Archiwum autora: annalabuszewska

ORMO czuwa

Rosjanie po świętach wrócili do pracy i zwykłych, codziennych zajęć. Zimowa przerwa w pracy i nauce trwała od 31 grudnia do 11 stycznia. Najpierw był Nowy Rok – największe rosyjskie święto rodzinne i towarzyskie, potem prawosławne Boże Narodzenie. Czas zabawy, wypoczynku, świętowania. Jak kto lubi, jak kto może, kogo na co stać. Niektórzy – mimo kryzysu – wyjechali jak i w latach ubiegłych do modnego kurortu narciarskiego we francuskim Courchevel, inni – jak para prezydent-premier – prezentowali bardziej patriotyczny wariant: szusowali na stokach gór koło Soczi. Gazety nie wychodziły, w telewizji nadawano programy rozrywkowe i prorodzinne seriale, które przerywano jedynie doniesieniami z I Frontu Ukraińskiego, na którym trwa wojna gazowa.

Cudowny noworoczny błogostan skończył się, rubel znowu stracił na wartości wobec dolara i euro, dziś weszło w życie rozporządzenie rządu premiera Putina o wprowadzeniu nowych ceł na używane zagraniczne samochody (co wywołało w grudniu i styczniu kilka fal protestów w różnych regionach Rosji, przede wszystkim na Dalekim Wschodzie), w internecie ogłosił o swoim istnieniu tajemniczy ruch TIGR, zrzeszający pono owych niezadowolonych kierowców (warto się przyjrzeć tej inicjatywie – może w kolejnym blogowym wpisie, jak zasugerował mi jeden z Czytelników), w Sankt Petersburgu grupa „prawosławnych monarchistów” urządziła symboliczny pogrzeb Włodzimierza Lenina pod hasłem „mumia wodza jest zmęczona”, monarchiści ustawili nagrobek w pobliżu rodzinnego grobowca Uljanowów.

Zaniepokojeni rosnącym napięciem społecznym i zwrostem przestępczości deputowani Dumy Państwowej i Rady Federacji przygotowali natomiast nowy projekt ustawy o udziale obywateli w ochronie porządku publicznego, czyli o usankcjonowaniu działalności ochotników wspierających milicję. W PRL podobna formacja nazywała się Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej. „Drużynniki”, jak nazywano ich z kolei w ZSRR, wspierali milicję w tarmoszeniu pijaków, śpiących na parkowych ławeczkach, tropili kieszonkowców, gapowiczów, wagarowiczów, cięli dżinsy rozwydrzonym bikiniarzom, rozbijali stragany bazarowym spekulantom, ganiali żebraków i ulicznych muzykantów.

Projekt ustawy przewiduje tworzenie nowych formacji ni to samoobrony, ni to ochrony porządku. Współczesne rosyjskie „ORMO” ma być tworzone przez władze regionalne we współpracy z organami ochrony porządku. Jaka idea przyświeca autorom projektu? Deputowani uzasadniają, że chodzi o przeciwdziałanie rosnącej fali drobnych przestępstw, pijaństwu, chuligaństwu. Obrońcy praw człowieka w Rosji obawiają się jednak, że oddziały ochotników mogą być formowane i używane w celu tłumienia wystąpień antyrządowych związanych z kryzysem. Wojciech Młynarski śpiewał kiedyś o miasteczku na Dzikim Zachodzie, w którym na jednego mieszkańca jeden szeryf przypadał, ale od tego, że dokoła byli „sami szeryfi”, bezpieczeństwa nie robiło się więcej.

Rosyjsko-ukraińska grupa Laokoona

Do rozgłośni radiowej Echo Moskwy zadzwoniła pewna rosyjska emerytka i podniesionym głosem zaczęła rugać na czym świat stoi Ukrainę: „my im płacimy [za tranzyt], a oni nam nie płacą [za gaz], jak tak można, na co oni sobie pozwalają”. Prowadzący dziennikarze określili ten histeryczny telefon emerytki jako typowy głos zmanipulowanej przez oficjalną propagandę publiczności. „Gdyby nie było pomarańczowej rewolucji, to histerycznych tonów w wypowiedziach oburzonych rosyjskich emerytów i nie tylko emerytów pod adresem Ukrainy by nie było”. Chyba rzeczywiście coś na rzeczy jest. Porównajmy to, co widać gołym okiem.

Drugim ważnym dla rosyjskich surowców energetycznych krajem tranzytowym jest Białoruś. Formalnie wysuwanym przez Gazprom powodem zawieszenia dostaw dla Ukrainy był brak podpisanego kontraktu na tegoroczne dostawy i brak ustaleń co do ceny za rosyjski gaz i ceny za ukraiński tranzyt oraz niespłacony dług za gaz (Ukraina choć po terminie, ale zaległości już wypłaciła). Tymczasem Białoruś też nie ma podpisanego na ten rok kontraktu na dostawy i tranzyt gazu. Płacić też nie ma czym – pilnie rozgląda się wokół za kredytami, Rosja obiecała jej już kolejny.

I co? I rosyjskie emerytki nie dzwonią do radia z awanturą. Ale co tam rosyjskie emerytki – prezes Gazpromu Aleksiej Miller nie rwie sobie z tego powodu włosów z bujnej koafiury i nie zapowiada stalowym głosem, że jeśli Białoruś nie siądzie do stołu negocjacyjnego i nie zapłaci 450 dolców za tysiąc metrów sześciennych gazu, to on zakręci kurek i basta. Na razie nieznana jest nam cena, jaką Białoruś zgodziła się (lub zgodzi) zapłacić za tegoroczne rosyjskie dostawy – może 200 dolarów, a może mniej, a może więcej. Co w zamian? Media spekulują, że prezydent Łukaszenka na ostatnim spotkaniu z Dmitrijem Miedwiediewem pod koniec grudnia obiecał, że wiosną białoruski parlament uzna niepodległość Osetii Południowej i Abchazji i to jest prawdziwa cena za rosyjskie ulgi gazowe dla Białorusi.

Jednym słowem: z Mińskiem Moskwa może robić polityczno-gazowe deale, a z Ukrainą nie może.

Gazowa gra Rosji z Ukrainą jest bardzo złożoną partią. Rosji chodzi nie tylko o wyszarpanie jak najkorzystniejszej ceny za surowiec, choć o to chodzi też (w warunkach kryzysu ceny na gaz spadają tak samo, jak ceny na ropę – są od cen ropy ściśle uzależnione; Gazprom nie może się w tym roku spodziewać tak wysokich wpływów ze sprzedaży surowca, jak w roku 2008). Najbardziej chodzi o „rozmiękczenie” Ukrainy i wybicie jej z głowy europejskich, natowskich i w ogóle wszelkich autonomicznych aspiracji. Chodzi też o to, by w Europie zapanowało przekonanie, że Ukraina jest niepewnym partnerem. Chodzi i o to, żeby wzrósł nacisk na zbudowanie w Europie gazociągów omijających Ukrainę (North i South Stream), skoro – jak pragnie wykazać teraz Rosja – nie można polegać na Ukrainie jako kraju tranzytowym. Chodzi i o samą Ukrainę. Od wielu lat niespełnionym marzeniem rosyjskich „gazowników” jest przejęcie kontroli nad ukraińskimi magistralami gazowymi. Ukraina broni ich jak niepodległości. Tegoroczny konflikt gazowy pomiędzy Rosją a Ukrainą różni się od poprzednich tym, że oba kraje – choć w różny sposób i w różnym stopniu – przeżywają głęboki kryzys. Osłabienie ukraińskich podmiotów gospodarczych mogą wykorzystać rosyjskie. Stojący na skraju niewypłacalności ukraiński Naftohaz to łakomy kąsek. Nie tylko Naftohaz zresztą. Ukraina znajduje się ponadto w bardzo delikatnej sytuacji politycznej: wewnętrzne skłócenie ukraińskiego obozu rządzącego sprzyja Moskwie w rozgrywaniu karty gazowej.

Rosyjska propaganda jest w tym roku wyjątkowo brutalna. „Ukraina kradnie gaz”, „Ukraina okrada Europę” – to są stwierdzenia, które powtarzają się codziennie w rosyjskich mediach. Naftohaz odbija piłeczkę, twierdząc, że to Rosja nie dotrzymuje warunków umowy i nie dostarcza wymaganych wielkości gazu, które mają dopłynąć do Europy, a Ukraina w sytuacji zakręconego kurka korzysta wyłącznie ze źródeł własnych i zgromadzonych zapasów (a zapasy ma, bo w kryzysie energochłonny przemysł redukuje produkcję, a więc i zużycie gazu).

Widać, że obie strony są zdeterminowane. Jak długo potrwa spór? Trudno powiedzieć. Dziś wydano napawający choć odrobiną optymizmu komunikat, że rozmowy ukraińsko-rosyjskie zostaną wznowione 8 stycznia.

Nowe trendy w języku porozumienia

Tygodnik „Kommiersant Włast” ogłosił konkurs na najbardziej wazeliniarską wypowiedź pod adresem Władimira Putina w mijającym roku.

Trzy pierwsze miejsca zajęli: (1) gubernator Petersburga Walentina Matwijenko („Pański demokratyzm nie zna granic”, 7 X na urodzinach Putina); (2) niegdyś wybitny reżyser, a obecnie wybitny inżynier wielkoruskiej duszy Nikita Michałkow („Dziękuję Bogu za Putina i szanuję Jelcyna za dwie rzeczy, które zrobił w swoim życiu. Pierwsza: że oddał legitymację partyjną, druga: że doprowadził do władzy Putina”, 25 XI na konferencji prasowej w Kijowie); (3) pisarz Daniił Granin („Władimirze Władimirowiczu! Jak to dobrze, że się pan urodził”, 7 X na urodzinach Putina).

Na liście wazelinoustych, na dalszych miejscach, jest jeszcze kilka ciekawych osób: weźmy proste stwierdzenie dyrektora „Sistiemy” Władimira Jewtuszenkowa: „Putin to gigant”, albo pełną słusznego gniewu pod adresem bezmózgiego Zachodu uwagę deputowanego Siergieja Markowa: „Po zwycięstwie rosyjskiej reprezentacji narodowej na mistrzostwach świata w hokeja na lodzie państwo rosyjskie ma pełne prawo spytać zachodnich kolegów: Jeszcze nie zrozumieliście, że Putin wszystko robi prawidłowo?”. Tenże mówca ma też dobre słowo dla następcy idola na stolcu prezydenckim: „Aby osiągnąć poziom Putina, Miedwiediew będzie musiał przynajmniej dokonać tak bohaterskich czynów, jakich dokonał Putin w ciągu ośmiu lat swych rządów”.

Tyle elita. Naród natomiast ćwiczy ostatnio zupełnie inne hasła. Mieszkańcy dalekowschodniego Chabarowska, którzy zbuntowali się przeciwko wprowadzonym przez premiera Putina zaporowym cłom na sprowadzane z zagranicy samochody, przeprowadzili ogólnomiejską zrzutę i nabyli za 10 tysięcy rubli stare żyguli, tak zwaną „kopiejkę”. Na samochodzie umieścili napis „Podarunek mieszkańców Chabarowska dla Putina”. Na wiec zwołany w związku z podarkiem przyszło około dwóch tysięcy osób, samochód został w całości zapisany specjalnymi życzeniami dla odbiorcy. „Wołodia, jeździj sobie na zdrowie”, „Spróbuj pojeździć sam”, „Wowa, mamy cię po dziurki…”. Z Chabarowska do Moskwy jest mniej więcej osiem tysięcy kilometrów, chabarowscy automobiliści postanowili więc nie fatygować się aż do stolicy i przekazali żyguli w godne ręce reprezentantów na miejscu: regionalnym aktywistom partii „Jedinaja Rossija”, której Putin jest liderem.

Na jeszcze ostrzejsze wezwania pozwalają sobie blogerzy. W imieniu wszystkich obywateli Rosji do przesiadki na samochody produkcji krajowej nawołują premiera wypowiadający się na stronie internetowej „zanasheavto.ru”. Zamieszczane tam komentarze świadczą o postępującej desakralizacji władców: – „Uważam, że skoro prezydent i premier jeżdżą zagranicznymi samochodami to hańba dla kraju. Po drugie – jeśli nie zasługujemy na to, by jeździć samochodami z zagranicy, to znaczy, że WSZYSCY na to nie zasługujemy. Prezydent i premier też nie zasłużyli”.

– „A czy w Rosji istnieje coś na podobieństwo luksusowego samochodu produkcji rosyjskiej?”

– „A czy ty uważasz, że Putin i Miedwiediew mają prawo jeździć luksusowym samochodem? Czy są bogami? Moim zdaniem, jeśli wszyscy będziemy jeździć wołgami, to nic strasznego się nie stanie”.

– „A może nadszedł już czas, żeby Putin i Miedwiediew zaczęli nosić rosyjskie zegarki i rosyjskie marynarki”.

No, nie wiem, czy te wezwania do demokratyzacji i „ukrajowienia” wyglądu rosyjskich przywódców odniosą jakiś skutek. Kryzys kryzysem, ale przecież Władimir Władimirowicz tak lubi niedbale podciągać rękaw świetnie skrojonej marynarki i równie niedbale ukazywać niestandardowy zegarek. Czy dla satysfakcji skazanych na produkcję krajową rodaków zrezygnuje z takiego miłego światowego szpanu? Jeśli chodzi o pojazdy produkcji krajowej, to jako prezydent i premier Putin chyba nigdy nie skorzystał z rosyjskiego automobilu. Bodaj jedyny pojazd produkcji krajowej, jakiego z przyjemnością dosiadł jako prezydent i pilot, to wystrzałowy, sięgający niebios samolot.

Worek Dziadka Mroza, czyli przed napięciem

Niemal codziennie premier Władimir Putin bierze udział w naradach antykryzysowych i niemal codziennie z ekranu telewizora spływają na rosyjskie społeczeństwo wypowiadane przezeń zapewnienia udzielenia wszystkim potrzebującym pomocy – upadającym przedsiębiorstwom, przemysłowi zbrojeniowemu, Gazpromowi. Premier występuje w roli Dziadka Mroza, który rozdaje prezenty. Nikt nie pyta, skąd na to wszystko ma. A zwłaszcza skąd na to wszystko będzie miał w przyszłym roku, który ekonomiści uważają zgodnie za jeszcze trudniejszy niż 2008.

Na polecenie Putina partia rządząca „Jedinaja Rossija” ma prowadzić monitoring nastrojów protestacyjnych w zakładach pracy, „musimy znać nastroje w zakładach, aby nie dopuścić do wzrostu niezadowolenia, aby nikt nie wzywał na barykady” – napisano w dyrektywie centralnych władz partii do terenowych jaczejek. Jednocześnie agencje informacyjne donoszą, że ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych (resort powołany do tego, by nieść pomoc ofiarom klęsk żywiołowych i katastrof) tworzy nowe mobilne jednostki – siły szybkiego reagowania, a MSW zapowiedziało, że odstępuje od redukcji wojsk wewnętrznych.

A więc z jednej strony coś w rodzaju profilaktyki, a z drugiej – środki na wypadek, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. To oznacza, że władze zaczęły się zastanawiać nie tylko nad ekonomicznymi skutkami kryzysu, ale także nad skutkami społecznymi. Po tym, jak potraktowano ostatnie żywiołowe protesty kierowców i właścicieli samochodów (pałowanie, zatrzymania), którzy protestowali przeciwko wprowadzeniu przez rząd zaporowych ceł na zagraniczne samochody, można zacząć żywić obawy co do utrzymania spokoju społecznego w Rosji w miarę pogłębiania się kryzysu i wybuchania kolejnych protestów.

Na tegorocznym uroczystym koncercie z okazji Dnia Czekisty (20 grudnia to jedno z najważniejszych świąt państwowych w Rosji – urodziny Czeki, pierwszego wcielenia organów bezpieczeństwa państwowego, z którego potem wyrosły kolejne wcielenia do KGB i dzisiejszego FSB włącznie) było skromniej niż przed rokiem. Premier Putin wygłosił wprawdzie jak zwykle podniosłą mowę o powszechnym szacunku społecznym dla funkcjonariuszy służb, ale część artystyczna nie miała już ubiegłorocznego rozmachu. Rok temu m.in. zespół Scorpions zaśpiewał kultowy przebój „Wiatry przemian”, w tym roku koncert zakończył pieśniarz okołokremlowski Gazmanow piosenką „Narysuj swe marzenia”. Poczustwujtie raznicu.

 

*

 

Wszystkim Czytelnikom życzę wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia.

Dalekowschodnia wojna celna

W najbliższych dniach spodziewane są kolejne manifestacje przeciwko wprowadzeniu przez rząd wyższych ceł na sprowadzane z zagranicy używane samochody. W zeszłym tygodniu doszło do masowych protestów we Władywostoku i innych miastach Dalekiego Wschodu i wschodniej Syberii. Protestujący przegrodzili najważniejsze arterie komunikacyjne, zbierano podpisy pod petycją do rządu z żądaniem cofnięcia nowych przepisów celnych.

Prawie 90 proc. samochodów osobowych jeżdżących po ulicach Władywostoku pochodzi z Japonii, sprowadzanie używanych aut z Kraju Kwitnącej Wiśni stanowi źródło utrzymania dla 80 proc. mieszkańców. Pod Władywostokiem działa największa w Rosji giełda samochodowa, dokąd po tanie japońskie samochody niezłej klasy (lepsze niż produkcji krajowej) przyjeżdżają ludzie z całego kraju. Wprowadzenie wyższych, zaporowych ceł spowoduje takie podniesienie cen na samochody, że ich prowadzanie przestanie się opłacać. Środki do życia straci masa ludzi.

Wprowadzenie wyższych ceł na zagraniczne samochody zapowiedział premier Putin, przepisy mają wejść 12 stycznia 2009 roku. To jeden ze środków antykryzysowych, mających wspomóc krajowy przemysł motoryzacyjny. Rząd postawił teraz przed władzami regionów dalekowschodnich zadanie niedopuszczenia do kolejnych protestów, gubernatorzy i aktywiści rządzącej partii mają uspokajać ludzi (zgodnie z zaleceniem przedstawiciele lokalnych władz mają obiecywać, że wydębią zniesienie nowych przepisów, że ich wprowadzenie zostanie odsunięte w czasie). Dzisiaj ma się odbyć kolejna narada z udziałem premiera na temat działań antykryzysowych, być może temat ceł na zagraniczne samochody powróci. Ale czy decyzja zostanie cofnięta? Znawcy psychologii premiera Putina twierdzą, że nie, gdyż Władimir Władimirowicz nie lubi zmieniać decyzji.

Samochodowe bunty na rosyjskim Dalekim Wschodzie nie są nowością – kierowcy masowo protestowali kilka lat temu przeciwko przepisom zakazującym poruszania się po rosyjskich drogach samochodów z kierownicą po prawej stronie (takie samochody sprowadzane są z Japonii). Tym razem protestujący skrzykują się za pomocą Internetu i esemesów, nawołują do zablokowania magistrali transsyberyjskiej. „Zapachniało krwią – pesymistycznie diagnozuje sytuację lider organizacji „Swoboda Wyboru”, zrzeszającej kierowców z Kraju Nadmorskiego. – Protesty nie mają zezwolenia władz, organizatorów, którzy byliby w stanie zapanować nad sytuacją, nie ma, a protestować do Władywostoku zjadą kierowcy z całego Kraju Nadmorskiego. Postulaty są różne: od zniesienia ceł po odwołanie gubernatora”.

Z kolei w regionach, w których znajdują się wielkie zakłady samochodowe (m.in. na Powołżu z wielką fabryką AwtoWAZ w Togliatti), odbyły się wiece popierające wprowadzenie wyższych ceł na zagraniczne samochody. Sprowadzane z Japonii samochody są największą konkurencją dla aut produkcji krajowej. W rosyjskich zakładach produkujących samochody planowane są redukcje zatrudnienia.

Rozporządzenie o cłach na samochody zagraniczne jest ciekawe jako case study: postanowienie rządu doprowadza bowiem do starcia dwóch silnych grup lobbystycznych, w tym wypadku – do ostrego konfliktu interesów mieszkańców różnych regionów Federacji Rosyjskiej. Zadowolenie jednocześnie obu tych grup nie jest możliwe. W warunkach kryzysu takie sytuacje zdarzać się będą częściej. Eksperci wskazują, że w Rosji dojdzie do masowych akcji niezadowolenia społecznego. W czasie rządów Putina wystrzyżono do gołej ziemi poletko, na którym mogło się toczyć to, co nazywa się dialogiem społecznym, Rosjanie zgodzili się na rezygnację ze swoich praw politycznych, w zamian oczekując od władz zapewnienia sytego i spokojnego życia. W warunkach kryzysu trudno mówić o zadowoleniu wszystkich. Czy skutkiem kryzysu będzie zatem upomnienie się przez społeczeństwo o te delegowane prawa? Władza nie przejawia skłonności do dialogu. Jeden z rosyjskich ekspertów użył w opisie relacji władza-społeczeństwo obrazowego porównania: „Putin wygląda przez okno, żeby zobaczyć, co dzieje się w kraju. Ale nie widzi ze swego okna ulicy – widzi siebie. Bo to okno to nie okno, tylko lustro. Z telewizji też nie dowie się prawdy, bo telewizja to też jego lustro”.

W tym kontekście niepokoi wiadomość, że wstrzymano zaplanowaną wcześniej redukcję wojsk wewnętrznych (jednostki wojskowe w składzie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, przeznaczone m.in. do tłumienia rozruchów).

Nowa definicja szpiega

Do Dumy Państwowej wpłynął rządowy projekt poprawek do kodeksu karnego, opracowany z inicjatywy Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Poprawki rozszerzają definicję zdrady stanu, karze miałyby – zgodnie z nowymi przepisami – podlegać „wrogie czyny przeciwko bezpieczeństwu Rosji” (nie tylko bezpieczeństwu zewnętrznemu Federacji Rosyjskiej, jak było do tej pory), „okazanie pomocy obcemu państwu, międzynarodowej lub zagranicznej organizacji lub ich przedstawicielom w działalności wymierzonej w […] ustrój, suwerenność i integralność terytorialną Federacji Rosyjskiej”, „przekazanie informacji będącej tajemnicą państwową obcemu państwu […]”, ponadto karze miałyby podlegać osoby pozyskujące takie informacje. Zgodnie z nowymi przepisami kk, ścigane będzie nie tylko szpiegostwo, ale także okazanie „pomocy konsultacyjnej”.

W rosyjskim Internecie rozgorzała dyskusja. Jedni dostrzegli w nowych przepisach powrót do stalinowskich metod rozprawy z przeciwnikami, inni wskazywali na absurdalność niektórych sformułowań (skoro nie wolno współpracować z organizacjami międzynarodowymi, to za szpiegostwo i zdradę stanu można by uznać choćby współpracę z ONZ, której agendy przygotowują np. doroczne raporty z różnych dziedzin, a Rosja nie zawsze dobrze wypada w tych badaniach), jeszcze inni wskazywali na nieprecyzyjną, a zatem stwarzającą szerokie pole interpretacji definicję zdrady stanu (skoro wchodzi w nią ściganie „działalności wymierzonej w ustrój”, to znaczy, że będzie można karać za wszelką krytykę władz).

Ciekawą interpretację projektu nowych zapisów w rosyjskim kk przedstawił w internetowej gazecie „Jeżedniewnyj Żurnał” Andriej Sołdatow: „Krąg osób oskarżanych o przestępstwa wobec państwa zostanie rozszerzony, znajdą się w nim osoby, które nie mają dostępu do tajemnicy państwowej, ale dążą do tego, by do niej dotrzeć, a które są konsultantami organizacji międzynarodowych. Zapewne nie chodzi tu o uczonych – oni od dawna znajdują się na celowniku, dlatego że instytuty, w których pracują, mają dostęp do tajemnicy państwowej. Mało prawdopodobne, by poprawki dotyczyły gadatliwych urzędników – w projekcie nie ma mowy o tajemnicy służbowej. Projekt jest wymierzony w ludzi zawodowo związanych z uzyskiwaniem informacji: dziennikarzy śledczych i niezależnych analityków. Ten rzadki gatunek specjalistów jeszcze w Rosji całkiem nie wyginął. W Rosji nie ma normalnego środowiska eksperckiego (nie prowadzi się zewnętrznej ekspertyzy aktów ustawodawczych, nie ma kontroli parlamentarnej) ani mediów specjalizujących się w śledztwach, toteż przedstawiciele ginącego gatunku ekspertów nie mają gdzie w Rosji sprzedawać produktu swojej pracy – sprzedają go więc na Zachodzie (artykuły, analizy). Wbrew temu, czego pragnęliby rosyjscy patrioci, za granicą nie ma rynku zbytu na informacje o charakterze wojskowym. Natomiast jest popyt na informacje o działalności takich rosyjskich korporacji jak Gazprom czy Rosnieft’. W odniesieniu do Gazpromu istnieją nawet międzynarodowe grupy dziennikarskie, w których pracują reporterzy z różnych krajów. Zainteresowanie poczynaniami tej korporacji jest zrozumiałe zwłaszcza po zakręceniu gazowego kurka Europie i po licznych próbach podejmowanych przez Gazprom, by w tejże Europie kupić to i owo (jakieś przedsiębiorstwo gazowe np.). Gazprom wcale nie jest zachwycony tym międzynarodowym zainteresowaniem. W świetle nowych przepisów informacje o tej korporacji będzie można podciągnąć pod tajemnicę państwową. Tych, którzy „kopią kompromat”, będzie można ścigać i karać”.

Restrykcyjne przepisy dotyczące mediów czy organizacji pozarządowych działają już w Rosji od lat. Krytyki władz w masowych mediach nie ma – telewizja nadaje uzgodnione odgórnie informacje o osiągnięciach władz, pudrując i szminkując skrzeczącą rzeczywistość (propaganda jest ostatnio nastawiona na gaszenie paniki, wywołanej kryzysem). Hermetyczne „Biuro Polityczne” wydaje tylko oficjalne komunikaty, przecieków brak, dostęp do informacji jest szczelnie zabetonowany. Niszowa sfera wolnej myśli istnieje w Internecie i na łamach niskonakładowych tygodników.

Teraz idzie kolejne zaostrzenie. I to w dobie kryzysu.

Co to oznacza? Tak, jak sugeruje cytowany przeze mnie powyżej komentator, szpiegiem w nowym rozumieniu może się okazać na przykład dziennikarz, który dotrze do informacji, w jaki sposób w dobie kryzysu radzą sobie z państwową pomocą niektóre przedsiębiorstwa. Mechanizm wspierania pupilków i członków rządzącej korporacji z państwowych rezerw jest przecież ukryty przed okiem obywateli (według jednego z rosyjskich ekonomistów, antykryzysowe działania władz Rosji nastawione są głównie na ratowanie własnych zasobów; o ile w Europie 80 proc. środków przeznaczono na państwowe gwarancje kredytów, a 15 proc. na kapitalizację przedsiębiorstw, to w Rosji – z tej właśnie przyczyny – proporcje były dokładnie odwrotne). Być może ujawnienie tego mechanizmu przez dociekliwego dziennikarza uderzy w prestiż przywódców, oficjalnie pochylonych z troską wyłącznie nad problemami społeczeństwa. Takie informacje mogą (wedle nowej definicji zdrady stanu) uderzyć w ustrój – rządząca piramida może się zachwiać. Wniosek: (1) nie wolno dopuścić do ich ujawnienia, (2) należy ścigać z mocy prawa tych, którzy je jednak ujawnią. Logiczne. Najważniejsze, aby piramida się nie zachwiała.

Oscary FSB rozdane

Wczoraj dyrektor Federalnej Służby Bezpieczeństwa Aleksandr Bortnikow wręczył nagrody firmy za najlepsze dzieła literackie i filmowe opiewające rosyjskie służby specjalne. Bortnikow, który wygląda prawie tak samo jak Władimir Putin, z dumą podkreślał, że FSB już po raz trzeci fetuje artystów za wybitny wkład w przekazywanie społeczeństwu tego, co społeczeństwo ma myśleć o pracy tajnych organów. „Jesteśmy zainteresowani tym, aby tradycja ta trwała. Dla nas szczególnie ważne jest […] by społeczeństwo i obywatel wiedział, jak pracuje Federalna Służba Bezpieczeństwa, na ile obiektywnie i prawdziwie ta praca pokazywana jest w środkach masowego przekazu, literaturze, kinie”.

Laureatami zostali w tym roku m.in. twórcy serialu „Likwidacja”, ukazującego wyczyny organów ścigania w powojennej Odessie, opanowanej przez chytrych gangsterów (jedną z głównych ról kreował w nim Władimir Maszkow, uwielbiany przez płeć piękną za niepowtarzalny szarm; dziękując za nagrodę powiedział: „laureat nagrody FSB to brzmi nawet lepiej niż zasłużony artysta Rosji”). Reżyser serialu, Siergiej Ursulak, nie mógł osobiście odebrać nagrody, gdyż pracuje nad kolejnym serialem – „Młodość pułkownika Isajewa”, czyli Stirlitza (pewny kandydat do kolejnego Oscara FSB, nieprawdaż?; ciągłość myślenia, a poza tym pełen obiektywizm i prawda, o której mówił dyrektor Bortnikow).

W dziedzinie dokumentalistyki nagrodę otrzymali autorzy cyklu „Formuła bezpieczeństwa” (Pierwyj Kanał; telewizja, „nasze okno na świat”, ma wielkie zasługi w propagowaniu chwały „rycerzy tarczy i miecza”, nie tylko produkując programy poświęcone służbom specjalnym, ale nieustająco emitując filmy, w których dzielni oficerowie służb różnych ratują ludzkość przed terrorystami i zakusami światowego spisku, zawiązanego przeciwko Rosji). W kategorii „muzyka” został wyróżniony m.in. Lew Leszczenko („za twórczy wkład w patriotyczne wychowanie obywateli”), który na uroczystości wykonał pieśń „Łubianka” (czy na miejscu jest pytanie o to, komu poświęcona jest ta pieśń: ofiarom Łubianki czy ich katom?).

Dyrektor Bortnikow nagrodził więc, jak widać, wysiłki tej grupy artystów, którzy zdołali wyczuć „patos naszych czasów” i wychowują patriotycznie obywateli. Czy ich twórczość ma wysokie walory artystyczne? O tym nie padło ani jedno słowo. Najwidoczniej nie ma to znaczenia. Można założyć, że dostojne jury nie zauważyło takich artystycznie, a już zwłaszcza patriotycznie wątpliwych wygibasów jak np. powieść Władimira Sorokina „Dzień oprycznika”. Zapewne była za mało obiektywna. Może za mało prawdziwa. No i pewnie uznali, że nie na temat.

„Powieść Władimira Sorokina „Dzień oprycznika” była jednym z wydarzeń literackich 2006 roku. U Sorokina oprycznicy XXI wieku to najbardziej patriotycznie nastawieni przedstawiciele resortów siłowych – pisał rosyjski „Newsweek”. – Odgrodziwszy się od wrogów zewnętrznych Wielkim Murem Rosyjskim i rozprawiwszy z wrogami wewnętrznymi, wcielają nareszcie w życie ideał czystej świętej Rusi z prawosławnym władcą na czele. Niezbyt odległą przyszłość – rok 2028 – Sorokin opisuje, jak Aleksy Konstantinowicz Tołstoj wiek XVI: nabożeństwa, uczty, egzekucje. A także paradne szaty, zbroje, pancerze, środki transportu, a wśród nich najważniejszy pojazd epoki – czerwony „merol” (mercedes) opryczników ze świeżo odrąbaną głową psa na masce i miotłą przytroczoną do bagażnika”.

Sorokin został inaczej wyróżniony przez kremlowską młodzieżówkę: „Idący razem” urządzili swego czasu pod teatrem Bolszoj performance, podczas którego wrzucali książki Sorokina do tekturowego sedesu (wtedy dostało mu się wprawdzie nie za „Dzień oprycznika” – ta powieść powstała później – a za „Błękitne sadło”, w której przywódcy ZSRR splatają się w miłosnym uniesieniu). Sorokin raczej nie dostanie od FSB wyróżnienia również za kolejną książkę „Sacharnyj Krieml”. Aleksandr Bortnikow raczej też nie będzie lansował ani nagradzał opinii, jaką Sorokin ma na temat służb specjalnych: „Jeden znajomy biznesmen mówi: kiedyś byli bandyci, ale mieli przynajmniej jakieś zasady, to były wilki. Tymczasem nasi siłowicy to hieny – wszystkich rozrywają na części. Organy powołane do ścigania, karania, nie potrafią niczego konstruktywnie stworzyć, tylko odbierają, grożą, niszczą, dzielą”.

No i czy nie lepiej posłuchać „Łubianki” w wykonaniu laureata Leszczenki?

Cena ropy

Cena rosyjskiej ceny Urals spadła poniżej psychologicznej granicy czterdziestu dolarów za baryłkę. Oznacza to konieczność zweryfikowania projektu rosyjskiego budżetu, który został „skrojony” pod cenę 50-70 dolarów za baryłkę. Jeżeli ta tendencja w kształtowaniu cen ropy utrzyma się przez dłuższy czas, optymistyczne prognozy dotyczące „przetrzymania” kryzysu też trzeba będzie zweryfikować. Strumień petrodolarów przez ostatnie kilka lat tłustych pozwalał rosyjskiej ekipie rządzącej na spokojne rozdzielanie dóbr, ryzyko protestów społecznych było niskie. Obecnie coraz wyraźniej widać, że zasady obowiązującej w okresie prezydentury Władimira Putina nieformalnej umowy społecznej też trzeba będzie zweryfikować. Jakie będą nowe?

Premier Putin w ostatniej „bezpośredniej linii” przedstawił zręby tej ewentualnej nowej umowy: państwo nie rezygnuje z realizacji zobowiązań socjalnych, nadal planuje podwyżki emerytur i pensji sfery budżetowej, a społeczeństwo w zamian nie panikuje i robi swoje, nadal nie wtrącając się do polityki i sposobu redystrybucji dóbr.

Obok kryzysu finansowego Rosja przeżywa dziś jeszcze jeden ważny kryzys – kryzys zaufania. Trudno dziś wyprorokować, czy tego zaufania wystarczy, by utrzymać ład społeczny.

Po Moskwie krąży taki dowcip: Jaka jest różnica pomiędzy kryzysem z 1998 a tegorocznym? W 1998 roku można było od kryzysu uciec przez Szeremietiewo – wyjechać za granicę, a w tym roku uciec można tylko przez Bajkonur – w kosmos. Bo zagranica też „płonie”.

Rosyjski minister finansów twierdzi, że rezerw wystarczy Rosji na siedem lat kryzysu, eksperci w to powątpiewają i twierdzą, że zapasów – przy obecnym sposobie dystrybuowania – może wystarczyć na dwa lata (najwięksi pesymiści mówią nawet, że zasobów wystarczy jedynie do lata 2009 roku).

Tegoroczne targowisko próżności w Moskwie – doroczne targi przedmiotów luksusowych – cieszące się w ostatnich latach ogromnym zainteresowaniem, w tym roku nie były tak oblegane. Kryzys dotknął na razie przede wszystkim przedstawicieli klasy posiadaczy. Czy i w jakim zakresie dotknie pozostałej części społeczeństwa?

Odszedł patriarcha

5 grudnia wieku 80 lat zmarł Aleksy II, patriarcha Moskwy i Wszechrusi.

Przeprowadził rosyjską Cerkiew prawosławną od przełomowego 1990 roku, kiedy waliły się fundamenty Związku Radzieckiego, a lata bolszewickiego ateizmu wytrzebiły w Rosjanach ducha religijności, do dnia dzisiejszego, kiedy Cerkiew jest jedną z najważniejszych instytucji w państwie rosyjskim i można mówić o powrocie wielu ludzi do tradycji religijnych.

Dla jednych jest więc tym, który podniósł Cerkiew z upadku, odbudował świątynie, przywrócił godność wierzącym, zjednoczył Cerkiew rosyjską krajową i emigracyjną, dla innych – kontrowersyjnym politykiem, który Cerkiew przekształcił w filar władzy świeckiej, członkiem nomenklatury, który uczynił z Cerkwi przedsiębiorstwo handlowe, korzystając z nadanych przez władze przywilejów, podejrzanym o związki z KGB łże-duchownym, który nie zdobył się na przeprowadzenie lustracji wśród cerkiewnych hierarchów. Był też bodaj jedynym zwierzchnikiem chrześcijańskiego Kościoła, który nie pojechał na pogrzeb Jana Pawła II, dając tym do zrozumienia, że stosunki pomiędzy siostrzanymi Kościołami uważa za niedobre.

5 grudnia będzie bolesną datą dla wszystkich prawosławnych nie tylko ze względu na odejście Aleksego. Siedemdziesiąt siedem lat temu, 5 grudnia 1931 roku na osobisty rozkaz Józefa Stalina wysadzono moskiewską świątynię pod wezwaniem Chrystusa Zbawiciela, chram Christa Spasitiela (wyobraźmy sobie, że komuniści w PRL-u każą w imię ateizacji wysadzić w powietrze Jasną Górę – wysadzenie Christa Spasitiela było dla wierzących w Rosji porównywalną, symboliczną stratą). Aleksiej Rydygier, przyszły patriarcha Aleksy II, przyszedł na świat dwa lata wcześniej w Tallinie, w rodzinie religijnej, o szlacheckim rodowodzie.

A więc urodził się, gdy bolszewicy w ZSRR (do którego Estonia została włączona w 1940 roku) karczowali religię jako przeżytek i „opium dla narodu”, prawosławie – duchowni i wierni, monastyry i cerkwie, nauka i sztuka – było poddawane represjom. Inne religie też. Ktoś, kto w takich warunkach wybrał drogę wiary, należał do wyjątków (Aleksy wstąpił do seminarium duchownego już po wojnie, w 1947 roku). Religia była, jak napisałam, karczowana, ale jednocześnie infiltrowana przez wszechobecne, potężne służby specjalne. Jak głęboko? O tym pewnie jeszcze długo się nie dowiemy – archiwa są od lat „szeroko zamknięte”.

Po 1990 roku, kiedy Aleksy został patriarchą Moskwy i Wszechrusi, zdarzył się nie tylko cud przywrócenia wolności sumienia w Rosji, ale wraz z rozpadem ZSRR na terytoriach uważanych za kanoniczny obszar Patriarchatu Moskwy i Wszechrusi powstały nowe niepodległe państwa, których Kościoły prawosławne zaczęły wykazywać ambicje autokefaliczne. Bardzo skomplikowane od początku były i do dziś pozostały stosunki z – najważniejszym z punktu widzenia Moskwy – ukraińskim prawosławiem (podzielonym, wykazującym coraz silniejsze tendencje do oderwania się). Bardzo skomplikowane były też przez cały okres sprawowania posługi patriarszej przez Aleksego stosunki rosyjskiej Cerkwi prawosławnej z Watykanem (zwłaszcza w czasie pontyfikatu Jana Pawła II). Z Kościołami protestanckimi podobnie. Aleksy krytykował Zachód i zachodnie Kościoły; uważał, że jest Kościół zachodni jest zsekularyzowany i utracił moralne prawo, by w ogóle reprezentować chrześcijaństwo. Zachodowi przeciwstawiał duchowość Rosji – państwa tolerancyjnego, wielowyznaniowego, w którym nigdy nie toczyły się wojny religijne.

Aleksy musiał też walczyć o jedność rosyjskiej Cerkwi – nie dopuścił do rozłamu wewnątrz, co więcej: udało się doprowadzić do połączenia Cerkwi zagranicznej (emigracyjnej) i krajowej. Ale w łonie samej Cerkwi miał oponentów, którzy zarzucali mu zbytni konserwatyzm, niemrawość w sferze przeprowadzenia niezbędnych z ich punktu widzenia reform, domagali się odmłodzenia „kadr”, odcinali od zbyt bliskich związków z władzami państwowymi, mieli odrębne zdanie na temat kanonizacji niektórych świętych męczenników za wiarę epoki ZSRR (Aleksy kanonizował między innymi zamordowaną przez bolszewików rodzinę carską) i wiele innych.

Nie wiem, kim patriarcha Aleksy II zostanie w pamięci kolejnych pokoleń, czy bardziej będzie się mu pamiętać dokonania, czy bardziej błędy, niejasności i zaniechania.

Dziś, w dniu pożegnania, na pewno najwłaściwszą reakcją jest modlitwa za Jego duszę.

____________________________
Dowiedz się więcej w serwisie tygodnik.onet.pl… (kliknij)
W 2004 r. „Tygodnik” opublikował rozmowę z Patriarchą… (kliknij)
– W najbliższym numerze „Tygodnika Powszechnego” obszerny portret patriarchy Aleksego II pióra Anny Łabuszewskiej

Bezpośrednia linia

Władimir Putin odbywa rytualne spotkania ze społeczeństwem od 2001 roku. Społeczeństwo zadaje pytania pocztą elektroniczną, telefonicznie albo w trakcie telemostów z wybranymi regionami. Przez wszystkie te lata Władimir Putin był prezydentem i zgodnie z konstytucją odpowiadał za całokształt polityki wewnętrznej i zagranicznej państwa rosyjskiego. Odpowiadał więc też na pytania dotyczące szerokiego spektrum problemów. Kilku premierów, którzy z nim współpracowali, nawet pomarzyć nie mogło o takim transmitowanym na cały kraj przez telewizję przedsięwzięciu. Tymczasem w dzisiejszej „bezpośredniej linii”, jak nazywa się te seanse łączności ze społeczeństwem, wziął udział nie prezydent, a premier. Co więcej, nikogo to nie zdziwiło. Nikogo nie zdziwiło, że premier Putin zakreśla szeroki krąg tematyki wszelkiej – z kwestiami bezpieczeństwa czy polityki zagranicznej włącznie, które wchodzą w kompetencje prezydenta. Nikogo nie zdziwiło, że prezydent Miedwiediew na razie nie zapowiadał podobnego spotkania z narodem.

Władimir Putin zachował dla siebie współczesne berło – możliwość przemawiania za pośrednictwem telewizji do całego narodu i dzielenia się z nim opiniami na najważniejsze tematy. Dzisiejszy „telemost” niewiele różnił się od prezydenckich spotkań z ludem od Władywostoku po Kaliningrad. Ta sama teatralizowana forma, ten sam sposób zadawania pytań, ten sam zakres pytań. Nawet czas trwania taki sam – zeszłoroczne było sześć minut krótsze od tegorocznego. A tegoroczne trwało trzy godziny, osiem minut. Rekord.

Najwięcej pytań dotyczyło kryzysu i możliwych jego skutków. Putin po raz kolejny wskazał Amerykę jako źródło kryzysowej zarazy. Nie patrząc prosto w kamerę przyznał, że kryzys jednak do Rosji dotarł (oficjalna propaganda przez długi czas, kiedy kryzys już trwał, unikała wszelkich wzmianek o tym nieprzyjemnym składniku rzeczywistości). Premier Putin złożył ważne deklaracje: „Wszystko, co było planowane w sferze socjalnej, wszystko, co dotyczy podniesienia zasiłków socjalnych, emerytur, wszystko to zostanie wykonane”, zapewnił, że funduszy rezerwowych wystarczy na wszystko, skoków wartości rubla nie będzie i że warto trzymać oszczędności w rublach właśnie (od września wielu ludzi wycofało z banków wkłady rublowe i zamieniło je na dolarowe), natomiast państwo będzie popierać realny sektor gospodarki oraz te banki, które „nie roztrwonią pieniędzy podatników”. Putin przyznał, że „liczy na Obamę” („Obecnie liczymy na to, że nastąpią pozytywne zmiany w stosunkach z USA, mamy takie sygnały. Widzimy, że nie spieszą się z przyjmowaniem do NATO Gruzji i Ukrainy, rozmieszczaniem radaru [tak w oryginale] w Polsce”). Ponadto zapewnił, że Rosja nie zamierza odstępować Osetii i Abchazji, że nie ma powodu, by zakładać rosyjskie bazy wojskowe w Wenezueli i na Kubie (co ciekawe, dodał, że kiedy rosyjskie okręty wyruszyły na Morze Karaibskie „wiele krajów zwróciło się do Rosji z prośbą o to, by nasze statki zawinęły do ich portów”. Jakie to były kraje – nie ujawnił), Ukraina może się zaś spodziewać zmniejszenia dostaw gazu w razie niespłacenia długów.

Premierowi zadano siedemdziesiąt pytań, trudno odnieść się tu do każdego. Szczególne zainteresowanie wzbudził temat zmian w konstytucji i możliwych wcześniejszych wyborów prezydenckich. Putin zapewnił, że nie zamierza ruszać tej sprawy przed 2012 rokiem i jest bardzo zadowolony z pracy w tandemie z Miedwiediewem. Jednym słowem – wszystko jest jasne, prawidłowe i proste, nie ma nic dziwnego w tym, że poprawki do konstytucji nowy prezydent zgłosił niespełna pół roku po inauguracji, a parlament przyjął w dwa tygodnie. Jeżeli Miedwiediew ma zamiar posiedzieć na Kremlu jeszcze trzy i pół roku, to po co ten pośpiech? Czy to nie jest jedno z działań antykryzysowych?

Bo dzisiejszy telemost na pewno miał być takim działaniem antykryzysowym. Premier miał uspokoić ludzi, że kryzys nie zje wszystkiego i wszystkich z kopytami, obiecał państwowy parasol nad najbardziej potrzebującymi (od przedsiębiorstw po emerytów). Zapowiedział jednocześnie wzrost wydatków socjalnych, na które stale brakowało nawet w latach tłustych i obniżenie dochodów budżetowych państwa (cena na ropę, jeden z głównych źródeł dochodów, spada). Jak się to wszystko dopnie?