Archiwum kategorii: Bez kategorii

Czeski film, rosyjska lista dialogowa

14 czerwca. Czeski kontrwywiad ogłosił zakończenie postępowania w sprawie zagrożenia otrucia praskich samorządowców przez rosyjskie służby specjalne. Finał głośnej sprawy zaskakuje. Ale po kolei.

W artykule „Pobieda online” w TP opisałam wojnę pomnikową, jaka rozgrywa się w stolicy Czech (https://www.tygodnikpowszechny.pl/pobieda-online-163276). Przypomnę pokrótce, w czym rzecz. Starosta dzielnicy Pragi Řeporyje, Pavel Novotný, wystąpił z inicjatywą upamiętnienia wkładu własowców w wyzwolenie Pragi w maju 1945 r. Rosyjska ambasada i MSZ uczyniły wokół tego skandal, oskarżyły Czechów o próbę rewizji historii. Zdaniem strony rosyjskiej laury wyzwoliciela należą się wyłącznie marszałkowi Iwanowi Koniewowi, który na czele Pierwszego Frontu Ukraińskiego wkroczył do miasta. Tak, wkroczył, ale do miasta oczyszczonego z Niemców (wyparli ich powstańcy wsparci nieoczekiwanie przez własowców). Mimo protestów rosyjskich dyplomatów, pomnik Koniewa zdemontowano, a właściwie przeniesiono z placu w dzielnicy Praga 6 do poczekalni muzealnej. Ma tam być bardziej bezpieczny – pomnik był wielokrotnie oblewany czerwoną farbą. Rosja ustami ministra spraw zagranicznych zapowiedziała, że zdemontowanie pomnika Koniewa spotka się z „odpowiednią reakcją”. Przestroga zawisła w powietrzu.

Ten przydługi wstęp jest niezbędny, by zrozumieć, co wydarzyło się dalej. Pod koniec kwietnia w czeskim tygodniku „Respekt” ukazał się materiał o przybyciu na praskie lotnisko rosyjskiego dyplomaty, który w walizce przywiózł truciznę, rycynę. Sugerowano, że trucizna miała zostać użyta do otrucia mera Pragi Zdenka Hriba oraz starostów dzielnic Praga 6 i Řeporyje. Wybuchł kolejny skandal. Strona rosyjska nazwała prasowe doniesienia prowokacją i kaczką dziennikarską.

Po otruciu Skripalów przez pracujących dla rosyjskich służb specjalnych miłośników katedry w Salisbury, na takie wiadomości wszyscy mają wyostrzone zmysły. Rycyna w walizce rosyjskiego dyplomaty znalazła się więc natychmiast w centrum zainteresowania. Wersję o planowanym otruciu czeskich polityków, którzy nie chcą upamiętniać rosyjskich wyzwolicieli, uznano za prawdopodobną. Trucizna to nienowa metoda pozbywania się przeciwników.

Do wyjaśnienia sprawy tajemniczej walizki zabrano się w Czechach na najwyższym szczeblu. Minister spraw zagranicznych Czech Tomáš Petříček potwierdził przybycie na lotnisko w Pradze rosyjskiego dyplomaty, ale od dalszych komentarzy się wstrzymał.

I tak napięte stosunki rosyjsko-czeskie stały się jeszcze bardziej napięte.

Czeski kontrwywiad pracował intensywnie półtora miesiąca. Co ustalono? Jak w oświadczeniu napisali autorzy raportu: historia jest tak absurdalna, że aż nieprawdopodobna. Jeden z rosyjskich dyplomatów napisał anonimowy donos na drugiego rosyjskiego dyplomatę, wskazując, że przywiózł on w bagażu dyplomatycznym rycynę, którą mieli być jakoby uraczeni prascy samorządowcy. Co przyświecało autorowi anonimu? Tego nie stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, zapewne były to względy osobiste i chęć wykolejenia koledze kariery. „Żadna służba specjalna na świecie nie mogła zignorować takiego donosu i narazić na szwank zdrowia i życia niewinnych ludzi. Dlatego musieliśmy wszystko dokładnie sprawdzić. Nie mogliśmy ryzykować, zwłaszcza że zabójstwa znajdują się w arsenale rosyjskich służb specjalnych” – tłumaczy czeski kontrwywiad.

Kolejnym krokiem strony czeskiej była decyzja o wydaleniu dwóch rosyjskich dyplomatów – p.o. szefa praskiego oddziału Rossotrudniczestwa Andrieja Konczakowa i jego podwładnego, byłego p.o. dyrektora Rosyjskiego Ośrodka Nauki i Kultury w Pradze, Igora Rybakowa. Można założyć, że to osoby mające bezpośredni związek z donosem.

Reakcja Rosji na wydalenie dwóch panów z Rossotrudniczestwa (agencja federalna ds. kontaktów z zagranicą) była jak zwykle ostra. Decyzję czeskich władz uznano za kolejną prowokację (Czesi twierdzą, że chcieli umożliwić wyjazd dyplomatom bez rozgłosu). Ambasada rosyjska dała upust emocjom, nazywając decyzję o wydaleniu kolejnym nieprzyjaznym krokiem, który uniemożliwia normalizację „degradujących w ostatnim czasie nie z naszej winy stosunków rosyjsko-czeskich”. W najbliższych dniach zapewne z Moskwy wyjedzie dwóch czeskich dyplomatów w ramach retorsji.

Zdaniem niektórych komentatorów, oficjalna wersja przedstawiona przez kontrwywiad ma pewne luki. Tak o tym pisze Ksenia Kiriłłowa (tverezo.info): „dlaczego wydalono Rybakowa (w domyśle: autora donosu)? Jeżeli jest on funkcjonariuszem FSB i nawiązał kontakt z kontrwywiadem państwa członkowskiego NATO, mogło to stać się podstawą werbunku, ale nie wydalenia, któremu towarzyszył publiczny skandal. Rybakow jako doświadczony funkcjonariusz nie ryzykowałby w ten sposób z powodu konfliktu o dyrektorski stołek. Takie działania są uważane za zdradę państwa, których Kreml nie wybacza.

Bardzo ciekawe.

Dalej w swojej analizie poszedł Andriej Kuroczkin, szef Free Russia Foundation w Pradze: przedstawiona dziwna wersja świadczy o tym, że Moskwa i Praga dogadały się, by zakończyć skandal, rzecz całą wyciszyć i nie wnikać w szczegóły. Kosztem czekisty Rybakowa.

Socjologia Wagnera w świetle najnowszych badań, cz. 3

4 czerwca. Bohater filmu fabularnego „Szugalej” określany jest przez twórców jako „socjolog”. Tak mówi o nim też ten, który wysyła go na badania terenowe do Libii – Aleksandr Malkiewicz, quasi-dziennikarz, szef FZNC, podręcznej fundacji do zadań wszelakich, finansowanej przez komisarza putinowskich trolli, Jewgienija Prigożyna. Czy rzeczywiście Maksim Szugalej jest socjologiem?

Portal Dojar (http://doyar.org/) opisuje osiągnięcia Szugaleja jako politologa, świadczącego usługi w związku z wyborami. I opisuje te osiągnięcia prześmiewczo. „Jedna z pierwszych głośnych legend o Szugaleju: w 2002 roku na wyborach do zgromadzenia parlamentarnego w Petersburgu Szugalej pracował na rzecz kandydata Sawieljewa, komunisty. Konkurenci postanowili Sawieljewa zdjąć z wyścigu”. Na posiedzeniu komisji wyborczej, na którym decydowały się losy kandydata, Szugalej poprosił o wgląd w oryginał wniosku przeciwko jego podopiecznemu. Posiedzenie odbywało się w ostatnim możliwym terminie, późno wieczorem, atmosfera była nerwowa, decydowały minuty. Szugalej z zimną krwią zagłębił się w dokument. A następnie na oczach zdumionej publiczności zjadł wniosek. Sawieljew wystartował, bo było już za mało czasu, aby sporządzać nowy dokument. Proste? Jak budowa cepa. Skuteczne? Ha, oczywiście, przecież Sawieljewowi nie udaremniono startu w wyborach.

Pozostałe opowiastki o „technologiach politycznych” Szugaleja zgromadzone na stronie Dojar (http://doyar.org/doilnyij-zal/shugalej-maksim.html) są określane jako awanturnictwo czystej wody. I na dodatek złodziejstwo. Świetna przepustka do świata szemranej polityki uprawianej przez Prigożyna i jego najemników, ichtamnietów. I rzeczywiście talent Szugaleja został dostrzeżony.

W 2018 r. odbywały się wybory prezydenckie na Madagaskarze. Na wyspie wylądował duży desant „technologów politycznych” z Rosji, wynajętych przez Prigożyna, który pilotuje mocno nieoficjalne afrykańskie operacje Kremla. Desant miał obstawę złożoną z wagnerowców. Według BBC, przysłani przez Prigożyna Rosjanie spędzili na Madagaskarze rok, przedstawiali się jako turyści lub obserwatorzy na wyborach. Operacja była koordynowana, rosyjscy „konsultanci” proponowali dofinansowanie co najmniej sześciu kandydatów. Jeden z kandydatów przyznał, że Rosjanie po prostu przyszli do jego biura i przynieśli gotówkę w walizce, jakieś 17 tys. euro. Dość nieskomplikowana „technologia polityczna”, nieprawdaż? Rosyjscy wysłannicy urabiali kandydatów, obiecując spore sumy, jeśli po wygranych wyborach nowy prezydent zrezygnuje z prozachodniej orientacji polityki zagranicznej. Opłacali też uczestników wieców „przeciwko imperialistom”. Polityk, który wygrał wybory, oświadczył jednak, że nie jest sterowany przez żadne mocarstwo i będzie prowadził suwerenną politykę. Rosyjscy doradcy spakowali walizki, w których już nie było rozdanych dolarów, i wyjechali do Rosji. Klapa. Prigożyn pozostał bez dostępu do atrakcyjnych surowców Madagaskaru, co było zapewne celem tej niewydarzonej operacji z udziałem „socjologa” Szugaleja.

Na kolejną propozycję z tego źródła Szugalej nie czekał jednak zbyt długo. Jak mówi Andriej Piwowarow, koordynator projektu Zjednoczeni Demokraci, ludzie, którzy wcześniej pracowali w kampaniach wyborczych w kraju, nie mają zbyt wiele zleceń, z zainteresowaniem patrzą więc na takiego pracodawcę jak Prigożyn, który robi nabór na wyprawy do Afryki. „Prigożyn płaci za afrykańskie operacje 300-350 tys. rubli miesięcznie”. W kraju takich pieniędzy się nie zarobi. Szugalej z uwagi na swoje „afrykańskie doświadczenie” dostał angaż do Libii (https://rtvi.com/stories/chto-izvestno-o-rossiyskikh-polittekhnologakh-arestovannykh-v-livii/).

Jakie cele miało wysłanie trzech gości z „afrykańskim doświadczeniem” – Maksima Szugaleja, Aleksandra Prokofjewa i ich tłumacza Samera Hassana Seifana – do Libii? Według komentatorów, chodziło o nawiązanie kontaktu z synem Muammara Kaddafiego. Kreml wprawdzie stawia głównie na Chalifę Haftara, niemniej potrzebuje jeszcze innych graczy dla zrównoważenia. Jak pokazują twórcy filmu „Szugalej”, do spotkania doszło i nikomu nieznany „socjolog” z Rosji był w stanie wspaniale się porozumieć z Saifą al-Islamem Kaddafim.

Grupa Szugaleja przybyła do Libii w marcu 2019 r. Dwa miesiące później Szugalej i Seifan zostali aresztowani pod zarzutem złamania prawa, zbierania informacji o ruchach wojsk i organizowaniu operacji, mającej na celu wpływ na wybory prezydenckie, planowane w Libii. Prokofjew na kilka dni przed aresztowaniem towarzyszy wyjechał do Rosji na urlop, dzięki czemu uniknął ich losu.

Władze Rosji po aresztowaniu wypuściły z siebie tylko ogólny komunikat, że podejmą starania na rzecz uwolnienia Szugaleja i jego tłumacza. Starania nie zostały uwieńczone sukcesem. Sprawa nie była szeroko komentowana. Aż do maja tego roku, gdy po premierze filmu fabularnego „Szugalej” w kilku czołowych mediach pojawiły się omówienia i komentarze.
Film kończy się szczęśliwym finałem: Szugalej ucieka z więzienia. Ale życie to nie film. Obaj aresztowani nadal przebywają za kratkami. Szykowany jest ich proces sądowy. Dyplomatyczna akcja na rzecz uwalniania „socjologów” utknęła w martwym punkcie.

A w Libii nadal trwa wojna.

Socjologia Wagnera w świetle najnowszych badań, cz.2

1 czerwca. Przygoda socjologa Maksima Szugaleja w Libii zaczęła się od rozmowy z przyjacielem Aleksandrem Malkiewiczem z Fundacji Obrony Wartości Narodowych. Szugalej, jeszcze jeden socjolog, Aleksandr Prokofjew i ich tłumacz Samer Hassan Seifan, obywatel Rosji jordańskiego pochodzenia mieli, według zapewnień Malkiewicza, w objętym konfliktem zbrojnym kraju „tylko i wyłącznie zbierać dane na temat sytuacji społecznej”. Śmiały plan, trzeba przyznać. I śmiała obrona wartości narodowych. Zwykła fundacja wysyła w takie miejsce trzech ludzi w celach badawczych. Naprawdę ciekawe.

Z oficjalnej strony Fundacji (https://fznc.world/o-fonde/) można się dowiedzieć o celach, jakie sobie stawia ta „niekomercyjna organizacja”: obrona interesów narodowych Federacji Rosyjskiej, obrona wolności słowa na całym świecie, propaganda wartości narodowych, organizowanie okrągłych stołów i forów dyskusyjnych, społeczna kontrola internetu, analiza ingerencji poszczególnych państw w wewnętrzną politykę suwerennych państw.

A konkretnie? Ano, np. w maju ubiegłego roku Fundacja przekazała 5 mln rubli jako pomoc dla Marii Butinej, aresztowanej pod zarzutem uprawiania nielegalnej działalności lobbystycznej w USA i skazanej na karę 18 miesięcy pozbawienia wolności (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/04/28/maria-butina-winna-i-skazana/). Stany Zjednoczone (do czasu) były obszarem wzmożonej aktywności szefa Fundacji, Aleksandra Malkiewicza, o czym za chwilę. Malkiewicz przedstawia się jako dziennikarz i obrońca wolności prasy. Jest przewodniczącym komisji ds. rozwoju mediów i wspólnoty informacyjnej przy Izbie Społecznej FR (organ społeczny, dający tytuł albo przykrywkę). Chętnie udziela się w mediach jako komentator i ekspert, jest autorem wielu publikacji. Zanim został przewodniczącym Fundacji w 2019 roku, kilka miesięcy wcześniej był zatrzymany przez FBI na lotnisku w Waszyngtonie. Poddano go kontroli, przesłuchano i pouczono, aby rozkręcane przez niego internetowe wydanie USA Really zarejestrować zgodnie z amerykańskimi przepisami jako „agenta zagranicznego”. Czym było/jest USA Really? To ciekawa inicjatywa. Według amerykańskiej prasy, Malkiewicz to „troll Putina ze znanej fabryki trolli Jewgienija Prigożyna”; a „strona USA Really prowadziła kampanię propagandową i rozpowszechniała dezinformację w sieciach społecznościowych”. Tak czy inaczej działalność Malkiewicza w USA została sklasyfikowana jako szkodliwa dla interesów tego kraju. 19 grudnia 2019 r. quasi-dziennikarz został objęty amerykańskimi sankcjami za rozmieszczenie na stronie internetowej treści, „dzielących społeczeństwo pod kątem kwestii politycznych”. W rosyjskich mediach podniósł się na ten temat szum. Padły wielkie słowa o zatykaniu ust niezależnym dziennikarzom, gwałcie na świętej wolności słowa itp. Żadne z krzyczących kremlowskich mediów nie potrafiło jednak składnie powiedzieć, czym właściwie zajmował się w Stanach Malkiewicz. Nie miał ani akredytacji, ani statusu obserwatora wyborów, a tym właśnie najbardziej się wtedy tam interesował. Może warto jeszcze do tego grochu z kapustą dodać, że USA Really miało swoją siedzibę w Moskwie. A matką założycielką strony jest Federalna Agencja Nowości (FAN), platforma medialna związana z Jewgienijem Prigożynem (https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%A4%D0%B5%D0%B4%D0%B5%D1%80%D0%B0%D0%BB%D1%8C%D0%BD%D0%BE%D0%B5_%D0%B0%D0%B3%D0%B5%D0%BD%D1%82%D1%81%D1%82%D0%B2%D0%BE_%D0%BD%D0%BE%D0%B2%D0%BE%D1%81%D1%82%D0%B5%D0%B9).

W lipcu 2019 r. amerykański dwumiesięcznik „Foreign Policy” opublikował artykuł, w którym wskazywał Malkiewicza jako osobę kierującą akcją ingerencji w wybory w Libii (https://foreignpolicy.com/2019/07/10/the-evolution-of-a-russian-troll-russia-libya-detained-tripoli/). – Jakie wybory? W Libii nie było żadnych wyborów! – krytykował tezy artykułu sam najwyższy kapłan telewizyjnej propagandy kremlowskiej Dmitrij Kisielow, który poświęcił sprawie Szugaleja spory materiał w swoich „Wiestiach Niedieli”.

Owszem, jeszcze nie było, ale miały być – odpowiedzieli dziennikarze pracujący w grupie „Projekt” (https://www.proekt.media/about/). A „socjolodzy” Prigożyna-Malkiewicza pracowali w Trypolisie nad ich przygotowaniem, podobnie jak uprzednio na Madagaskarze. A więc nie o nastroje wśród prostych Libijczyków chodziło wysłannikom z dalekiej Rosji…

O Madagaskarze i tamtejszym doświadczeniu rosyjskich trolli – w następnym odcinku.

Cdn.

Socjologia Wagnera w świetle najnowszych badań, cz.1

30 maja. Od wielu dni z Libii nadchodzą informacje o zaostrzeniu walk pomiędzy siłami wiernymi premierowi rządu jedności narodowej Faijizowi as-Sarradżowi a samozwańczą Libijską Armią Narodową generała/feldmarszałka Chalify Haftara. Informacje dotyczą m.in. sukcesów tureckich dronów palących rosyjskie samobieżne przeciwlotnicze zestawy artyleryjsko-rakietowy Pancyr, przerzutu rosyjskich samolotów i broni oraz udziału (po stronie Haftara) kontyngentu rosyjskich najemników, nazywanych potocznie wagnerowcami.

Domniemanym patronem wagnerowców jest Jewgienij Prigożyn, „kucharz Putina” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/06/02/na-talerzu-putina-czyli-przypadki-pewnego-kucharza/; http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/01/11/afrykanskie-tajemnice-kucharza-putina/). Czy on osobiście nadzoruje aktywność najemników w Afryce czy jest tylko „człowiekiem-parawanem”, firmującym różne sekretne działania Kremla? Ciekawe pytanie. Nazwisko Prigożyna jeszcze się pojawi w dalszej części opowieści.

Na początku maja rosyjska telewizja NTW nadała film fabularny „Szugalej”, opowiadający o rosyjskim socjologu, który w zeszłym roku trafił w ręce członków jednego z ugrupowań zbrojnych w Libii.
Co robił socjolog w objętym wojną domową kraju? Twórcy filmu zapewniają, że prowadził działalność naukową, zbierał materiały do pracy o libijskim społeczeństwie i jego stosunku do nowych władz. Godne podziwu, nieprawdaż? Dzielny uczony jedzie, aby zapełniać ankiety, w których Beduini składają deklaracje, że za Kaddafiego w kraju żyło się dostatnio, natomiast teraz rządzą bandyci i toczy się wojna, i nie ma co jeść, i nie ma przyszłości. Jednak filmowy Maksim Szugalej nie ogranicza się do rozmów z prostym ludem, zostaje dopuszczony również przed oblicze syna Muammara Kaddafiego, Sajfa al-Islama, który zamieszkuje w mieście Az-Zintan (poza kontrolą sił Sarradża). Syn obalonego pułkownika dzieli się z prostym rosyjskim socjologiem tajemnicami swego ojca, o które zabija się Sarradż i wielu innych. Na koniec spotkania Sajf al-Islam przestrzega Maksima, że jego wrogowie zrobią wszystko, aby tę wiedzę z niego wytrząść. A wiedza jest chyba faktycznie wiele warta, gdyż w dialogu filmowym jest mowa o „aktywach Kaddafiego”, a to nie tylko wielkie pieniądze, ale dostęp do najważniejszych światowych korporacji. I sugestia, że chodzi również o dojście do broni masowego rażenia, którą też chciałby posiąść Sarradż. „A teraz ty będziesz nosić tę bombę pod sercem” – tymi słowy Sajf al-Islam żegna rosyjskiego przyjaciela, któremu wiedza o poufnych chodach dawnego libijskiego przywódcy na pewno jest niezbędna do sporządzenia raportu o poganiaczach wielbłądów.
Co z tą wiedzą zrobi szeregowy socjolog? Ano chce ją zabrać do Rosji, ale nie zdąża. Wraz z tłumaczem, obywatelem Rosji pochodzenia jordańskiego zostaje zatrzymany i osadzony w prywatnym więzieniu ugrupowania używającego nazwy RADA.

Zatrzymanie miało miejsce 17 maja 2019 r. Niecały rok później rosyjscy telewidzowie mogli obejrzeć fabularny film o Szugaleju, tzn. niezupełnie o nim, a jedynie o tym, co – zgodnie z wykładnią oficjalnych rosyjskich mediów – działo się z nim przed i po zaaresztowaniu go przez RADA w Libii. Kino szybkiego reagowania, jak napisał komentator w mediach społecznościowych. Jednak nawet w filmie podającym oficjalne informacje narracja rwie się, rozjeżdża, a fakty i ich interpretacje „nie stykają”, nie mówiąc już o psychologicznych motywacjach głównego bohatera. Luka na luce, naiwność na naiwności, propagandowa pieśń o szlachetnym rycerzu, walczącym z libijskimi wiatrakami.

Dlaczego interesujący się życiem straganiarzy i pasterzy owiec socjolog rozmawia z taką ważną i niedostępną osobą, jak Kaddafi junior? Bo jest ciekawym świata badaczem? Nic tego w filmie nie tłumaczy. A dlaczego potem jest więziony, poddawany torturom? Dlaczego nikt nie chce podjąć rozmów w sprawie jego uwolnienia, choć rosyjscy dyplomaci usilnie acz bezskutecznie zabiegają choćby o widzenie z więźniem?

Kto wysłał socjologa do Libii, gdzie toczą się walki? Kreml? FSB? GRU? Nie, skądże. To przyjaciel go zwerbował na misję dobrej woli. Dokładnie się nie mówi, kto temu patronuje. I w filmie, i w życiu Maksima Szugaleja rolę pomysłodawcy libijskiej wyprawy gra niejaki Aleksandr Malkiewicz, szef Fundacji Obrony Wartości Narodowych.

Piękny szyld, nieprawdaż? Kim jest Malkiewicz? Czym jest jego fundacja? Już dziś zapraszam do czytania kolejnych odcinków, w których prawdę czasu, prawdę ekranu zmącą nieco inne źródła niż film na zamówienie.

Cdn.

Defilada zwycięstwa nad koronawirusem i czeczeński pacjent

23 maja. Posiedzenie Rady Federacji, na trybunę wchodzi pani wicepremier ds. społecznych Tatiana Golikowa. Po drodze zdejmuje z twarzy maseczkę i poprawia sprężynujące kosmyki włosów. Ma nakreślić sytuację społeczną w warunkach epidemii koronawirusa. Golikowa wymienia, w jakich regionach sytuacja jest dobra, w jakich nieco gorsza, w jakich jeszcze ciągle niepokojąca. W podsumowaniu z radością stwierdza, że śmiertelność z powodu Covid-19 w Rosji jest najniższa na świecie: 0,95%. Dane te powtarzają z dumą inni członkowie rosyjskich władz.

Według oficjalnych statystyk od początku epidemii w Rosji zanotowano 335 882 przypadki, zmarło 3388 osób, wyzdrowiało 107 936 pacjentów. Dynamika zachorowań utrzymuje się na wysokim poziomie. Przez dziesięć dni od początku maja notowano w ciągu doby przyrost ponad 10 tys. przypadków, obecnie od ponad tygodnia wartości te oscylują wokół 9 tys. chorych. W Moskwie i obwodzie moskiewskim jest nadal najwięcej przypadków, niemniej to nie stolica jest teraz sceną największych dramatów. W poprzednim wpisie wspominałam o Dagestanie, gdzie nastąpił gwałtowny wzrost liczby zakażeń. Statystyki w tej dwumilionowej republice są mocno niekompletne. Tamtejsi lekarze mówią, że liczone są infekcje potwierdzone testem w większych ośrodkach, natomiast w oddalonych górskich wioskach chorych może być znacznie więcej, ale tego statystyki nie wykazują.

Tymczasem pomimo tych niezbyt optymistycznych danych rosyjskie władze coraz bardziej intensywnie myślą o poluzowaniu rygorów samoizolacji. Stopniowo uchylać się mają kolejne okienka: powrót do pracy w reżimie osobistego stawiennictwa w zakładzie, a nie „na udalonkie”, obwód moskiewski ma znieść lada moment przepustki uprawniające do poruszania się, potem może odmrożone zostaną restauracje, szkoły, cerkwie… Może. W Moskwie rygor miał być początkowo utrzymany do końca maja, ale dziś mer zapowiedział, że trochę poluzuje ograniczenia już od 25 maja. W niektórych regionach, gdzie nie notuje się przyrostu liczby zakażeń, życie zapewne szybciej wróci w stare koleiny.

Władze mają na względzie realizację własnych planów. Bo przecież rozgrzebana jest kluczowa operacja „wieczność Putina”. Odłożone ogólnonarodowe głosowanie nad poprawkami do konstytucji (dającymi mu prawo wyzerowania dotychczasowych kadencji i ponownego startu w wyborach), planowane początkowo na 22 kwietnia, ma się odbyć 24 czerwca. W tym dniu również przez plac Czerwony przemaszeruje defilada, przełożona z 9 maja (24 czerwca 1945 r. odbyła się pierwsza parada zwycięstwa, więc ta data nie byłaby przypadkowa). To miałaby być namiastka defilady zwycięstwa nad koronawirusem.

Czy ten plan uda się wprowadzić w życie? No i czy ludzie pójdą głosować? Będą mogli zagłosować „przez pocztę”. Taką możliwość dają nowo przyjęte przez Dumę i podpisane przez prezydenta ustawy.

Socjolog Kiriłł Rogow pisze w komentarzu: „Kreml, nie oglądając się na przypadek Dagestanu i powtórny wybuch [epidemii] w Chinach, postanowił zrealizować swój plan, choć jest on obciążony poważnym ryzykiem politycznym. W warunkach połowicznej kwarantanny nie będzie można wprawdzie organizować protestów przeciwko wyzerowaniu kadencji, a dewaluacja reguł głosowania zyska formalne uzasadnienie. Ale z drugiej strony życie i zdrowie rosyjskich obywateli będą narażone na niebezpieczeństwo. Oficjalne struktury i tak skłonne do falsyfikacji, otrzymają jednoznaczny sygnał, aby ukrywać lub kamuflować możliwe ogniska epidemii w przeddzień święta zwycięstwa nad bakcylem”. Ciekawe spostrzeżenie zwłaszcza w świetle podawanych oficjalnie danych i tego, że są one podważane (omówiono to m.in. w „Financial Times”, co spotkało się z histeryczną reakcją rosyjskiego MSZ). Tak na przykład, według obliczeń portalu Mediazona, w Rosji zmarło z powodu Covid-19 co najmniej 186 osób personelu medycznego. Jeżeli wierzyć oficjalnej statystyce, to wychodzi na to, że co piętnasta osoba w Rosji zmarła z powodu zakażenia koronawirusem to medyk. To szesnaście razy więcej niż w sześciu krajach, w których epidemia przybrała podobne rozmiary, co w Rosji.

Do tych znaków zapytania doszedł jeszcze jeden: co ze zdrowiem Ramzana Kadyrowa? Niedawno krzyczał na całą Czeczenię, że tych, co chodzą i roznoszą wirusa, trzeba przykładnie ukarać. Zamknął republikę w izolacji, zakazał w święta wychodzenia na ulice, ale sam – jak pisała „Nowaja Gazieta” – bez ograniczeń łamał wszystkie ustanowione przez siebie zakazy. Dwa dni temu niektóre rosyjskie media podały, że Kadyrowa z podejrzeniem koronawirusowej infekcji przywieziono samolotem do Moskwy, gdzie trafił do specjalistycznej kliniki. Wczoraj i dzisiaj komunikaty na temat stanu zdrowia Kadyrowa napływały sprzeczne. Jedni twierdzili, że czeczeński pacjent leży w malignie, a drudzy – jak jego pretorianin przewodniczący parlamentu Magomed Daudow – dementowali te doniesienia, twardo nazywając je kłamstwem. Daudow dzisiaj na Instagramie zamieścił jednak zaskakujący komunikat, że współpracownicy Kadyrowa modlą się o jego zdrowie (https://www.youtube.com/watch?v=RqwCBgHhqz0).

Cdn.

Opowieści z bunkra

18 maja. Bunkier – tak Rosjanie ochrzcili pomieszczenie w rezydencji rosyjskiego prezydenta w Nowo-Ogariowie, z którego łączy się on z rządem, gubernatorami, przedsiębiorcami i co kilka dni wygłasza orędzia do obywateli.

Podczas wideokonferencji z ministrami prezentuje się jako zaradny gospodarz, który doskonale rozumie sytuację i wie, jakie polecenia wydać, aby wszystko grało. Czasem pokrzykuje na opieszałych urzędników, czasem nawet piąstką uderzy w biurko, palcem pogrozi, iskrami z oczu sypnie. Niech wszyscy widzą i wszyscy wiedzą, że nie będzie litości dla tych, którzy nie wykonują zbawczych poleceń.

W wystąpieniach skierowanych do społeczeństwa prezydent wkłada maskę najlepszego ojca uzdrowiciela, zwraca się do obywateli per „moi drodzy”. Przekonuje, że należy się podporządkować rygorom epidemii, wytrzymać, nie dać się ponieść emocjom. Obiecuje pomoc finansową rodzinom z dziećmi i in.

Mimo starań, aby prezentować się ze wszech miar pozytywnie, prezydent przemawiający z „bunkra” wydaje się bezradny, smutny i samotny.

Dziś odbyła się wideokonferencja w nowym formacie: prezydent zawitał przez ekran do Dagestanu. Sytuacja w tej północnokaukaskiej republice faktycznie od wielu dni jest niepokojąca – bardzo dużo zakażeń koronawirusem, dużo zgonów. Statystyki w oficjalnych komunikatach i podawane przez inne źródła rozjeżdżają się. Mufti Dagestanu (który sam choruje na koronawirusa) mówił o siedmiuset zmarłych z powodu infekcji, w tym 50 lekarzy; łącznie zachorowało prawie 14 tysięcy (Dagestan liczy ok. 2 mln mieszkańców), a to tylko dane z większych ośrodków, w oddalonych górskich aułach, gdzie nie ma placówek medycznych, nikt przypadków zakażeń i zgonów nie liczy. Według oficjalnych danych odnotowano łącznie 29 zgonów – i wśród pacjentów, i personelu medycznego. Władze na razie nie wyjaśniły tych rozbieżności nawet podczas łączenia z Putinem. Zbliża się koniec ramadanu – wielkie święto wyznawców islamu, którzy stanowią większość w Dagestanie. Putin namawiał muftiego, aby zalecił świętowanie w izolacji. Zapowiedział też federalną pomoc dla regionu – ministerstwo obrony ma zbudować szpital polowy na 200 łóżek i przeprowadzić dezynfekcję obiektów.

W swoim niepowtarzalnym stylu prezentuje się Czeczenia. Ramzan Kadyrow wprowadził bezwzględny reżim kwarantanny i zapowiedział, że lekkomyślni roznosiciele wirusa zostaną srodze pokarani. Mimo to odnotowuje się i tu przypadki infekcji. Służba zdrowia okazała się nieprzygotowana, lekarze w mediach społecznościowych skarżyli się na braki środków ochronnych, sprzętu, lekarstw. Już kilka dni później w TV Grozny składali samokrytykę i przepraszali Kadyrowa et consortes za swoje pomyłki.

Ministerstwo obrony jest lekiem na całe zło. W całym kraju – od Kaliningradu do Kamczatki – siły ministerstwa zbudowały ekspresowo szesnaście szpitali przeznaczonych głównie dla chorych na Covid-19. Ostatnia spektakularna akcja, której dziś poświęcono imponująco długi reportaż w telewizji, to ratowanie pracowników kopalni złota koło Krasnojarska. Zachorowało tam kilkaset osób. Wobec braku odpowiednich pomieszczeń stłoczono chorych w sali gimnastycznej, gdzie wstawiono piętrowe łóżka (https://www.sibreal.org/a/30612116.html), leczy się ich paracetamolem. Reszta pracowników to potencjalni chorzy. W tej sytuacji z odsieczą ruszyła armia. W kierunku kopalni podąża kawalkada wielkich samochodów, które wiozą sprzęt i materiały budowlane. Pod Krasnojarskiem ministerstwo będzie stawiać kolejny szpital polowy.

Od początku maja notuje się dobowy przyrost około 10 tysięcy nowych infekcji, od dwóch dni zaobserwowano lekki spadek – ok. 9 tysięcy. Ogółem od początku epidemii – 290 678 przypadków (drugie miejsce na świecie po Stanach Zjednoczonych). Pani minister zdrowia Tatiana Golikowa w zapale tłumaczy, że Rosja może się za to poszczycić najniższym wskaźnikiem śmiertelności na świecie. To odpowiedź na publikacje Financial Times i The New York Times, których autorzy dowodzą, że Rosja zaniża statystyki zgonów z powodu koronawirusa nawet o 70%. Rzeczniczka MSZ postraszyła dziennikarzy, że jeśli nie odszczekają tego, to zostaną pozbawieni akredytacji.

Władzom bardzo zależy, aby statystyki wyglądały dobrze i aby można było ogłosić, że sytuacja się stabilizuje. Choć jak twierdzi wielu lekarzy, prognozowany ostrożnie spadek zachorowań za tydzień lub dwa, nie jest sprawą przesądzoną. Tydzień temu, gdy duży wzrost liczby infekcji notowano dzień w dzień, Putin nieoczekiwanie w orędziu ogłosił zniesienie części obostrzeń. A w telewizji pojawiły się znowu reklamy namawiające obywateli do głosowania za przyjęciem poprawek do konstytucji.

*
Teraz jeszcze kilka wiadomości z wyższych koronawirusowych sfer. Premier Michaił Miszustin, który przechodzi infekcję, już od kilku dni prowadzi wideokonferencje ze szpitala (tak w każdym razie mówią w telewizji), czuje się coraz lepiej i lada moment wyzdrowieje. Na leczenie trafił natomiast rzecznik prezydenta, Dmitrij Pieskow. W kwietniu chwalił się w mediach społecznościowych, że nosi na marynarce „bloker”, chroniący rzekomo przed zakażeniem. Ale widocznie chińskie cudo od bakcyli go nie obroniło. Wśród deputowanych Dumy Państwowej koronawirusa stwierdzono u sześciorga. Dziennikarze obserwujący obrady parlamentu zauważyli, że wielu wybrańców nosi zagadkowe znaczki w klapach marynarek i żakietów. Deputowany LDPR wyjaśnił, że to urządzenia odstraszające wirusy.

Cdn.

Pobieda w warunkach pandemii

10 maja. Przypadająca w tym roku 75. rocznica Dnia Zwycięstwa była w planach Kremla wydarzeniem, mającym pomóc we wzmocnieniu popularności prezydenta. Najpierw okazało się jednak, że zagraniczni goście, na których obecności Władimirowi Putinowi szczególnie zależało, nie mają zamiaru przyjąć zaproszenia na trybunę honorową przy placu Czerwonym i z różnych względów 9 maja nie przyjadą do Moskwy. A potem przyszło zrezygnować i z samej trybuny – epidemia koronawirusa bezpardonowo wprowadziła korektę. Z uwagi na zagrożenie epidemiczne Putin zdecydował się na odwołanie głównej defilady w Moskwie, w całym kraju zrezygnowano z masowych festynów i marszu „Nieśmiertelny pułk”.

Zamiast wielkiej pompy, która w zamierzeniach kremlowskich propagandystów miała wzmocnić ducha, wbić Rosjan w dumę ze zwycięstwa i wzniecić gasnącą miłość do przywódcy, trzeba było wymyślić środki zastępcze. Pobieda jest w putinowskiej Rosji główną „skriepą” (czymś, co łączy, czymś, co spina), jest fundamentem państwowości i to o statusie sakralnym. Obchody rocznic Pobiedy to zatem nie po prostu obchody, a obrzędy zastępczej religii z wykorzystaniem potężnej machiny propagandowej. Odgórne pompowanie entuzjazmu przy pomocy różnych aktywności i imprez nazywane jest przez krytyków „pobiedobiesjem” (wariactwo, cyrk, szaleństwo na okoliczność Pobiedy).

W tym roku Kreml wyjątkowo mocno akcentował konieczność „walki z fałszowaniem historii”, „przeciwstawiania się rewizji roli, jaką odegrał w zwycięstwie ZSRR” i tak dalej w tym duchu. W ujęciu Kremla „fałszowanie historii” to jakiekolwiek inne opinie o genezie wojny, jej przebiegu, intencji Stalina, a także skutkach wojny (okupacja krajów Europy Środkowo-Wschodniej przez ZSRR) niż te lansowane przez oficjalną Moskwę. Przez rosyjskie media, głównie telewizję, przelewa się od wielu dni fala ataków, m.in. na Polskę, którą kremlowscy wybitni myśliciele wskazują jako sojuszniczkę Hitlera i podżegacza wojennego, winnego rozpętania światowego konfliktu (Franek Dolas nerwowo pali w kącie). Nawiążę jeszcze do tego wątku w drugiej części tekstu.

Wróćmy do obrzędowości tegorocznej rocznicy Pobiedy, której show skradł podstępny koronawirus, zapędzając potencjalnych uczestników do domów. Z centralnych moskiewskich obchodów pozostał jedynie powietrzny komponent wielkiej defilady: nad miastem przemknęły klucze samolotów, ciągnących za sobą warkocze barw narodowych. Putin po miesiącu odosobnienia w rezydencji Nowo-Ogariowo pod Moskwą wyszedł z bunkra i pojawił się samotnie przy Wiecznym Ogniu w parku Aleksandrowskim, złożył bukiet kwiatów i wygłosił krótkie przemówienie.

Zamiast marszu „Nieśmiertelny pułk”, w którym ludzie niosą portrety swoich przodków – uczestników wojny, zaproponowano akcję „Okna Pobiedy”. Ludzie mieli stanąć na balkonach z portretami weteranów i zaśpiewać kultową pieśń „Dień Pobiedy”. Akcja niespecjalnie chwyciła. „Gdyby to była inicjatywa oddolna, to co innego, ale to wymyśliła góra. Poza tym Rosjanie to nie Włosi, którzy kochają operę i mogą śpiewać na balkonach w koronawirusowej izolacji. A dziś na dodatek było zimno i deszczowo, nie było wielu amatorów, żeby się przeziębić” – podsumowała komentatorka Radia Swoboda. Warto przypomnieć, że „Nieśmiertelny pułk” był właśnie inicjatywą oddolną, wymyśloną przez aktywistów w Tomsku. Władze ten pomysł zagospodarowały i odgórnie wprowadziły do ogólnego użytku w ramach „pobiedobiesja”, dodając fałszywe nuty i niwelując efekt spontanicznej społecznej imprezy. Ale – jak mówi specjalista od historii II wojny Mark Sołonin – „Nieśmiertelny pułk” jest nadal inicjatywą godną kultywowania, autentycznym wyrazem łączności pokoleń i szacunku dla weteranów.
Weteranów fetowano w warunkach epidemii po nowemu. Ponieważ seniorzy powyżej 65 roku życia nie mogą wychodzić z domu, obchody Pobiedy przyszły do weteranów. Żołnierze z miejscowych jednostek i członkowie artystycznych zespołów reprezentacyjnych podjeżdżali pod dom weterana i śpiewali mu wojenne pieśni, tańczyli lub defilowali. A staruszkowie przy orderach stali w oknach lub na balkonach i salutowali lub podśpiewywali. To był dobry tegoroczny patent. Weterani są w bardzo zaawansowanym wieku, większość z nich poważnie schorowana, udział w zwyczajowych uroczystościach na głównych placach miast, w których mieszkają, wymaga od nich nie lada wysiłku, a wysłuchanie koncertu w domowych pieleszach okazało się formą zdecydowanie bardziej dostępną.

W ubiegłych latach w ramach „pobiedobiesja” media odnotowywały zwykle kilka horrendalnych inicjatyw niestosownego karnawału „na kościach poległych”. A to marsz umundurowanych matek z wózkami z dziećmi przebranymi w mundury czasów wojny, a to tańce na rurze niezbyt szczelnie ubranych młodych kobiet, robiących szpagaty w intencji „wielkiego zwycięstwa”, a to obdarowanie weteranów zgniłym chlebem razowym. Tym razem takich wątpliwych pomysłów było niewiele. Odznaczyła się np. jedenastoletnia mieszkanka Jekaterynburga, która ubrana w mundur czasów wojny stała przez godzinę na gwoździach w intencji rocznicy. Oglądała przy tym wojenny film „Do boju idą tylko starcy” dla dodania sobie animuszu.

O filmach wojennych może jeszcze przy okazji napiszę oddzielnie, a teraz chciałabym wrócić do polskiego wątku. W przeddzień rocznicy w Twerze miało miejsce znamienne wydarzenie. Tablica upamiętniająca Polaków z obozu w Ostaszkowie, zamordowanych w budynku NKWD w Twerze (w latach wojny miasto nosiło nazwę Kalinin) oraz tablica upamiętniająca wszystkie ofiary zbrodni enkawudzistów została 8 maja zdemontowana na polecenie prokuratury. Prokuratura uznała, że tablice znajdują się pod niewłaściwym adresem. Z opinią prokuratury nie zgadzają się historycy Stowarzyszenia Memoriał.

Obecnie w gmachu byłego więzienia NKWD znajduje się Twerski Uniwersytet Medyczny, od lat trzydziestych do pięćdziesiątych mieściła się tu siedziba obwodowego oddziału NKWD. Polscy jeńcy, przetrzymywani w obozie w Ostaszkowie od września 1939 r., byli wiosną 1940 r. przywożeni do Kalinina, gdzie enkawudziści sukcesywnie realizowali polecenie Biura Politycznego z 5 marca 1940 r. o rozstrzelaniu polskich jeńców. W Ostaszkowie przetrzymywano żołnierzy Wojska Polskiego, a także funkcjonariuszy Policji Państwowej i Straży Granicznej. W Kalininie zamordowano ok. 6300 jeńców, zostali oni pochowani w bratnich mogiłach w Miednoje. Mord w Kalininie jest częścią zbrodni katyńskiej.

„Nieśmiertelny Barak” Stowarzyszenia Memoriał przypomina, że w 1991 r. administracja miasta Twer ufundowała tablicę „Pamięci zamęczonych” i umieściła ją na fasadzie budynku uniwersytetu medycznego, przypominając, że to właśnie tu od lat trzydziestych do pięćdziesiątych mieściła się siedziba NKWD i wewnętrzne więzienie tej złowrogiej instytucji. W 1992 r. z inicjatywy Rodziny Katyńskiej obok zawisła również tablica poświęcona pamięci polskich jeńców, rozstrzelanych w tym gmachu w kwietniu-maju 1940 r. W 1995 r. prokuratura obwodu twerskiego potwierdziła, że egzekucji polskich jeńców dokonywano w piwnicach gmachu.

Członkowie Memoriału zadają pytanie: Czemu demontażu dokonano akurat w przeddzień 75. rocznicy zakończenia wojny? Na dodatek bez żadnych podstaw prawnych? I do tego w czasie epidemii? Czy to dobry czas, aby zafałszować historię i zniszczyć pamięć?

Barwy pomocy

5 maja. Pod koniec marca, gdy we Włoszech narastała fala epidemii koronawirusa, Rosja wysłała tam wojskowe samoloty ze sprzętem do dezynfekcji, skafandrami dla medyków i solidnym oddziałem lekarzy wojskowych. Rosyjskie ministerstwo obrony dementowało sugestie prasy, jakoby byli to specjaliści od broni biologicznej i chemicznej. Niemniej na czele grupy postawiono generała majora Siergieja Kikotia (o nim samym słów kilka poniżej). Rosyjska telewizja codziennie przez wiele dni pokazywała dumne kolumny rosyjskich pojazdów wojskowych poruszających się w zwartych kolumnach po drogach Italii. W komentarzach pobrzmiewały nutki triumfu: Włochy to członek NATO i UE, a przyjmuje pomoc Moskwy, bo tamte organizacje nie radzą sobie z sytuacją, są bezużyteczne.

Po kilku dniach od wylądowania rosyjskich samolotów wojskowych z szumnie zapowiadaną pomocą włoska prasa zaczęła pisać, że co najmniej 80% przysłanych rzeczy nie nadaje się do użytku. Rosyjskie media odbijały piłeczkę: skądże znowu, wszystko jest świetne, a Włosi wyrażają wdzięczność Rosji. Przekaz wzmacniano pokazywaniem filmików, na których obywatele Włoch zwijają u siebie na podwórku flagę narodową lub flagę Unii i w kilku słowach dziękują Rosji, a nawet imiennie Putinowi za okazaną pomoc. Zza kulis tej propagandowej bajki rychło wychynęły komunikaty, że w mediach społecznościowych przeprowadzano nabór do takiej dziękczynnej produkcji za konkretne pieniądze (https://www.repubblica.it/esteri/2020/04/12/news/russia_propaganda_a_pagamento-253794264/?ref=search&refresh_ce). Wędrujące po Twitterze czy WhatsApp filmiki miały utrwalić w widzach przekonanie, że we włoskim społeczeństwie dojrzewa sceptycyzm wobec europejskiego i transatlantyckiego braterstwa i jeszcze chwilka, a Włosi masowo zaczną się domagać od rządu zawarcia sojuszu z Moskwą – jedyną sprawiedliwą w koronawirusowej Sodomie.

Dowodzący tajemniczą operacją pod przykrywką pomocy humanitarnej gen. Kikot’ nie jest szeroko znaną postacią. W przeszłości aktywizował się, gdy trzeba było zakłamać ataki Baszszara Asada w Syrii przeciwko ludności cywilnej z użyciem broni chemicznej (https://www.1tv.ru/news/2019-05-20/365433-britanskiy_ekspert_zayavlyaet_chto_ozho_znala_o_postanovochnoy_gazovoy_atake_v_siriyskoy_dume). Co specjalista od ściemy miał do załatwienia w Italii? Włoscy analitycy wysuwali przypuszczenia, że chodzi o trzy cele: (1) wypróbowanie nowego sprzętu, (2) zebranie informacji o państwie członkowskim NATO, w tym zawarcie znajomości z włoskimi wojskowymi, które potem mogą się przydać np. do werbunku, (3) zebranie informacji o wirusie.

W opublikowanym dwa dni temu w rządowej „Rossijskiej Gazecie” materiale (https://rg.ru/2020/05/03/pochemu-na-zapade-ne-nravitsia-gumanitarnaia-missiia-nashih-voennyh-v-italii.html) przedstawiciele ministerstwa obrony podsumowują, że rosyjscy specjaliści we Włoszech przeprowadzili dezynfekcję domów opieki oraz innych obiektów, i zaznaczają, że Rosja nie miała absolutnie żadnych innych zadań na widoku. Nic nie mówią, czy misja została/zostanie zakończona.

O odcięcie pierwszych kuponów upomniał się natomiast szef parlamentarnej komisji spraw międzynarodowych Leonid Słucki. Napisał on list do włoskiego senatora z ramienia Ruchu Pięciu Gwiazd Vito Petrocellego. Pismo przekazał ambasador Rosji we Włoszech Siergiej Razow, w przeszłości ambasador w Polsce (list opublikowała włoska „Linkiesta”, specjalizująca się w dziennikarstwie śledczym: https://www.linkiesta.it/2020/05/aiuti-russia-italia-coronavirus/amp/?fbclid=IwAR3sURSf3XDjc0BeFp7awRv6NSU312b50N-oGUOQ4YYiBCFb_tGcUNW-Cic). Rosyjski deputowany przypomina skromnie o pomocy humanitarnej, którą Rosja okazuje Italii w trudnych dniach walki z pandemią i prosi o wywieranie nacisku przez Włochy na Brukselę w celu zniesienia europejskich sankcji nałożonych na Rosję po aneksji Krymu i agresji na wschodnią Ukrainę w 2014 roku. Moskwa od początku pandemii (bezskutecznie) próbuje forsować (m.in. w ONZ) deklaracje o odwołaniu sankcji w dobie koronawirusa lub przynajmniej „zamrożeniu” ich na czas epidemii. Petrocelli jest uważany za zwolennika zbliżenia z Rosją, wiele razy bywał w Moskwie. Razow prosi go, aby treść listu rozpropagował wśród kolegów senatorów. List Słuckiego nie jest oficjalnym pismem. Ale szum podniósł się wokół niego spory. A to nie była jedyna jaskółka. Po mediach z hukiem przelewają się opinie o prowadzonej przez Chiny i Rosję hybrydowej wojnie dezinformacyjnej w związku z koronawirusem. Wywołany w tej sprawie do odpowiedzi premier Włoch Giuseppe Conte w wywiadzie dla „La Stampa” zapewnił, że jego kraj nie zamierza zmieniać sojuszy ani kierunku polityki zagranicznej, a UE i NATO pozostają filarami bezpieczeństwa.

Zostawmy Włochy, przyjrzyjmy się jeszcze jednej głośnej akcji pomocowej w wykonaniu Rosji. Na przełomie marca i kwietnia rosyjskie tuby propagandowe podłączyły wzmacniacze do nagłaśniania pomocy humanitarnej dla Stanów Zjednoczonych. Wysłano samolot ze sprzętem medycznym i środkami ochrony. Zostało to przez Moskwę przedstawione jako akcja humanitarna, zorganizowana na życzenie amerykańskiego prezydenta wyrażone podczas rozmowy telefonicznej z Putinem. Zaraz potem jednak Departament Stanu wystąpił z komunikatem, że samolot wprawdzie przyleciał i przywiózł sprzęt, ale za ładunek USA zapłaciły. Więc to nie pomoc humanitarna, a zwyczajna transakcja handlowa. Na głowę Trumpa ze strony nieprzychylnych mu mediów posypały się gromy, że znowu tańczy jak mu Putin zagra i pomaga Rosji w realizacji jej propagandowych celów. Kilka dni temu amerykańska stacja telewizyjna ABC powiedziała, że część sprzętu z różnych przyczyn okazała się nieprzydatna, np. respiratorów nie można podłączyć do prądu z uwagi na różnicę w napięciu sieciowym itd. Niemniej rachunek do zapłacenia przyszedł: 659 283 USD.

Zadowolenie z rosyjskiej pomocy wyraża natomiast Serbia. Rosyjscy wojskowi – pod wodzą generała majora (widocznie oddziały dowodzone przez niższe szarże w tej misji nie mają szans się sprawdzić) Michaiła Czernyszowa dokonują dezynfekcji licznych obiektów w tym kraju, lekarze konsultują pacjentów, pomagają serbskim służbom w ocenie sytuacji epidemicznej. Pewnego dnia zupełnym przypadkiem rosyjscy specjaliści trafili na Emira Kusturicę. Reżyser poprosił, żeby zajrzeli i do jego wioski i ją też zdezynfekowali. Całkiem przypadkiem przechodziła również tamtędy z tragarzami ekipa rosyjskiej telewizji, która w trymiga nakręciła odnośny materiał z dziękczynną wypowiedzią Kusturicy. Materiał nadano w głównym wydaniu dziennika.

*
Na koniec aktualne dane na temat sytuacji epidemicznej w Rosji. Dziś odnotowano 10 102 nowe przypadki w ciągu doby (w tym 5714 przypadków w Moskwie). To czwarty z kolei dzień z dobowym przyrostem ponad dziesięciu tysięcy zarejestrowanych przypadków. Łączna liczba zakażeń koronawirusem od początku epidemii to 155 370.

Kilka dni temu o zakażeniu zameldował prezydentowi premier Michaił Miszustin. Z oficjalnych doniesień wynika, że przebieg choroby jest łagodny. Miszustin jest leczony w państwowej (co podkreślają rządowe media) lecznicy. Utrzymuje kontakt telefoniczny z członkami rządu. Choroba Miszustina uruchomiła kremlowską giełdę domysłów i słuchów. Krążą wersje, że premier już nie powróci na stanowisko. Na razie zastępuje go wicepremier Andriej Biełousow.

Przechodniu, powiedz Sparcie

29 kwietnia. I znowu powtórzył się schemat: najpierw służby prasowe Kremla dmą w trąby jerychońskie, że o godzinie takiej to a takiej prezydent Putin wygłosi do narodu ważne przemówienie. Wyznaczona godzina nadchodzi, ale prezydent nie pojawia się na ekranach, mija jakiś czas, rzecznik uspokaja, że zaraz, za chwilę prezydent przemówi, po czym znowu nic się nie dzieje.

Już niektórzy się niecierpliwili i czekali, że telewizja puści „Jezioro łabędzie”, jak w dniach sławetnego puczu Janajewa w 1991 r. „Długo go rozmrażają tym razem” – skomentował jeden ze szczególnie zniecierpliwionych.

Nareszcie po dwóch godzinach zwłoki – jest orędzie. Zapowiadano z wielką pompą, że wystąpienie Putina będzie na żywo. Jednak spostrzegawczy obserwatorzy zauważyli, że coś się rozjechało w czasoprzestrzeni: gdy widać było zegarek na prezydenckim przegubie, wskazywał on inną godzinę, niż w realu.

W orędziu Putin ze swojego prezydenckiego bunkra w Nowo-Ogariowie zapowiedział, że z uwagi na ciągle poważną sytuację z Covid-29, reżim samoizolacji bez pracy, ale z zachowaniem wynagrodzenia, potrwa jeszcze do 11 maja. Znowu mgliście zapowiedział, że będą pakiety pomocy dla przedsiębiorców. I że zamiast pełnowymiarowej defilady na 9 maja będzie tylko pokaz sił powietrznych. Dla tych, którzy lubią wyłuskiwać z wypowiedzi prezydenta wątki historyczne, tym razem był spory passus poświęcony Sparcie. W ujęciu Putina Spartanie zachowywali się niegodnie, odrzucając słabych członków swej społeczności, podkreślił, że nawet takie postawienie na siłę nie uchroniło ich przed ostateczną porażką. Było też nawiązanie do młodzieńczych lektur Jacka Londona, który opisywał zwyczaje Indian, którzy pozostawiali swoich starców przy ognisku na pewną śmierć. Zapewnił, że w Rosji takie postawy są nie do przyjęcia.

Socjolog Kiriłł Rogow na swoim profilu FB napisał: Putin poprzez te swoje orędzia „niby zwraca się do narodu, ale w gruncie rzeczy rozmawia z ludźmi ze swego otoczenia, z dworzanami, siedzącymi wokół lidera jak dwunastu biurokratycznych apostołów na ikonostasie. Putin musi prezentować ludowi, że organizuje narady, zleca zadania do wykonania, pracuje. Pokazuje jednocześnie ludowi, jak sam lud ma go traktować: tak jak dworzanie, wszyscy mają mu potakiwać i zgadzać się z nim w całej rozciągłości”. Tymczasem rzeczywistość coraz bardziej się rozjeżdża – Putin zarządzając kolejne tygodnie bez pracy i obiecując za to mimo wszystko kołacze, nie mówi całej rzeszy małych przedsiębiorców, skąd mają wziąć na wynagrodzenia dla pracowników, jak mają się utrzymać na powierzchni. Jaka jest podstawa prawna zakazu pracy? Na co możemy liczyć w takiej sytuacji, skoro zabrania się nam pracować? – pytają ludzie, którym grunt usuwa się spod nóg. „Skoro państwo ogłasza reżim samoizolacji, to i państwo powinno go sfinansować. Tymczasem na razie wygląda na to, że wynagrodzenie mają zagwarantowane tylko pracownicy sfery budżetowej, a reszta ma sobie jakoś poradzić. Putin jest prezydentem sfery budżetowej i emerytów” – podsumowuje Rogow swój wywód. Inni komentatorzy zwracają uwagę, że na koło ratunkowe mogą oczywiście liczyć ludzie z bliskiego otoczenia prezydenta, zarządzający wielkimi korporacjami.

Przytoczę jeszcze jeden ciekawy komentarz. Dotyczący nie tylko samego orędzia, ale generalnie trudnej i coraz trudniejszej rzeczywistości. Aleksandr Minkin (Echo Moskwy): „Czekałem na to orędzie, myślałem, że prezydent da ludziom pieniądze, że podtrzyma pogrążającą się w otchłani gospodarkę. Zamiast tego dał ludziom znowu wolne i ustanowił nowe święto – dzień Pracowników Pogotowia Ratunkowego. Wychodzi na to, że to będą igrzyska bez chleba. [I dalej:] Obywatele Rosji żyją w dwóch zupełnie różnych państwach: jeśli chodzi o poziom nakładów na wojsko, Rosja jest w pierwszej piątce, a jeśli chodzi o poziom nakładów na służbę zdrowia – w drugiej setce (124. miejsce). To znaczy: walczyć możemy z kim dusza zapragnie, natomiast co do leczenia… Gdyby wybuchła wojna, byłoby w porządku, ale wybuchła epidemia…”. Rosyjska telewizja pokazuje codziennie budujące reportaże z nowo oddawanych, budowanych pod nadzorem ministerstwa obrony szpitali (buduje się takich obiektów 16 w całej Rosji), gdzie wszystko lśni i cały specjalistyczny sprzęt czeka z utęsknieniem na chorych. Media społecznościowe, zdecydowanie bliżej realnego życia niż propagandowe tuby Kremla, przekazują inną „prawdę czasu, prawdę ekranu”, np. taki filmik ze szpitala w mieście Biełorieck (Republika Baszkortostanu) – odrapane ściany, brudno, toaleta w urągającym stanie: https://twitter.com/FakeStateRF/status/1253107132741935104?s=20

Propozycje dotyczące wsparcia dla tych, którzy tracą na samoizolacji, przedstawił lider pozasystemowej opozycji Anatolij Nawalny. Program nazywa się „5 kroków”, zawiera m.in. propozycje wypłacenia konkretnych kwot ludziom, odłożenie niektórych zobowiązań finansowych, wsparcie dla małego i średniego biznesu w łącznej wysokości 2 bln rubli (omówienie programu tutaj: https://theins.ru/opinions/216737). Rzecznik Kremla uznał, że te propozycje to populizm. Tyle.

W telewizji znowu codziennie pokazują krótkie reklamówki, zachęcające ludzi do głosowania za przyjęciem poprawek do konstytucji. Ogólnonarodowe głosowanie miało się odbyć 22 kwietnia, zostało z uwagi na epidemię odłożone „na potem”. Przez jakiś czas tematu w przestrzeni medialnej nie było, a teraz znów odżył. Może to oznaczać, że władze chcą do tego jak najszybciej wrócić i nie pozwalają zapomnieć o tym, że trzeba Putinowi wyzerować kadencje i dać prawo rządzić forever and ever. Nie wszyscy są jednak skorzy do przyjmowania Putina i jego wygłaszanych z bunkra pomysłów. W dobie, gdy protesty uliczne zostały przecięte reżimem samoizolacji, w siłę rośnie protest cyfrowy. Taka akcja odbyła się np. wczoraj wieczorem na kanale Youtube i była bezpośrednią reakcją na orędzie (https://www.dw.com/ru/как-прошел-первый-оппозиционный-онлайн-митинг-в-россии/a-53273415).

*
Na koniec jeszcze bieżąca oficjalna statystyka dotycząca rozprzestrzeniania się koronawirusa w Rosji. Dziś po raz pierwszy odnotowano w ciągu doby ponad sto zgonów z powodu Covid-19 (zmarło 108 osób, łącznie od początku epidemii 972). Przyrost w ciągu doby: 5841 nowych potwierdzonych przypadków, łącznie od początku epidemii – 99 399 przypadków zakażenia koronawirusem.

Wirus z kosmosu i inne teorie

24 kwietnia. Skąd się wziął ten wirus, który rzeźbi teraz Ziemię w nowe kształty? Nie wiecie? A są tacy, którzy wiedzą. A nawet jeśli nie wiedzą, to podejrzewają, domyślają się, snują teorie. Albo mają gotowe recepty, jak się ustrzec przed zgubnymi skutkami fatalnej infekcji.

O tym, że to rzekomo „ucieczka wirusa” z amerykańskiego laboratorium – lub chińskiego, jak kto woli – słyszeli już chyba wszyscy. Można było też wyłowić z mediów wersję, że Chińczyków w Wuhan zarazili amerykańscy sportowcy, a nie nietoperze. Amerykańscy uczestnicy spartakiady mieli, zgodnie z tą teorią, zarazić się w zamkniętym akurat laboratorium biochemicznym w Fort Detrick (USA). Zawody miały miejsce w październiku ub.r. Amerykanie zarazili wtedy jakoby Chińczyków, ci poszli na bazar i z tego bazaru się rozniosło. Ale nie brakuje też teorii, że Amerykanie nie mają z zarazą nic wspólnego, że to sami Chińczycy „wypuścili wirusa z laboratorium” (w Wuhan faktycznie znajdują się dwa instytuty zajmujące się badaniem wirusów), żeby doprowadzić do zmniejszenia liczby ludności, zwłaszcza ludzi w podeszłym wieku – można przeczytać na portalu Newsru.com, który pracowicie przygotował przegląd teorii konspirologicznych na temat koronawirusa.

Badania nad tym, kto był „pacjentem zero” i jak wirus przeniósł się na człowieka, trwają i pewnie jeszcze potrwają. Zanim naukowcy wyciągną wnioski, czujni obserwatorzy skomplikowanej natury świata prezentują swoje opinie. Zwolennicy teorii nieoczywistych sięgają czasem głęboko. Ci, którzy oglądali film „Melancholia” Larsa von Triera, pewnie rozpoznają wątek planety pędzącej w stronę Ziemi – tym razem to planeta Nibiru, gdyby ktoś był ciekaw. Ta planeta to ojczyzna Anunnaków – potomków boga Anu z mitologii mezopotamskiej. To oni mieliby wpuścić wirusa nam, Ziemianom, do organizmu. Po co obce bóstwa miałyby niszczyć ludzkość wirusem, skoro i tak wszystko żywe na Ziemi zginie po zderzeniu z Nibiru, tego teoria nie wyjaśnia. Warto może na marginesie przypomnieć, że rosyjscy wielbiciele konspirologii uważają poetę Srebrnego Wieku Walerija Briusowa za wysłannika planety Nibiru. W swoich wierszach i nie tylko miał on rzekomo wzywać Anunnaków, by przybyli na Ziemię.

Skoro już jesteśmy w kosmosie, to ludzie nie tylko boją się złych kosmitów, ale także liczą na pomoc kosmitów dobrych. Ufolodzy twierdzą, że w ostatnim czasie wokół Ziemi pojawiło się wiele niezidentyfikowanych pojazdów latających, co świadczy o tym, że gdzieś w przestrzeni kosmicznej trwa walka złych i dobrych kosmitów – ci ostatni bronią Ziemi przed wtargnięciem sił zła. Ale siły zła mają jednak pewne osiągnięcia, np. zrzuciły nad Chinami pojemnik z wirusami i nieszczęście gotowe. Wersję, że koronawirus jest przybyszem z kosmosu, rozpatrują nawet naukowcy, ale biorą pod uwagę hipotezę, że 2019-n CoV przyleciał z jakimś meteorem.

Jeśli ktoś nie odnajduje się w gąszczu teorii kosmicznych, ma szanse na zbliżenie się do tajemnicy wirusa poprzez numerologię. Rosyjski guru od sekretnej mocy liczb utworzył dla Rosji magiczny ciąg cyfr, dający szansę ocalenia: 4986489. Łatwo zapamiętać.
Wiedźma Alona Połyń (Piołun), szefowa organizacji Imperium Najsilniejszych Wiedźm, która leczy przy pomocy zaklęć, radzi, aby dla wzmocnienia odporności stosować grejpfruty i olejki eteryczne. Połyń wsławiła się rok temu zorganizowaniem sabatu, podczas którego rzucała zaklęcia, mające wzmocnić moc i władzę Putina. O wirusie nie miała wtedy pojęcia, więc przed Covid-19 Putina nie osłaniała. A teraz? Na razie nic o tym nie wspomina, głosi natomiast, że latem wirus w Rosji zostanie pokonany.

Astrolog Paweł Głoba, autor niezliczonych horoskopów, drukowanych w gazetach i kolportowanych w internecie, nie podziela optymizmu pani Połyń. Jego zdaniem, Rosjanie mogą liczyć na wygaśnięcie zarazy nie wcześniej niż jesienią. Na koniec roku Głoba przewiduje „eksplozję demograficzną”.

Na naiwności i niewiedzy zarabiają liczni w Rosji jasnowidzący, magowie, wróżbici i inni samozwańczy posiadacze nadludzkich mocy. W sieci jest wiele ogłoszeń o sprzedaży cudownych środków, zapewniających ochronę przed podstępnym „chińskim wirusem”. Za jedyne trzy tysiące rubli można na przykład nabyć od podmoskiewskiego znachora amulet chroniący przed „wszystkimi wirusami świata”. Dobrze jest wzmocnić magiczne działanie cudownej blaszki spożywaniem czosnku.

Jak przy poprzednich niepokojących zjawiskach czy katastrofach Rosjanie lubujący się w nadprzyrodzonych mocach chętnie sięgają po proroctwa. Gwiazdą wśród proroków nieustająco jest w Rosji bułgarska jasnowidząca Wanga. Tym razem też dziennikarz, który miał (ale nie zdążył) zrobić o niej film, przypomniał sobie jej przepowiednię: zaraza przyjdzie od ludzi rasy żółtej i przewróci porządek świata. A świat uratuje… tak, zgadli Państwo, świat uratuje Rosja. Bo Rosja ucierpi mniej niż inne państwa i będzie mogła nieść pomoc.

Zastępy szarlatanów oferują siedzącym na samoizolacji rodakom swoje usługi za pośrednictwem telefonu lub internetu. Ich moc jest tak wielka, że przenika ściany, działa na wielkie odległości i potrzebuje jedynie wzmacniacza w postaci pieniędzy przekazywanych na wskazane konto. Za seans „kosmoenergetyki”, który pobudza komórki do immunologicznego działania, trzeba wnieść symboliczną opłatę, ale już za poważną usługę „runicznej obrony przed koronawirusem” (cokolwiek to znaczy) mistrz runów Wasilij Popow życzy sobie 990 rubli. Popow zapewnia, że potrafi nawet „przekodować” DNA, co uratuje przed zakażeniem. Jasnowidząca Julia Kand za pośrednictwem Skype’a oferuje „pełne energoinformacyjne oczyszczenie” za jedyne pięć tysięcy rubli. Natomiast znana z programów telewizyjnych astrolożka Wasilisa Wołodina, jak pisze dziennik „Komsomolskaja Prawda”, pobiera za horoskop na czas zarazy nawet trzysta tysięcy rubli.
*
W Rosji w ciągu ostatniej doby zarejestrowano 5849 nowych przypadków zakażenia koronawirusem, łącznie od początku epidemii 68 622, najwięcej w Moskwie – 36 897, zmarło 615 osób, wyzdrowiało 5568.