Kiedy byli nastolatkami, ćwiczyli wspólnie chwyty dżudo. Kiedy jeden z nich zaczynał swój niewolniczy trud na galerach, a drugi był dyrektorem petersburskiej Szkoły Mistrzów Sportu, wspólnie wydali podręcznik sztuk walki „Dżudo – historia, teoria, praktyka” i inne książki poświęcone tej dyscyplinie. Dziś jeden z dżudoków nadal haruje na kremlowskich galerach, a drugi jest zasłużonym trenerem, działaczem sportowym, deputowanym Dumy Państwowej z ramienia Jednej Rosji, prezesem Międzynarodowej Federacji Sambo. Obaj troszczą się o pozytywny wizerunek Rosji w świecie.
O kim mowa? Dżudoka na galerach to prezydent Władimir Putin, a jego dawny partner na tatami i współautor książek o umiłowanym sporcie to Wasilij Szestakow. Znowu mają coś wspólnie do zagrania.
W Londynie podano do wiadomości, że pod koniec czerwca zarejestrowano tu fundację „Pozytywna Rosja”. Jej zadaniem jest popieranie wszelkich inicjatyw mających na celu stworzenie pozytywnego wizerunku Rosji w Wielkiej Brytanii i nie tylko. Na czele fundacji stanął Szestakow.
Brytyjska „Pozytywna Rosja” nie jest pierwszą instytucją, zajmującą się kreowaniem dobrego wizerunku współczesnej Rosji poza jej granicami (od razu powstaje też historyczna paralela: ZSRR po mistrzowsku wykorzystywał postępowych zachodnich intelektualistów i ludzi kultury do głoszenia chwały komunizmu, za Leninem nazywano ich poetycko „pożytecznymi idiotami”). Dwa rosyjskie instytuty demokracji i współpracy powstały przed sześciu laty w Paryżu i Nowym Jorku. Na ich czele stanęli zasłużeni towarzysze walki ideologicznej. Prawnuk Wiaczesława Mołotowa, Wiaczesław Nikonow objął z kolei stanowisko utworzonej też kilka lat temu fundacji „Russkij Mir”, do której zadań należy propagowanie rosyjskiej kultury i utrwalanie dobrego wrażenia o Rosji. Czy wizerunek Rosji w świecie poprawił się dzięki tym domom kultury radzieckiej? Może by się i poprawił, gdyby nie to, że rosyjska rzeczywistość na świecie niespecjalnie się podoba: fałszowanie wyborów czy przykręcanie śruby na każdym odcinku frontu (w tym m.in. wprowadzenie obowiązku rejestrowania się jako zagraniczni agenci dla NGO, finansowanych z zagranicy).
Ale wróćmy do „Pozytywnej Rosji”. Jak miesiąc temu pisała petersburska „Fontanka”, w pałacu Kensington odbyła się uroczystość, podczas której spotkali się przedstawiciele brytyjskiej arystokracji i Rosjanie z czołówki listy „Forbesa”. Na czele delegacji rosyjskich miliarderów stanął Wasilij Szestakow – miliarderem wprawdzie nie jest, ale w maju został obdarzony tytułem honorowego obywatela londyńskiego City. Ponadto według oficjalnych zapowiedzi, wieczór poświęcony był 75-leciu sambo. Ale korespondent „Fontanki” donosił, że tak naprawdę chodziło nie o sporty walki i popychanie kandydatury sambo jako dyscypliny olimpijskiej, ale o lobbing pomysłu fundacji „Pozytywna Rosja”. Tak na marginesie, bankiet odbył się na koszt przyjaciela Silvio Berlusconiego, honorowego prezesa włoskiej federacji sambo, Vincenzo Traniego.
I jeszcze jedno: „Struktury, podobne do „Pozytywnej Rosji” są zagranicznymi agentami w czystej postaci – napisał w komentarzu na portalu „Slon.ru” Paweł Czernomorski. – Per analogiam można by wymienić British Council czy francuski odpowiednik, kształtujące pozytywny wizerunek swoich krajów na świecie [tak na marginesie: filie British Council zostały z Rosji wypchnięte w 2008 roku – http://labuszewska.blog.onet.pl/2008/01/22/british-council-w-trybach-przykrej-wojny/; u siebie żadnych „zagranicznych agentów” Rosja nie toleruje, a sama chętnie z gościnności niezrażonych wyspiarzy korzysta – AŁ]. Rosja na razie nie może się pochwalić sukcesami w dziedzinie propagowania pozytywnego wizerunku. Zamiast globalnej agencji piarowskiej u nas powstają puste synekury z tytułami i niemałym finansowaniem z budżetu”.
Teraz jak to w celebryckich bajkach bywa, Szestakow zapewnia na prawo i lewo, że to Anglicy wystąpili z propozycją stworzenia takiej fundacji, która będzie pracować nad wizażem Rosji. Takiej propozycji wychodzącej od brytyjskiego premiera i bliskiego krewnego angielskiej królowej nie można odrzucić.
Szestakow zresztą ostatnio poszalał w Londynie jako lobbysta nie tylko w swojej dyscyplinie, ale znacznie szerzej. Dzisiaj uskrzydlony komentował zawarcie umowy sponsorskiej pomiędzy Aerofłotem a klubem Manchester United: „To doniosły krok z punktu widzenia wizerunku kraju. Taka reklama [piłkarze Manchesteru będą nosić na koszulkach emblemat Aerofłotu i latać na imprezy sportowe samolotami rosyjskiego przewoźnika] działa na ludzi. Patrzą na koszulkę zawodnika, widzą napis Aerofłot i od razu przychodzi im na myśl, że to dobre linie z dobrego kraju”.
„Kotlety otdielno, muchi otdielno” – powiedział kiedyś Władimir Putin, wyprowadzony z równowagi przez prezydenta Łukaszenkę podczas dyskusji o buksującej integracji. Ten słynny cytat można by zastosować do opisu rosyjsko-brytyjskich zawiłości. Bo z jednej strony honorowy obywatel City Szestakow, Aerofłot i przyjemne party w pałacu Kensington, a z drugiej lista Magnitskiego (ostatnio podano do wiadomości, że Londyn sporządził własną listę złożoną z 60 nazwisk Rosjan), rosyjscy antyputinowscy emigranci i jadowita prasa, krytykująca Putina od stóp do głów.
Zagraniczny agent Putina
1 odpowiedź