Poprzedni swój wpis na temat konfliktu dyplomatycznego na linii Haga-Moskwa zatytułowałam „finale grazioso”. Pomyliłam się i co do „finale”, bo sprawa trwa nadal, i co do „grazioso”, bo elegancji nie ma w tym za grosz (http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/10/10/jajco-holenderskie-blues-finale-grazioso/).
Holenderski dyplomata, radca minister Onno Elderenbosch z ambasady Królestwa Niderlandów w Moskwie został wczoraj napadnięty i pobity w swoim mieszkaniu. Wracający z pracy wieczorem Elderenbosch zastał na klatce schodowej, na której nie paliło się światło, dwóch „elektryków”. Ci wyjaśnili, że jest awaria i chcą zajrzeć również do jego mieszkania, by zobaczyć, czy tam wszystko z elektrycznością w porządku. Gdy Holender otworzył drzwi, ciosem w kark obalili go na podłogę, związali, a następnie przewrócili dom do góry nogami (nie stwierdzono, by cokolwiek zginęło), na lustrze pozostawili napis „LGBT” i narysowali serduszko.
Przedstawiciel rosyjskiego MSZ wygłosił dyżurną formułkę o „ubolewaniu z powodu incydentu”. Komitet Śledczy wszczął śledztwo. Sprawcy pozostają nieznani.
Opis wydarzeń na ulicy Powarskiej w Moskwie jest lustrzanym (sic) odbiciem wydarzeń w Hadze w mieszkaniu Dmitrija Borodina, rosyjskiego dyplomaty, również jak Elderenbosch radcy ministra, pracującego w ambasadzie Rosji w Holandii. Choć jest przynajmniej jedna zasadnicza różnica: w mieszkaniu Borodina interweniowała policja, powiadomiona przez sąsiadów, zaniepokojonych zachowaniem pijanego dyplomaty wobec małych dzieci, a pan Elderenbosch nikogo za włosy nie szarpał i nic nie wskazywało, że jest w stanie wskazującym. Po prostu wracał z pracy.
Strona rosyjska wcześniej dawała do zrozumienia, że nie jest usatysfakcjonowana postawą strony holenderskiej po incydencie z Borodinem. Minister spraw zagranicznych Holandii wprawdzie przeprosił za złamanie przez holenderską policję konwencji wiedeńskiej, niemniej jednocześnie wyraził zrozumienie dla policji działającej zgodnie z procedurami. Prezydent Putin domagał się natomiast ukarania winnych incydentu, a na to Holandia nie poszła.
Po incydencie z Elderenboschem minister spraw zagranicznych Holandii wezwał stronę rosyjską do zapewnienia bezpieczeństwa holenderskim dyplomatom pracującym w Moskwie. MSZ zaprosiło rosyjskiego ambasadora w Hadze na dywanik, by udzielił wyjaśnień. Holenderscy parlamentarzyści wzywają do zerwania Roku Rosji w Holandii. Sprawa aresztowanych w Rosji greenpeacowców i holenderskiego statku nadal trwa – holenderski wniosek spoczywa w międzynarodowym arbitrażu morskim. Rolling, rolling, rolling…
Smieszne jest zachowanie rosyjskiego niedźwiedzia w stosunku do holenderskiego króliczka.Najprawdopodobniej stan upojenia alkoholowego w Rosji jest stanem jak najbardziej normalnym i tego stanu bronią jak twierdzy. Stan trzeźwości natomiast według standardów rosyjskich jest jak najbardziej stanem nienormalnym.Rację miał Władimir Władimirowicz grzmiąc na Wałdaju na upadek moralny Europy.Można być pewnym ,że w tym świecącym moralnością kraju, sprawcy pobicia dyplomaty holenderskiego nie zostaną nigdy wykryci.Niem wiem tylko czy takie postępowanie rosyjskiemu niedźwiedziowi na dłuższą metę się będzie opłacało.
„Przepraszam, czy tu bija?”
Okazuje sie, ze tak. Zarowno w majestacie munduru i z przyzwoleniem panstwa („niemniej jednocześnie wyraził zrozumienie dla policji działającej zgodnie z procedurami.”) jak i bez owego majestatu („ciosem w kark obalili go na podłogę, związali, a następnie przewrócili dom do góry nogami”).
Wbrew tytulowi, nie ma zadnej symetrii, jest to jedno i to samo zjawisko uzycia przemocy jako najporeczniejszego argumentu, ktore niszczy spoleczenstwa. Cios w oko nie jest ani bardziej ani mniej demokratyczny niz cios w szyje.
Pozdrawiam
Pozdrawiam