Rosyjska kapela w Waszyngtonie

12 marca. Po euforii związanej z wygraną Donalda Trumpa i krótkim okresie, gdy w Moskwie przeżywano przyjemne podniecenie przed spodziewaną już wkrótce pierwszą randką, w rosyjskich mediach nastąpiła pauza. Temat USA i nowego prezydenta przycichł. Po pierwszej rozmowie telefonicznej Trumpa z Putinem, pokazywanej jako dowód niesłychanego zainteresowania gospodarza Białego Domu gospodarzem Kremla, propagandyści nabrali wody w usta. Ciekawym przekazem medialnym kremlowskich tub propagandowych ostatnich tygodni była jedynie sugestia, że ujawnione przez WikiLeaks materiały dotyczące hackerów i narzędzi stosowanych przez CIA wskazują, że komputery i serwery Partii Demokratycznej mogły być zhackowane przez samych Amerykanów, a nie rosyjskich rycerzy myszki i klawiatury. Rewelacje WikiLeaks zostały prześmiewczo odnotowane w mediach społecznościowych, które kolportowały rysunek przedstawiający defiladę na placu Czerwonym w Moskwie. Wśród dzielnych pancerniaków i pilotów maszerowała przed trybuną honorową również kolumna WikiLeaks.

Ciekawe spojrzenie na to, co działo się za kulisami przygotowań do elekcji nowego amerykańskiego prezydenta, przedstawił w rozmowie z portalem online.ua politolog Andriej Piontkowski. Piontkowski od dawna należy do obserwatorów krytycznych wobec polityki Putina, w odniesieniu do rządzącej ekipy używa stale nomenklatury mafinej. Putina nazywa „pachanem”, czyli mafijnym bossem, capo di tutti capi. Kilka miesięcy temu w obawie o własne życie Piontkowski wyjechał z Rosji. Zacytuję kilka fragmentów rozmowy odnoszących się do Ameryki i prezydentury Trumpa.

„Putin przegrał Ukrainę. Aby to przykryć, pognał na Bliski Wschód, gdzie zarobił następne punkty jako zbrodniarz wojenny. Kolejną jego porażką było postawienie na Trumpa. Teraz Waszyngton oczyszcza się od „rosyjskiej kapeli”, agentury Putina. Nadzieje na wielki geopolityczny deal, w ramach którego można by Ukrainę rzucić na kolana, rozwiewają się. Trump niepokoi się o swoją polityczną przyszłość. Ażeby utrzymać się u władzy, musi pędzić przed Putinowską lokomotywą. Rosyjska elita czuje to, przecież ci milionerzy potrzebują roboczych stosunków z Zachodem, gdzie znajdują się ich aktywa. Teraz stosunki są kiepskie, aktywa pod znakiem zapytania. […] Trump musi brać pod uwagę to, że cały amerykański establishment nastawiony jest przeciwko Putinowi. W tej atmosferze Trump nie może zawrzeć układu z Putinem”.

„Trump [podczas kampanii] był manipulowany przez agentów Putina: Kissingera i Simesa. Powtarzał głupoty o wspólnej walce z Państwem Islamskim i o tym, że Rosja może pomóc w rywalizacji z Chinami i Iranem. Tych bredni nie powtórzył już, kiedy występował w Kongresie, słowo Rosja ani razu tam nie padło”. Temat agentury Putina Piontkowski rozwinął na portalu Kasparov.ru: Lobbing agentury Putina prowadzony był po to, aby „sformułować przyszłą politykę Trumpa wobec Rosji. Przez cały 2016 rok zajmowała się tym intensywnie grupa szanowanych waszyngtońskich uczonych mężów, którzy od dawna obsługują kremlowskie interesy. Istota Putingate nie polega na dużej liczbie kontaktów ludzi z obozu Trumpa z Kremlem, a na narastającym przez cały 2016 rok podobieństwie poglądów Trumpa na politykę zagraniczną z księgą życzeń Putina [pod adresem Ameryki]. Centralną osobą, duszą i mózgiem kremlowskiej operacji Trumpnasz jest szef Center for the National Interest Dimitri Simes, w czasach sowieckich Dmitrij Simis”. Simes/Simis wyjechał do Stanów w 1973 r. jako dysydent. Zdaniem Piontkowskiego, jego zadanie polegało na rozmiękczaniu amerykańskich kolegów ekspertów i narzucaniu im opinii, korzystnych dla Kremla. Simes wykonywał niezbyt skomplikowane zadania do 2013 roku, do bostońskiego maratonu. Zamach braci Carnajewów (po powrocie starszego Tamerlana z ośmiomiesięcznego przeszkolenia w Federalnej Służby Bezpieczeństwa) stanowił początek nowej epoki w formowaniu wpływów kremlowskich operatorów na zachodnie społeczeństwo i elity. Putin i Bortnikow (szef FSB) wysłali Carnajewa do USA, aby przekonać Amerykanów, że muszą współpracować z Rosją. Administracja Obamy nie ośmieliła się spojrzeć prawdzie w oczy – ta wersja wydawała się zbyt potworna i wymagała wyciągnięcia zbyt daleko posuniętych wniosków. Współpracujcie z nami albo nadal będziemy was wysadzać w powietrze – taki sygnał płynie z Moskwy po każdym większym zamachu. Kremlowska mafia niemal otwartym tekstem proponuje Zachodowi „kryszę”, zabezpieczenie przed zamachami. Na swoich warunkach, rzecz jasna: nowa Jałta, podział stref wpływów, uznanie dominacji Rosji na terytorium b. ZSRR. Do zadań Simesa i innych podobnych mu przysłanych lub zwerbowanych w USA ekspertów należało przedstawienie tego programu Putina jako zgodnego z american national interests. Trump, człowiek niespecjalnie orientujący się w kwestiach polityki międzynarodowej, […] nadawał się do tego jak nikt inny”. W urabianiu Trumpa brali udział dawni płatni agenci Kremla Manafort i Page. Trump zgodził się wygłosić ważne przemówienie w trakcie kampanii 26 kwietnia w centrum Simesa. Podczas tej imprezy Simes zapoznał Trumpa z ambasadorem Rosji USA Kislakiem, „który potem stał się w Waszyngtonie toksyczną supergwiazdą. Ale prawdziwym szefem operacji Trumpnasz był nie Kislak, a właśnie Simes. Już po 26 kwietnia sztab Trumpa zaczął lansować tezę, że Rosja i USA mają strasznego wspólnego wroga: islamski terroryzm, wspólna walka wymaga zaś poprawy stosunków dwustronnych. Kolejne wypowiedzi Trumpa szły jeszcze dalej: połączenie wspólnych wysiłków w walce z Państwem Islamskim jest konieczne, należy machnąć ręką na pomniejsze rozbieżności i połączyć się z Putinem. „Pomniejsze rozbieżności w ich języku to znaczyło na przykład oddać Ukrainę Putinowi. A potem Trump mówi, że NATO jest przestarzałe, że przyłączenie Krymu do Rosji niekoniecznie było aneksją. Putin chwali Trumpa. Trump chwali Putina. […] W wyborze Trumpa Putin dostrzegł szansę na główną wygraną. Rezygnacja USA ze wsparcia jakiegokolwiek członka NATO oznaczałaby koniec Sojuszu i koniec USA jako światowego mocarstwa”.

Deputowani Dumy spełniali 9 listopada toasty szampanem, Simes napisał artykuł, wskazujący na zgodność linii poprawy stosunków z Rosją z amerykańskimi interesami bezpieczeństwa narodowego. „Ale Na Kremlu nie zrozumiano jednej ważnej sprawy: zanieczyszczenie mózgu niezbyt pojętnemu człowiekowi i osadzenie go na fotelu prezydenckim nie jest równoznaczne ze zmianą kursu polityki USA. W rozwiniętej demokracji działa system, który nie pozwala na takie manewry. Wpływowa grupa republikańskich członków Kongresu występuje przeciwko putinofilskim fantazjom Trumpa […] Operacja Trumpnasz nie powiodła się”.

Piłka nadal jest w grze. Choć o przygotowaniach do szczytu Trump-Putin na razie niewiele się mówi i niewiele widać konkretów, to przygotowania się toczą. I zapewne do spotkania w perspektywie kilku miesięcy dojdzie. O czym, a zwłaszcza jak panowie porozmawiają, obaj pewnie jeszcze nie wiedzą. Figury na szachownicy szybko się poruszają.

2 komentarze do “Rosyjska kapela w Waszyngtonie

  1. Pingback: Anna Łabuszewska :Rosyjska kapela w Waszyngtonie | Zenobiusz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *