17 grudnia. Jak wielu polityków na świecie, prezydent Władimir Putin lubi sobie ocieplić wizerunek posiadaniem zwierzęcia domowego. Na publikowanych zdjęciach – tych całkiem oficjalnych i tych oficjalnych mniej – widać, że towarzystwo zwierząt, szczególnie psów, jest Władimirowi Władimirowiczowi miłe. Psiaki pojawiły się w rezydencji prezydenta jako podarunki od polityków, w tym od tych z zagranicy. Ulubieńcy rosyjskiego prezydenta pełnią też od czasu do czasu funkcje polityczne.
Bodaj najbardziej znanym czworonogiem Putina była czarna labradorka Connie. Putin dostał ją w prezencie od Siergieja Szojgu (obecny minister obrony). To było na samym początku prezydentury WWP. Śliczna suczka cieszyła się wielką popularnością – żółta prasa chętnie zamieszczała informacje o żywocie ulubienicy. W Wikipedii hasło „Connie Paulgrave” dostępne jest w jedenastu wersjach językowych. Popularny tygodnik „Ogoniok” opublikował materiał, którego narratorem była Connie – labradorka „opowiadała”, ma się rozumieć, o swoim panu, jego życiu, przyzwyczajeniach, sympatiach. W 2007 roku, kiedy Putin szukał rozwiązania „problemu 2008” [w tym roku kończyła się jego druga kadencja prezydencka, zgodnie z konstytucją nie mógł już ubiegać się o urząd trzeci raz z rzędu, w 2007 r. trwały więc intensywne poszukiwania wyjścia z tej niewygodnej sytuacji], żartownisie podrzucili pomysł, aby swoim następcą uczynił właśnie Connie. Inni żartownisie nazywali labradorkę „first lady”. Putin faktycznie lubił się pokazywać z Connie, traktował zawsze serdecznie, wręcz wylewnie.
W 2007 roku w Soczi miało miejsce pewne znamienne wydarzenie – z wizytą do Putina przyjechała kanclerz Niemiec Angela Merkel. Na widok wkraczającej do saloniku Connie kanclerz zaniemówiła i pobladła. Jej reakcja była czytelna: pani Merkel panicznie boi się psów. Putin później w wywiadzie dla prasy twierdził w firmowym stylu Pinokia: „Nic o tym nie wiedziałem. Chciałem zrobić jej przyjemność – pokazać swojego pieska. Potem porozmawialiśmy o tym i przeprosiłem ją”.
Podobną przyjemność rok wcześniej Putin zrobił „drogiemu gościowi” z Uzbekistanu, Islamowi Karimowowi. Putin podejmował Karimowa w rezydencji Boczarow Ruczej. Prezydent Uzbekistanu przyjechał z zamiarem dogadania się z Moskwą. Po krwawych wydarzeniach w Andiżanie znalazł się w izolacji, Zachód nie chciał z nim gadać, choć wcześniej romans z Ameryką zapowiadał się nader obiecująco; Kreml przyglądał się tej współpracy z narastającym rozdrażnieniem. Zanim jeszcze Karimow zdążył otworzyć usta i zagaić, z czym przyjechał, w sali znalazła się Connie. Nieufnie obwąchała kolana gościa, posnuła się między dziennikarzami, których dopuszczono do obserwowania początku rozmów, a następnie znudzona położyła się przy fotelu Putina. Karimow był tak zaskoczony, że nie zdołał ukryć negatywnych emocji. To był akt upokorzenia Karimowa przez Putina, który nie mógł nie zdawać sobie sprawy, że w kulturze muzułmańskiej pies traktowany jest jak zwierzę nieczyste. Karimow nie krył zdetonowania i obrzydzenia, a jednak nic nie powiedział. Być może nie powiedział też tego, z czym przybył. Został postawiony w roli hołdownika.
Kolejny ulubieniec Putina – owczarek bułgarski Buffy – to prezent od premiera Bułgarii Bojko Borisowa. Zdjęcie Putina z błogim uśmiechem tulącego do piersi dorodnego szczeniaka jest częstym motywem ilustracyjnym w materiałach o dobrym sercu rosyjskiego prezydenta. Z udziałem Buffy’ego WWP przeprowadził grę ze społeczeństwem – rozpisał konkurs na imię dla szczeniaka, a chłopca, który zaproponował zwycięskie imię Buffy, zaprosił z rodzicami do rezydencji; wizyta została potraktowana przez media jako doskonała okazja do pokazania, jak Putin (wówczas premier) dogaduje się ze zwykłymi Rosjanami. Już jako dorosły pies Buffy towarzyszył Putinowi podczas sesji fotograficznej na zimowym spacerze, baraszkował w śniegu z ubranym w gustowny dresik właścicielem i kolejnym psiakiem-podarunkiem: Yume.
Yume jest przedstawicielką japońskiej rasy akita inu, była darem dziękczynnym władz prowincji Akita za pomoc Rosji w usuwaniu tragicznych skutków tsunami. Psy tej rasy nazywane są samurajami w psiej skórze, są niezależne i wojownicze. Imię Yume znaczy Marzenie (po rosyjsku to słowo jest rodzaju żeńskiego – Mieczta, Мечта).
I oto mamy kilka dni temu przygotowania do wizyty Putina w Japonii, na Kreml zaproszenie dostają dwaj japońscy dziennikarze, aby przeprowadzić wywiad z rosyjskim prezydentem. Nobliwi panowie stoją w oczekiwaniu na interlokutora. Drzwi się otwierają, wchodzi Putin w towarzystwie pięknej Yume, w ręku trzyma smycz. Suczka rozgląda się niepewnie i zaczyna szczekać, zadzierając szpiczastą mordkę w górę. W wielkiej sali echo odbija się od ścian i brzmi jak wystrzał. Następnie Putin przywołuje ulubienicę, wyciąga z kieszeni smakołyki i prezentuje umiejętności japońskiej ślicznotki – siad, przysiad na tylnych łapkach, przednie łapki do góry, Putin wpycha w pysk Yume kolejne smakołyki, dziennikarze stoją skonfundowani, bo pies nie spuszcza z nich oka i szczeka. Wreszcie można usiąść i zacząć rozmawiać: „chcieliście zobaczyć Yume, to ją przyprowadziłem, jest w świetnej formie” – mówi Putin.
Wielu komentatorów po obejrzeniu reportażu z Kremla doszło do wniosku, że ten pokaz tresury japońskiego psiaka był czytelnym sygnałem dla zabiegającego o porozumienie z Rosją premiera Japonii.
Dziś jest już po wizycie, wiadomo więc, że faktycznie żadnych przełomowych działań i porozumień nie było. Za pierwszy nieśmiały krok w uregulowaniu pata wokół przynależności spornych wysp z archipelagu Kurylów uznano zapowiedź „specjalnego statusu współpracy” na czterech Wyspach Kurylskich. Na razie bez szczegółów. Podczas opisywanego wyżej wywiadu na Kremlu Putin z uśmiechem bazyliszka wyznał: „Rosja nie ma żadnych problemów terytorialnych, to Japonia ma problem”.
Japońscy komentatorzy przypomnieli, że jakiś czas temu Putin zaproponował Japonii „hiki-wake” w sprawie Kurylów. Ten termin w dżudo oznacza remis. Japończycy odczytali to jako sygnał chęci uregulowania problemu terytorialnego, liczącego sobie już siedemdziesiąt lat (premier Abe ma ambicję, aby zapisać się w historii jako ten, który doprowadził do uregulowania sporu). W japońskich mediach sugerowano, że może to oznaczać proponowany jeszcze w 1956 roku podział wysp „po połowie”. Premier Abe miał nadzieję wykorzystać to, że Rosja po aneksji Krymu znalazła się w międzynarodowej izolacji i w związku z tym Putin, potrzebujący zagranicznych inwestycji, będzie bardziej elastyczny w rozmowach z Tokio. Nie wygląda na to, by nadzieje Japończyków się spełniły. Putin i Abe na wspólnej konferencji prasowej przyznali, że do zawarcia traktatu pokojowego jeszcze bardzo daleko.
Yume nie bez kozery nie ociepliła tym razem wizerunku kremlowskiego wielbiciela dżudo, tylko nastraszyła Japończyków.
Ech….
„Rublow” mi się jakoś ostatnio przypomniał. Ten Tarkowskiego i ten Kaczmarskiego.
Straszno…