Archiwa tagu: kampania wizerunkowa

Multi-kulti

Ulubieniec władz Moskwy i całej Rosji, rzeźbiarz Zurab Cereteli, autor paskudnego pomnika Piotra Wielkiego ustawionego nad rzeką Moskwą oraz wielu innych kiczowatych monumentów, wyrzeźbił jakiś czas temu Władimira Putina. Postać przypominająca z twarzy prezydenta Rosji wyposażona była w mocną klatę gladiatora i przyobleczona w dżudogę. Kremlowski dwór produkcją pana Ceretelego nie zachwycił się jednak i pięciometrowy pomnik przez jakiś czas stał skromnie na podwórku pracowni rzeźbiarza, później publiczność straciła z nią kontakt wzrokowy (nie wiem, co się z dziełem ostatecznie stało). Co do innych przejawów spontanicznej miłości ludu i rzeszy posłusznych urzędników – to Kreml nie zwalczał ich już tak ochoczo.

Portrety Putina można kupić w sklepie w stoiskach „Artykuły biurowe”. Bo też w każdym gabinecie urzędnika, szanującego się biznesmena, w każdej instytucji państwowej, w każdej szkole, w każdym biurze, w każdej jednostce wojskowej musi zawisnąć wizerunek głowy państwa – Putin zamyślony, zadowolony, pochylony z troską nad problemami kraju, Putin w czapce marynarza czy hełmie pilota naddźwiękowców.

 

W komentarzu do postu o sekcie, oddającej Putinowi cześć boską, pan Andrzej napisał: „Zastanawia mnie fakt, czy… działalność tego typu sekt nie wpisuje się w zjawisko budowania kultu Putina zupełnie tak jak to zwykle tego typu kult powstaje w krajach rządzących przez dyktatorów…. że Dyktator jest wszędzie obecny…. jest też zbawcą narodu i często właśnie darem niebios”. W budowaniu kultu Putina czy jakiegokolwiek innego przywódcy-autokraty rola sekt – nawet takich „odjechanych” jak sekta pani Frołowej – jest, jak sądzę, minimalna i nieistotna. Obecnie nad tworzeniem wizerunku wodza pracuje sztab specjalistów (co ciekawe, Kreml odwołuje się do praktyki i wiedzy specjalistów zachodnich, wynajmuje do „roboty wizerunkowej” znane amerykańskie agencje PR).

A poza tym pracuje tradycja. Pomniki Lenina stały w ZSRR wszędzie, do pewnego momentu obok stały też pomniki Stalina. Portrety wodzów proletariatu zdobiły każdą radziecką ścianę. Tradycja nieco miękła, kiedy na Kremlu nastawał mniej przywiązany do własnej wielkości przywódca i natychmiast się odradzała, kiedy tylko zaczynał mu pasować kostium „zbawcy narodu i daru niebios”, jak napisał pan Andrzej.

Urzędnik czuje się lepiej, kiedy ze ściany jego gabinetu spogląda nań przywódca. Pod takim protektoratem czuje się po prostu bezpieczniej. No i wie, komu służy.

W rosyjskojęzycznej wersji Wikipedii jest hasło „Kult Putina”. Do przejawów wzrostu kultu prezydenta autorzy hasła zaliczyli histerię proputinowską, jaką obserwowaliśmy przed grudniowym plebiscytem poparcia (nazywanym też „wyborami do Dumy Państwowej”). A poza tym: „pojawienie się wielkiej liczby chwalebnych książek, nieprzeliczone mrowie popiersi (gipsowych i brązowych), portretów różnej wielkości; wizerunki Putina można napotkać na dywanach, szczoteczkach do zębów i pisankach; na cześć Putina nazywane są gatunki pomidorów; za przejaw kultu należy uznać dokumentalne chwalebne filmy, np. film na jubileusz 55-lecia Putina w reżyserii Nikity Michałkowa [dodać można jeszcze przebojowe piosenki w rodzaju „Chcę takiego jak Putin”] (…). Sam Putin nie pochwala kultu, obawiając się porównania ze Stalinem”.

Kult Putina wydaje się dziś utrwalony. A teraz proszę sobie uświadomić, że za dwa i pół miesiąca Rosjanie pójdą do urn, aby oddać głosy na nowego prezydenta – Dmitrija Miedwiediewa. A Putin, jak sam deklaruje, zostanie premierem (nagłaśniane przed 2 grudnia nawoływania do okrzyknięcia go „narodowym liderem” dziwnie przycichły). Czyj portret zawiśnie w gabinecie premiera? A w innych gabinetach? A pan Miedwiediew powiesi sobie u siebie portret Putina? A może powstanie nowy kult? Podwójny?

Rosyjscy urzędnicy już dziś pewnie przeżywają zawrót głowy.