Ustawa amnestyjna, przyjęta w dwudziestą rocznicę konstytucji, o kilka miesięcy skróciła wyroki uczestniczkom skandalizującego nabożeństwa punkowego – członkinie zespołu Pussy Riot Maria Alochina i Nadieżda Tołokonnikowa wyszły dziś na wolność.
Obydwie z mety oświadczyły, że zamierzają poświęcić się działalności na rzecz obrony praw człowieka, w pierwszym rzędzie pomagać tym, którzy siedzą.
Alochina powiedziała, że gotowa była siedzieć do końca wyroku. „Gdyby nie to, że amnestia jest przymusowa, to nie wyszłabym z kolonii. Ta amnestia nie jest aktem humanitaryzmu, a akcją PR” – oznajmiła. I dodała jeszcze, że gdyby miała taką możliwość, to dokończyłaby punk-modlitwę „Bogurodzico, przegoń Putina”. Nic nie wskazuje na to, że w miejscu odosobnienia skruszała. Wręcz przeciwnie. Tołokonnikowa z kolei jeszcze siedząc w kolonii karnej w Mordowii wysłała list z opisem warunków pobytu i pracy w łagrze. List opublikowały światowe media. Sprawa zrobiła się głośna, bo Tołokonnikowa wyciągnęła na światło dzienne kilka grzechów głównych systemu penitencjarnego. Prowadziła głodówkę, protestując przeciwko temu, jak jest traktowana. Zyskała tylko tyle, że z Mordowii przeniesiono ją do Kraju Krasnojarskiego (przy czym wieziono ją przez kilka dni, nie informując rodziny, dokąd mianowicie). Zaraz po wyjściu Tołokonnikowa zadeklarowała, że będzie domagać się zwolnienia naczelnika mordowskiego oddziału Federalnej Służby Więziennictwa, „w przeciwnym razie nic się nie zmieni i ludzi będą tu zabijać i fizycznie, i moralnie”. „Uwięzienie uczyniło mnie silniejszą. Nie wiem, czym można zastraszyć człowieka, który odsiedział dwa lata” – podsumowała odsiadkę. Też nie skruszała. Co więcej, wezwała, by zbojkotować igrzyska w Soczi i rosyjskie ropę i gaz. Chyba prezydent Putin nadal nie będzie się chciał z nią przyjaźnić. A ona z nim.
Pod amnestię nie podpadł partner biznesowy Chodorkowskiego, Płaton Lebiediew (kończy odsiadkę w maju 2014). Skomentował wydarzenia ostatnich dni: „Jestem bardzo rad za wszystkich tych, którzy wyszli na wolność na mocy amnestii. Bardzo się cieszę z powodu Michaiła. W Rosji wszystko jest możliwe – i wsadzić kogoś bezprawnie, i wypuścić”.
Wczoraj Chodorkowski odbył dwie konferencje prasowe w Berlinie – jedną dla wąskiego, drugą dla szerokiego kręgu dziennikarzy. Sensacji nie było. Chodorkowski wypowiadał się ostrożnie, ważąc każde słowo. Potwierdził część wcześniejszych spekulacji o zawarciu ugody z władzami. W skrócie: rezygnacja z uprawiania polityki w zamian za wolność.
Fantastyczne są okoliczności towarzyszące jego uwolnieniu. O drugiej w nocy „zek numer jeden” został zerwany z pryczy przez naczelnika kolonii karnej. Naczelnik oznajmił, że Chodorkowski ma jechać do domu. Zgodnie z regułami gatunkowymi politycznego thrillera szpiegowskiego, do domu jednak nie pojechał. Pod bramą kolonii w Siegieży czekał na niego samochód, który ekspresowo dostarczył go na plac, gdzie czekał śmigłowiec. Śmigłowiec poleciał do Pitra. W Pitrze niewyspany Michaiła Borysowicz został zapakowany do prywatnego samolotu niemieckiego biznesmena. Po drodze pono dowiedział się, że nie poleci do Moskwy, tylko do Berlina. Poleciał. Nazajutrz do stolicy Niemiec doleciała rodzina. Z kilku źródeł zostały wypuszczone wieści, że swoje uwolnienie Chodorkowski zawdzięcza „tajnej niemieckiej dyplomacji”. Zabrzmiało ciekawie, znowu zgodnie z wymogami gatunku powieści szpiegowskich. Najciekawsze jest to, w jaki sposób i w jakim celu dobijano targu o wolność dla Chodorkowskiego. Pytań jest multum. Ułaskawienie Chodorkowskiego nosi znamiona operacji specjalnej. Tajna umowa – komunikat prezydenta o ułaskawieniu rzucony od niechcenia przez ramię – uwolnienie z kolonii – wszędzie gotowe konie pocztowe, by trojka wioząca ważnego zeka dojechała gdzie trzeba – dokumenty podróży w porządku. Po co to wszystko?
Niedawno rosyjska telewizja wyemitowała serial Walerija Todorowskiego „Odwilż” o wegetariańskich czasach – latach sześćdziesiątych, Chruszczowowskim poluzowaniu, które po antyludzkiej zimie stalinizmu zdawało się wiosną swobody. Serial został zilustrowany muzycznie wpadającą w ucho piosenką „Ach, kak ja była wlublena, i czto tiepier’ – ja dumała, eto wiesna, a eto ottiepiel” (Ach, jakże byłam zakochana i co teraz – myślałam, że to wiosna, a to odwilż). Przez media przetoczyła się dyskusja, czemu tak modna jest dziś w Rosji nostalgia po tych czasach i czy można znaleźć jakieś analogie z czasami dzisiejszymi. Czy teraz – to szczególnie nasiliło się w związku z amnestią i ułaskawieniem Chodorkowskiego – mamy do czynienia z wiosną czy tylko z krótkotrwałą odwilżą? Odwilż to w meteorologii niebezpieczna pora, łudzi, że będzie ciepło, w każdym razie cieplej. Czasem zwiastuje nastanie wiosennych roztopów, a czasem jest tylko przerwą przed kolejnym atakiem mrozów.
Amnestia może być związana z chęcią poprawy wizerunku prezydenta Putina, któremu zależy na dobrej atmosferze wokół igrzysk w Soczi. Ale Duma pracuje zgodnie z planem: przyjmuje kolejne ustawy, świadczące o politycznych przymrozkach. W ostatnich dniach np. znany skądinąd najbardziej radioaktywny deputowany Dumy Andriej Ługowoj zgłosił projekt ustawy, zgodnie z którą mają być blokowane strony internetowe, na których zostaną zamieszczone komunikaty o zwoływaniu niesankcjonowanych zgromadzeń publicznych. 20 grudnia Duma przyjęła ustawę w drugim i trzecim czytaniu. Ja dumała, eto wiesna, a eto daże nie ottiepiel.
Archiwa tagu: amnestia
Biedni ludzie
„Oni tupyje”, oni są tępi. To lejtmotyw firmowego monologu satyryka Michaiła Zadornowa. Kim są ci tępi „oni”? Wiadomo, Amierikosy-pindosy. Ich tępota przejawia się – o czym szeroko Zadornow opowiada w monologu – w tym, że nie potrafią kombinować. Tacy prostoduszni, postępują wedle instrukcji, trzymają się procedur. Co innego my – pełni inwencji, zaradni, każdego wyprowadzimy w pole, za przykładem Iwana Susanina i innych spryciarzy.
Zadornow ma ogromną widownię, na jego koncerty przychodzą tysiące, transmisje tych koncertów w telewizji oglądają miliony. Trzeba przyznać, że artysta ma dar przekonywania. Jego programów naoglądali się najwidoczniej rosyjscy dyplomaci pracujący w Nowym Jorku w konsulacie i przedstawicielstwie Rosji w ONZ.
Tydzień temu okazało się, że 49 dyplomatów (11 z nich nadal pracuje w USA) w ciągu ostatnich dziewięciu lat nacięło amerykański budżet na 1,5 mln dolarów, wyłudzając pieniądze na ubezpieczenie medyczne. Fałszowali dane dotyczące zarobków i podszywali się pod biednych ludzi, którym program Medicaid pomaga płacić za usługi medyczne. Jednocześnie wzbogaceni na tępocie prostodusznych Amerykanów rosyjscy dyplomaci robili drogie zakupy, np. u Swarovskiego i Tiffany’ego. Żyje się raz.
Rosyjski MSZ zareagował na upublicznienie tych danych natychmiast. Wiceminister spraw zagranicznych agencji Interfax powiedział, że Rosja też ma określone pretensje do zachowania amerykańskich dyplomatów w Moskwie, jednak informacji o tym nie podaje do wiadomości ogółu. Poradził amerykańskim kolegom, by w podobnych wypadkach korzystali z kanałów dyplomatycznych. A poza tym – to nieładnie śledzić dyplomatów, którzy powinni cieszyć się nietykalnością.
Strona amerykańska liczy na to, że Moskwa pozbawi jedenastu pozostających jeszcze w Nowym Jorku dyplomatów immunitetu lub odwoła ich z placówek i nakaże powrót do kraju.
O skandalu napisały niemal wszystkie amerykańskie gazety, w Rosji – tylko opozycyjne media, przeważnie internetowe. Sprawę rozwałkował Aleksiej Nawalny, który w tej materii czuje się jak ryba w wodzie. „Nowaja Gazieta” skomentowała rzecz następująco: „Jeżeli odrzucić patos i zapomnieć, że dyplomaci to ludzie reprezentujący za granicą politykę, interesy i prestiż swego kraju, to mamy do czynienia z realnym problemem bytowym. […] Rosyjscy dyplomaci nie mają w USA ubezpieczenia medycznego i sami płacą za leczenie. W przedstawicielstwie Rosji przy ONZ działa punkt medyczny, zapewniający podstawowe usługi medyczne. Ale bardziej przy skomplikowanych przypadkach chorych kieruje się do amerykańskich szpitali. W odróżnieniu od Rosjan pracownikom większości akredytowanych w Nowym Jorku zagranicznych placówek pracodawca opłaca kompleksowe ubezpieczenie medyczne, obejmujące członków rodziny. Wychodzi na to, że gdybyśmy my, rosyjscy podatnicy, opłacali ubezpieczenie naszym dyplomatom, to skandalu by nie było?”.
Trudno powiedzieć. Dzisiaj telewizja CNN poinformowała, że podejrzewani o wyłudzenie pieniędzy rosyjscy dyplomaci mogli być pod obserwacją amerykańskich służb, gdyż mogli zajmować się szpiegostwem. Z tym że służby nie mają na to w rękach niezbitych dowodów.
W praktyce dyplomatycznej jeżeli jakiś kraj usuwa ze swego terytorium dyplomatów drugiego kraju, to ten drugi kraj na ogół odpowiada pięknym za nadobne. Można się zatem spodziewać dalszego ciągu tej historii. Wątek szpiegowski daje szerokie pole do popisu.
*
Dwa dni temu napisałam, że szykowana w Rosji amnestia nie obejmie Pussy Riot i aktywistów Greenpeace. Dziś już więcej wiadomo o wniesionej przez Putina do Dumy ustawie – amnestia dotyczyć będzie 20-25 tysięcy osób. Także osób skazanych z art. 213 kk (chuligaństwo). A zatem teoretycznie i Tołokonnikowa (ostatnio została przewieziona z kolonii karnej w Mordwie do kolonii karnej w Kraju Krasnojarskim), i Alochina, i załoga Arctic Sunrise, i część targanych za udział w demonstracji 6 maja mogą wyjść na wolność. Na razie nazwisk nie znamy, znamy dzisiejsze komentarze przewidujące optymistycznie, że ci więźniowie i aresztowani zostaną wypuszczeni z rąk rosyjskiego wymiaru sprawiedliwości. Część spekulacji dotyczy jeszcze jednego ciekawego przypadku – czołgany od roku po różnych prokuratorskich dywanach były minister obrony Anatolij Sierdiukow, wobec którego kilka dni temu wszczęto sprawę karną z art. 293 (niedbalstwo), też może skorzystać z amnestii.
A Chodorkowski nie wyjdzie.
Cień wielkiej kraty
Szykuje się amnestia. Za kilka dni dwudziestolecie konstytucji – z tej okazji pewne kategorie więźniów mogą wyjść przedterminowo na wolność. Według doniesień prasy amnestia ma być „szeroka”. Ale nie obejmie ani dziewczyn z Pussy Riot, ani więźniów 6 maja (uczestników demonstracji w przeddzień zaprzysiężenia Putina na obecną kadencję, którym przypisuje się spowodowanie zamieszek i czynną napaść na policjantów), ani czekających na proces działaczy Greenpeace, ani Nawalnego (skazanego na wyrok w zawieszeniu), ani Chodorkowskiego.
Drugi wyrok Chodorkowskiego kończy się w sierpniu przyszłego roku (na stronie internetowej khodorkovsky.ru odliczane są dni odsiadki, które więzień ma już za sobą: 3697 i te, które zostały do końca wyroku: 259). Wczoraj media podały, że wobec Chodorkowskiego toczą się jakieś kolejne śledztwa. Zastępca prokuratora generalnego Aleksandr Zwiagincew powiedział w wywiadzie dla agencji Interfax, że „wobec Chodorkowskiego i kilku innych osób toczą się postępowania karne, mające dobrą perspektywę sądową”.
Obrońcy Chodorkowskiego nie dysponują żadnymi informacjami o nowych postępowaniach w stosunku do ich klienta. Adwokat Wadim Kluwgant przypomniał, że grupa śledcza pracująca nad sprawą Chodorkowskiego i Lebiediewa powstała jedenaście lat temu. Jego zdaniem, do tej pory zajmuje się ona fabrykowaniem spraw karnych w stosunku do Chodorkowskiego. „Jeżeli została podjęta decyzja, by nadal prześladować Chodorkowskiego, to możemy się spodziewać wszystkiego. Jak już nie będzie można wydłubać niczego nowego ze starej sprawy Jukosu, to być może podejrzane wydadzą się zarobki Chodorkowskiego w kolonii karnej”.
Prokurator oznajmił, że w interesach śledztwa żadnych komentarzy dawać nie będzie. Znalazł się wszelako jakiś anonimowy informator, który uchylił rąbka tajemnicy: chodzi o wypranie za granicą 10 mld dolarów, jakoby wykradzionych przez Chodorkowskiego i grupę jego współpracowników. To jedna ze spraw „wydzielonych” z głównej sprawy Jukosu wszczętej w 2003 roku.
Kilka tygodni temu, kiedy stuknęło dziesięć lat od momentu, kiedy ekswłaściciel Jukosu stracił wolność, wielu komentatorów zastanawiało się, czy Chodorkowski stanowi jeszcze zagrożenie dla Putina. Pisałam o tym w poście: http://labuszewska.blog.onet.pl/2013/10/25/jeden-dzien-michaila-borysowicza/). I wielu twierdziło, że już nie. Zwłaszcza że sam „zek numer jeden” deklaruje od jakiegoś czasu, że po wyjściu z więzienia nie zamierza zajmować się polityką. Ale widocznie Kreml w te zapewnienia nie wierzy.