Elita polityczna i społeczeństwo muszą zdecydować, jakie ma być państwo, które chcą budować. Bez tego niemożliwe będzie opracowanie scenariuszy rozwoju kraju – tak w przeddzień obrad międzynarodowego klubu ekspertów Wałdaj mówił jeden z jego założycieli, członek Rady ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej Siergiej Karaganow. Klub wałdajski od lat spotyka się z przedstawicielami najwyższych władz partyjnych i państwowych, by pospołu wskazywać drogę ku świetlanej przyszłości. W duchu oświeconego miękkiego autorytaryzmu, nazywanego przez nich samych liberalizmem.
Karaganow w wywiadzie dla „Kommiersanta” mówił ciekawe rzeczy podające w wątpliwość to, czy nawet w tym liberalnie nastrojonym gronie uda się wypracować jakieś sensowne koncepcje, skoro elita polityczna podzieliła się – i to nie tylko pod względem ideowym (podział na reformatorski obóz liberałów i zachowawczo-patriotyczny obóz konserwatystów), ale także wzdłuż linii podziałów regionalnych czy profesjonalnych. „Elita jest podzielona tak bardzo, że prawie osiągnęła poziom rozbicia z początków lat 90. XX wieku. Ludzie nie rozmawiają ze sobą, dlatego że albo nie myślą o przyszłości, albo chcą zostawić wszystko tak, jak jest”.
Eksperci z klubu wałdajskiego mimo wątpliwości, czy mają do kogo kierować rezultaty swoich prac, przygotowują cztery scenariusze rozwoju. Karaganow wskazuje, że „głównymi bohaterami” wszystkich scenariuszy są: ceny ropy naftowej oraz elita polityczna kraju. I trochę tę elitę straszy: jeżeli elita stwierdzi, że nie należy reformować gospodarki, to w momencie spadku cen ropy wydarzenia w Rosji będą się rozwijać według najgorszego scenariusza. Jeżeli ceny się nie zmienią, a elita zastygnie w bezczynności, to Rosja będzie „się zwijać”, a nie rozwijać. W razie wprowadzenia niezbędnych reform, sytuacja w Rosji będzie stabilna nawet, gdy ceny spadną. Jeżeli ceny się nie zmienią, a reformy zostaną wdrożone, to zdaniem Karaganowa, „Rosja ruszy z kopyta”.
Obserwując poczynania władz, trudno dostrzec zamiar dokonania szeroko zakrojonych reform, mających przynieść Rosji modernizację, otwarcie na świat i w efekcie – owo „ruszenie z kopyta”. Na scenie wewnętrznej trwa przykręcanie śruby oraz zabiegi „bloku gospodarczego” o dobrą pozycję przy dzieleniu smakowitego tortu, na scenie zewnętrznej widać symptomy odwracania się od Zachodu.
Jeden z głównych ekspertów z otoczenia Dmitrija Miedwiediewa, kiedy ten był prezydentem i głosił modernizacyjne hasła, Jewgienij Gontmacher napisał o rekonstrukcji „doktryny Putina”: „Prezydent dokonał wyboru strategii. Nie została ona zapisana na papierze – w przeciwieństwie do licznych koncepcji z lat 2000. (nie zrealizowanych), ale można ją wyczytać z tego, co się dzieje. Z dwóch wariantów: (1) integracja z Zachodem, co dawałoby choćby minimalne gwarancje podtrzymania wewnętrznej stabilności i (2) odwrócenie się do Zachodu plecami, przeorientowanie się w stosunkach gospodarczych na Chiny, a także aktywizacja procesów integracyjnych na obszarze postsowieckim, prezydent wybrał drugi wariant. […] Dla dokonania wyboru na scenie wewnętrznej na rzecz konserwatyzmu miało znaczenie to, że doszło do masowych protestów [wokół wyborów]. Okazało się, że społeczeństwo, otrzymawszy w poprzednich sytych latach obfitej renty naftowej wzrost poziomu życia, zamiast pokornej wdzięczności wobec przywódcy zażądało od niego uczciwych wyborów i szacunku dla siebie. […] Putin zamiast pójść na spotkanie tych 15-20% niezadowolonych aktywnych Rosjan, wolał oprzeć się na konserwatywnych, a wręcz fundamentalistycznych warstwach”. W przeciwieństwie do Karaganowa, który ma nadzieję, że władze zechcą skorzystać z owoców pracy twórczej klubu wałdajskiego i kiwnąć palcem w stronę liberalnych reform, Gontmacher zdaje się powoli szykować do wywieszenia napisu „Koniec złudzeń, panowie”.
Klub wałdajski nie jest jedynym klubem eksperckim, w którym wykuwane są scenariusze dla Rosji. We wrześniu powstał klub izborski zrzeszający ekspertów o poglądach konserwatywno-patriotycznych. Również oni zamierzają opracować swój raport analityczny i przekazać go władzom. Członek klubu izborskiego znany literat, publicysta i płomienny ideolog, redaktor gazety „Zawtra”, barwny Aleksandr Prochanow jak Wernyhora rwie malowniczo włos z głowy i wieszczy: „świat i Rosja znajdują się na krawędzi kolosalnych wstrząsów. Tymczasem Rosja nie jest przygotowana do wojny – nie mamy broni, nie mamy gospodarki, w społeczeństwie nie ma świadomości obronnej”. Zdaniem Prochanowa, jeśli Rosja nie zrezygnuje z liberalizmu, to liberalizm ostatecznie wykończy rosyjską gospodarkę. Rosji niezbędny jest zatem „projekt mobilizacyjny”, którego kołem zamachowym ma być kompleks zbrojeniowy – „muszą powstać nowe zakłady przemysłowe, broń nowego typu”, a społeczeństwo musi się zjednoczyć pod tymi zbawiennymi hasłami.
Eksperci obu nurtów mają się spotkać i dyskutować. Na razie bez otwartej eksperckiej dyskusji w ramach Administracji Prezydenta powołano na mocy dekretu Władimira Putina nową strukturę – zarząd ds. projektów społecznych. Jego zadaniem ma być „umocnienie wychowania patriotycznego i duchowo-moralnych podstaw społeczeństwa rosyjskiego”. Pod światłym przewodem zarządu obywatele będą teraz kochać ojczyznę nie urzędowo, a szczerze. Zarząd powstał z osobistej inicjatywy prezydenta, który według kremlowskich gadających głów, „od dawna jest zaniepokojony upadkiem norm społecznych”. Na wrześniowej naradzie poświęconej wychowaniu patriotycznemu podkreślał, jak ważna jest praca nad świadomością społeczeństwa, „wypaczenia narodowej świadomości historycznej i moralnej niejednokrotnie doprowadziły do katastrofy całe państwa”. W celach wychowawczych mają powstać odpowiednie filmy, książki, praca odbywać się będzie w szkołach, ponadto urzędnicy kremlowskiego zarządu będą rozmawiać z przedsiębiorcami, pracującymi w Rosji. Bo to teraz patriotycznie pracować w Rosji (jak pokazuje choćby opisywany przeze mnie kilka dni temu przykład Giennadija Timczenki).
Satyryk Wiktor Szenderowicz w zjadliwym komentarzu stwierdza jednoznacznie, że cały ten projekt jest kolejnym powodem do „raspiłu babła” dla tych, którzy dorwą się do dojnej krowy budżetu zarządu. Cytuje w tym kontekście niezrównanego XIX-wiecznego pisarza Michaiła Sałtykowa-Szczedrina, który od podszewki znał rosyjskie wstydliwe bolączki i z troską satyryka piętnował je w swoich przenikliwych książkach, zawierających przytomną i dogłębną analizę stanów społecznej świadomości: Zajęli się wychowaniem patriotycznym? Najwidoczniej się nakradli.
Dwa kluby i jeden zarząd
1 odpowiedź