18 marca 2024. Falsyfikacje, manipulacje i jawne oszustwa wyborcze można stopniować. Okazuje się, że w Rosji Putina wszystko jest możliwe. Socjolodzy z organizacji na rzecz obrony praw wyborców „Gołos”, obserwujący „wybory Putina” napisali: „Jeszcze nigdy nie widzieliśmy kampanii prezydenckiej, która tak bardzo odbiegałaby od standardów konstytucyjnych. Pogwałcono wszystkie artykuły konstytucji, gwarantujące prawa i swobody obywatelskie, a sama konstytucja została zmieniona, aby obejść ograniczenia dotyczące sprawowania urzędu prezydenckiego przez więcej niż dwie kadencje”. Ale kto by się na Kremlu przejmował takimi niuansami – Centralna Komisja Wyborcza bez zająknienia odczytała wyniki: Putin 87 procent. A potem długo, długo nic i trzech figurantów, udających konkurentów po 3-4 procent.
Po raz pierwszy głosowanie trwało trzy dni (15-17 marca), co dawało władzom dodatkowe możliwości falsyfikacji. Na kremlowski spektakl nie zostali zaproszeni obserwatorzy z OBWE/ODIHR. Władze zastąpiły ich ściągniętymi z różnych zakamarków zwolennikami rosyjskiego dyktatora.
W warunkach ograniczania wolności obywatelskich i zawężania pola protestu za szansę na wyrażenie antywojennej i antyreżimowej postawy część społeczeństwa uznała akcję „W południe przeciw Putinowi” (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2024/03/15/w-samo-poludnie/). Aleksiej Nawalny przed śmiercią zwrócił się do swoich zwolenników z apelem, by przyszli pod lokale wyborcze 17 marca w południe i zagłosowali przeciw Putinowi. Apel powtórzyła Julia Nawalna, która głosowała w ambasadzie FR w Berlinie. Stała w kolejce około sześciu godzin – ludzi przyszło bardzo dużo, urzędnicy ambasady robili wszystko, aby zakłócić głosowanie, wstrzymywali wpuszczanie głosujących do środka, wreszcie zamknęli lokal, mimo że na ulicy stało jeszcze kilkaset osób. Zgromadzeni krzyczeli „Gdzie mój głos?”. Nie dowiedzieli się.
Przez cały dzień w mediach społecznościowych ukazywały się relacje spod rosyjskich placówek dyplomatycznych za granicą i lokali wyborczych w wielkich miastach w Rosji, pod którymi ustawiły się długie kolejki tych, którzy chcieli wyrazić niezgodę wobec uzurpatora. Do urn wrzucono wiele „zepsutych” kart: z dopisanym nazwiskiem Nawalnego czy antywojennymi hasłami. Nawalna i inni przedstawiciele rosyjskiej opozycji za granicą apelowali do społeczności międzynarodowej, aby nie uznała legitymacji władzy Putina, zdobytej w „operacji” niemającej nic wspólnego z uczciwymi wyborami. Unia Europejska wydała okrągły komunikat: nie uznajemy wyników wyborów przeprowadzonych na terytoriach okupowanych Ukrainy (lokale wyborcze otwarto na Krymie, Donbasie, w obwodach zaporoskim i chersońskim), ale wyborów jako takich nie uznajemy za nielegalne. Chciałabym, a boję się. Bardziej kategoryczne w sformułowaniach były władze Francji: „Paryż przyjmuje do wiadomości wynik wyborów prezydenckich w Rosji, ale uważa, że nie spełniły one międzynarodowych standardów” – czytamy w oświadczeniu MSZ. Prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier oświadczył, że nie wyśle depeszy gratulacyjnej Putinowi, gdyż „wybory nie były ani wolne, ani uczciwe”. Dobre i to. Jak napisali w analizie powyborczej analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich, „rezultat „wyborów” ma wzmacniać presję na Zachód, aby ten uległ rosyjskiemu rewanżyzmowi w sferze bezpieczeństwa europejskiego i globalnego. Mandat Putina jest wysoce wątpliwy zarówno na gruncie prawa krajowego (z uwagi na skalę łamania praw konstytucyjnych obywateli), jak i międzynarodowego (organizacja głosowania na okupowanych terytoriach Ukrainy). […]Należy spodziewać się, że po „wyborach” pewność siebie Kremla wzrośnie, co przełoży się na determinację w kontynuowaniu inwazji i szantażowaniu Zachodu, dalsze przestawianie kraju na tory wojenne i wzrost represji. Legitymizację Putina na arenie wewnętrznej i międzynarodowej umocni widoczny brak woli politycznej państw zachodnich, aby jednoznacznie uznać go za uzurpatora” (https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/komentarze-osw/2024-03-18/spektakl-putina-wybory-prezydenckie-po-sowiecku). I znów uzurpator uzna, że może sobie pozwolić wobec słabeuszy z Zachodu na dużo więcej.
Gratulacje złożyli Putinowi Xi Jinping i Narendra Modi, a ponadto m.in. przywódcy Wenezueli, Nikaragui, no i Białorusi. Podczas ostatnich „wyborów” Łukaszenka w 2020 r. narysował sobie 80 procent głosów. Wobec masowych protestów przeciwko fałszerstwom, ostentacyjnie wziął do ręki kałacha i powiedział, że będzie bronić swego zwycięstwa. Putin kazał sobie narysować jeszcze więcej – 87 procent, przelicytował białoruskiego uzurpatora. Kałacha trzyma za niego sfora wiernych psów łańcuchowych reżimu, a on sam może się zaprezentować w eleganckim garniturze i na konferencji prasowej w otoczeniu młodzieży dziękować za wielkie zaufanie społeczne. Kremlowscy inżynierowie dusz odetchną na chwilę z ulgą: spektakl w trybie „wyborczej operacji specjalnej” mogą uznać za udany. Nie było wielkich protestów (zdarzyło się trochę podpaleń, ludzie wrzucali do urny farbę, oddawali głosy nieważne), a falsyfikacji nikt nie był w stanie na bieżąco wykryć i pokazać. Dziś już po ogłoszeniu tzw. wyników w mediach społecznościowych szerzą się analizy dotyczące skali fałszerstw (np. na Putina dosypano średnio ok. 30 procent przypisanych mu głosów). Prawdziwość tego typu danych jest nie do potwierdzenia czy obalenia. Jedno jest pewne: cały proces wyborczy był jedną wielką ściemą i imitacją. Nie miał nic wspólnego z demokratyczną procedurą.
Putin był zadowolony. Podczas spotkania z dziennikarzami nawet wypowiedział nazwisko „Nawalny”. – Cóż, umarł. To smutne, ale to się zdarza. A co – w Stanach Zjednoczonych to się nie zdarza? Owszem, i to nawet często.
Wróćmy jeszcze do wymyślonej przez Nawalnego akcji „W południe przeciw Putinowi”. Trudno ocenić, czy wpłynęła na wyniki – te zostały określone już przed głosowaniem. Protest został dostrzeżony w świecie i pozwolił podważyć wiarygodność bezprecedensowej wygranej Putina (w poprzednich „wyborach” osiągnął on wynik 74 proc.). Nawet te nieśmiałe sygnały oporu części społeczeństwa zaburzają przekaz władz o jednoznacznym poparciu dla wodza i braku alternatywy.
Na grobie Nawalnego kilka osób oprócz kwiatów złożyło wczoraj karty do głosowania, na których dopisało nazwisko zmarłego opozycjonisty.
Czy mógłbym prosić Autorkę o wyjaśnienie w związku z wyborami Putina na Putina, jaka jest pozycja Kadyrowa? O ile wiem ostatnio nie było go widać na oficjalnych uroczystościach, jakby wypadł z łask. Wynik, który napisał Putinowi w Czeczenii, był chyba najwyższy w federacji – czy to próba odzyskania pozycji, deklaracja lojalności?
Szanowny Panie!
Dziękuję za komentarz.
Kadyrow faktycznie ostatnio nie afiszował się w Moskwie. Być może jest to związane z jego stanem zdrowia. Nie od dziś wiadomo, że choruje. To, że Putinowi w Czeczenii narysowano wyjątkowo wysoki wynik, nie dziwi. Czeczenia Kadyrowa zawsze biegła na czele wyścigu, jeśli chodzi o zapewnianie wysokich wyników. A Kadyrow swoją lojalność deklaruje i prezentuje przy każdej okazji.
łączę pozdrowienia
Anna Łabuszewska