Rosja siedzi w domu

31 marca. Kolejny odcinek kroniki koronawirusa w Rosji rozpocznę od oficjalnych danych o liczbie zarażonych: w ciągu doby ponad pięćset nowych przypadków, łącznie 2337.
Zaostrzają się z dnia na dzień przepisy. Pisałam uprzednio o tym, że mer Moskwy Siergiej Sobianin już dwa dni temu zalecił mieszkańcom, by nie opuszczali domów. Podobno bardzo się zafrasował, gdy obejrzał sceny z niedzielnych stołecznych parków, zamienionych w jedno wielkie barbecue. Znajomi skrzykiwali się na „ostatniego drinka” przed kwarantanną, na bulwarach puszczano w niebo ostatnie fajerwerki przed zamknięciem lokali rozrywkowych, a w sklepach wielkopowierzchniowych szaleli klienci spragnieni nagle składanych stolików czy ekspresów do kawy.

Prezydent Putin zapowiedział, że ten tydzień ma być wolny od pracy, namawiał, aby rodacy pozostali w domach. Ale samo namawianie okazało się niewystarczające. Dzisiaj Duma Państwowa bez żadnej debaty przegłosowała ekspresowo ustawy zwiększające odpowiedzialność za naruszenie zasad sanitarno-epidemiologicznych i rozpowszechnianie fake newsów na temat wirusa. Poprawki do kodeksu karnego Duma przyjęła od razu w trzech czytaniach. Następnie nowe ustawy szybką ścieżką trafią do Rady Federacji.
Jakie są te zmiany? Za naruszenie norm kwarantanny, które będą miały poważne konsekwencje, grozi w myśl nowych zapisów kara do 7 lat pozbawienia wolności, a za rozpowszechnianie „niebezpiecznych” niesprawdzonych informacji – do 5 lat. Przewidywane są też wysokie grzywny za naruszanie kwarantanny.

Radio Swoboda określiło te kroki jako „sanitarną dyktaturę cyfrową”, a system kontroli mieszkańców wprowadzony w Moskwie jako „cyfrowy Gułag”. System zakłada bowiem kontrolę poprzez kamery monitoringu i telefony komórkowe. Jaka jest podstawa prawna? Zdaniem opozycyjnych polityków i publicystów, podstawy prawnej nie ma. Nie ma też ścisłej definicji statusu nakazów mera Moskwy (a w ślad za Moskwą obostrzenia w poruszaniu się po mieście wprowadzono w innych regionach Rosji). W kraju nie został jednak wprowadzony stan wyjątkowy.

Dziś w Moskwie było spokojnie, żadnych szaszłyczków nikt już pod gołym niebem nie urządzał. Po ulicach kursowały samochody odkażające jezdnie, chodniki i podwórka. W wieczornym wydaniu dziennika telewizyjnego pokazano zatrzymanego przez policję młodego człowieka, który uciekł z miejsca odbywania przymusowej kwarantanny, urządził bibkę urodzinową, zaprosił gości. Być może dobrze się bawił, ale mógł swoich bliskich pozarażać. Pokazanie w telewizji, że został złapany i zostanie przykładnie ukarany, ma być przestrogą dla innych.

Ale tematem dnia nie były ani nowe przepisy, ani kary za ich łamanie. W godzinach popołudniowych naczelny lekarz szpitala Kommunarka Denis Procenko poinformował na swoim profilu w FB, że stwierdzono u niego koronawirusa. Wiadomość momentalnie została podchwycona przez wszystkie agencje informacyjne i media społecznościowe.
Sęk w tym, że ten szpital, do którego przywożeni są pacjenci z COVID-19, odwiedził kilka dni temu prezydent Putin. Procenko oprowadzał dostojnych gości osobiście, rozmawiał, ściskał prawice. Bez maski, bez rękawiczek. Kiedy lekarz się zaraził? Trudno to ustalić. Sekretarz prasowy Putina, Dmitrij Pieskow zapewnił, że prezydent regularnie jest testowany na okoliczność koronawirusa i że wszystko jest w porządku. Ale wcześniej Pieskow mówił, że wszyscy, z którymi spotyka się Putin, są sprawdzani. Doszła więc jeszcze jedna wątpliwość, gdyż Pieskow uczestniczył 8 marca w przyjęciu, na którym byli zarażeni ludzie (pisałam o tym w poprzednim odcinku kroniki: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2020/03/29/uczta-przed-dzuma/).
*
Pod koniec dnia przyszła jeszcze jedna wiadomość – tym razem z rynków paliwowych. Cena baryłki ropy Urals spadła do 13 dolarów. Tak niskie ceny notowano w 1999 r.

Uczta przed dżumą

29 marca. Rosja odnotowała czterocyfrową liczbę oficjalnie zarejestrowanych przypadków COVID-19: dziś już 1534 przypadki, najwięcej w Moskwie: ponad tysiąc. Po mieście jeżdżą samochody z megafonami na dachu i przypominają, że należy zostać w domu. Nie wszyscy stosują się do tych zaleceń, w mediach społecznościowych pojawiły się filmiki z beztroskich imprezek przy szaszłyku (rosyjski odpowiednich naszego grilka). Mer Moskwy Siergiej Sobianin ogłosił właśnie obowiązkową kwarantannę dla wszystkich mieszkańców miasta; wychodzić z domu można tylko w wyjątkowych przypadkach – np. zagrożenia dla zdrowia, do pracy, po niezbędne zakupy do najbliższego sklepu. Tymczasem media przewidują, że zostaną wprowadzone dalsze ograniczenia w poruszaniu się – już nie tylko samolotem, ale także pociągami, i nie tylko za granicę, a także wewnątrz kraju. Oficjalnego potwierdzenia tych domysłów na razie brak.

A jeśli o rosyjskich mediach mowa, to realizują one dwa zadania: informacja o tym, co się dzieje z COVID-19 w Rosji i narracja o tym, jak zawala się zachodnia cywilizacja. Dotyczy to szczególnie rosyjskiej telewizji państwowej, ciągle najpopularniejszego środka masowego przekazu. Pierwsza warstwa składa się z oficjalnych komunikatów rządu, relacji o wizytach Putina i innych przedstawicieli władz w szpitalach i innych placówkach służby zdrowia, reportaży z laboratoriów, gdzie trwają prace dla testami itd. O drugiej warstwie mówi Aleksandr Morozow (https://www.svoboda.org/a/30513774.html): „Kremlowscy publicyści nadal piszą o histerii zachodnich elit i rozpadzie UE, zdarzają się i doniesienia, że wirus został przywieziony do Chin przez amerykańskich wojskowych. Z drugiej strony kremlowskie media włączyły też dyskurs o globalnej solidarności, jako że rosyjski rząd będzie wprowadzał takie same działania, jak europejskie rządy. Dalej oba dyskursy będą następnie miksowane: rosyjskie władze świetnie sobie radzą z wirusem, podczas gdy w Europie i USA rządy histeryzują, popełniają błędy, które spotykają się z krytyką społeczeństwa. Będzie się podkreślać, że jedne zachodnie rządy odrzucają ofertę pomocy Moskwy, a inne ją przyjmują. Do rosyjskiego widza powinien dotrzeć jasny przekaz: o doskonałości Moskwy i bezradności Zachodu”. Paweł Kanygin z „Nowej Gaziety” dodaje, że przez to, że w mediach działają te propagandowe filtry, trudno mówić o rzetelnym informowaniu społeczeństwa o przebiegu epidemii.

Lukę tę w pewnym ograniczonym zakresie wypełniają media społecznościowe. W ostatnich dniach użytkownicy tychże mogli obejrzeć króciutki filmik (https://twitter.com/FakeVoteRF/status/1243544574750064644?fbclid=IwAR0ouJs2xTHSy6w08iHrLPzGDyvLUrxP4tG2LMj0hLzBqzEmxWYGsXyjraA) z pewnej bombastycznej imprezy urodzinowej. 13 marca z życzeniami dla siostry kompozytora popularnych piosenek Igora Krutoja, Ałły zjechała się śmietanka towarzyska stolicy. Znani, lansowani przez telewizję piosenkarze, aktorzy, reżyserzy – żelazna gwardia kremlowskich koncertów, a także politycy. Można zajrzeć przez dziurkę od klucza, jak się bawi, jak się bawi e-li-ta. Ale nie dlatego filmik cieszył się popularnością, w końcu nie takie bale trafiały do Sieci. Tu chodzi o coś innego. Na urodzinach Ałły był między innymi 78-letni Lew Leszczenko, odwieczny wykonawca słusznych ideowo pieśni, od wielu lat na 9 maja zawsze śpiewa pieśń „Dień Pobiedy”. Przyjechał właśnie z USA z przesiadką w Marsylii. Czuł się trochę nietęgo, ale widocznie ciśnienie na obecność w śmietankowym gronie było tak duże, że przemógł słabość i wybrał się pobalować. Kilka dni później trafił do szpitala Kommunarka na OIOM z rozpoznaniem COVID-19 (teraz czuje się już lepiej). Koronawirusa stwierdzono u jeszcze jednego uczestnika niefartownych urodzin: piosenkarza Igora Nikołajewa. Jednym z gości wieczoru był sekretarz prasowy Putina, Dmitrij Pieskow. Gdy wiadomość o tym przedostała się do Sieci, zaczął się kolejny bal – głównie bal hejtu; przeważały komentarze, że teraz Pieskow pewnie cały Kreml zarazi, a może nawet swojego szefa.

Przy okazji omawiania, kto i jak mógł się zarazić na imprezach gwiazd, wypłynęły inne ciekawe „kanały przekazu”. Kijowski dziennikarz Iwan Jakowina pisze na swoim profilu FB: „W rosyjskim rządzie zaczyna się epidemia. Jeden z pracowników aparatu na pewno ma COVID-19, trzech innych ma objawy, zostali wysłani na badania. Lokalna, ale ostra epidemia na Rublowce – mieszkańcy [tego osiedla bogaczy] na 8 marca bawili się w Courchevel”. Ten alpejski kurort od lat jest ulubionym miejscem wypoczynku rosyjskiej majętnej „tusowki”. Ale jak się okazuje, nie tylko rosyjskiej. Opowieść o feriach w Courchevel snuje Jurij Butusow (Cenzor.net): „Na nich koronawirus przyleciał do Kijowa”. W Courchevel zebrali się politycy i biznesmeni o grubych portfelach – z Rosji i Ukrainy: Michaił Prochorow, Dmitrij Maziepin, Szałwa i Aleksandr Czigirinscy, Zijad Manasir, Wałerij Choroszkowski, Wołodymyr Skorobogacz, Andrij Bohdan i inni. Bawili się w kilku grupach, kilkakrotnie spotykając w takiej czy innej konfiguracji. „Większość uczestników [imprezek w Courchevel] albo zaraziła się koronawirusem, albo stała się nosicielami i rozniosła COVID-19 po Kijowie. Początkowo próbowali oni ukryć chorobę, wyleczyć się domowymi sposobami i nie przyciągać uwagi”. Próby te miały fatalny skutek: infekcja rozprzestrzeniła się w kręgach politycznych i biznesowych.

Co podkreślają komentatorzy – i rosyjscy, i ukraińscy – ofiary wspólnych balang w Courchevel (przy okazji: ciekawa konstatacja, że śmietankowo bawią się wspólnie i ukraińscy, i rosyjscy politycy i bogacze) do tej pory leczący każdy odcisk w najlepszych klinikach Europy teraz będą musieli skorzystać z usług rodzimych placówek zdrowia – w moskiewskiej Kommunarce i kijowskim Szpitalu Aleksandrowskim.

Courchevel nie był jedynym celem wizyt członków rosyjskiej elity politycznej. Jak wyliczył portal „MBCh – Media”, samoloty Igora Sieczina (Rosnieft’), wicepremiera Igora Szuwałowa i żony ekspremiera Miedwiediewa, Swietłany odbyły 21 lotów za granicę już w czasie trwania epidemii: m.in. do Norymbergi, Genewy, Zurychu, Barcelony, Dubaju, Rygi, Salzburga, Londynu, Sewilli, Chicago…

Orędzie w czasach koronawirusa

26 marca. Wydarzenia galopują. Rosyjskie władze, które jeszcze trzy dni temu przygotowywały się z namaszczeniem do ogólnonarodowego głosowania nad przyjęciem poprawek do konstytucji w terminie wyznaczonym na 22 kwietnia, wrzuciły drugi bieg i zawróciły z tej drogi. Prezydent Władimir Putin wygłosił orędzie do narodu w związku z nadciągającą epidemią. Zapowiedział w nim, że w obliczu zagrożenia zdrowia i życia Rosjan plebiscyt konstytucyjny ma być przeniesiony na przyszłość, gdy sytuacja się ustabilizuje. Prezydent zapowiedział też wolny przyszły tydzień dla wszystkich (wolne od pracy, nie praca zdalna i nie kwarantanna), uspokoił zdenerwowanych, że rząd przyzna ulgi i odroczenia dla małych i średnich przedsiębiorstw na czas trwania epidemii i w ogóle pomoże z kredytami i podatkami. Poprosił też rodaków, aby o siebie dbali i nie wychodzili z domów.

Zacznę od oficjalnych aktualnych danych na temat liczby zachorowań (według rządowej strony https://стопкоронавирус.рф/): łącznie stwierdzono 840 przypadków zakażenia COVID-19, w ciągu ostatniej doby 182 nowe przypadki, 38 osób wyzdrowiało, 2 osoby zmarły. Przyrost więc na razie na niskim poziomie.

Najbardziej narażona na szybkie rozprzestrzenianie się wirusa jest Moskwa. Po ogłoszeniu przez prezydenta wolnego tygodnia dla wszystkich mer stolicy wprowadził zakaz zgromadzeń, nakazał zamknięcie wszystkich restauracji, kawiarni, dyskotek, nocnych klubów, salonów piękności, szkół, przedszkoli, parków, poprosił też wyznawców prawosławia, aby ograniczyli odwiedzanie cerkwi (hierarchowie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej oznajmili, że nie zamkną świątyń i nie zmienią porządku nabożeństw, dwie stacje telewizyjne mają transmitować nabożeństwa). Pracować będzie handel. Minister zdrowia Tatiana Golikowa zwróciła się do władz regionalnych, aby wprowadziły podobne rozwiązania również u siebie.

Prezydent odwiedził szpital Kommunarka, w którym przebywają chorzy z podejrzeniem zarażenia COVID-19. Zdjęcia przedstawiające wizytującego klinikę Putina – ubranego w specjalny kombinezon ochronny (uważni komentatorzy dostrzegli, że była to odzież ochronna produkcji amerykańskiej, nie rodzimej) i szczelną maskę – wzbudziły ogromna zainteresowanie w mediach społecznościowych i nie tylko (https://www.mk.ru/photo/gallery/19961-370753.html). Zaraz pojawiły się dziesiątki memów ogrywających motyw otulonego żółtym skafandrem prezydenta. Ale sygnał do narodu był jasny: oto ja, przywódca, nie kryję się w rezydencji, a przychodzę tam, gdzie leżą chorzy, chcę na miejscu przekonać się, jak jesteśmy przygotowani do zwalczania wirusa. Kommunarka to nowy szpital, nieźle wyposażony, czysty, schludny. Można go pokazać prezydentowi, można nawet wpuścić telewizję. Czy tak wyglądają inne obiekty w Rosji? Czy wystarczy łóżek szpitalnych dla zakażonych – i w samej Moskwie, i w innych ośrodkach? Czy personel medyczny poradzi sobie? To bardzo ważne pytania, na które na razie nikt nie zna odpowiedzi. Mer Moskwy Siergiej Sobianin od kilku dni mocno propaguje temat budowy pod miastem wielkiego polowego szpitala na okoliczność epidemii koronawirusa. Budowa ruszyła 5 marca i szybko postępuje.

Zacytuję tu fragmenty komentarza politologa Aleksandra Baunowa z centrum Carnegie (https://carnegie.ru/commentary/81340): „Gdy pandemia z Chin rozprzestrzeniła się na zachodnie liberalne demokracje, walka z nią stała się czymś w rodzaju współzawodnictwa systemów: który ukaże się bardziej skuteczny w pokonaniu zarazy – autorytarny czy demokratyczny? […] Właśnie wtedy, gdy chińska epidemia stała się już globalną pandemią, Putin zakomunikował, że wpadł na sposób, jak może utrzymać władzę dłużej, niż przewiduje obecne ustawodawstwo. Przekroczył barierę, która oddziela autorytarnie rządzącego prezydenta od dożywotniego autokraty wschodniego typu. Dwa wydarzenia: przekroczenie przez Putina konstytucyjnego Rubikonu i nadejście koronawirusa zbiegły się w czasie. Teraz decyzja Putina o pozostaniu na urzędzie będzie oceniana pod kątem tego, jak prezydent poradzi sobie z epidemią. Jeśli sprawy potoczą się złym kierunku, to obywatele zaczną się zastanawiać, czy jest sens, aby popierać wieczne rządy lidera, który nie powstrzymał wirusa i niedostatecznie wspomógł społeczeństwo w trudnych czasach. […] A czasy są wyjątkowo trudne, bo wraz z wirusem przyszedł kryzys gospodarczy, wartość rubla spadła”. Stawka w tej grze jest więc wysoka.

Na koniec wrócę do najnowszych doniesień z frontu walki z koronawirusem. Dziś o swoim zachorowaniu na COVID19 poinformował pisarz Borys Akunin, autor popularnych książek o retro detektywie Eraście Fandorinie.

Rosja – coraz więcej koronawirusa

23 marca. Jeszcze trzy dni temu, kiedy pisałam poprzedni tekst o koronawirusie w Rosji, sytuacja była spokojna. Media opowiadały chętniej o tragicznej sytuacji w Europie niż o tym, że Rosja też szykuje się do zderzenia z epidemią. Dziś ton się zmienił na bardziej poważny.
Najpierw oficjalny komunikat o liczbie zakażonych i ozdrowieńcach pochodzący z rządowej strony internetowej (https://xn--80aesfpebagmfblc0a.xn--p1ai/): 438 chorych, 71 nowych potwierdzonych przypadków, 17 wyzdrowiało, nikt nie umarł. Pozostałe komunikaty z tej strony: rosyjskie przedsiębiorstwa zamierzają szyć 5 milionów masek dziennie; banki zastanawiają się nad wprowadzeniem prolongacji w spłacie kredytów tym, którzy ucierpieli na skutek koronawirusa; ministerstwo zdrowia przewiduje, że już w kwietniu-maju nastąpi spadek liczby zachorowań, pod Moskwą zostaną uruchomione dwa laboratoria badające próbki (testy). Minister zdrowia Weronika Skworcowa poinformowała, że szczepionka przeciwko COVID-19, nad którą pracuje Federalna Agencja Medyczno-Biologiczna, przeszła pierwszą fazę. Pod Moskwą buduje się mobilny szpital.

Dziś do osób w starszym wieku (powyżej 65 roku życia) zaapelował premier Michaił Miszustin: proszę o siebie dbać, proszę się izolować. Z podobnym wezwaniem wystąpił mer Moskwy Siergiej Sobianin. Te nowe przypadki zakażenia, o których informuje strona rządowa, stwierdzono właśnie w Moskwie, gdzie w ogóle zachorowań jest najwięcej, stąd dodatkowe apele. W stolicy – wielkim megapolis, którego mieszkańców od dawna nikt nie był w stanie policzyć – szkoły przeszły na reżim on-line, zamknięte są baseny i fitness cluby, teatry, muzea, kina. Metro jeździ i – jak zapewnia mer – będzie jeździć zawsze. Nawet uruchomiono ponownie zamknięte w związku z podłączaniem nowych stacji dwie linie. Poręcze, automaty biletowe, bramki – wszystko co pół godziny jest przecierane przez obsługę płynem dezynfekcyjnym. Pasażerów jest mniej niż zwykle, ale to nadal setki tysięcy dziennie.
Ciekawe polecenie wydał dziś premier ministerstwu łączności: do 27 marca opracować system śledzenia ludzi, którzy kontaktowali się z osobami, u których stwierdzono koronawirusa. System ma się opierać na danych operatorów telefonii komórkowej o geolokacji poszczególnych użytkowników.

Rosja mocno ogranicza połączenia lotnicze, przede wszystkim z krajami, w których jest wiele przypadków infekcji. To jeśli chodzi o lotnictwo cywilne, bo lotnictwo wojskowe lata. Minister obrony Siergiej Szojgu na polecenie prezydenta poleciał dziś do Syrii do Baszara Asada, aby porozmawiać z nim o sytuacji w Idlibie i zapewnić o kontynuacji pomocy humanitarnej. Dużo więcej jest w rosyjskich mediach o operacji pomocy dla ogarniętych wirusową pożogą Włoch. Wczoraj i dziś we Włoszech wylądowało dziewięć rosyjskich samolotów wojskowych z lekarzami epidemiologami i sprzętem (m.in. do dezynfekcji ulic i obiektów) na pokładzie. W analizie Andrzeja Wilka z OSW czytamy: „Szybkie przygotowanie i przeprowadzenie operacji pomocy dla zmagających się z koronawirusem Włoch nie stanowiło dla Sił Zbrojnych FR poważniejszego wyzwania. […] Informację o skierowaniu do Włoch samochodów Kamaz z kompleksami do dezynfekcji aerozolowej należy rozumieć jako potwierdzenie czasowego rozmieszczenia na terytorium tego państwa regularnych formacji armii rosyjskiej. Za manifestację ze strony Rosji należy uznać zaangażowanie resortu obrony, a nie – jak to wielokrotnie bywało, np. w przypadku katastrof naturalnych – Ministerstwa ds. Nadzwyczajnych i Obrony Cywilnej” (całość tekstu na stronie OSW: https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2020-03-23/armia-rosyjska-w-walce-z-pandemia-koronawirusa-we-wloszech). W dzisiejszym programie „60 minut” deputowany Aleksiej Żurawlow, znany z gromienia Zachodu za jego zbytki i knowania, wykrzykiwał w podnieceniu: „Rosyjska armia w państwie NATO!!!”. Propagandowe młyny mielą tę informację z przyjemnością (zacytuję w tym kontekście jeszcze jedno zdanie z analizy Andrzeja Wilka: to „kolejny element działań Moskwy na rzecz rozbicia spójności sojuszniczej w ramach NATO, analogicznie do obserwowanych rok wcześniej działań względem Turcji”). W cytowanym powyżej i innych programach telewizyjnych powraca przekaz: Europa nie daje sobie rady, w obliczu epidemii odpuszcza prawa człowieka i inne wartości, na których rzekomo stoi (np. uwypukla się, że nie wszyscy pacjenci we Włoszech mają dostęp do respiratorów), co innego Chińczycy – ci dają radę. No i Rosja. „My pomagamy, a oni nam sankcje!” – to kolejny głos z telewizyjnych debat.

Choroba chorobą, epidemia epidemią, a Centralna Komisja Wyborcza informuje, że przygotowania do plebiscytu w sprawie zaakceptowania poprawek do konstytucji idą zgodnie z planem (https://rg.ru/2020/03/23/cik-gotovitsia-k-obshcherossijskomu-golosovaniiu-po-planu.html). Obywatele mają się wypowiedzieć przy urnach 22 kwietnia. Telewizja nadała dziś reportaż z jednego z punktów informacyjnych: wolontariusze przy specjalnych planszach wyjaśniają niedoinformowanym chętnym, na czym polegają poprawki i dlaczego należy je poprzeć. Jak śpiewał Jegor Letow: Все идет по плану (wszystko idzie zgodnie z planem).

Na koniec pewien ciekawy odcień epidemii. Wczoraj media podały informację, że rosyjscy bogacze masowo zaopatrują się w respiratory. Jeden aparat kosztuje 1,8 mln rubli. Zamówień prywatnych jest tak dużo, że producenci nie wyrabiają, w kolejce na wykonanie zamówienia trzeba czekać nawet kilka miesięcy.

Rosja z koronawirusem za pan brat

20 marca. Koronawirus został dostrzeżony przez władze Rosji jako problem, z którym należy walczyć. A także jako problem, który może wpłynąć na korektę najważniejszych planów politycznych, związanych z przyjęciem poprawek do konstytucji i wyzerowaniem kadencji Putina.

Na początek oficjalne dane. Jak podaje rządowa strona internetowa (https://стопкоронавирус.рф/), w Rosji stwierdzono 253 przypadki zarażenia wirusem COVID-19, 12 osób wyzdrowiało, żadna nie zmarła (wczoraj podano, że zmarła 79-letnia pacjenta, u której stwierdzono zakażenie wirusem, jednak nie zakwalifikowano tego przypadku jako ofiary koronawirusa, gdyż kobieta cierpiała na choroby współistniejące i to one były przyczyną zgonu). Agencja TASS uspokaja: władze Rosji przyjęły zawczasu środki przeciwdziałające rozprzestrzenianiu się infekcji i dlatego wszystko jest i będzie w porządku: zakłady szyją maseczki i odzież ochronną całą dobę, wszystkiego dla wszystkich wystarczy. Ministerstwo obrony informuje, że w armii nie wyjawiono żadnego zakażonego, w związku z powyższym nie ma mowy o odwołaniu wiosennego poboru, rozpocznie się on zgodnie z planem 1 kwietnia. Władze skupiły się na ściganiu tych, którzy w internecie, zwłaszcza w mediach społecznościowych wprowadzają zamęt i szerzą nieprawdziwe informacje o epidemii.

Rosja wprowadziła ograniczenia na granicach. Jeszcze podczas epidemii w Chinach, zdecydowano o zamknięciu granic, zakazie wjazdu dla obywateli ChRL, ograniczono połączenia kolejowe i lotnicze. W marcu został wstrzymany wjazd dla cudzoziemców. 18 marca Rosja zamknęła granicę z Białorusią, której to rubieży od lat teoretycznie nie ma, jako że Państwo Związkowe nie kontroluje wewnętrznej granicy. Prezydent Łukaszenka nawet obraził się na Kreml za te obostrzenia. Na tym się pewnie nie skończy, jeśli chodzi o napięcia na linii Mińsk-Moskwa. Rosjanie przebywający za granicą mogą powrócić do kraju. Organizowane są dla nich specjalne loty.

Prowadzona jest szeroko zakrojona akcja testowania na okoliczność koronawirusa (przeprowadzono 143,5 tys. testów). Testy pochodzą z nowosybirskiego ośrodka Wektor. Wicepremier Tatiana Golikowa zapowiedziała, że produkcja zostanie zwiększona, tak aby przetestować można było wszystkich, którzy tego potrzebują. Testy z Wektora nie są jednak doskonałe – wymagają kilkukrotnego powtórzenia.

W rosyjskiej telewizji można usłyszeć uspokajające komunikaty. Temat epidemii koronawirusa nie zajmuje pierwszych pozycji w serwisach. Pokazywane są głównie relacje z innych państw, szczególnie z Włoch i Francji. Towarzyszy temu jednoznaczny przekaz: Europa nie radzi sobie z zagrożeniem, Unia Europejska nie zdaje egzaminu (na co UE zareagowała raportem o rosyjskiej dezinformacji, omówienie raportu opublikowane zostało przez „Financial Times” – https://www.ft.com/content/d65736da-684e-11ea-800d-da70cff6e4d3). A Stany Zjednoczone są niesolidarne, wprowadzając ograniczenia dla Europejczyków w komunikacji transatlantyckiej. Dziś senator Franc Klincewicz dołożył swoje, w rozmowie z dziennikarzami powiedział, że USA wynalazły koronawirus po to, aby pozbyć się swoich geopolitycznych konkurentów. Jakieś dowody? Po co, przecież to jasne jak słońce.
W telewizji prezentowane są też reportaże z Rosji: głównie z eleganckiej kliniki Kommunarka w Moskwie, gdzie odbywają kwarantannę ludzie z podejrzeniem wirusa, którzy w ostatnim czasie powrócili z zagranicy.

W przekazie oficjalnym panuje prawie idylla. Prawie, bo jednak pewien niepokój się wyczuwa. A jest to związane nie tylko z rozprzestrzenieniem się fatalnego wirusa, ale też z terminem ogólnonarodowego plebiscytu. Plebiscyt ma się odbyć 22 kwietnia, naród ma w nim poprzeć poprawki do konstytucji. Władzom zależy na wysokiej frekwencji. Ale czy będzie ona możliwa w warunkach szerzącej się zarazy? Jeszcze kilka dni temu Kreml ustami rzecznika zapewniał, że nie ma powodów do niepokoju i przekładania terminu głosowania. Niemniej dzisiaj przewodnicząca Centralnej Komisji Wyborczej Ełła Pamfiłowa powiedziała, że „poprawki już i tak mają moc prawną”. Czy to preludium do odwołania głosowania? Dla Putina to głosowanie ma znaczenie, bo przyczepia iluzoryczny listek poparcia społecznego do wieńca nowej legitymacji po wyzerowaniu kadencji. Włosek, na którym Putin zawiesza swoją legitymacje władzy, po kolejnych manipulacjach imitujących praworządność jest coraz cieńszy. Plebiscyt ma ten włosek – w mniemaniu Kremla – pogrubić. Jego odwołanie jest więc Putinowi nie na rękę. Odkładanie też. Bo w wyniku ogólnego kryzysu spowodowanego pandemią koronawirusa na świecie ucierpi również rosyjska gospodarka, wrażliwa na ceny ropy. A te spadają i zapewne jeszcze spadną. Im dłużej potrwa bessa, tym więcej rezerw rosyjski rząd będzie musiał spalić. Na jak długo to wystarczy? Wiele w tym niepewności.

Na koniec tego odcinka (będą następne) rosyjskiej kroniki koronawirusowej przegląd głosów spoza oficjalnego obiegu. Zainteresowanie tematem jest, co zrozumiałe, ogromne. Większość stron internetowych agencji informacyjnych i mediów ma zakładkę pt. Koronawirus, w której można znaleźć zblokowane wiadomości.

Moskwa i Petersburg od kilku dni żyją w innym rytmie. Zamknięto kina, teatry, muzea (w Moskwie skrócono nawet o kilka dni wystawę prac Salvadora Dali, cieszącą się ogromnym powodzeniem). Obowiązuje zakaz zgromadzeń. Szkoły i uniwersytety przeszły na tryb on-line. W sklepach ludzie – zwłaszcza ci pamiętający sowiecki czas wiecznych deficytów w zaopatrzeniu – kupują na zapas. Przede wszystkim kaszę gryczaną, ryż, makaron, konserwy, papier toaletowy.

Nie zawsze jest na smutno, czasem jest na wesoło. W Twitterze robi karierę filmik, na którym kilka starszych kobiet pali obrazki wyobrażające wirusy i mówi: Nie ma żadnego koronawirusa, to Trump chciał wzmocnić swojego dolara. A my spalimy koronawirusa i już go nie ma (https://twitter.com/vlad_zhukovskiy/status/1240923765153968129?s=20).

I jeszcze na chwilę wracam na oficjalne boisko, aby przytoczyć optymistyczny komunikat premiera Michaiła Miszustina: Rosja ma już sześć szczepionek przeciwko COVID-19.
CDN.

Śmiech to zdrowie, śmiech to broń

15 marca. Telewizyjny format „Klub Dowcipnych i Błyskotliwych” (КВН, KWN – Клуб Веселых и Находчивых) ma długą tradycję. Pierwsze programy zrealizowano w 1961 r. Swoje skecze, improwizacje, piosenki konkursowe prezentują w nim amatorskie zespoły kabaretowe, najczęściej studenckie. Najlepsze mają otwartą drogę do występów na scenach klubowych i w telewizji. Rywalizacja jest zacięta. Niektóre zespoły kontynuują potem karierę już jako zawodowcy. KWN-owskie korzenie miał m.in. „Kwartał-95” obecnego prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego. Program KWN jest bardzo popularny, przetrwał kolejne fale cenzury (choć na kilka lat był zawieszony w czasach zastoju, wznowiony w okresie pierestrojki). W 2017 r. stał się przedmiotem zainteresowania NATO Strategic Communications Centre od Excellence działającego w państwach bałtyckich, badano, czy KWN może być postrzegany jako instrument geopolitycznych wpływów Kremla. Jeden z kabareciarzy zaprosił ten natowski ośrodek do utworzenia własnej drużyny i wzięcia udziału w konkursie.

W czasach Putina programy satyryczne przeżywają regres. Prezydent lubi się śmiać wyłącznie ze swoich koszarowych dowcipów. Dowcipów z siebie kategorycznie nie lubi. Już na początku pierwszej kadencji dał temu wyraz: niezależny, inteligentny, kpiący z władz telewizyjny program satyryczny „Kukły” nakazał zwinąć. Mające go zastąpić formaty, którym wybito zęby przednie, aby władz nie kąsały, nie przyjęły się.

Rosyjska telewizja z upodobaniem nadaje programy estradowe z elementami kabaretu (jak choćby nieśmiertelna „Jumorina” Pietrosjana itp.), ale są one wyprane z treści politycznych, widzów bawią dowcipy o teściowej, impotencji rogaczy, chcących schudnąć damach, emigrantach źle mówiących po rosyjsku, męsko-damskich kamasutrach itd.

KWN też jest politycznie poprawny, unika drażnienia cioci Leontyny. Dlatego jako sensację odebrano skecz zaprezentowany w Orenburgu przez ekipę studentów. Ich numer polegał na zacytowaniu fragmentów z noworocznych orędzi Putina, a właściwie powtarzającego się we wszystkich wystąpieniach jednego zdania: „To był trudny rok”. Publiczność krzyczy, śmieje się, klaszcze. Prosty, inteligentny numer. Zobaczcie Państwo sami: https://twitter.com/max69xam/status/1238865720009805826

Numer z KWN został rozpowszechniony przez Twitter. Bo właśnie media społecznościowe pozostają sferą, gdzie uprawiana jest nadal swobodna satyra polityczna. Dowcipy, karykatury, występy standuperów, memy, zjadliwe, a zarazem niezwykle czasem trafne komentarze do rzeczywistości politycznej wypełniają lukę, jaką stwarza cenzurowana telewizja. Czasem są dosadne, czasem wręcz wulgarne. Ale bawią, otwierają oczy, wyszydzają hipokryzję, zachłanność i inne grzechy władzy. Czyli robią to, do czego powołana jest satyra.
Ostatnie osiągnięcie Putina w postaci wyzerowania liczby kadencji w związku z przyjęciem poprawek do konstytucji doczekały się już setek żartobliwych reakcji: „Można bez końca patrzeć na trzy rzeczy: jak płonie ogień, jak płynie woda i jak zeruje się Putin”. A jak „się zeruje”, widać na przykład na tym filmiku: https://twitter.com/Buddy_Judge/status/1238904888530173959?s=20. Karykaturzysta Alosza Stupin też nie odpuszcza (np. https://twitter.com/ponochevny/status/1238479767055171586?s=20). Hasło z protestu: „Uśmiechnij się, jeśli jesteś przeciwko Putinowi” (https://twitter.com/ValBodin/status/1238369568554450944?s=20).

O koronawirusie i reakcji władz też powstały dowcipy. „Program Putina jest jasny i prosty: korona dla mnie, wirus dla narodu”. „Są i dobre wiadomości o koronawirusie: u mojego dziecka w szkole wreszcie w toalecie pojawiło się mydło”. „Władze przypominają, że koronawirus jest niestraszny dla tych, którzy przyjdą 22 kwietnia zagłosować za poprawkami do konstytucji, a jest groźny tylko dla tych, którzy urządzają protesty uliczne”.

Są też satyryczne piosenki – komentarze do bieżących wydarzeń: https://twitter.com/Sandy_mustache/status/1237407868141195264

Putin plus minus nieskończoność

10 marca. Ranek w Moskwie był dość nerwowy, bo na giełdzie odnotowano znowu spadki, dolar i euro umocniły się wobec rubla, a najbogatsi Rosjanie stracili na tych spadkach, jak napisał Forbes, 9 mld dolarów. Deputowani Dumy zebrali się na posiedzenie, aby w drugim czytaniu omówić i przegłosować poprawki do konstytucji, które mają zostać poddane pod ogólnonarodowe głosowanie 22 kwietnia.

Niektórzy, poziewując, już oddali się swoim ulubionym zajęciom pod kasetką – a to błądzili po przestworzach „Mordoknigi” (Facebooka), a to oglądali w internetach najnowsze kolekcje zegarków z brylancikami, gdy oto na trybunę nieoczekiwanie „poza trybem” weszła deputowana Walentina Władimirowna Tierieszkowa. Łypnęła znad okularów na zgromadzenie i wyrąbała, budząc kolegów z przyjemnego letargu: „Po co się tutaj wymądrzać, trzeba wykreślić z konstytucji ograniczenia dotyczące limitu prezydenckich kadencji. Prezydent powinien w związku z przyjęciem poprawek do konstytucji mieć ponownie możliwość startu w wyborach”. Takie wyzerowanie kadencji to będzie – mówiła Walentina Władimirowna – czynnik stabilizujący dla kraju, ochłodzi gorące głowy tych, którzy pragną sytuację rozkołysać. Deputowani przyjęli propozycję wyzerowania oklaskami. Tierieszkowa pod koniec wystąpienia dramatyczne zawiesiła głos: no bo przecież nie wiadomo, jak do tych jej propozycji odniesie się sam Władimir Putin. W rzeczy samej – trudne pytanie, na pewno administracja prezydenta nie miała nic wspólnego z tekstem, który sztywno przeczytała Tierieszkowa i na pewno Putin będzie zaskoczony tą propozycją. Powód do niepokoju był, bo w trakcie toczących się od kilku tygodni prac nad poprawkami WWP kilkakrotnie powtarzał, że NIE zamierza przekraczać określonego w konstytucji limitu kadencji. Obecna to druga z kolei, jeśli odliczać od 2012 r., kiedy Putin powrócił na Kreml po czteroletniej prezydenturze Miedwiediewa. I konstytucja kolejnej nie przewiduje. I tak ma zostać, mówił.

Putin nie kazał deputowanym zbyt długo czekać w tej gęstej od niepewności atmosferze. Osobiście zjawił się w Dumie, by powiedzieć: silna władza prezydencka jest niezbędna dla stabilności, republika parlamentarna to się w Rosji nie sprawdzi. A przekazanie prerogatyw prezydenta takim instytucjom jak Rada Bezpieczeństwa czy Rada Państwa – organom, które nie są wybierane – nie ma nic wspólnego z demokracją – powiedział Putin, jeszcze raz dowodząc, że demokrata z niego co się zowie. A więc prezydent musi trzymać wszystkie lejce w swoich rękach.

Propozycja poprawki, aby z konstytucji wykreślić zapis o dwóch dopuszczalnych kadencjach prezydenckich, Putinowi się nie spodobała. Natomiast do poprawki Tierieszkowej, aby wyzerować jego dotychczasowe kadencje w związku z nowelizacją konstytucji, odniósł się z pełnym zrozumieniem i akceptacją. Pod jednym wszakże warunkiem (tu ławy pod deputowanymi jękły i znowu atmosfera stała się gęsta od napięcia i niepewności): że zgodzi się na takie sformułowanie Trybunał Konstytucyjny, a ludność zaakceptuje w głosowaniu 22 kwietnia.

Duma ochoczo przyjęła poprawkę Tierieszkowej, przeciwko głosowali tylko komuniści. Trzecie czytanie odbędzie się już jutro. Wynik nietrudno przewidzieć.

Tak oto Putin zagiął czasoprzestrzeń i w roku 2024 znowu będzie świeżym wyzerowanym kandydatem na prezydenta i może w zgodzie z ustawami i konstytucją rządzić spokojnie do 2036 roku. Co najmniej, bo przecież nie wiemy, jakie zaginanie czasoprzestrzeni przyda się wcześniej czy później. Może się zresztą przydać do zmiany personalnej – Putin może wskazać następcę i udzielić mu wsparcia w przedterminowych wyborach prezydenckich. Scenariusz operacji sukcesyjnej ma, jak się wydaje, kilka wariantów. „Putin plus minus nieskończoność” to tylko jeden z nich. Ostatnio moskiewskie wróble znowu się rozćwierkały o pogarszającym się stanie zdrowia WWP. To żadna nowość, już wielokrotnie o tym plotkowano – niemniej to ptasie radio nadaje zwykle nie bez kozery. Czas pokaże.

Petersburski politolog Dmitrij Trawin napisał w komentarzu na FB: „Putin przedłużył sobie pełnomocnictwa na zawsze. No niby tak, ale jakoś na trybunie w Dumie nie wyglądał na triumfatora. Z ludem dogadał się, gdy lud milczał [cytat z „Borysa Godunowa” Puszkina]. Ale problemy Putina zaczną wkrótce narastać. Proszę zwrócić uwagę: po raz pierwszy od dwudziestu lat WWP sięgnął po rozwiązanie proste – chodzi o utrzymanie władzy i nic więcej. Przedtem jego doradcy starali się, aby była równowaga między trzymaniem władzy i wysokim rankingiem poparcia. Teraz Putin stał się zakładnikiem swoich siłowików. Bo jeżeli lud zacznie mocno wyrażać swoje niezadowolenie, to nieformalną legitymację władzy Putina będą mogli obronić tylko siłowicy”.

Media społecznościowe wybuchły feerią komentarzy, memów i dowcipów. „Władimir Władimirowicz w pełni poparł ideę Władimira Władimirowicza pozostania na stanowisku Władimira Władimirowicza tak długo, jak zechce Władimir Władimirowicz”. A jeden z komentujących napisał: „Bogurodzico, wyzeruj Putina!”.

Białe krzesła dla MH17

9 marca. Pod ambasadą Rosji w Niderlandach stanęło wczoraj 298 białych krzeseł. To niema prośba rodzin ofiar o ukaranie sprawców tragedii samolotu pasażerskiego Malaysia Airlines, zestrzelonego nad Donbasem 17 lipca 2014 r. „Może przynajmniej dowiemy się prawdy” – mówili krewni. Dziś w Amsterdamie ruszył proces w sprawie tej katastrofy – większość ofiar to obywatele Niderlandów, stąd ta lokalizacja.

O spowodowanie śmierci 298 pasażerów oskarżeni są trzej Rosjanie – Igor Girkin vel Striełkow, generał Siergiej Dubinski („Chmurny”) i pułkownik Oleg Pułatow („Giurza”) – oraz obywatel Ukrainy Łeonid Charczenko („Kret”). Jak podkreślają prawnicy, to nie jest pełna lista. W toku śledztwa ustalono, że samolot został zestrzelony z rosyjskiego zestawu „Buk”, należącego do 53. Brygady Wojsk Rakietowych w Kursku w Rosji, który został nielegalnie przetransportowany na Ukrainę do strefy, gdzie toczyły się walki. Ustalenia te potwierdził dziś w sądzie prokurator.

Wezwania sądowe zostały wystosowane do wszystkich wyżej wymienionych, ale żaden z nich nie stawił się dziś na rozprawie – ława oskarżonych świeciła pustkami. Tylko Pułatow przysłał dwoje prawników, aby go reprezentowali. Siergiej Dubinski aktualnie przebywa na Krymie, gdzie wypoczywa – tak w każdym razie poinformował w mediach społecznościowych.
Co się dzieje z Girkinem? Ostatnio wypowiadał się niepochlebnie o Władisławie Surkowie, który z ramienia Kremla zawiadywał „rosyjską wiosną” na Donbasie, sterował ręcznie separatystami. Girkin-Striełkow nie po raz pierwszy krytykuje Kreml za niezborną politykę na Ukrainie – wielokrotnie wypowiadał się negatywnie i o Putinie. Jego zdaniem operacja ukraińska była nieudana, doprowadziła do kompromitacji idei „ruskiego miru”. O niepowodzenia Girkin oskarża personalnie Surkowa, ale nie tylko.

Striełkow wydaje się nadal nie rozumieć, że w 2014 r. nie chodziło obronę Donbasu przed „kijowską juntą”, a o zrobienie tam bałaganu, który uniemożliwi Ukrainie rozwój i prowadzenie prozachodniej polityki. A co do samego procesu, to Girkin na początku lutego oznajmił, że nie ma najmniejszego zamiaru składać zeznań: „Nie uznaję tego sądu, nie uznaję tego oskarżenia, ci ludzie nie mają prawa mnie sądzić”.

Pułatow z kolei twierdzi, że nie ma z zestrzeleniem samolotu żadnego związku i nie rozumie, dlaczego ma stawić się w sądzie.

Zdaniem prawników, proces będzie trwać długo, może nawet kilka lat. Sprawozdania z procesu będzie można śledzić na stronie internetowej (https://www.courtmh17.com/ – przewidziane jest tłumaczenie na angielski).

Rosja wytoczyła znowu swoje armaty z fake newsami, podważającymi wersję śledztwa międzynarodowej grupy śledczej JIT. Dzisiejsze wydanie „Wiesti” zamieściło spory materiał o początku procesu. Prowadzący od razu zastrzegł, że „z góry można przewidzieć wynik”. A to dlatego, że sąd uznaje materiały śledztwa, a Rosja ma do niego uwagi, a w ogóle to nie została do śledztwa dopuszczona, a Ukraina została dopuszczona, a rosyjskie materiały nie zostały uwzględnione. Śledczy faktycznie wysłali do Rosji prośbę o ustosunkowanie się do kilku pytań, Moskwa na niektóre pytania odpowiedziała, ale okazało się, że… sfałszowała przekaz.

5 marca holenderska gazeta „Volkskrant” opublikowała obszerny artykuł o manipulacjach Rosji w sprawie zestrzelenia MH17 (https://www.volkskrant.nl/kijkverder/v/2020/russische-manipulatie-en-sabotage-in-mh17-onderzoek~v335877/?referer=https%3A%2F%2F). Opisane w niej zostały znane już akcje: szum medialny, mnożenie wersji, wrzutki fake news, hakerzy z Fancy Bear itd., a także nowe dane o operacjach GRU w 2018 r. w Rotterdamie (celem była siedziba prokuratury generalnej) oraz w Malezji.

Na łamach tej samej gazety Sander van Luik, którego brat Klaas-Willem zginął w katastrofie, pisze (cytuję za https://www.svoboda.org/a/30477171.html): „Federacja Rosyjska pragnie być szanowana na całym świecie, ale od sześciu lat zachowuje się [w sprawie zestrzelenia MH17] jak szczur, który chowa się w kanalizacji. Potoki kłamstwa wybijające z tej kanalizacji są wprost niesamowite. Być może nacisnęli guzik pomyłkowo. Ale wszystko, co doprowadziło do tragedii i wszystko, co zostało zrobione potem, już pomyłką nie było. Dostarczono separatystom broń, dostarczono „Buk”. [A potem było] ukrywanie dowodów i świadków. Rzeka kłamstwa. To wszystko zrobiono już świadomie. Ten proces będzie pojedynkiem godności i cynizmu”.

Dwie rocznice

5 marca 1953 roku Józef Wissarionowicz Stalin upadł na podłogę w swoim pokoju na daczy w Kuncewie, przeleżał porażony wylewem kilka godzin i nie odzyskawszy zmysłów, zmarł. Na jego pogrzebie szloch wstrząsał nie tylko najbliższą rodziną – płakały w poczuciu osierocenia tłumy ludzi, wierzących w jego boskość i wątpiących w to, czy bez niego w ogóle możliwe jest życie na Ziemi, a w każdym razie w wielkim kraju, którym rządził prawie trzydzieści lat.

*

5 marca 1940 roku zebrało się Biuro Polityczne KC WKP(b) i wydało tajną dyrektywę w sprawie egzekucji polskich jeńców wojennych, przetrzymywanych w obozach w Ostaszkowie, Starobielsku i Kozielsku. „Sprawy rozpatrywać w trybie nadzwyczajnym, zastosować najwyższy wymiar kary – rozstrzelanie. Sprawy rozpatrzeć bez wzywania aresztowanych i bez przedstawienia aktu oskarżenia, decyzji o zakończeniu śledztwa […] Sprawy mają być rozpatrywane przez trójkę [NKWD] w składzie tow. Wsiewołod Mierkułow, Bogdan Kobułow (szef Głównego Zarządu Gospodarczego NKWD), Leonid Basztakow (naczelnik 1 oddziału specjalnego NKWD)”. Trzy dni wcześniej towarzysz Ławrientij Beria, ludowy komisarz spraw wewnętrznych, wystosował do Stalina tajną notatkę (nr 794/B), w której określił przetrzymywanych w obozach i więzieniach polskich jeńców jako „zdeklarowanych i nie rokujących nadziei na poprawę wrogów władzy sowieckiej”. Wobec powyższego NKWD uważa za uzasadnione rozstrzelanie tego podejrzanego elementu.

Od 3 kwietnia do 21 maja 1940 roku rozstrzelano 22 tysiące jeńców. Bez sądu, bez możliwości obrony, bez dania racji, potajemnie, zrzucając ofiary mordu buciorem do rowu wykopanego w lesie. Pamięć o zamordowanych w Katyniu przysypano piaskiem zapomnienia. Gdy mogiły znaleźli w 1943 r. Niemcy, Sowieci wytoczyli wielką armatę propagandy i utkali całun kłamstwa, wskazując jako sprawców Niemców.

Na zorganizowanej dziś przez Centrum Dialogu Polsko-Rosyjskiego konferencji poświęconej pamięci o Katyniu badacz tych wydarzeń Nikita Pietrow ze stowarzyszenia Memoriał mówił o swoich badaniach nad ustaleniem personaliów enkawudzistów, którzy brali udział w katyńskich egzekucjach. „To fascynująca praca – odtwarzanie ludzkich życiorysów, dochodzenie, kim byli ci ludzie, jak dalej potoczyły się losy. Już żaden z katów nie żyje, ostatnia osoba zmarła w 2003 r. Kiedyś z Aleksandrem Gurjanowem myśleliśmy, że władze nie udostępniają dokumentów, dopóki żyją sprawcy, ale gdy już ich nie będzie, to archiwa będzie można otworzyć. Nic takiego się nie stało, wręcz przeciwnie, zbrodnia – choć oficjalnie potępiona przed laty przez władze – jest nadal anonimowa”. Coraz częściej w mediach można spotkać za to publikacje wskazujące na niemieckie sprawstwo zbrodni (tak jak dzisiejsza wypowiedź Władisława Szweda dla agencji RIA NOVOSTI – https://ria.ru/20200305/1568164675.html). Pietrow zwraca uwagę, że po ostatnich badaniach może wskazać personalnie wykonawców tajnej dyrektywy Politbiura z 5 marca 1940 r., tymczasem niemieckich sprawców nikt nigdy nie wskazał. Nawet w czasach ZSRR, gdy oficjalna propaganda trzymała się „wersji niemieckiej”.

Przypominanie o zbrodni katyńskiej jest bardzo nie w smak dzisiejszym władzom Rosji. Władimir Putin szykuje bombastyczne obchody 75. rocznicy Pobiedy 9 maja, w oficjalnej narracji lansowany jest mit o niepokalanym poczęciu zwycięstwa, zatem takie ciemne strony wojny jak pakt Ribbentrop-Mołotow czy zbrodnia katyńska, które mit ten obalają, nie pasują do wyznaczonej linii sakralizacji wojny. Moskwa nie chce o nich wspominać, a tym bardziej się z tego tłumaczyć. Wielkie trąby propagandy będą zapewne zagłuszać niewygodne pytania, wskrzeszać „wersję niemiecką” czy „anty-Katyń”.

O pewnym brzasku w katyńskim lasku
Strzelali do nas Sowieci…

Ze Stalinem i bez Stalina, część piąta

1 marca. Poprzednią część cyklu o miejscu Stalina w polityce jego następców na stanowisku sekretarza generalnego KPZR zakończyłam na „schyłkowym Breżniewie”. Umiarkowany, stopniowo pogrążający kraj w marazmie, unikający zadrażnień na tle historycznym (i nie tylko), lansujący własną wersję historii ZSRR, zwłaszcza przebiegu wielkiej wojny ojczyźnianej, Leonid Iljicz wolał spuścić nad postacią Stalina zasłonę milczenia. Lepiej było o nim nie mówić niż mówić.

Breżniew zmarł w 1982 r., wcześniej przez długi czas chorował, kwestia destalinizacji czy restalinizacji na pewno nie należała do pierwszoplanowych zadań partii wobec ogromu wyzwań i postępującego paraliżu systemu. Ster władzy przeszedł w ręce dyrektora KGB, Jurija Władimirowicza Andropowa. Jak przystało na szefa potężnego, złowróżbnego molocha, prześwietlającego społeczeństwo, ścigającego wolnomyślicieli i walczącego na froncie ideologicznym (i nie tylko) z zagranicą, Andropow był postacią tajemniczą. Jego biografia zawiera wiele znaków zapytania i niejasnych zwrotów. Zdaniem wielu obserwatorów, historyków i biografów Andropow był zwolennikiem twardej linii. Krytykował Chruszczowa za sposób rozprawienia się z kultem jednostki, doskonale zdawał sobie przy tym sprawę, że Chruszczow jest umoczony w stalinowskie zbrodnie. Przy czym Andropow Stalina zbrodniarzem nigdy nie nazywał. Jurij Władimirowicz cenił Ojca Narodów za jego dzieło, miał zwyczaj powtarzać, że nastanie dzień, gdy imię Stalina zostanie docenione przez rzeczone wszystkie narody świata.

Za Andropowa zmienił się kierunek myślenia o epoce stalinowskiej – jeśli za Breżniewa, zwłaszcza w drugiej połowie jego długich rządów, Stalin był niechętnie widzianym gościem w dostępnej dla szerokiej publiki debacie czy na ekranach kin i kartach książek, to Andropow zapuścił „przywracanie pamięci”. O Stalinie mówiono dobrze i z szacunkiem. Z podręczników zniknęły wzmianki o „błędach i wypaczeniach” Józefa Wissarionowicza.

Andropow rządził piętnaście miesięcy, przez ostatnie tygodnie był przykuty do szpitalnego łóżka (cierpiał na poważną chorobę nerek). Zmarł w lutym 1984 r. Na główny piedestał władzy wstąpił równie wiekowy i równie twardogłowy Konstantin Ustinowicz Czernienko.
Pogrzeb Andropowa odbywał się z przewidzianą dla najwyższych partyjnych notabli pompą. Uroczystość transmitowała telewizja. Był mroźny lutowy dzień. Zanim kondukt ruszył, Czernienko zwrócił się do premiera Nikołaja Tichonowa z pytaniem: „Zdejmujemy czapki? Zimno…”. Mikrofony telewizji były włączone, toteż pytanie Czernienki poszło w eter, usłyszeli je widzowie w całym kraju.

Nie przeszkodziło to Czernience w objęciu schedy po Andropowie. Kontynuował kurs poprzednika na heroizację Stalina i jego popleczników, a potem nawet się mocno w tym rozkręcił. Osobiście wręczył legitymację partyjną Wiaczesławowi Mołotowowi, któremu po latach przywrócono członkostwo KPZR (wraz z kilkoma innymi bliskimi współpracownikami Stalina został on wykluczony z partii w 1961 r. na fali chruszczowowskiej odwilży). Za czasów Czernienki do ZSRR mogła powrócić Swietłana Alliłujewa, córka Stalina, która w 1967 r. uciekła z ZSRR i zamieszkała w Stanach Zjednoczonych (co było wielkim skandalem i rysą na wizerunku Sowietów).

Czernienko miał i inne szeroko zakrojone plany, jeśli chodzi o rehabilitację Stalina. Był przekonany, że referat Chruszczowa i destalinizacja były wielkim błędem i uczyniły krajowi wielką krzywdę. Tę krzywdę należało naprawić. Państwo Stalina było dla Czernienki ideałem, do którego pragnął dążyć, chciał więc pełnowymiarowego przywrócenia ideologizacji społeczeństwa w stalinowskim stylu: od najmłodszych lat.

Wraz ze zbliżaniem się czterdziestej rocznicy zwycięstwa gensek w 1985 r. wzmógł wysiłki na rzecz uczczenia „wielkiego poprzednika”. Na 9 maja 1985 r. Czernienko szykował wielkie zmiany – chciał przywrócić nazwę Stalingrad Wołgogradowi (wiele lat wcześniej ten pomysł rzucił Andropow, ale sam nie miał okazji go zrealizować). Zlecił przygotowanie materiałów korygujących oficjalną linię propagandową partii i nakazujących odejście od „subiektywnego podejścia do oceny działalności Stalina” z drugiej połowy lat pięćdziesiątych.

Planu tego jednak nie wprowadzono w życie. Jak głosił krążący po Moskwie bezlitosny dowcip (przytoczony przez Leonida Parfionowa w cyklu „Namiedni”): Вы будете смеяться, но Черненко тоже умер (Będziecie się śmiać, ale Czernienko też umarł). 10 marca 1985 r. – śmierć Czernienki – to ważna data w historii ZSRR. Jak się miało niebawem okazać, oznaczała bowiem koniec sowieckiej gerontokracji i początek nowej ery. Czernienko był ostatnim sowieckim przywódcą pochowanym pod murem Kremla – na tym niewielkim cmentarzyku, na którym w 1961 r. zakopano wyniesione z mauzoleum ciało Stalina.

Jeszcze w czasie, gdy formalnie rządził Czernienko (był ciężko chory po tajemniczym otruciu wędzoną rybą, przysłaną w darze przez ministra spraw wewnętrznych i często nie był w stanie pełnić obowiązków), na szczytach partii trwała intensywna dyskusja na temat dalszych działań: frakcja konserwatywna chciała trwać w marazmie breżniewowszczyzny, a nawet powrócić do stalinowskich porządków, frakcja zmian zmierzała do przetrząśnięcia niewydolnego systemu, większe otwarcie w polityce zagranicznej itd. Konserwa lansowała na stanowisko genseka Grigorija Romanowa (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2008/06/09/kto-jest-spadkobierca-romanowa/), przeciwnicy widzieli zaś na czele partii młodego Michaiła Gorbaczowa. Wygrała frakcja zmian. Ogłoszono program pierestrojki i głasnosti (jawności). O tym, co to oznaczało dla destalinizacji/restalinizacji, w następnej części.

CDN.