7 czerwca. Skąpy oficjalny komunikat przeleciał rutynowo przez wszystkie rosyjskie media: w wieku 57 lat zmarł Dmitrij Kowtun; informację tę podał deputowany Dumy Państwowej, Andriej Ługowoj; z anonimowego źródła wiadomo, że przyczyną zgonu były komplikacje po covidzie, Kowtun najprawdopodobniej zmarł w jednym z moskiewskich szpitali. Tyle. Żadnych innych oficjalnych informacji. Jak to w tym fachu przyjęte, wszystko tajne przez poufne specjalnego przeznaczenia.
Kowtun znał się z Ługowojem od młodych lat – mieszkali w tym samym domu, obaj studiowali w akademii wojskowej, później ich drogi na jakiś czas się rozeszły. Jak można wywnioskować z niezbyt pewnych źródeł, do których swego czasu dotarła BBC, Kowtun po akademii służył w armii, w Czechosłowacji, potem w NRD, Ługowoj – w KGB, potem FSB (enuncjacje prasowe, że również Kowtun był funkcjonariuszem tajnych służb, sam zainteresowany dementował). W 1990 r. Dmitrij Kowtun (nawiasem mówiąc, syn generała Armii Radzieckiej) znalazł się na dziwnym rozdrożu. Jak twierdzi jego była żona, Niemka, nie chciał służyć na Kaukazie, dokąd miał być przeniesiony z NRD, więc postanowił uciec do wrażego RFN. Poprosił o azyl, dostał prawo pobytu (został pozbawiony tego statusu w 2007 r.). Zamieszkał w Hamburgu. Pędził żywot nieustabilizowanego emigranta, pracował na zmywaku, a także jako kelner, ale marzył o karierze gwiazdy filmów porno, spędzał dużo czasu w dzielnicy czerwonych latarni, pił i się łajdaczył, więc niemiecka żona postanowiła się z nim rozstać. Osobliwie się prowadził pan Kowtun jak na syna sowieckiego generała. Według oficjalnego życiorysu, był biznesmenem, a nawet partnerem biznesowym swojego kolegi z podwórka, Andrieja Ługowoja. Obaj panowie – ach, co za traf – spotkali się latem 2006 r. I oto nieustabilizowany birbant Kowtun stał się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki godnym zaufania biznesmenem i założycielem firmy OOO Global-Project (o jego aktywności na rynku można przeczytać tu: https://checko.ru/person/772875373133).
To, co najważniejsze w życiu Kowtuna, zdarzyło się wkrótce po tej cudownej przemianie: w listopadzie 2006 r. Jak wykazało szczegółowe śledztwo brytyjskich organów śledczych, koledzy Ługowoj i Kowtun przyjechali wtedy do Londynu na spotkanie z byłym funkcjonariuszem FSB Aleksandrem Litwinienką i otruli go radioaktywnym polonem-210 (o wynikach śledztwa pisałam m.in. na blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/01/22/polon-210-ciagle-promieniuje/).
Kowtun i Ługowoj kategorycznie negowali udział w zabójstwie Litwinienki. Parasol ochronny nad nimi rozpostarły władze Rosji. Ługowoj po promiennej wycieczce do Londynu został demonstracyjnie wprowadzony do Dumy Państwowej. Na wszelkie brytyjskie wnioski (wezwania na przesłuchania itd.) Moskwa odpowiadała, że Ługowoj jest chroniony immunitetem i nigdzie się nie wybiera.
Kowtun natomiast zniknął z pierwszych stron gazet. Z Niemiec, gdzie był ścigany pod zarzutem nielegalnego posiadania materiałów radioaktywnych (w jego domu policja znalazła mikroślady polonu), wyjechał do Rosji. W grudniu 2006 r. w prasie pojawiły się niepotwierdzone informacje o tym, że u Kowtuna stwierdzono symptomy choroby popromiennej.
Nazwisko Kowtuna pojawiło się w prasie w 2011 r. w związku z tajemniczą śmiercią w Wielkiej Brytanii biznesmena Aleksandra Pieriepielicznego, zmarłego w niewyjaśnionych okolicznościach w listopadzie 2012 r. Pomiędzy marcem 2011 a czerwcem 2012 r. założona przez Kowtuna firma Dzhirsa sądziła się z Pieriepielicznym o niespłacone przez tego ostatniego kredyty (https://www.telegraph.co.uk/news/uknews/9724968/Russian-supergrass-linked-to-suspect-in-Litvinenko-poisoning.html). Kowtun mówił, że nie ma nic wspólnego z prowadzeniem tej firmy: „Zostałem jej dyrektorem generalnym na prośbę moich przyjaciół, byłych oficerów, którzy pomagają zażegnywać konflikty w sferze finansowej, ale ja nie zajmuję się prowadzeniem tego biznesu”. Tak po prostu przechodził z tragarzami koło tej firmy i koledzy go poprosili, no to się zgodził. Ale w żadnych służbach nie był, nie.
22 września 2021 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał winę Rosji w zabójstwie Litwinienki, zdaniem sędziów, rosyjskie władze nie obaliły dowodów brytyjskiego śledztwa ani nie przedstawiły wiarygodnego własnego śledztwa. Brytyjscy śledczy twierdzili, że Ługowoj i Kowtun działali na zlecenie przedstawicieli najwyższych władz Federacji Rosyjskiej: Nikołaja Patruszewa (wówczas dyrektora FSB) oraz prezydenta Władimira Putina.