Archiwum autora: annalabuszewska

Negliż dla prezydenta

To zaczyna nosić znamiona epidemii. W Rosji co kilka dni dochodzi do spektakularnych akcji młodych kobiet, które w deklarowanych celach politycznych rwą na sobie odzienie lub je z siebie zdejmują, wykrzykując przy tym hasła podtrzymujące wiotczejący ranking przywódców.

Od niewyszukanej akcji Armii Putina minął może tydzień, może trochę więcej. Proputinowsko nastawione młode niewiasty najpierw „rozkręcono” w Internecie – na filmiku reklamującym akcję propagowały swoje uwielbienie dla premiera jako superfaceta i zapraszały na polityczno-erotyczny happening w centrum Moskwy (liberalna czy inna opozycja raczej nie ma szans, by dostać pozwolenie na przeprowadzenie mityngu w tak dobrej lokalizacji). Na happening przyszło dużo więcej żądnych sensacji dziennikarzy niż politycznie rozochoconych dziewcząt. Te chwilę pokrzyczały, popiszczały, pokazały koszulki z różowym półprofilem idola i koniec. Dziennikarze byli zawiedzeni, gdyż żadna z uczestniczek projektu „rozrywania za Putina” nie potrafiła sensownie powiedzieć dwóch słów na temat akcji i jej przesłania. Niewypał? Niekoniecznie.

W piątek pojawiły się – również w dobrym miejscu w centrum Moskwy – konkurentki putinówek Medvedev Girls. Ich akcja była aktem (nomen omen) poparcia dla prezydenckiej inicjatywy walki z alkoholizmem. Dla tych, którzy oddadzą w ich ręce piwo (dziewczęta wylewały trunki do wiaderek), zdejmą z siebie część skąpej garderoby. Dziewczęta zgodnie deklarowały, że ogólnie rzecz biorąc, popierają w ten sposób prezydenta. Polityczny striptiz przyciągnął uwagę prasy. Policja nie interweniowała, pięcioosobowy zastęp stróżów prawa i moralności nie zdecydował się na wkroczenie do akcji, wstydliwie chował się za fontanną. Ciekawe, czy gdyby akcja nie miała prezydenckich auspicji, też pozwoliliby frywolnym dziewczynom negliżować się na oczach gapiów.

Akcje foremnie zbudowanych i politycznie odpowiednio zorientowanych dziewcząt są na razie jedynym wyraźnym sygnałem zbliżającego się aktu przy urnie. Putin i Miedwiediew dotychczas jak wstydliwe panny odpowiadają wymijająco na zadawane im z uporem godnym lepszej sprawy przez dziennikarzy pytanie: który z nich wystartuje w tej imitacyjce wyborczej. Czyżby walka dziewcząt na negliże była jedynym projektem technologów politycznych obsługujących władze? A może naczelnym hasłem wyborczym któregokolwiek z członków tandemu stanie się „Goło i wesoło”?

To jeszcze nie koniec. Chwyt z politycznie umotywowaną golizną wykorzystały i opozycjonistki. Członkinie niezarejestrowanej partii Ediczki Limonowa Inna Rosja (Drugaja Rossija) opublikowały w Internecie filmik, na którym zrywają z siebie fragmenty czarnych sukienek, pod którymi prezentują bieliznę z symboliką swej partii, strzelają do drewnianych misiów z napisem „partia oszustów i łotrów” (to rozpowszechniane przez opozycję określenie partii władzy Jedinaja Rossija). Uczestniczki opozycyjnej akcji mówią, że mają dość władzy nieudaczników, którzy przez ostatnie jedenaście lat doprowadzili Rosję do stanu rozkładu, wzywają Putina do zejścia ze sceny.

Jaki będzie ciąg dalszy tych politycznych gier o silnym zabarwieniu erotycznym?

Car współodkupiciel i…

…inni święci postkomunistycznej Rosji. W Petersburgu ukazała się książka profesora Siergieja Firsowa „Na szalach wiary. Od komunistycznej religii do nowych świętych postkomunistycznej Rosji”. Firsow przedstawia i analizuje metamorfozy świadomości religijnej, wywyższenie i ubóstwienie państwa, pokazuje marginalne sekty i śledzi kult postaci historycznych w kulturze prawosławnej, bada nowe pogaństwo w Rosji, wyrosłe na gruncie kultu władzy radzieckiej. Niektóre z sekt ogłaszają świętymi Józefa Stalina, Adolfa Hitlera (w książce przedstawiono między innymi „ikonę” z Hitlerem, którego głowę zdobi aureola), Iwana Groźnego, ojczulka Rasputina. Niedawno powstała sekta uznająca Władimira Putina za reinkarnację świętego Pawła (pisałam o tym dziwnym tworze niedawno w blogu). Inna głosi z kolei, że car Mikołaj II był współodkupicielem (Cerkiew kanonizowała Mikołaja jako męczennika za wiarę, odszczepieńcy widzą w nim wcielenie Syna Bożego), który przez swoją śmierć zmazał grzechy narodu rosyjskiego.

„Zauważmy, że bohaterami sekt są znane postacie historyczne, państwowi święci, ludzie, którzy w powszechnej świadomości uważani są za państwowców, osoby o wybitnych zasługach dla państwa – powiedział profesor Firsow w audycji Radia Swoboda.

Profesor Firsow przedstawia historie związane z powstaniem ikon, przedstawiających Stalina. O jednej z nich – Józef Wissarionowicz w wojskowym trenczu obok modlącej się błogosławionej Matrony prosi mateczkę o radę, jak obronić Moskwę przed faszystami – było głośno jakiś czas temu, gdyż ustawił ją w cerkwi pod Petersburgiem jeden z proboszczów. Druga jest mniej znana. To „Męczeńska śmierć Świętego Józefa”. Przedstawiony został na niej towarzysz Łazar’ Mojsiejewicz Kaganowicz, członek ścisłego grona kierowniczego partii i państwa. Kaganowicz przytrzymuje nogi wodza, a jego siostra dusi poduszką Józefa Wissarionowicza [tak na marginesie: Kaganowicz nie miał siostry]. I oto z rąk zdradzieckich spiskowców męczennik ponosi śmierć. Co więcej, ci zdradzieccy spiskowcy byli pochodzenia żydowskiego. Jak utrzymują „wierni” z tej sekty, Stalin został zabity przed podstępnych Żydów. Skąd się to wzięło? Powróćmy do pierwszej ikony. W 1993 roku nakładem ministerstwa obrony Rosji ukazała się książka o żywocie błogosławionej Matrony/Matriony. W książce opisano słuchy o tym, jakoby Stalin bywał u świętej mateczki po radę oraz przytoczono opis jej rzekomej przepowiedni na temat śmierci Stalina: Kaganowicz miał zadusić wodza. „Naród widocznie twórczo podszedł do zagadnienia i dopisał i dorysował resztę, w ten sposób powstała ikona, na której Stalin w białym marszałkowskim mundurze trzyma w ręku krzyż – mówi Firsow. Absurd przecina się w swoich skrajnościach: nienawidzący się wzajem wielbiciele Hitlera i Stalina spotykają się w jednym punkcie. Marginalizacja świadomości to proces, sprowokowany w znacznym stopniu przez rozpad radzieckiego imperium, masa ludzi przeżyła przecież wtedy niebywałe rozczarowanie” – podsumowuje profesor Firsow.

Grupa o nazwie „Prawdziwie prawosławni chrześcijanie” z arcybiskupem gockim Ambrożym na czele (w cywilu nazywa się Smirnow) kanonizowała Adolfa Hitlera. Za co? Ależ to proste. Hitler był wyzwolicielem Rosji od jarzma bezbożnej, szatańskiej bolszewickiej władzy. W latach trzydziestych podobne idee były nawet głoszone przez niektórych przedstawicieli Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej Zagranicą.

W badaniach Firsow natrafił na bardziej rozrywkowe motywy, np. sektę ubóstwiającą Czapajewa – dzielnego zawadiackiego dowódcę oddziału czerwonych, który przy użyciu ziemniaków udziela adiutantowi Pietce lekcji strategii. Dla większości Rosjan to postać z książki Furmanowa lub ewentualnie jej ekranizacji, a jeszcze częściej – postać z dowcipów. Pojawiły się apokryfy, głoszące, że Czapajew to nosiciel wiary, który walczył o sprawiedliwość. Wedle legend jego wyznawców, Czapajew urodził się tak maleńki, że mieścił się w filiżance. A jak podrósł, to budował świątynie, raz spadł z dzwonnicy, ale się nie rozbił, nic sobie nie złamał. Firsow zauważa, że żywot „świętego” Czapajewa przeczytał w oficjalnie wydawanym piśmie pobłogosławionym przez patriarchę Cyryla. Bez przypisów, bez dystansu.

Zdaniem wyznawców, wszyscy wyżej wymienieni i wielu innych, o których pisze Firsow, to „ludzie państwowi”, stąd bije źródło ich świętości. W tym kontekście świadectwem „zakręcenia” świadomości do kwadratu jest ikona Gorbaczowa. Bo przecież Gorbaczow jest uważany w powszechnej świadomości za głównego winowajcę rozpadu państwa. Czciciele ikony Gorbaczowa widzą w nim „ostatniego bohatera”, ofiarę, a jednocześnie ostatniego patriarchę komunistycznej cerkwi, który zdradził wielką sprawę. Dla jednych to zasługa, dla innych – podłość i zdrada.

Na koniec posłużę się jeszcze jednym cytatem z profesora Firsowa: „Wszystko to byłoby bardzo śmieszne, gdyby nie było takie smutne”.

O szkodliwości Borżomi

Borżomi to słynne na całym świecie źródła wody mineralnej w Gruzji. Źródło znajduje się na wysokości 2300 metrów nad poziomem morza, rurociągiem spływa niżej, gdzie woda jest pakowana w butelki. Znana jest od przeszło 120 lat, wychwalana za orzeźwiające właściwości, porównywana z francuską Vichy, wielbiona przez żołądkowców za zbawienie od zgagi i innych „przyjemności”. Jej butelki z charakterystyczną, niezmienną od lat nalepką z widoczkiem kurortu były obowiązkowym lokatorem wszystkich stołów prezydialnych w Związku Radzieckim. Po jego upadku Borżomi pozostała jedną z najpopularniejszych wód na „przestrzeni postradzieckiej”. 4 maja 2006 roku naczelny sanitarny lekarz Rosji Giennadij Oniszczenko uznał, że woda Borżomi szkodzi zdrowiu Rosjan i zakazał wwozu tejże na terytorium Federacji Rosyjskiej, strona gruzińska uznała to za decyzję umotywowaną politycznie. Tyle „historia choroby”. Przypominam ją dlatego, by przedstawić Państwu najnowszy szkic rosyjskiego satyryka Wiktora Szenderowicza. Głównym tematem szkicu jest właśnie woda Borżomi (opublikowany dziś w gazecie internetowej „Jeżedniewnyj Żurnał”).

„Raportuję o najnowszych doniesieniach wywiadowczych: na kanale telewizyjnym RTR Planeta – eksportowym wariancie Telewizji Rosyjskiej – reklamowana jest woda Borżomi! Swoim słabym mózgowiem nie jestem w stanie zrozumieć, co to miałoby znaczyć. Przychodzą mi do głowy jedynie dwa warianty.

Wariant pierwszy: na szczytach została podjęta miłościwa decyzja, by trochę podtruć Rosjan, mieszkających za granicą, a Państwo Rosyjskie, z powodu wysokich kosztów polonu, postanowiło wykorzystać do tego celu szkodliwy gruziński płyn (od zgubnego działania którego Rosjanie mieszkający na terytorium Federacji Rosyjskiej dzięki staraniom pana Oniszczenki, są od 2006 roku chronieni).

Wariant drugi: woda Borżomi, którą można pić bez przeszkód na całym świecie, poza Federacją Rosyjską, nie jest szkodliwa dla organizmu człowieka i management rosyjskiej telewizji RTR Planeta, doskonale o tym wiedząc, nie widzi podstaw, by rezygnować z zysków z reklam.

Ten drugi wariant, muszę przyznać, bardzo mi się nie podoba. Bo co on oznacza? On oznacza, że pan Oniszczenko nie jest spostrzegawczym strażnikiem federalnej sanitarii, który dba o to, by bez jego wiedzy i zgody nie dostał się na rosyjski rynek ani estoński twarożek, ani śmiercionośny norweski łosoś, ani koszmarne gruzińskie napoje, ani szkodliwa nóżka Busha [mianem nóżki Busha Rosjanie ochrzcili amerykański porcjowany drób, konkretnie mrożone udka, w latach ogromnych niedoborów na rynku żywności na początku lat 90. Amerykanie dostarczali udka na podstawie specjalnego porozumienia handlowego Gorbaczow-Bush Sr. Nóżki Busha cieszyły się ogromną popularnością; od 2010 r. wwóz „nóżek” na terytorium Federacji Rosyjskiej jest zakazany, nie odpowiadają one rosyjskim normom zabraniającym używania związków chloru do konserwacji – AŁ].

To oznacza, że pan Oniszczenko jest zwyczajnym nomenklaturowym podlecem, który dla ukontentowania władz od wielu lat nadużywa swej władzy!

Jeżeli Borżomi jest dobra, to znaczy, że nad Rosjanami się po prostu znęcają, a Rosjanie siedzą jak mysz pod miotłą. Koszmar jakiś, już lepiej zostanę przy wariancie pierwszym – tu chociaż widać jakieś państwowe myślenie. Imperium zła – są powody do dumy! A tak – wychodzi, że to jakieś mętne mizerne łotrzykostwo…”

Ty nad poziomy wylatuj

Organizatorzy obozu Seliger dla aktywnej młodzieży prokremlowskiej mogą spać spokojnie – premier Putin zapewnił ich, że pieniądze z państwowej kiesy na szczytne cele politycznej aktywizacji młodzieży na pewno się znajdą i w przyszłym roku. Wczoraj sportowo ubrany Władimir Władimirowicz zaszczycił zgromadzenie swoich młodych zwolenników osobiście. Przeszedł się Aleją Możliwości ozdobioną napisami „Kuryle są nasze”, „Rosja wstaje z kolan” itd. Bez problemu wspiął się na treningową ściankę do wspinaczki skałkowej, zapoznał z projektem sygnalizacji świetlnej pozwalającej na skręt na czerwonym świetle (projekt aktywnych uczestników), obiecał wspierać grubasów w akcji odchudzania i spotkał się z czterotysięczną rzeszą aktywistów, by porozmawiać o życiu.

O co chodzi z tym odchudzaniem pod auspicjami premiera? Na jednej wielkiej platformie zebrano wszystkich uczestników Seligeru, którzy mają kłopoty z nadwagą, zważono ich, sfotografowano z premierem (impreza bez kolektywnego zdjęcia z „misiem” się nie liczy w życiu). W tej atmosferze wzajemnego zrozumienia młodzi puszyści „naszyści” podjęli zobowiązanie, że w ciągu roku, do następnego Seligeru, schudną zespołowo całą tonę. Putin wsparł inicjatywę własnym zobowiązaniem, że sam schudnie pół kilo. Trzymamy za słowo. Ciekawe, czy – jak w „Misiu” Barei – będzie stosowany współczynnik przeliczający wagę „naszysty” (a już tym bardziej premiera) na tak potrzebne krajowi dewizy.

Znacznie poważniejszy charakter miało spotkanie w wielkim namiocie, mieszczącym kilka tysięcy chętnych do rozmowy z premierem. Światowe agencje rzuciły się na rzucone przez Putina słowo „pasożyt” w odniesieniu do Ameryki, która żyje ponad stan kosztem innych. Czy to naprawdę coś tak niezwykłego? Premier Putin dotąd nie krył, że jest krytycznie nastawiony do Zachodu w ogóle, a do Stanów w szczególności. Teraz jest świetna okazja, żeby wytknąć słabość mocarzowi. Uczestnicy zgromadzenia też nie powinni się dziwić: na terytorium całego obozowiska z głośników płynęło wczoraj słynne monachijskie przemówienie Putina z 2007 roku, w którym używał przecież bardziej dosadnych sformułowań, powinni się już zdążyć otrzaskać.

Ciekawsza wydaje się odpowiedź na pytanie jednego z obozowiczów, czy Putin zamierza przyjechać na Seliger za rok i w jakim charakterze. Putin znów odpowiedział jak Pytia: jeśli chcecie się spotkać właśnie ze mną, to spotkamy się niezależnie od tego, kim będę w przyszłym roku. Eksperci łamiący sobie głowę nad „problemem 2012”: kto będzie prezydentem Rosji po marcu 2012, znowu mają „materiał do przemyślenia” jak Stirlitz ze słynnego radzieckiego serialu. Jeszcze ciekawsza była odpowiedź na inne pytanie, zadane przez wiotką blondyneczkę: czy Rosji, z jej bałaganem i korupcją, nie przydałyby się rządy silnej ręki? Putin jednoznacznie odżegnał się od dobrodziejstw rządów totalitarnych: totalitaryzm dusi wolność, potencjał twórczy człowieka, a to w efekcie doprowadza państwa do upadku. „Dlatego upadł Związek Radziecki, czy chcecie tego samego dla Rosji?”, zapytał retorycznie. Premier podzielił się jeszcze nieoczekiwanie wspomnieniami swojego taty z okresu wojny (jeden z projektów Seligeru to rejestracja wspomnień weteranów wojny): kiedy jego ojciec wracał do domu w Leningradzie, ranny, o kulach, zobaczył, że z jego domu wynoszą zmarłych (z głodu), wśród trupów zobaczył swoją żonę, wydawało mu się, że ona oddycha, więc powiedział, żeby ją zostawili, nie chcieli, „dojdzie po drodze”, powiedzieli, nie posłuchał, „odbił” żonę kulami; żona (późniejsza mama prezydenta) rzeczywiście żyła, była wygłodzona i osłabiona, ale udało się ją odratować. Takie wspomnienie rodzinne, nigdy wcześniej premier tego nie opowiadał publicznie.

Tłumy młodzieży entuzjastycznie krzyczały na powitanie i pożegnanie premiera.

Nad stanem umysłów w młodych głowach zastanawia się nie tylko premier Putin, dziś minister spraw wewnętrznych Raszyd Nurgalijew oznajmił, że w sferę zainteresowań organów ścigania powinno wchodzić i to, czego młodzież słucha, co czyta i co ogląda. „Dzisiejsza młodzież zapomniała wszystko, co nas łączyło, zapomniała o naszych korzeniach”. Do korzeni zaliczył walce i romanse. Rozgłośnia Echo Moskwy błyskawicznie zareagowała na propozycję ministra i zamieściła na swojej stronie internetowej link do „Walca milicji”, muzyka, słowa i wykonanie Anatolij Łucznikow: http://www.napalkoff.ru/index.php?option=com_content&task=view&id=37&Itemid=31 (pod tekstem należy nacisnąć strzałkę i można posłuchać, co ma łączyć rosyjską młodzież).

I jeszcze jedna obserwacja uczestnika Seligeru, który dla siebie nie znalazł nic ciekawego wśród propozycji programowych obozu, stwierdził też, że wśród obozowiczów nie ma ideowej jedności, nie ma w ogóle żadnej idei. Jedyne, to aktywiści „Naszych” i „Stali” podbechtują polityczną agresję. „To stado” – mówi uczestnik, deklarujący, że już więcej tu nie przyjedzie. Inny dodaje, że cała ta serwowana przez wysłanych z Kremla urzędników propagandowa mamałyga spływa po młodych torsach i głowach jak woda po kaczce. Gdyby przeciwnicy Putina byli w stanie opłacić darmowe wakacje, to „naszyści” zaraz chętnie by pobiegli za nimi. Młodzi ludzie jak młodzi ludzie – na wakacjach chcą poszaleć. Władza funduje – krzyczmy „hurra”.

Łubianka czeka na FED-a?

Kiedyś był taki radziecki aparat fotograficzny FED. Ładna, intrygująco brzmiąca nazwa. Niewtajemniczonemu zagraniczniakowi nie od razu udawało się rozszyfrować źródło: abrewiatura od Feliks Edmundowicz Dzierżyński, twórca jedynego sprawiedliwego ramienia rewolucji październikowej, Czeki. Za zasługi w wybijaniu przeciwników władzy bolszewickiej Dzierżyński uhonorowany został nie tylko amatorskim aparacikiem, ale też między innymi pomnikiem na placu Łubiańskim, pod siedzibą swej umiłowanej instytucji (w legendarnym budynku Czeki, GPU, potem KGB, dziś pracuje spadkobierczyni Federalna Służba Bezpieczeństwa). Ważący dziesięć ton pomnik, dzieło dłuta Jewgienija Wuczeticza, został spontanicznie zdemontowany w sierpniu 1991 roku w dni przełomu w najnowszej rosyjskiej historii. Odtąd stoi w parku pod Centralnym Domem Artysty nad brzegami rzeki Moskwy. Na trzymetrowym cokole góruje nad zdemontowanymi popiersiami Lenina i Breżniewa.

Co jakiś czas o przywrócenie Żelaznego Feliksa na Plac Łubiański (w czasach radzieckich noszący nazwę Plac Dzierżyńskiego) upominają się towarzysze z partii komunistycznej i LDPR Żyrinowskiego. Uważają, że byłby to akt sprawiedliwości dziejowej, gdyż i sam Feliks, i jego pomnik to „symbol honoru i sprawiedliwości”. Ostatnio jako orędownik przywrócenia pomnika na puste miejsce na Łubiance wystąpił wysoki urzędnik władz Moskwy Siergiej Bajdakow. „Na placu Łubiańskim nikt poza Dzierżyńskim stać nie powinien”. Bajdakow był współpracownikiem wyprawionego w zeszłym roku w polityczny niebyt mera Jurija Łużkowa, który też chciał przywrócenia pomnika FED-a, ze względów estetycznych (gdyż pomnik jest urody niezwykłej, która najwidoczniej urzekła Jurija Michajłowicza). Planował nawet zrobić referendum w tej sprawie.

W pobliżu miejsca po pomniku Żelaznego Feliksa znajduje się Kamień Sołowiecki – memoriał poświęcony ofiarom politycznych represji w ZSRR. „Propozycje Łużkowa i Bajdakowa są głęboko symboliczne. Nie tylko chcą oni przywrócić pomnik pierwszemu gospodarzowi Łubianki, ale jeszcze usunąć Kamień Sołowiecki. To rewerans w stronę komunistów i stalinowców – pisze w komentarzu Michaił Zacharow (Polit.ru). – Chociaż prezydent oficjalnie potępił zbrodnie stalinizmu, eksploatacja stalinowskiego – i szerzej radzieckiego – tematu okazuje się bardzo przydatnym politycznie manewrem. Tania manipulacja. Dzierżyński nie kojarzy się szerokim masom z bestialstwem Stalina [Dzierżyński zmarł w 1926 r.], jego zwolennicy wyciągają jego zasługi jako dobrego organizatora, miłośnika dzieci itd.”.

Czemu miałoby służyć przywrócenie Feliksa Edmundowicza na Łubiankę? Czy to tylko reanimacja blaknącego coraz bardziej sowieckiego mitu? Ilustracja braku pomysłu na identyfikację nostalgicznie nastrojonych polityków? Gry w historię uprawiane przez inżynierów dusz są niebezpieczne. Często karmią się nimi demony odwetu.

Aparat FED jest już od dawna zabytkiem w świecie cyfrowej fotografii. Pomnik spiżowego FED-a stoi w muzealnym skansenie. I niech tak zostanie.

Trzynastu „czystych Aryjczyków”

Uznano ich winnymi 27 zabójstw i ponad 50 napadów, dostali dożywocie i wieloletnie kary pozbawienia wolności – w połowie lipca zakończył się zamknięty proces grupy trzynastu członków nacjonalistycznej grupy NSO-Siewier (NSO – nacyonał-socyalisticzeskaja organizacja, narodowi socjaliści). Tygodnik „Kommiersant-Włast” w najnowszym numerze opublikował obszerny artykuł o grupie, ich odrażających czynach i odrażającej ideologii. Nie, nie znali Breivika, ale też chcieli pozbyć się z ojczyzny tych, których uważali za „chwasty” – przyjezdnych, zwłaszcza należących do innych ras. Na sali rozpraw nie okazali skruchy – ha! przecież realizowali wysoką, ich zdaniem, ideę „Rosji dla Rosjan”.

Na zdjęciach z sądu widzimy młodych ludzi – dwunastu chłopców i jedną dziewczynę. Najstarszy nie skończył trzydziestki, najmłodszy w chwili aresztowania miał 17 lat. Programista, studentka dziennikarstwa, pracownik księgarni. Spokojni, uśmiechnięci. Zwyrodnialcy, zbiry, zbrodniarze.

NSO, jak pisze „Włast”, przedstawiała się jako jedyna legalna organizacja narodowych socjalistów w Rosji, gotowa walczyć o przejęcie władzy politycznej w kraju. Została utworzona przez Dmitrija Rumiancewa (o nim potem). Kilkakrotnie wystawiała kandydatów w wyborach lokalnych, bez powodzenia. Ideologia: rasowa i narodowa wyższość Rosjan nad innymi narodami. Działało kilka regionalnych „jaczejek” organizacji. Przywódca „jaczejki” Siewier (Północ) w noc sylwestrową ogłosił rok 2008 „rokiem białego terroru”. W ciągu kilku miesięcy grupa Siewier dokonała ponad pięćdziesięciu napadów na ludzi o niesłowiańskim wyglądzie. Oprócz 26 ofiar napadów grupa ma na swoim koncie bestialskie zabicie kolegi z organizacji podejrzewanego o konszachty z milicją. Brutalny mord i ćwiartowanie zwłok nagrali na wideo. To miała być lekcja poglądowa.

Bodaj najbardziej brutalny z grupy był przybysz z Chabarowska, dziewiętnastoletni Władisław Tamamszew, faktyczny przywódca „jaczejki”. Syn pułkownika wojskowego wywiadu GRU. „Od dzieciństwa ojciec zabierał go na wyprawy do tajgi, na lekcje przetrwania. W rodzinie panował kult siły fizycznej, Tamamszew był bardzo silny” – pisze „Włast”. Przed wyjazdem do Moskwy w rodzinnym Chabarowsku Tamamszew urządził zamach na synagogę: wraz z przyjaciółmi obrzucił budynek koktajlami Mołotowa. Do NSO przystąpił dzięki internetowej znajomości z jednym z członków grupy Siewier. „Jestem nacjonalistą, jestem za tym, żeby wszelkie niebiałe bydło gnoić. Uważam się za bogo-człowieka, oczyszczam ziemię z brudu” – tłumaczył w sądzie. Za dziewięć zabójstw został skazany na dożywocie.

Jedyna dziewczyna w grupie, studentka Wasylisa Kowalowa, jedynaczka z zamożnej inteligenckiej rodziny, „krutiła romany” z kilkoma chłopakami z grupy. Była im natchnieniem, na jej urodziny chłopcy przygotowali niespodziankę: polowanie na przybyszów z Azji. W urodzinowy wieczór Wasylisy zamordowali dwoje Uzbeków. Kowalowa spędzi w kolonii karnej 19 lat. Nie przyznała się do winy.

Założyciel grupy Dmitrij Rumiancew był asystentem deputowanego do Dumy Państwowej. Dziś twierdzi, że nic nie wiedział o morderstwach, rozmawiał z chłopakami z grupy wyłącznie o ideologii. „Twórca NSO zdążył na czas wywinąć się: napisał prośbę o zwolnienie z obowiązków i opuścił szeregi powołanej przez siebie organizacji chwilę przed aresztowaniami – piszą dziennikarze „Własti”. – Co pomogło Rumiancewowi: intuicja czy powiązania z organami ścigania – to do tej pory pozostaje niejasne. Wiadomo jedynie, że na procesie wystąpił w charakterze świadka. Taka pobłażliwość sądu wywołała podejrzenia: mówiło się, że Rumiancew współpracował z Federalną Służbą Bezpieczeństwa i władzami. W organizacjach prawicowych zaczęto powtarzać, że NSO zostało założone przez FSB”.

Obecnie Rumiancew zamierza realizować nowy projekt polityczny.

Porywająca Armia Putina

Nie tylko Ogólnorosyjski Front Narodowy, ale i cała Armia walczy o poparcie dla Władimira Władimirowicza Putina. Jednym słowem – walka i szczęk oręża. Najwidoczniej inżynierowie dusz uznali, że militarystyczne skojarzenia mają nadal świetne konotacje w rosyjskim elektoracie.

W Armii Putina jest na razie tysiąc osób. Inicjatywa jest oddolna, choć dotyczy góry, a właściwie topless. W social Network „WKontaktie” skrzyknęła się grupa roznamiętnionych zwolenniczek premiera, które chcą w nim widzieć prezydenta. Ich hasłem przewodnim jest „Porwę za Putina”. Na razie uczestniczki zapowiadają, że będą rwać na sobie odzież, ale w kolejnym akcie (nomen omen) poparcia mogą rozerwać i kogoś, kto nie popiera ich idola.

„Pokażemy, że Władimira Władimirowicza popiera wiele osób, w tym piękne, młode i mądre dziewczęta. Jesteśmy zgodne co do tego, że Putin to szlachetny i uczciwy polityk, a także wytworny mężczyzna. Naszym celem – „Putin-prezydent”. Nasze akcje odbiją się szerokim echem w całej Rosji. Każda dziewczyna stanie się gwiazdą Internetu” – głosi manifest dziewcząt.

Adeptki Armii powinny nakręcić filmik, pokazujący, jak „rwą za Putina” i zamieścić go w sieci. Za najlepszy film przewidziana jest nagroda – iPad2. Dla takich szczytnych celów i takiej wysublimowanej nagrody warto sobie porwać bluzeczkę na rozgorączkowanej patriotycznej piersi.

W tym roku jeszcze premier nie ucieszył narodu kolejną sesją fotograficzną, w której odsłania szczegóły anatomiczne atletycznego ciała, ale dziewczyny z jego Armii zapewne pamiętają jego fotki z poprzednich lat i czują się patriotycznie pobudzone.

Zaciąg do Armii ma się odbyć za kilka dni na placu Puszkina w centrum Moskwy. W stolicy panują upały, rwanie skąpego przyodziewku wpisze się doskonale w klimat.

Rosyjskie dziewczęta nie po raz pierwszy dały wyraz akceptacji dla pozycji „samca alfa”. Na początku rządów Putina wylansowano przebój grupy popiskujących girlasek, które chciały za boy frienda „Takiego jak Putin”. Pod koniec ubiegłego roku szumu narobił kalendarz, który studentki stołecznego uniwersytetu ukazujące wszystko, co mają najlepszego, wydały na cześć Putina. Dużo mniej mówiło się wtedy o innym kalendarzu – też wydanym przez studentki uniwersytetu – na którym dziewczęta miały np. zaklejone taśmą usta i wyrażały protest przeciwko polityce Putina. Teraz też sformowała się grupa protestu „Anty Armia Putina”.

„Uważam, że Armia Putina to amoralny ruch. Ich filmiki wideo propagują wulgarność. Próbują wpoić odbiorcy jakieś polityczne poglądy, demonstrując przy tym kobiecą pierś. To pokazuje, że Putin nie może przyciągnąć wystarczającej liczby głosów normalnym sposobem. Kampania polityczna powinna polegać nie na demonstrowaniu kobiecych wdzięków, które działają na prymitywne instynkty człowieka, a na konkretnych efektach działań, które wzbudzają szacunek społeczny” – mówi Konstantin Kożewnikow z grupy „Anty”.

Działania Armii są zgodne z logiką kampanii politycznej, jaka toczy się obecnie w Rosji. Skoro wszyscy zgodnie idą na front, to i rozgonione dziewczęta, które nie mają nic do ukrycia, walczą pełną piersią. Może tą piersią zasłonią idola przed nieprzyjaznym światem, który najpierw dał mu Kwadrygę, a potem zabrał. Lilia Szewcowa z moskiewskiego Centrum Carnegie napisała w swoim blogu: „Nasz naclider jeszcze nigdy dotąd nie znalazł się w sytuacji tak poniżającego międzynarodowego skandalu. Na dodatek zdarzyło się to w bardzo delikatnym dla niego momencie powrotu na Kreml. […] Historia z nominacją i cofnięciem tejże pod naporem masowego protestu jest nie tylko publiczną obrazą rosyjskiego naclidera. Chodzi o znacznie więcej. Wręczenie Kwadrygi, która może nie jest najbardziej popularną nagrodą, w symbolicznym dniu Zjednoczenia Niemiec 3 października w obecności przedstawicieli niemieckich i światowych elit oznaczałoby międzynarodową legitymizację rosyjskiego lidera i wpisanie go w historyczny kontekst jako wybitnej postaci. Ta międzynarodowa pieczęć jest szalenie ważna dla Putina wobec osłabienia wewnętrznego poparcia. W tej sytuacja Niemcy mieli wspierać kremlowski tron, który zaczął się chwiać (ciekawe swoją drogą, czy ci, którzy nominowali Putina, sami to wymyślili, czy ktoś im usłużnie podpowiedział). […] O czym świadczy ta pouczająca historia? O tym, że ani Kreml, ani niemiecki establishment nie rozumieją dzisiejszego stosunku do rosyjskich władz ani w samych Niemczech, ani w Europie. W przeciwnym razie Kreml starałby się uniknąć takiego skandalu. […] Tak oto zaczyna się historia międzynarodowego upadku Władimira Putina. Odtąd za każdym razem, gdy będzie się pojawiał na arenie światowej, za jego plecami majaczyć będzie cień Kwadrygi. Kreml nie może teraz mieć nadziei, że Europa będzie pobłażliwa wobec naszych władz w czasie wyborczej clownady”.

Szlachetna Federacja

Cała Moskwa znów obwieszona jest plakatami zwiastującymi koncert organizowany przez osławioną fundację Federacja. Koncert ma być dobroczynny, udział w nim zapowiedzieli m.in. Dustin Hoffman, Steven Seagal i Woody Allen.

O fundacji Federacja, zajmującej się dobroczynnością, świat usłyszał kilka miesięcy temu. Na zorganizowanej przez Federację imprezie z udziałem mega gwiazd ekranu i scen do fortepianu zasiadł sam Władimir Władimirowicz Putin. Zdjęcia z wieczorku przy fortepianie obiegły wszystkie światowe agencje – to nie lada gratka: rosyjski premier gra i śpiewa. Większość komentatorów była zachwycona – premier, który nie umie ani grać, ani śpiewać, zdobył się na to publicznie, aby nieść pomoc potrzebującym. Wspaniale! Na imprezie miały być zbierane pieniądze na leczenie dzieci chorych na raka. Ale jak się miało niebawem okazać: pieniędzy dla małych pacjentów fundacja nie przekazała. Ani kopiejki. Żaden ze szpitali, które miały zostać obdarowane, nic o szlachetnym porywie Federacji nie wiedział. O co chodziło? Po kolei.

10 grudnia 2010 roku w Petersburgu w dobroczynnej imprezie wzięli udział Gerard Depardieu, Monica Bellucci, Sharon Stone, Alain Delon i wiele innych znakomitych gwiazd. Gwiazdy w ciągu dnia odwiedzały szpitale i rozdawały zabawki chorym dzieciom, a wieczorem bawiły się z premierem w celach charytatywnych, również na rzecz chorych dzieci. Koncert został zorganizowany przez nikomu nie znaną przedtem fundację Federacja. Fundacja została zarejestrowana zaledwie na dziesięć dni przed koncertem. Koncert organizowano w straszliwym pośpiechu. Stojący na czele fundacji niejaki Władimir Kisielow w przeddzień koncertu na konferencji prasowej powiedział – „my w odróżnieniu od innych fundacji” przekażemy środki potrzebującym jeszcze przed koncertem. A zatem można było wywnioskować, że fundacja miała zgromadzone na zbożne cele pieniądze i zamierzała je przekazać. Zaraz po koncercie jednak przedstawiciele fundacji oświadczyli, że absolutnie nic podczas koncertu nie zbierali, nikt im nie przekazał ani kopiejki ani oni nikomu nic nie przekazali. Co więcej, Kisielow głośno odgrażał się, że będzie ścigał wszystkie media, które wypaczają komunikaty o jego szlachetnej działalności (w czerwcu skierował pozew przeciwko krytykowi Artiemijowi Troickiemu, który w rozgłośni Echo Moskwy komentował koncert z udziałem Putina).

Ile kosztowała pieśń premiera i kto na tym zarobił? Same tajemnice. Co ciekawe, indagowany w sprawie kulis występu premiera jego sekretarz prasowy oświadczył, że nie ma pytań do fundacji, która najpierw roztrąbiła przez wszystkie trąby świata, że zbiera środki na chore dzieci, a potem szybko się tego szlachetnego celu wyparła. Sekretarz wyraził jedynie zadowolenie, że wyjaśnianie obrotów sfer pieniężnych postępuje. Dziś wiemy, że nadal tak samo postępuje, z tym że nic z tego nie wynika. Wiadomo, że przez koncert przekręciła się jakaś gigantyczna forsa, ale jak i z której strony? Kisielow zapewniał, że sam wybecelował kasę na imprezę i trochę zebrał na ten cel od zaprzyjaźnionych chętnych. Widocznie to niezbyt zamożni ludzie, bo pieniędzy wystarczyło jedynie na samą imprezę z premierem przy fortepianie, a na oficjalny cel, dzięki któremu została zorganizowana (pomoc chorym dzieciom), już nie wystarczyło ani kopiejki. Prasa pisała, że owszem, jeden z petersburskich szpitali otrzymał sprzęt, ale ten sprzęt został zakupiony i dostarczony za pieniądze jednego z uczestników koncertu Gerarda Depardieu, za jego prywatne pieniądze. Znamienne, że do tej darowizny szybko przyznał się Władimir Kisielow. Nie trafiłam nigdzie na potwierdzenie tego szlachetnego porywu Kisielowa. Fantastyczne w tej historii jest to, że fundacja Federacja znowu ma świetny pomysł na zrobienie super impry, przez którą przeleje się, jak można mniemać, morze kasy.

W organizacji koncertu w Moskwie, który ma się odbyć na dniach pod gołym niebem na Worobjowych gorach, pomaga merostwo stolicy. Władze miasta zapewniają, że chodzi o pomoc organizacyjną, a nie finansową; impreza organizowana jest z rozmachem, mają być zamknięte ulice w pobliżu miejsca koncertu, nad miastem ma latać aerostat. Tylko nieliczne imprezy cieszą się takim przychylnym zrozumieniem ze strony władz miasta. Co więcej – w mieście rozmieszczono mnóstwo bilboardów, monitorów, plakatów informujących o przedsięwzięciu. Kosztująca mnóstwo pieniędzy powierzchnia reklamowa w centrum miasta została przyznana fundacji Federacja za darmo. Według dokumentów, akcja jest związana z przypadającym 8 lipca Dniem Rodziny, Miłości i Wierności. Dewizą akcji jest: „Rosyjska dusza jest jak archanioł, który idzie, aby kierować ewolucją ludzkości i prowadzić ją ku nowej epoce”. Tymczasem z wizualnej reklamy widać, że akcja ma na celu głównie rozreklamowanie pięknej „patronki fundacji”, niejakiej Jeleny Siewier. Kim jest piękna Helena? Według gazety „Kommiersant” pani Siewier nazywa się Siewiergina i jest małżonką… tak, zgadli państwo, Władimira Kisielowa. Dociekliwy „Kommiersant” wysłał do fundacji pytania o zasady, na jakich finansowana jest impreza, kto opłaca przyjazd światowych gwiazd. Do tej pory redakcja nie otrzymała odpowiedzi. Dziennikarze Radia Swoboda z kolei przez kilka dni odbijali się od drzwi do drzwi, kołacząc o akredytację. Bez rezultatu. Jak to w takim razie – taka nieprzytomna reklama, taka impreza, tyle gwiazd, a dziennikarze nie będą dopuszczeni, nie będzie oprawy medialnej?

Blogerzy wyśledzili, że pani Siewier pragnie zrobić karierę w show biznesie. O debiucie w towarzystwie Sophie Loren i Francisa Forda Coppoli każdy debiutant może tylko pomarzyć. Ciekawe, czy pani Jelena Siewier też zaśpiewa na charytatywnym koncercie piosenkę „S czego naczinajetsia Rodina”? (motyw z tego hitu zagrał na fortepianie premier Putin podczas grudniowego występu).

Weimarski post-Sojuz, czyli wieczne bóle fantomowe

Nastroje współczesnych Rosjan są podobne do nastrojów panujących w Republice Weimarskiej: wszystkie warstwy ogarnięte są ksenofobią i tęsknią do byłej potęgi państwa. Fantomową nostalgię po utraconym imperium  stwierdzono nawet u dzieci, które urodziły się po rozpadzie ZSRR. W ciągu dwudziestu lat, jakie minęły od końca ZSRR, społeczeństwo rosyjskie stało się społeczeństwem konsumpcyjnym, ale nie społeczeństwem demokratycznym. Takie wnioski z ostatnich badań opublikowali politolodzy z moskiewskiej Wyższej Szkoły Ekonomii. Badanie przeprowadzono na próbie tysiąca osób z różnych grup społecznych, od studentów przez wojskowych do bezdomnych (z każdym z respondentów przeprowadzono półgodzinny wywiad).

Przyjrzyjmy się bardziej drobiazgowo konstatacjom rosyjskich politologów.

Współcześni Rosjanie cierpią na „syndrom autorytarny” – piszą Waleria Kasamara i Anna Sorokina, autorki badania. – Syndrom ten obserwujemy u autorytarnych osób. Osoba autorytarna to przeciwieństwo osoby demokratycznej (osobę demokratyczną definiuje się jako kogoś odpowiedzialnego, nie bojącego się problemów, nie czekającego na odgórną pomoc i gotowego brać udział w życiu politycznym). Jedną z oznak syndromu jest potrzeba silnego patriarchalnego lidera (według najnowszych badań socjologicznego Centrum Lewady ponad 60% badanych chciałoby, aby rządzący tandem mocniej kontrolował życie polityczne i gospodarcze kraju). Rosjanie nieprzyjaźnie odnoszą się do innych nacji – aż 70% w badaniach tegoż Centrum Lewady mówiło, że Rosja ma wrogów, a są nimi: USA, NATO, czeczeńscy bojownicy i „określone koła Zachodu” (jak to myślenie świetnie się trzyma). 58% odczuwa żal z powodu rozpadu ZSRR.

Według pytanych uczniów starszych klas moskiewskich szkół, największym wrogiem są Stany Zjednoczone, które nie pozwalają „wielkiemu krajowi wstać z kolan”. Zdaniem rosyjskich uczniów, aby osłabić potęgę USA, należy przestać uczyć się języka angielskiego. Nastolatki posługują się sztampą: „Rosja to potężne mocarstwo, którego będzie się bał cały świat”. Co ciekawe, przedstawiciele rosyjskiej klasy średniej również Stany Zjednoczone uważają za największego wroga Rosji – za to z kolei, że Stany dybią na zasoby naturalne Rosji. Bezdomne dzieci uważają Rosję za wielką, o ZSRR w ogóle nic nie wiedzą. Wojskowi chwalą czasy radzieckie za to, że wtedy nie było „mata i razwrata” (przekleństw i zepsucia). I ta grupa badanych jako wroga wskazuje USA. Od poglądów statystycznego Rosjanina nie różnią się poglądy badanych posłów Dumy Państwowej (obie autorki niedawno opublikowały też wyniki badań, w trakcie których porównywały poglądy deputowanych Dumy i bezdomnych – wykazały, że obie grupy społeczne posługują się nie tylko identyczną siatką pojęciową, ale wręcz tymi samymi słowami).

„Rosjanie chcą odbudowy imperium radzieckiego, to warunkowanie klasyczne (reakcja kompensacyjna), które można wyjaśnić rosnącym poczuciem braku wiary we własne siły, osamotnienia i braku zaufania Rosjan do siebie wzajemnie (nie ufa innym Rosjanom aż 70% Rosjan)” – piszą Kasamara i Sorokina.

Komentujący badania Wyższej Szkoły Ekonomii politolog Aleksiej Makarkin uważa, że porównywanie dzisiejszych nastrojów w Rosji z Republiką Weimarską jest nieuprawnione. „Niemcy [w okresie Republiki Weimarskiej] mieli za sobą przegraną wojnę w sytuacji, gdy byli przekonani o swojej niezwyciężonej armii. To była katastrofa narodowa, poszukiwaniem winnych zajmowało się całe społeczeństwo. W Rosji nie ma tego czynnika. Rosyjska nostalgia jest spokojna, nie ma w niej elementów agresji” – uspokaja Makarkin.

 

Architektura poza frontem

Związek Architektów Rosji został zapisany, jak setki innych organizacji społecznych, branżowych związków i mniej lub bardziej ulotnych stowarzyszeń do skrzykiwanego przez premiera Putina Ogólnorosyjskiego Frontu Narodowego (OFN). Na liście organizacji, które wskoczyły na przedwyborczą platformę zaangażowanych putinowców, architekci otrzymali numer 35. Listę można obejrzeć na oficjalnej stronie internetowej OFN. Można tam też znaleźć informację, że do ONF przystąpiło 5,5 tysiąca osób fizycznych i około 450 organizacji.

Rosyjska telewizja państwowa niemal codziennie nadaje w najlepszym czasie antenowym pompatyczne wiadomości z frontu przystępowania do Frontu przez kolejne ekipy. Takiego entuzjazmu dla inicjatywy umiłowanego przywódcy nie powstydziłby się nawet gensek Leonid Breżniew, lubujący się w kolekcjonowaniu medali na własnej piersi i oznak miłości ludu do przywódcy. Tymczasem na gładkiej tafli uwielbienia pojawiła się rysa. Najpierw na stronie internetowej architektów został opublikowany list otwarty kilku członków związku, wzywający do niewstępowania do ONF („Związek Architektów Rosji jest profesjonalnym związkiem twórczym, a nie organizacją polityczną”), a następnie władze związku architektów przegłosowały wniosek o nieprzystępowaniu do OFN i oznajmiły, że w ogóle nie wiedzą, dlaczego są na liście ONF, skoro wniosku o przystąpienie nie składały. Oczywiście każdy z członków związku może indywidualnie rozważyć możliwość przystąpienia do ONF.

Putinowski Front jest próbą przedwyborczego liftingu oblicza partii władzy – Jednej Rosji. Oblicze to aż nazbyt cyniczne, opozycyjni publicyści bez ogródek nazywają Jedną Rosję „partią złodziei i oszustów”. Strona internetowej gazety „Jeżedniewnyj Żurnał” zaczyna się od czarnej zakładki z ostrzeżeniem „wstęp dla partii złodziei i oszustów wzbroniony, pozostałych zapraszamy”. Na ostatnich wyborach regionalnych, mimo zabiegów ułatwiających dobry wynik, Jedna Rosja nie zdobyła zadowalającej górę liczby głosów. Powołanie Frontu miało stworzyć wrażenie odnowienia, odświeżenia, a nade wszystko stworzyć wrażenie iluzji działania, aktywności, zwartości szeregów, jedności narodu. Cudowna imitacja działalności politycznej, zamiast robić coś konkretnego, zróbmy sobie idealny model pustki. Grudniowe wybory do Dumy nie za górami, Front będzie ożywiał, Front będzie wszędzie, wciśnie się w każdy kąt, Front zapewni dobry wynik. Można nie mieć wątpliwości.

Front bez architektów też sobie poradzi. Choć telewizja raczej nie będzie trąbić o tym, że architekci nie chcą brać udziału w „karnawale masowego tchórzostwa i podlizywania”, jak określił akcję z formowaniem Frontu Andriej Kolesnikow.

I jeszcze jedno. Jak jest finansowana cała ta dekoracyjna sztuka pod tytułem Ogólnorosyjski Front Narodowy? Obejrzałam dokładnie stronę internetową OFN i informacji o takim drobiazgu nie znalazłam. O aktualizację strony wszakże ktoś dba na bieżąco: na 35 miejscu listy uczestników nie ma już buntowszczyków ze Związku Architektów. Na liście jest za to wiele innych ciekawych pozycji, m.in. Некоммерческое партнерство «Масложировой союз России» (nr 68), Общероссийская общественная организация «Федерация фитнес-аэробики России» (75), Общероссийская танцевальная организация «Союз Черлидинга России» (145).