25 sierpnia. Pewnego jesiennego dnia 2012 roku wczesnym rankiem funkcjonariusze Komitetu Śledczego załomotali do drzwi wysoko ulokowanej menedżerki ministerstwa obrony i Oboronserwisu (mienie wojskowe), ponętnej blondyny, Jewgienii Wasiljewej. Drzwi otworzył im postawny mężczyzna w piżamie, przecierający zaspane oczy. Funkcjonariusze też przetarli oczy, bo tym gościem w nocnym negliżu okazał się minister obrony Anatolij Sierdiukow, żonaty z córką ekspremiera Wiktora Zubkowa, oficjalnie mieszkający w tym samym luksusowym apartamentowcu. Powodem wizyty panów z komitetu był skandal związany z nielegalnymi machinacjami w resorcie obrony. Powierzone zastępowi blond aniołków z panią Wasiljewą na czele mienie wojskowe zostało przez ten znakomity team zagospodarowane na lewo. Okazja była świetna, bo armia przepoczwarzała się zgodnie z planem Putina, a przy tej transformacji kręciły się miliony i miliardy. Grzech byłoby nie skorzystać. Sierdiukow zapłacił za aferę posadą ministra. Nie, nie, spokojnie, żadna krzywda mu się nie stała. Był przesłuchiwany. Jako świadek. I tyle.
Natomiast pani Wasiljewa stała się główną oskarżoną w procesie o sprzeniewierzenie mienia wojskowego. I tu zaczyna się fascynujący serial z gatunku rzewnych oper mydlanych. „Niewolnica Isaura” to przy historii Jewgienii Wasiljewej arcydzieło subtelności w dobrym guście. Na czas śledztwa Jewgienia została osadzona miłościwie w areszcie domowym. Och, to na pewno było straszne: ciasne mieszkanko, jedyne trzynaście pokoi, dostęp do Internetu, prasy, radia, telewizji (także w sensie jak najbardziej dosłownym – podejrzana udzielała wywiadów). Najdotkliwsza okazała się rozłąka z ukochanym, pod dyktando nieludzkiej tęsknoty Jewgienija napisała do sądu prośbę o zezwolenie na zamieszkanie z Sierdiukowem. Najbardziej humanitarny sąd na świecie wprawdzie odrzucił ten łzawy wniosek, ale zezwolił zakochanym na widzenia. Nie zezwolił przy tym na opuszczanie mieszkania, ale Jewgienia nic sobie z tego nie robiła, odwiedzała banki i galerie handlowe. Co za wyrafinowane umiłowanie wolności.
W trakcie zamknięcia w domowych kazamatach w Jewgienii obudziły się liczne talenty artystyczne. Tabloidy z upodobaniem publikowały zdjęcia Wasiljewej na tle jej dzieł malarskich: np. portretu roześmianego Putina w oleju. W ciągu czterech miesięcy aresztantka zapaćkała około setki płócien. W kwietniu ubiegłego roku zorganizowano personalną wystawę tych pretensjonalnych bohomazów „Kwiaty z niewoli”. Od patrzenia na płótna zęby bolą, tymczasem recenzje krytyków były przychylne. Powstał album jej dzieł. „Komsomolskaja Prawda” pisała, że obrazy Wasiljewej chodzą po 50 tysięcy dolarów.
Żenia pisze też wiersze. Wydała cały tomik liryki miłosnej w nakładzie pięciuset egzemplarzy. Ale to jeszcze nie wszystko: pokazała się od najlepszej strony także w muzyce i tańcu. Najpierw na prośbę licznych wielbicieli ekspresyjna dama zamieszczała w sieciach społecznościowych wystudiowane zdjęcia w prowokacyjnych pozach i prowokacyjnych strojach, ukazujących apetyczne uda. A potem poszła na całość w klipie do piosenki o różowiutkich kapciach od ukochanego: https://www.youtube.com/watch?v=XI2SDYj9RR4. To był hit nad hity – na YouTube obejrzało go prawie dwa i pół miliona widzów. Wasiljewa napisała potem w Twitterze, że po wyznaniu, jakie uczyniła w piosence, Sierdiukow powinien się z nią ożenić. Zgodnie z regułami oper mydlanych, to wielce pożądany zwrot akcji. Niemniej Wasiljewą czekał jeszcze proces.
Postawiono jej dwanaście zarzutów, czyny te zagrożone były karą do dwunastu lat pozbawienia wolności. W maju 2015 roku sąd skazał Wasiljewą na pięć lat, przy czym 2,5 roku kręcenia się po mieszkaniu zaliczył na poczet odbycia kary. Po ogłoszeniu wyroku Żenia oczekiwała na etap do kobiecej kolonii karnej w obwodzie władymirskim w areszcie śledczym Pieczatniki. Nieszczęsna skarżyła się na niewygodny, zbyt cienki materac i brak pilnika do paznokci. Publiczność internetowa rżała w głos. Smakowano domniemania, w co mianowicie wżynają się metalowe elementy pryczy, pokryte cienkim materacykiem. Podejrzewano, że pilnik przyda się Wasiljewej jeszcze do piłowania „babła”, czyli ulubionego sportu rosyjskiej biurokracji: rozkradania państwowych pieniędzy.
Potem periodycznie pojawiały się w sieciach społecznościowych wieści, że Wasiljewa nie siedzi w kolonii karnej, tylko ukrywa się gdzieś pod Niceą, a karę za nią odbywa jakaś podstawiona kobieta. Obrońcy praw człowieka chcieli odwiedzić więźniarkę, ale jej w kolonii nie znaleźli. Dama z pilniczkiem nie zasypiała gruszek w popiele. Skorzystała z pierwszej nadarzającej się okazji i złożyła wniosek o przedterminowe zwolnienie (uprzednio ojciec Wasiljewej wpłacił równowartość zasądzonej szkody – 216 mln rubli) po niespełna czterech miesiącach odsiadki (jeżeli w ogóle do kolonii dojechała).
I oto dzisiaj rano agencje informacyjne ogłosiły, że Wasiljewa może wyjść na wolność. Naczelnik kolonii oznajmił, że Jewgienia przestrzegała regulaminu, pracowała, dobrze odnosiła się do współwięźniarek, nosiła się schludnie, przejawiała zainteresowanie zajęciami kulturalnymi (pewnie śpiewała o różowych kapciach), „wzięła udział w psychologicznym programie skorygowania osobowości” (cokolwiek to znaczy), „prawdopodobieństwo recydywy niewielkie”, i – trąby, werble, światło przygasa – „miejsce do spania utrzymywała w czystości i porządku”. A zatem wszelkie podstawy do zwolnienia są, nieprawdaż? „Dla wysokich kremlowskich klanów, sprawujących opiekę nad Wasiljewą, najważniejsze było to, że podczas rozprawy muza ministra nikogo nie wsypała. Teraz jej się odwdzięczają – wysuwa przypuszczenia Giennadij Gudkow. – Ciekawe jest to, że na Kremlu zaostrzyła się walka klanów. Signum temporis: zaczęły one działać coraz bardziej samodzielnie, nie uzgadniając swoich posunięć z gwarantem [czyli Putinem], ci ludzie sami wydają polecenia sądom, służbie więziennej, prokuraturze. […] A siłowicy nie mogą się połapać, które polecenia są „prawdziwe”, skonsultowane z Kremlem, a które nie. Świadczy to o narastającym kryzysie na szczytach władzy”. Może i tak, takiej tezy niepodobna zweryfikować. Przedterminowe zwolnienie Wasiljewej świadczy o tym, że rosyjski sąd kieruje się specyficzną logiką, zgodną z interesami systemu. Skazuje na realne wysokie wyroki uczestników demonstracji na placu Błotnym w przeddzień inauguracji Putina w maju 2012 – bo to ludzie występujący przeciwko systemowi. Wsadza do kolonii karnej brata Aleksieja Nawalnego – wroga systemu. Ekologa Witiszko skazuje na kilka lat za napisanie na ogrodzeniu pałacu gubernatora „Złodziej” – bo ekolog Witiszko staje się wrogiem systemu, wyciągając na światło dzienne tajne sprawki ludzi władzy. Wyciąga Chodorkowskiemu jakieś wyimaginowane zarzuty – bo to wróg systemu. A Jewgienija Wasiljewa nie jest wrogiem systemu, jest tego systemu częścią, pobierała rentę korupcyjną jak tysiące jej podobnych, w myśl logiki systemu to nie tylko nic zdrożnego, ale wręcz jego sól i istota. Wpadka i proces Wasiljewej były zapewne rezultatem porachunków wewnątrzkremlowskich – ktoś komuś chciał doraźnie pokazać miejsce w szeregu. Miękkie traktowanie i jeszcze bardziej miękkie lądowanie Wasiljewej mieszczą się w wewnątrzsystemowej logice: udajemy, że ścigamy korupcję, swoich nie zostawiamy w biedzie, odpokutowała, wystarczy.
Dzisiaj sprawiedliwy rosyjski sąd, ważny element systemu, ogłosił wyrok w jeszcze jednym procesie: Olega Siencowa i Aleksandra Kolczenki. Ale to temat na oddzielną opowieść. W zupełnie innym stylu.