Nad rosyjskim Olimpem politycznym przechodzą ostatnio dziwne burze. Słowo plagiat odmieniane jest przez wszystkie przypadki.
Jeden z najaktywniejszych ostatnimi czasy deputowanych z ramienia Sprawiedliwej Rosji Ilja Ponomariow wytoczył przeciwko liderowi Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Władimirowi Żyrinowskiemu ciężką armatę. Wystąpił z wnioskiem do prokuratora generalnego o sprawdzenie okoliczności towarzyszących przyznaniu Żyrinowskiemu w 1998 r. tytułu doktora nauk filozoficznych (odpowiednik polskiego doktora habilitowanego). Zdaniem Ponomariowa, praca Żyrinowskiego „Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość narodu rosyjskiego” nie jest pracą naukową, a luźnym zbiorem materiałów o charakterze publicystycznym, 80-stronicowym konspektem niespełniającym wymogów pracy habilitacyjnej. Ponomariow przypomniał, że prawie połowa członków rady ekspertów komisji przyznającej tytuły naukowe wydziałów socjologii i politologii Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego opuściła wtedy komisję na znak protestu przeciwko obdarzeniu Władimira Wolfowicza wysokim tytułem naukowym. Dociekliwy deputowany wskazał na bliskie osobiste kontakty Żyrinowskiego z dziekanem socjologii. Tym członkom komisji, którzy nie odmówili współpracy, obiecano pono po 5 tys. dolarów. Ponomariow wyraził w swoim piśmie skierowanym na ręce prokuratora nadzieję, że organy wyjaśnią te zarzuty i pociągną do odpowiedzialności winnych – korumpujących i skorumpowanych.
Żyrinowski pluł i krzyczał, jak to ma w zwyczaju. Och, jego dokonaniami naukowymi można by obdzielić pułk naukowców, tyle ma do powiedzenia w każdej dziedzinie. I uczciwy jest, uczciwy do szpiku kości.
To nie pierwsza jaskółka afer związanych z jakością i autentycznością prac naukowych, jaka krąży nad głowami polityków i urzędników. Kilka dni wcześniej wypłynęły wątpliwości co do autorstwa pracy habilitacyjnej przybranego syna Żyrinowskiego, wiceprzewodniczącego Dumy Państwowej Igora Lebiediewa. „To ordynarne copy-paste. Oto, czym jest praca doktorska Lebiediewa” – napisał jeden z blogerów śledzących sprawę plagiatów. I dalej: „Praca „Ewolucja podstaw ideologicznych i strategii partii politycznych w Federacji Rosyjskiej w latach 1992-2003”, za którą Lebiediew otrzymał stopień doktora nauk historycznych, została spisana z obronionej dwa lata wcześniej dysertacji politologa Michaiła Korniewa”.
Nad zagadnieniem „doktorów copy-paste” pochylił się ostatnio nawet jak zwykle troskliwie premier Dmitrij Miedwiediew, stwierdził, że kampania mająca na celu ujawnienie plagiatów zasługuje na poparcie.
Kolejny łże-doktor z ław poselskich, któremu wyciągnięto plagiat, to deputowany Riszad Abubakirow z ramienia krystalicznie czystej pod każdym względem partii Jedna Rosja. Do swojej pracy habilitacyjnej „włączył 97 stron z pracy doktorskiej innego naukowca, obronionej pięć lat wcześniej. Ukradł nie tylko tezy, ale po prostu cały tekst: kropka w kropkę, przecinek w przecinek, nawias w nawias. Bez żadnych wariacji na temat” – napisała „Nowaja Gazieta”. „Nie mam zwyczaju spisywania – odpierał zarzuty w programie telewizyjnym prawdomówny Abubakirow. – Oskarżenie o plagiat jest całkowicie bezpodstawne”. Czysty żywy Bareja: Ta pani przyszła w tym kożuszku i w nim wychodzi. Ciekawe jest to, że doktorant, z którego pracy tak obficie skorzystał deputowany z Jednej Rosji, nie protestuje, nie pisze nigdzie listów z prośbą o wykazanie jego krzywdy, o ukaranie plagiatora. Nawet indagowany przez dziennikarzy nie chce o tym rozmawiać.
Kolejny akord w symfonii plagiatów to głośna sprawa Andrieja Andrijanowa. Młody putinowiec, członek Jednej Rosji, został kilka dni temu w świetle kamer pozbawiony tytułu doktora za plagiat. Zaraz potem wypłynęła sprawa nieuprawnionych zapożyczeń w pracy Władlena Kralina, bardziej znanego jako Władimir Tor, przywódcy rosyjskich nacjonalistów. A to zapewne tylko wierzchołek góry lodowej.
„Ludzie, którzy mają jakikolwiek związek z nauką i uczelniami, doskonale wiedzą o tym, jaki zakres ma zjawisko pisania prac doktorskich i habilitacyjnych na zamówienie – pisze Borys Żukow w internetowym portalu „Jeżedniewnyj Żurnał”. – Rosyjska wyszukiwarka Yandex na pytanie „praca doktorska na zamówienie” wyrzuca siedem milionów linków. […] Sprawa Andrijanowa pokazała, że chodzi już nie tylko o pojedyncze przypadki łamania prawa, ale że jest to świetnie funkcjonujący system, przyznający lipne tytuły na podstawie lipnych prac. […] To część imperium falsyfikacji. W Rosji falsyfikuje się wszystko: od wyników wyborów przez dziennikarskie śledztwa po cudowne znaleziska na dnie morza antycznych amfor. Cała putinowska epoka to jedna wielka imitacja”.
Opozycyjne media przypominają na marginesie, że kilka lat temu wątpliwości były również w odniesieniu do dysertacji Władimira Putina. Brytyjska „The Sunday Times” pisała w 2006 r., że obroniona w 1997 r. w petersburskim instytucie górnictwa praca Putina zawiera całe fragmenty z pracy amerykańskich ekonomistów Davida Clelanda i Williama Kinga z 1978 r.
Parada blagierów
Dodaj komentarz