18 sierpnia. Poznali się z Wołodią Putinem w latach siedemdziesiątych w ponurej instytucji, która rzucała złowrogi cień na cały kraj i okolice. Obaj uczyli się języków obcych i mieli zasilić oddziały walczące na niewidzialnym froncie. Gdy pracodawca się zawalił, uchwycili nowe przyczółki – najpierw w rodzinnym Petersburgu, a potem w Moskwie. Objęcie najważniejszego przyczółku na Kremlu przez Putina oznaczało awans również dla kolegów. W tym dla Siergieja Iwanowa, bo o nim będzie mowa.
Był wiernym pretorianinem Putina. W 2008 roku był brany pod uwagę jako kandydat do grzania carskiego tronu, gdy Putin postanowił przez cztery lata udawać, że nie rządzi Rosją. Ci, którym dane było zaglądać za kulisy kremlowskiego teatrum, mówili, że Iwanow dostał pocztą pantoflową zapewnienie, że to on zostanie prezydentem. A gdy już witał się z gąską i nabierał powietrza w płuca, aby wydać okrzyk triumfu, Putin ogłosił wszem wobec, że wybiera Miedwiediewa. Iwanow podobno bardzo to przeżył, na kilka dni zniknął z radarów, powiadali, że „uszoł w zapoj”.
Ale dzielnie się pozbierał i pozostał w grze o wysokie stołki, co najważniejsze – utrzymał miejsce w pobliżu Putina. Krytycy zwracali uwagę, że nie odznaczył się ani szczególną inwencją, ani pomysłowością, powierzone odcinki zawalał, zajmował się plotkami i intrygami. Zdaniem dziennikarza Konstantina Gaaze (Slon.ru), „Iwanow to klasyczny przykład sowieckiego czekisty, opętanego myślą o globalnych teoriach spiskowych. Ma w głowie ciągle jakieś kampanie przeciwko rosyjskiemu biznesowi, wszystkich podejrzewa o knucie przeciwko rosyjskim politykom za granicą, opowiada szpiegowskie historyjki. I tyle. […] Ta formacja myślowa nie pozwala na dostrzeżenie ważnych dla męża stanu czy choćby zdolnego polityka rzeczy jak gospodarka, interesy biznesu, obiektywne problemy globalizacji”.
Od 2011 roku Iwanow był szefem administracji prezydenta. Bardzo ważna funkcja, świadcząca o wysokim zaufaniu prezydenta. To on kieruje ruchem wokół głowy państwa. Choć oczywiście to nie on podejmuje decyzje – decyzje podejmuje prezydent.
I oto po serii roszad kadrowych na szczeblu gubernatorów (pisałam o tym pod koniec lipca: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/07/29/putin-robi-porzadki/) Putin wykonał ruch w swym najbliższym kręgu – zdymisjonował Iwanowa. To był szok. Domysłom i spekulacjom nie było końca: czyżby to miało znaczyć, że na Kremlu dojrzewał spisek przeciwko Putinowi? Czasy są niepewne, wysokie fale kołyszą arką władzy, wszystkiego się można spodziewać w tej napiętej atmosferze.
Jakie były przyczyny dymisji, nie wiemy. Możemy się domyślać, nic więcej. Wersja oficjalna głosi, że Iwanow odszedł na własną prośbę. Obejmie nieważne stanowisko – będzie specjalnym przedstawicielem prezydenta ds. ekologii i transportu. Czy to koniec kariery wiernego druha? Niekoniecznie. Kluczowe może okazać się to, że Iwanow nie został wypędzony poza najbliższy krąg współpracowników prezydenta. Jak napisał dziennik „Wiedomosti”, Iwanow zachował status członka Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, choć ekologiczna synekurka nie daje mu formalnie powodu, by zachować tę godność. Rada Bezpieczeństwa jest od lat czymś w rodzaju biura politycznego – to w tym gremium zapadają najważniejsze decyzje polityczne w kraju. Utrzymanie tej pozycji w Radzie może świadczyć o tym, że Iwanow jednak nie wypadł z łaski i żadnych spisków nie było. Iwanow został w odwodzie, nie stracił szans na powrót, może zostanie wyciągnięty zza kulis w stosownym momencie. A może i nie. Może proces przesadzania kolegów i podwładnych toczyć się będzie na szczytach władzy dalej. Może zapoczątkowane odmładzanie kadr ma jakiś strategiczny cel. Mówię o odmładzaniu kadr, bo następcą Iwanowa na stanowisku szefa prezydenckiej administracji został przedstawiciel młodszego pokolenia klerków, Anton Wajno. Ale to temat na oddzielną opowieść, o czym niebawem.
A teraz jeszcze na zakończenie śmiała teza przedstawiona przez wspomnianego wyżej Konstantina Gaaze: zmiana na stanowisku szefa administracji wiąże się z planami przeprowadzenia przedterminowych wyborów prezydenta. Terminowe przewidywane są w 2018 roku, a te przyspieszone miałyby się odbyć już w marcu 2017 roku. Dlaczego? Gaaze tłumaczy to tak: „Intryga polegałaby na tym, aby bezproblemowo przedłużyć prezydencki mandat Putina i aby zakończyć jednocześnie proces przekazywania władzy młodszej generacji putinowskiej elity”. Zdaniem dziennikarza, wierchuszka walczy o wpływy, kremlowska kamaryla chce wyciąć „grupę Miedwiediewa”, wzmacnia się Federalna Służba Bezpieczeństwa, stan zdrowia prezydenta jest niepokojący, zaostrzenie stosunków z Ukrainą – to są te czynniki, które niepokoją i każą zapewnić spokój wszędzie tam, gdzie można. A Iwanow był intrygantem i kiepskim menedżerem. Podobno Putin dawno już miał go dosyć, a na te czasy potrzebny jest ktoś sprawniejszy. Może i tak. W końcu przestawianie terminu wyborów zostało już przetrenowane kilkakrotnie u sąsiadów zza miedzy, wzorce więc są, tylko brać.