Bardzo ostrożnie, ważąc po aptekarsku każde słowo, wypowiadają się wysokie czynniki polityczne w Rosji na temat niedzielnych wyborów prezydenckich na Ukrainie.
Ukraiński prezydent elekt Petro Poroszenko oświadczył, że jest gotów do spotkania z prezydentem Rosji nawet w pierwszej połowie czerwca. W tej samej wypowiedzi podkreślił, że uważa Krym za ukraińskie terytorium i zamierza wystąpić do międzynarodowych trybunałów w sprawie aneksji półwyspu przez Federację Rosyjską. Rzecznik prezydenta Rosji, Dmitrij Pieskow indagowany przez dziennikarzy w sprawie możliwego spotkania Putin-Poroszenko, zaznaczył: „jest za wcześnie, by o tym mówić. Prezydent [w przeddzień wyborów] przedstawił swoje stanowisko w sprawie [ukraińskich] wyborów. Podkreślił, że z szacunkiem odnosi się do wyboru narodu ukraińskiego. Na razie nic się w tej sprawie nie zmieniło”. Telegramu z gratulacjami dla Poroszenki na razie Kreml nie wysyłał. Może ma uraz po tym, jak dziesięć lat temu wielokrotnie słał gratulacje do Wiktora Janukowycza po sfałszowanych wyborach, których nikt nie uznał (odbyła się „trzecia tura” wyborów, którą wygrał pomarańczowy Wiktor Juszczenko).
Jednym słowem, wiemy, że nic nie wiemy. Przed wyborami przedstawiciele Moskwy wielokrotnie mówili, że uznanie wyborów na Ukrainie „zależy od…”. Nie bardzo było wiadomo, od czego konkretnie zależy. Teraz też nie wiadomo. Minister spraw zagranicznych Ławrow, mistrz ezopowych sformułowań, powiedział: „bezpośrednie kontakty między Moskwą i Kijowem istnieją, nigdy nie przestawały istnieć, będziemy gotowi z uwzględnieniem tego, że odbyło się głosowanie, którego wyniki szanujemy, wypracowywać pragmatyczny, równoprawny dialog […] na podstawie obowiązujących porozumień”. Ławrow podkreślił, że dialog z Kijowem może się odbywać, ale bez pośredników z UE i USA. No tak, bez świadków, wicie, rozumicie.
Bardzo pragmatycznie zabrzmiał szef kremlowskiej administracji Siergiej Iwanow: Jesteśmy gotowi na to, by sądzić się z Ukrainą o Krym, ale może wpierw pogadamy o długu wynoszącym 3,5 mld dolarów? A premier Dmitrij Miedwiediew „czisto konkrietno” pojechał na Krym, gdzie rozwiązuje problemy półwyspu, obiecał unowocześnić legendarny obóz pionierów Artek i przeprawę promową przez Cieśninę Kerczeńską.
Wahania pomiędzy szacunkiem a uznaniem udzieliły się też Radzie Federacji. Senator Andriej Kliszas oznajmił: „To, jak zostały zorganizowane wybory, nie pozwala mówić o prawomocności wybranego prezydenta, bo trzeba wziąć pod uwagę, że kraj obecnie znajduje się w warunkach wojny domowej”. O sytuacji na wschodzie Ukrainy – trochę niżej. Teraz jeszcze słów parę o obliczu rosyjskich mediów w kontekście ukraińskich wyborów.
Te wybory wykazały prawdziwą (cóż za kalambur) naturę rosyjskiej propagandy. Przez ostatnie miesiące politrucy srebrnego ekranu w codziennych seansach nienawiści twierdzili, że na Ukrainie trwa bal nacjonalistów. Prawy Sektor był przedstawiany jako wszechobecny smok o milionach odrastających głów, knujący krwawe antyrosyjskie intrygi. Słynna „wizytówka Jarosza” (znaleziona rzekomo na miejscu jednej z prowokacji na wschodzie Ukrainy) urosła do rangi symbolu: Prawy Sektor rosyjska propaganda dostrzegała wszędzie i wskazywała jako głównego winowajcę wszelkich bied. To był też główny powód, by rozbudzać nienawiść do Ukrainy, cierpiącej pod jarzmem „prawosieków” i „benderowców”. Tymczasem i przywódca radykalnie nacjonalistycznej Swobody Ołeh Tiahnybok, i lider Prawego Sektora Dmytro Jarosz osiągnęli w wyborach mizerne rezultaty (około jednego procenta). Jak to teraz rosyjskiej publiczności wytłumaczyć? Gdzie się podziali ci wszyscy rzekomi faszyści? – pyta bloger Andriej Malgin.
Zwraca uwagę, że na zwycięstwo Poroszenki rosyjska telewizja zareagowała spokojnie, bez dyżurnych epitetów – złagodzenie retoryki było ewidentne. Koncertową wtopę zanotował 1 Kanał. W niedzielny wieczór w programie informacyjnym Wriemia natchniona kapłanka propagandowego ogniska Irada Zejnałowa opowiadała z charakterystycznym zapałem, że Jarosz zdobył 37 procent głosów (miał wyprzedzić Poroszenkę, który według tego zestawienia zdobył ok. 29 procent). Następnego dnia stacja przepraszała widzów za pomyłkę, powołując się na to, że została wprowadzona w błąd na skutek „hackerskiego ataku na stronę Centralnej Komisji Wyborczej Ukrainy”. Przy czym sama ukraińska CKW nic o ataku hackerskim nie mówiła – dane o 37-procentowym wyniku Jarosza zobaczyli tam tylko dziennikarze 1 Kanału. Podobno dementi nie dociera nawet do połowy zainteresowanych, można założyć, że widzowie 1 Kanału żyją w świadomości, że Jarosz trzyma się mocno. Rządowa „Rossijskaja Gazieta” pouczyła czytelników, że Ukraińcy nie mieli wyboru, za nich już i tak zdecydował Departament Stanu USA. Wybory to w ogóle jakaś dzikość – w rosyjskich warunkach nie do pomyślenia, nieprawdaż?
Tymczasem w obwodzie donieckim trwa operacja antyterrorystyczna. Ideolog neoimperialnej Rosji Aleksandr Dugin bez owijania w bawełnę wzywa: „Putin, wprowadź wojska #putinvvedivoiska”. Wtórują mu „neopatriotyczni” publicyści Jegor Chołmogorow i Dmitrij Olszanski: „Jeśli Putin dziś podda Donbas, gdzie zaczęła się zaczistka z zastosowaniem lotnictwa bojowego, to w ciągu dwóch lat USA i UE zmuszą go do oddania Krymu Ukrainie. […] A jeśli (chociaż tego nikt się już nie spodziewa) Putin wprowadzi do Donbasu siły pokojowe, to zapisze się w historii Rosji jako największy mąż stanu na przestrzeni stuleci, a Rosja wróci do trójki największych mocarstw światowych”. „To, co dzisiaj się dzieje, niezależnie od politycznych i narodowych sympatii, to publiczne i demonstracyjne upokorzenie Putina przez Ukraińców” – podżega Olszanski. Nieposkromiony pisarz i rewolucjonista Eduard Limonow otwarcie wzywa do włączenia samozwańczych Ługańskiej i Donieckiej republik ludowych do Federacji Rosyjskiej. „Wybory na Ukrainie, która rozpadła się już na trzy części, oczywiście, nie są prawomocne – orzeka Limonow. – Chociaż, zobaczycie, USA i UE je uznają. […] Obwody ługański i doniecki trzeba przyłączyć do Rosji, póki Ukraina nie jest jeszcze w NATO. Trzeba przyłączyć je natychmiast!”.
Minister Ławrow i prezydent Putin wezwali do zatrzymania operacji antyterrorystycznej, prowadzonej przez ukraińskie siły. List do Poroszenki wystosował patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl, wezwał w nim do powstrzymania przelewu krwi.
W 1981 roku ( wznowione i uzupelnione wydanie ukazalo sie w 1997) Edward W.Said wydal ksiazke „Covering Islam. How the Media and the Experts Determine How We See the Rest of the World.”
W tytule jak i w ksiazce jest mowa o obrazie Islamu i swiata kultury islamu w przekazie mediow. Ma jednak glebsza wymowe, gdyz pokazuje jak w zgodzie z wymaganiami politycznymi eksperci i badacze otaczajacej nas rzeczywistosci mieszaja ze soba polprawde, nieprawde, klamstwa i pomowienia, pokazujac obraz swiata, ktory w rzweczywistosci nie istnieje. Sadze, ze wielu publicystow polskich znajdzie na stronach tej ksiazki samych siebie.
J-23 odmeldowuje sie.
Dziękuję, przyjęłam, bez odbioru.
Emocje opadają,ton łagodniejszy (na jak długo?)i być może w niedługim czasie nastąpi zwrot w wypowiedzach „mężów stanu” Rosji.I może się okazać ,że to EU i USA siała nienawiść , oczerniała i szkalowała naród ukraiński.Rosja chciała tylko pokoju i ten mieli zapewnić „zielone ludziki”.Nacjonaliści ? Faszyści? Ależ w Rosji nie znają tych słów.To ta zła Europa i USA mogły coś takiego wymyślić.
A ja mimo wszystko nie wierzę i trudno mi dać wiarę w przyszłości wszelkim ,nawet pojednawczym gestom Rosji względem Ukrainy. Ukraina , ale i pozostałe kraje byłego bloku sowieckiego muszą się mieć na baczności.Tak jak wyraził się podobno A.Michnik-po podaniu ręki Putinowi trzeba sprawdzić czy są wszystkie palce.
Pozdrawiam