Doroczny rytuał bizantyjskiego kremlowskiego dworu – bezpośrednia linia bezpośredniego prezydenta z narodem – trwała cztery godziny. Telewizyjny show Władimira Putina znowu zebrał przed ekranem miliony, które wysłuchały odpowiedzi prezydenta na 85 pytań, wybranych spośród ponad dwóch milionów zadanych telefonicznie i esemesowo. Spośród kilku ciekawych fragmentów w ogólnie nudnym spektaklu sztucznej celebry wydzieliłam trzy zagadnienia.
Prezydent połączył się z narodem we wspólnej ekstazie pod hasłem „Krym jest nasz”. Temat zagarnięcia półwyspu i sytuacja na Ukrainie zdominowały seans łączności. Oczywiście słowo „zagarnięcie” nie padło. Aneksja Krymu jest w Moskwie nazywana odzyskaniem „rdzennie rosyjskiej ziemi” słusznym z punktu widzenia sprawiedliwości dziejowej. O żadnym pogwałceniu prawa międzynarodowego ani podpisywanych przez Rosję w świetle jupiterów traktatów i umów nie było słowa. Wazelina lała się ze wszystkich ust, nosów i uszu, które pokazywała telewizja. Putin powtórzył sformułowania, które już znamy – o rzekomych zagrożeniach dla rosyjskojęzycznej ludności półwyspu itp. Ale najciekawsze było to, że usynowił zielone ludziki. Jeszcze niedawno prezydent wyśmiewał tych, którzy uważają, że na Krymie działali rosyjscy wojskowi – mówił, że każdy może sobie kupić mundur w sklepie. Tym razem przyznał, że „poprawne, acz stanowcze i profesjonalne” działania na Krymie przeprowadzili rosyjscy wojskowi. Skąd się wzięli na terytorium sąsiedniego państwa? Zwraca uwagę, że prezydent jednocześnie stwierdził, że jeszcze nie skorzystał z prawa, jakie dała mu Rada Federacji 1 marca do użycia rosyjskich sił zbrojnych na terytorium Ukrainy. W takim razie – czym były owe „stanowcze i profesjonalne” działania rosyjskich wojskowych na Krymie? I kim są zielone ludziki działające na południowym wschodzie Ukrainy? Jeszcze nie zasłużyli na prezydencką adopcję? W ujęciu prezydenta Putina ten region nazywa się Noworosja i trafił w granice Ukrainy (notabene granice uznane przez Rosję w traktacie o dobrym sąsiedztwie z 1997 r.) przypadkowo, bo tak się w latach dwudziestych XX wieku podobało bolszewikom. A panu Putinowi już się najwyraźniej nie podoba. Anton Oriech w swoim blogu odnotował: „Proponuję uznać to, co mówi prezydent, za prawdę. Między innymi to, że nie chcemy używać wojsk na wschodzie Ukrainy. Ale jeśli jutro mimo wszystko wyślemy tam wojska, to żadnej sprzeczności w tym nie będzie. Dlatego że Władimir Władimirowicz zawsze mówi prawdę. Po prostu prawda się regularnie zmienia. A nasi obywatele mają bardzo przydatną cechę nie pamiętać jutro tego, co się do nich mówi dziś. I za każdym razem wierzą w to, co się im aktualnie mówi”. I jeszcze zacytuję ciekawe spostrzeżenie Stanisława Biełkowskiego: „Show miał pokazać [krajowi i zagranicy], jak zmienił się Putin. Z gwaranta interesów elity i przyjaciela Zachodu, jakim Putin był w 2000 roku, nic nie zostało. […] Dziś Putin jest człowiekiem, głęboko obrażonym na Zachód, gotowym do izolacjonizmu, uważającym, że może rozmawiać z Zachodem jak równy z równym i skoro Zachód może obejść się bez Rosji, to Rosja może się obejść bez Zachodu; to człowiek, który może przekształcić Rosję w największy zaścianek świata. […] Zbliżająca się do Rosji katastrofa gospodarcza może zostać zneutralizowana tylko w jeden sposób: serią głośnych zwycięstw w polityce zagranicznej, które sprawią, że ludzie zapomną o kryzysie i zmuszą do zaciśnięcia pasa. Dlatego myślę, że Putin nie zatrzyma się na Krymie ani na wschodzie Ukrainy, dlatego że euforia narodu rosyjskiego wobec tych zwycięstw szybko ostygnie. Potrzebna więc będzie kolejna dawka narkotyku, a tym narkotykiem jest kolejne zwycięstwo na zewnętrznym froncie”.
Teraz druga sprawa. Jako atrakcję dnia podano na srebrnej tacy byłego agenta/pracownika amerykańskich służb specjalnych Edwarda Snowdena, zwanego w Rosji familiarnie Edikiem Snieżkinem. Niezależnego od stóp do głów. Edik był zainteresowany tym, czy Rosja zajmuje się przechwytywaniem, przechowywaniem i analizowaniem informacji pochodzących z rozmów telefonicznych. Pan prezydent nie posiadał się ze zdziwienia: przecież w Rosji istnieją przepisy, które ściśle reglamentują dostęp służb do podsłuchów, czytania maili, filtrowania zawartości portali społecznościowych. W Rosji absolutnie nie można mówić o „masowej skali, pozbawionej kontroli skali” podsłuchów etc. W dzisiejszym „The Daily Beast” eksperci tak się odnieśli do tego fragmentu wystąpienia Putina. „Być może oświadczenie [Putina] jest prawdziwe. Ale chyba w odniesieniu do jakiejś paralelnej rzeczywistości, w której obywatele Krymu całkowicie samodzielnie, bez reżyserii z Rosji, spontanicznie zagłosowali za przyłączeniem do Federacji Rosyjskiej po tym, jak przypadkowi najemnicy, nie związani z Moskwą, opanowali lotniska i siedziby organów władz. Ale dla świata tu i teraz to łgarstwo co się zowie”. Rosyjski dziennikarz Andriej Sołdatow, specjalizujący się w tematyce służb specjalnych stwierdził, że jak najbardziej można mówić o masowej kontroli telefonów i zasobów internetowych. W Rosji – w odróżnieniu od USA i innych krajów zachodnich – nie istnieje ani specjalny sąd, ani specjalne komisje parlamentarne, które kontrolowałyby pracę Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Według Sołdatowa, w USA przechwytywanie informacji przeprowadza operator na mocy decyzji sądu, podczas gdy w Rosji – bezpośrednio FSB. Poza kontrolą, bez pozwolenia sądu.
I sprawa trzecia. Prezydentowi Putinowi zadano pytanie: kiedy pojawi się first lady? „Najpierw muszę wydać za mąż Ludmiłę Aleksandrownę”. Ha, ha, ha. Uzdrowiska pół ze śmiechu się skręcało. Brawo, zuch. Ubawić się kosztem byłej małżonki, która nie może mu w tym momencie odpowiedzieć – zaiste postępek godny rycerza. I nikt z obecnych w studiu rycerzy nie wystąpił w obronie Ludmiły Aleksandrowny, wszyscy bawili się wyśmienicie koszarowym poczuciem humoru swego suwerena. Brawo, panowie, brawo!
Na dalsze reakcje nie trzeba było długo czekać. Emeryt z Nowosybirska Jurij Babin, znany jako „kopiejkowy milioner” oświadczył się dziś publicznie o rękę Ludmiły Putinej. Wsławił się tym, że jakiś czas temu wystawił na sprzedaż kolekcję jednokopiejkowych monet. Pięć milionów kopiejek o wadze 7,5 tony wycenił na 20 milionów rubli. Babin dodał, że jest rówieśnikiem Putina. Reakcja rycerskiego prezydenta nie jest znana.
Przeoczyliśmy fakt, że mamy do czynienia z kolejnym pokoleniem „post-zeków”, gdzie liczy się siła, „przewalenie kogoś”, szybki, cwaniacki numer, który pozwoli przeżyć. Patrzyliśmy i chcieliśmy widzieć społeczeństwo oczekujące poszanowania norm, wzajemnego zrozumienia, budowania relacji opartych na zobaczeniu w drugim człowieku potencjalnego towarzysza. Rzeczywistość jest inna. Jest „post-traumatyczna”. Widzimy ludzi, dla których niedostępny jest świat bez lęku, w takim świecie lepiej by nas się bano niż to my mielibyśmy cierpieć z powodu lęku. W tym świecie „ten drugi” jest potencjalnym zagrożeniem, a nie towarzyszem, kimś kogo trzeba podporządkować by się go nie obawiać. Nie rozumieliśmy tego. Nie rozumieliśmy siły przeszłości tego kraju. Może można to nadrobić. Nauczyć się patrzeć ze współczuciem nie wykluczającym sprawiedliwej oceny.
Pozdrawiam
Szanowny Panie Igorze!
Bardzo dziękuję za ciekawy komentarz.
Serdecznie pozdrawiam
Anna Łabuszewska
Wobec tego dajmy im szansę na pozytywne utożsamienie się ze swoim narodem, krajem, z tym, co w nim ocalało cennego, ludzkiego. Nie nazywajmy ich Rosjanami, ale sowietami, ich kraju Rosją, a związkiem sowieckim, czy federacją sowiecką, sowietami – niech Ci, którzy zasługują, mają szansę mówić o sobie „Rosjanin” z dumą. Niemcom dano tę szansę po wojnie nazywając zbrodniarzy faszystami, hitlerowcami, nazistami wyraźnie oddzielając ich od reszty Niemców, których postawa była względnie normalna. Rosjanie nie mieli tyle szczęścia, bo o ile Niemcy podlegali zbiorowemu leczeniu z ich faszyzmu, o tyle Rosjanie nadal pielęgnują kult Stalina, nadal widzą siebie, po tej dobrej stronie mimo 17.09.1939, Katynia i faktycznej okupacji połowy Europy. Nawiasem mówiąc, jeśli sowieci kupują ten putinowski bełkot, to znaczy, że nie będzie łatwo, że ten ich „kręgosłup moralny” mają mocno powykręcany…
A więc oficjalnie wiadomo ,że była to akcja wojskowa zorganizowana i przeprowadzi’ona wzorowo przez Rosję.A na zachodzie jest to domniemanie co prawda określone wysokm prawdopodobieństwem , ale jednak domniemanie.Nie słszałem jednoznacznego stwierdzenia , że był to rosyjski atak na Krym. I tak jest w przypadku wschodniej Ukrainy.Są to „zielone ludziki”- prorosyjscy separatyści a nie rosyjskie formacje militarne.W każdy bądź razie jedna prawda wyszła na jaw.A ile ich jeszcze będzie?
Aż się dziwię że Władimir Władimirowicz przypomniał sobie Ludmiłę Aleksandrowną.Przecież wymyzał ją ze swojego życia ,a tu taka troska o nią i o jej zamążpójście. A czy chociaż spytył się jej czy ponownie chce wyjść za mąż?I jak można o kimś pamiętać ,kogo się ze swej pamięci wymazało?