dymisja w 2009 r., kiedy to prezydent Miedwiediew zwolnił go z kancelarii z powodu „naruszania dyscypliny”. Lesin wszelako nie utonął, wyjechał za ocean, a ponownie na chwilę wypłynął w 2013 r., został dyrektorem holdingu Gazprom-Media. Potem znów zniknął z horyzontu. Wiadomość o jego śmierci nie wywołała wielkiej sensacji w Moskwie.
Rosyjska prasa po śmierci Lesina pospieszyła donieść, że przyczyną zgonu był atak serca. Nie bardzo wiadomo, na jakiej podstawie tak stwierdzono. Amerykańscy specjaliści z zakresu medycyny sądowej nadal skrupulatnie badają przyczyny, które doprowadziły do śmierci. Policja jedną okoliczność potwierdziła: żadnych ran postrzałowych. Ale w jednej z dzisiejszych depesz rosyjskiej agencji RIA Nowosti poinformowano, że na głowie, szyi, tułowiu i kończynach stwierdzono ślady ran zadanych tępym narzędziem. Bardzo ciekawe.
W ostatnich latach Lesin wiele czasu spędzał w Stanach Zjednoczonych. Tutaj przeniosła się też jego rodzina – żona Walentina i dwoje dorosłych dzieci. Syn Anton, zapisujący nazwisko jako Lessine, jest producentem w Hollywood, córka Irina pracowała w angielskojęzycznej tubie propagandowej Kremla na zagranicę, telewizji RT. Michaił, jak pisały amerykańskie gazety, prowadził interesy w handlu nieruchomościami w Kalifornii. Obracał milionami dolarów.
Aktywność Lesina na drugiej półkuli, a także jego uprzednia działalność na niwie asfaltowania mediów w Rosji nie pozostała niezauważona w USA. W 2014 r. dwoje członków Izby Reprezentantów skierowało do prezydenta Obamy list z wnioskiem o dopisanie do sankcyjnej „listy Magnitskiego” kilku nazwisk rosyjskich urzędników, wśród nich Michaiła Lesina. Apelowali oni też o sprawdzenie działalności Lesina pod kątem korupcji i prania brudnych pieniędzy. Z podobnymi zarzutami pod adresem Lesina wystąpił senator Roger Wicker, który zażądał od prokuratury, by sprawdziła, na jakiej podstawie Rosjanin wszedł w posiadanie w 2009 roku nieruchomości w Los Angeles za (co najmniej) 28 mln dolarów. Senator wywodził, że rosyjski eksminister cenzury poprzez niejasne transfery pieniędzy przez Wyspy Dziewicze nabył majętności również w Europie. Lesin bronił się wtedy, że to nie jego własność, że to jego dzieci poszalały z kredytami i za nie właśnie kupowały, co chciały. Zdolne dzieci, nikt nie zaprzeczy.
Zachodziło podejrzenie, że Lesin nie bieduje w Stanach dzięki temu, że obraca milionami powierzonymi mu przez wysokich rosyjskich urzędników objętych sankcjami. Ci, którzy nie mogli oficjalnie przyjeżdżać do USA ani obracać złożonymi tam po wielkiemu cichu aktywami, mieli uczynić z Lesina kogoś w rodzaju tymczasowego zarządcy swego amerykańskiego mienia, zaoszczędzonego dzięki wytrwałemu trudowi na rzecz rosyjskiego społeczeństwa.
Michaił Lesin od 2014 roku utrzymywał bliskie kontakty z 29-letnią modelką i stewardessą Wiktorią Rachimbajewą, z którą miał córeczkę.
Po nagłej, tajemniczej śmierci zachodnia prasa powyciągała różne wersje: że Lesin zaczął współpracować z FBI i został zabity, gdyż jego mocodawcy nie chcieli dopuścić do wydania przez niego Amerykanom ich tajemnic. Albo że tak naprawdę to żyje, tylko został „uśmiercony” na pokaz i teraz korzysta z nowej osobowości dzięki programowi ochrony świadków.
„The Daily Beast” pisała: „Lesin na pewno mógłby bardzo wiele opowiedzieć o kręgu najbliższych ludzi z otoczenia Putina. Mówiło się o tym, że miał jakieś niespłacone długi wobec wpływowych osób w rosyjskich mediach i kręgach finansowych. Miał wiele powodów, by pójść na współpracę z amerykańskimi władzami. Choćby te wille w Los Angeles, które mogły zostać mu skonfiskowane”. I dalej: „gdyby FBI udało się pozyskać Lesina do współpracy, mogłoby to pozwolić agencji dobrać się do grubszych ryb”. I gazeta wymienia w tym kontekście nazwisko Jurija Kowalczuka, objętego sankcjami bankiera, należącego do wąskiego grona bliskich ludzi Putina. Jeszcze dalej w swoich przypuszczeniach poszedł były agent FBI John Whiteside, który nie wykluczył, że Lesin zmarł gwałtowną śmiercią. „Putin to facet z KGB. Mógł dosięgnąć Lesina w USA, jak najbardziej”.
Według kilku publikacji prasowych, Lesin miał się spotkać w hotelu Dupont Circle z agentami FBI (hotel nie należy do najelegantszych, osoby o statusie majątkowym Lesina nie zatrzymują się w nim, za to jest on położony w pobliżu siedziby agencji). Lesin być może szukał wyjścia z trudnej sytuacji życiowej – podejrzewany o machlojki przez amerykańskie służby, spalony w Rosji z powodu długów. Może zaproponował Amerykanom wymianę – ciekawe informacje w zamian za zostawienie go w spokoju. Może ktoś mu w tym przeszkodził. Może się to kiedyś wyjaśni. Może chociaż medycyna sądowa zdoła ustalić, z jakiego powodu zmarł. Jeśli zmarł.