14 listopada. Sobotni poranek w Petersburgu, nabrzeże rzeki Mojki, miejsce związane z literaturą („Zbrodnia i kara” Dostojewskiego – tuż obok znajdowało się mieszkanie starej lichwiarki) i historią (tu książę Jusupow dobijał Grigorija Rasputina). Pogoda w listopadzie w tym mieście skłania raczej do ubierania się w ciepłe palta i czapki, tymczasem mężczyzna, który kręci się nad rzeką, zdaje się nie zwracać uwagi na aurę. Może dlatego, że jest pijany. Ma w ręku torbę, którą w pewnym momencie wrzuca do rzeki. Chwieje się i zatacza, aż wreszcie sam wpada w lodowate nurty w ślad za torbą. Wyłowiony przez ratowników po kwadransie jest poważnie wyziębiony, ląduje więc w pobliskim szpitalu. Można by odetchnąć z ulgą – ot, historia, jakich wiele w Petersburgu: ktoś się upił, ktoś wpadł do wody, odratowano go, hurra, koniec. Tymczasem okazuje się, że w wydobytej z rzeki torbie dziwnego mężczyzny tkwią odrąbane kobiece ręce i pistolet. Policja w mieszkaniu niedoszłego topielca dokonuje kolejnego makabrycznego odkrycia: ciało młodej kobiety pocięte piłą na kawałki i przygotowane do wyniesienia.
Mężczyzną z torbą okazał się znany petersburski historyk, Oleg Sokołow, lat 63, wykładowca uniwersytetu, członek rady naukowej prestiżowego Rosyjskiego Towarzystwa Wojskowo-Historycznego, jeden z autorów koncepcji rekonstrukcji historycznych w odpowiednim kremlowskim sosie patriotycznym. Specjalizował się w epoce napoleońskiej. Podczas licznych rekonstrukcji najchętniej przebierał się za Napoleona, ze wszystkimi szamerunkami i złotymi orderami. Miał zwyczaj zachowywać się i wypowiadać jak władca, mówiono do niego „Sir”.
Ofiara – Anastasija Jeszczenko, lat 24, studentka i doktorantka Sokołowa, współpracownica, współautorka publikacji naukowych oraz partnerka życiowa. Zdaniem współpracowników, zapowiadała się świetnie jako badacz: miała pasję odkrywcy, doskonaliła warsztat, sięgając po nowe narzędzia i metody.
Sokołow przyznał się do zabójstwa. Zastrzelił Anastasiję 7 listopada po kłótni, ukrył jej ciało w jednym z pokoi. 8 listopada jak gdyby nigdy nic przyjmował w domu gości. Zakupił piłę i 9 listopada zabrał się za rozczłonkowania ciała ofiary. Najpierw wyniósł i wrzucił do rzeki odpiłowane nogi. Następnie wrócił po ręce. W zeznaniach podkreślał, że zamierzał pozbyć się ciała, a potem w mundurze Napoleona na oczach turystów zwiedzających Twierdzę Pietropawłowską popełnić spektakularne samobójstwo.
Po opublikowaniu informacji o makabresce nad Mojką w rosyjskich mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja. Przypomniano, że Sokołow od dawna miał zwyczaj wykorzystywać swoją pozycję wykładowcy, wystawiającego oceny studentkom, do sercowych podbojów; w 2008 r. jedna ze studentek, z którą łączył go romans, zgłosiła pobicie („Przywiązał mnie do krzesła i bił po głowie, groził, że przy pomocy żelazka spali mi twarz, dusił powrozem”), co doprowadziło do wstrząśnienia mózgu. Sprawie ukręcono jednak łeb – Sokołow miał możnych znajomych w odpowiednich miejscach, którzy oskarżeniom studentki o znęcanie się i bicie nie dali wiary. „A gdyby wtedy zareagowano, Anastasija by żyła” – podsumowała emocjonalnie pisarka Maria Arbatowa.
Wielu komentatorów na marginesie zabójstwa Anastasii poddało miażdżącej krytyce stosunki panujące na rosyjskich uczelniach, nawet tych prestiżowych jak uniwersytet petersburski: wykładowcy uwodzący studentki, atmosfera seksizmu, korupcja. Sokołow był podejrzewany o plagiat. Gdy studenci spytali go o to podczas wykładu, zostali na jego polecenie pobici. O plagiat oskarżył też Sokołowa kontrowersyjny historyk-amator, reżyser i bloger Jewgienij Ponasienkow. Sprawa trafiła do sądu, który przyznał rację Sokołowowi, Ponasienkow nie miał zamiaru złożyć broni, zapowiedział apelację. A teraz mówi, że ostrzegał przed Sokołowem, agresywnym maniakiem, ale nikt go nie chciał słuchać.
Jest jeszcze jeden aspekt, który wypłynął podczas emocjonalnych dysput o zabójstwie nad Mojką. Sokołow udzielał się w Rosyjskim Towarzystwie Wojskowo-Historycznym, był członkiem rady naukowej.
Towarzystwo to oczko w głowie ministra kultury Władimira Medinskiego, narzędzie do uprawiania polityki historycznej zgodnej z wymogami chwili i zadaniami wyznaczanymi przez Kreml. Rekonstrukcje historyczne miały w tym układzie wysokie notowania. Obecnie nazwisko Sokołowa zostało wymazane ze strony internetowej Towarzystwa. A minister Medinski na pytanie dziennikarzy, jak odnosi się do sprawy zabójstwa, odparł lekceważąco: „Skoro się wam podoba Joker, to dlaczego nie spodobał się wam Sokołow?”.
I jeszcze słowo o tym, jaką rolę Sokołow odgrywał w rozmiękczaniu stosunków rosyjsko-francuskich. W omówieniu dyskusji na stronie Radia Swoboda (https://www.svoboda.org/a/30262965.html) można przeczytać: „Sprawa krwawego docenta uniwersytetu w Petersburgu uderzyła nie tylko w prestiż uczelni i Towarzystwa, ale także w kanały alternatywnej dyplomacji. Sokołow jeździł z wykładami na Sorbonę, ISSEP (powołana przez Marion Marechal-Le Pen uczelnia w Lyonie), był kawalerem Legii Honorowej. Z przewodniczącym komitetu Dumy ds. międzynarodowych, Leonidem Słuckim Sokołow organizował wizyty francuskich parlamentarzystów na Krym […], a także wizytę Marine Le Pen w 2017 r. w Rosji”. Bardzo ciekawy aspekt, zwłaszcza w przededniu zapowiadanej przez prezydenta Macrona nowej odsłony w stosunkach z Rosją.
Sąd zdecydował, że Sokołow spędzi w areszcie Kriesty-2 co najmniej dwa miesiące. Dochodzenie prowadzi Komitet Śledczy.
Sensacja jak sensacja. Rosyjskiego historyka można dopisać do listy krwawych profesorów. Ciekawostką (chociaż nie niespodzianką) jest podpinanie do tej historii politycznego kontekstu. Głównie za pomocą zabiegów językowych, bo na rozum to się nie da. Np. „jeden z autorów koncepcji rekonstrukcji historycznych w odpowiednim kremlowskim sosie patriotycznym”. Patriotycznym, ale dlaczego specjalnie kremlowskim? Profesor z lubością przebierał się za Cesarza Francuzów a nie rosyjskiego imperatora i kazał do siebie mówić „Sire”, a nie „Wsiemiłostiwiejszyj Gosudar”. Zresztą o 1812 roku napisano w Rosji dobrze ponad 15 tysięcy książek i artykułów naukowych oraz przynajmniej jedno arcydzieło literackie, bo i triumf rosyjskiego oręża jest tu bezsprzeczny, i „ojczyźniany” charakter tej wojny, jak od dwóch stuleci nazywa ją rosyjska historiografia. Co w tym dziwnego, że mówi się o tamtej epoce z poczuciem narodowej dumy? Także przedstawianie jego francuskich koneksji i aktywności jako elementu putinowskich knowań w Europie wydaje się co najmniej naciągane. Owszem, może i wykładał na jakiejś ISSEP, ale Legię Honorową otrzymał w 2003 roku z rąk Chiraca, kiedy założycielka tej „podejrzanej” uczelni, Marion Maréchal-Le Pen, miała… 14 lat.
Usuwanie splamionych jakimś skandalem czy przestępstwem osób z instytucji dbających o swoją reputację jest raczej typową i ogólnoświatową praktyką. Nie tak dawno np. wyrzucono Polańskiego z Akademii Filmowej i Placido Domingo z The Met. Dowcip ministra był rzeczywiście nie na miejscu, choćby ze względu na rodzinę ofiary, ale jeśli dziennikarze sugerowali, że zbrodnia obciąża jego resort przez sam fakt działalności sprawcy w podległym mu instytucie, to miał prawo czuć się zirytowany.
Szanowny Panie o ciekawym pseudonimie! Dziękuję za komentarz. Rekonstrukcja historyczna jest jednym z projektów kremlowskich. Ma wysoki patronat też to, co robi na rzecz odpowiedniego wymiaru polityki historycznej Rosyjskie Towarzystwo Wojskowo-Historyczne. Był taki wielbiciel rekonstrukcji historycznej Igor Girkin. Specjalizował się w I wojnie światowej. A potem bardzo się sprawdził w zupełnie realnej wojnie na Donbasie. A pan Napoleon Sokołow nie tylko się przebierał w bogato zdobione mundury, ale także zajmował się walizkową dyplomacją alternatywną. Czy nadal będzie się cieszył wysokim patronatem – czas pokaże: jak przebiegnie śledztwo, jaki dostanie wyrok itd.
Pozdrawiam
Anna Łabuszewska