6 października. Tekst zawierający w ultymatywnej formie postulaty Moskwy pod adresem Waszyngtonu powstawał najprawdopodobniej w wielkim pośpiechu, dużo w nim chaosu i spontanu.
Chodzi o ustawę, której projekt prezydent Putin wniósł w trybie ekstraordynaryjnym do Dumy. Tekst zawiera spis czynności, które Stany Zjednoczone powinny – najlepiej natychmiast – wykonać, aby skłonić Rosję do przychylności i powrotu do współpracy w dziedzinie utylizacji wzbogaconego plutonu. Dlaczego Moskwa wycofuje się z realizacji porozumienia z USA w sprawie plutonu? Bo zmieniła się bardzo atmosfera na linii Moskwa-Waszyngton, wujek Sam bruździ, zagraża bezpieczeństwu Rosji, Rosja musi więc zadbać o swoje interesy. A w ramach tej troski o bezpieczeństwo żąda od Stanów, aby:
– zniesiono sankcje
– anulowano ustawę Magnitskiego (na jej podstawie w 2012 wprowadzono indywidualne sankcje wobec osób, podejrzewanych o sprawstwo śmierci prawnika Hermitage Siergieja Magnitskiego)
– zredukowano infrastrukturę wojskową z państw, przyjętych do NATO po 2000 r. (m.in. państwa bałtyckie)
– odwołano postanowienia amerykańskich aktów prawnych popierających Ukrainę
– wypłacono rekompensatę za straty spowodowane sankcjami zachodnimi i antysankcjami rosyjskimi.
Tylko tyle. A gdy USA wypełnią te żądania, wtedy będzie można porozmawiać o nowym porozumieniu w sprawie plutonu oraz innych ciekawych rzeczach, które interesują Rosję w międzynarodowych grach.
Żądania wygórowane? To mało powiedziane.
Władimir Władimirowicz staje się coraz mniej przewidywalny. Od decyzji do decyzji droga krótka. W kremlowskich gabinetach od pewnego czasu najwidoczniej nie dzieli się już włosa na czworo, nie przewiduje dalekosiężnych konsekwencji takiego czy innego posunięcia. Ciach, ciach. Wywracamy stolik, gdy coś idzie nie po naszej myśli. I niech się inni martwią.
Plutonowy wyskok Putina nastąpił w momencie dla Rosji niekorzystnym. Kilka dni wcześniej świat wysłuchał raportu JIT, grupy śledczych pracujących nad wyjaśnieniem przyczyn katastrofy nieszczęsnego samolotu pasażerskiego Maleysian Airlines nad Donbasem (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2016/09/30/lepsza-rosyjska-prawda/). Wynika z niego, że feralny Buk, który zestrzelił samolot, przyjechał z terytorium Rosji i potem tam powrócił. Kreml nie ma dobrej odpowiedzi na te zarzuty, plącze się w zeznaniach, kluczy, mataczy, wznosi groźne okrzyki. I liczy, że gra na czas i zaprzeczanie oczywistości wystarczą. Ponadto światowe media rozkrzyczały się o zbombardowaniu szpitala w syryjskim Aleppo, przypisując winę za to Rosji i jej klientowi, Asadowi. W artykułach w „New York Times” (i nie tylko) sugerowano, że na Kremlu zapanowała panika.
I stąd być może ten dziwny projekt ustawy, swoista ucieczka do przodu, ponowne wyrwanie kart z rąk partnerów, pospieszne ich przetasowanie i komunikat, że rozdajemy i licytujemy od nowa. Z tym że teraz na stole leży pluton. Jak za starych dobrych lat zimnej wojny.
Julia Łatynina na łamach „Nowej Gaziety” twierdzi, że Kreml postanowił wycofać się z porozumienia o utylizacji plutonu dlatego, że Amerykanie zmienili zamiary co do metod utylizacji ze względu na wielkie koszty metod przewidzianych w umowie, zakład, który miał się zajmować utylizacją, nie powstał. No i Putin się o to za nich obraził, powiedział, że w takim razie w ogóle z Obamą zrywa i podpisał dekret o zawieszeniu realizacji plutonowego porozumienia. A przy okazji wyłuszczył „wsiu prawdu matku”, co myśli o zdradzieckich Pindosach (obraźliwe określenie Amerykanów w potocznym języku rosyjskim), którzy mu się nieustannie plączą pod nogami, gdy on tutaj Rosję dźwiga z kolan.
Jednym z pól, gdzie rozgrywa się rywalizacja z Zachodem, jest Syria. I to jeszcze jeden ważny element tła decyzji o wycofaniu się z porozumienia o utylizacji plutonu. Bo przecież w przeddzień Stany Zjednoczone ogłosiły, że przerywają kontakty z Moskwą w ramach prób pokojowego uregulowania konfliktu w Syrii. Waszyngton stwierdził tym samym, że wszelkie zabiegi o zawieszenie broni zakończyły się porażką. Czyli jako porażkę ocenił linię polityczną sekretarza stanu Kerry’ego, który chciał się z Rosją dogadywać. Minister Ławrow od lutego mydlił oczy swojemu amerykańskiemu koledze, obficie bił dyplomatyczną pianę podczas długaśnych negocjacji „na wyczerpanie przeciwnika”, tymczasem Rosja dbała o interes swój i Asada i ani myślała z tego rezygnować. Rosyjskie lotnictwo (rzekomo wycofane kilka miesięcy temu) wraz z syryjskimi siłami rządowymi prasowało wrogów Asada, nie zważając na Amerykę.
A jeszcze przecież na to, co dzieje się na linii Moskwa-Waszyngton, trzeba popatrzyć również w kontekście zbliżających się wielkimi krokami wyborów prezydenckich w USA. Głosowanie blisko, coraz bliżej. Może ta wymieniona na wstępie lista żądań Putina to szkic do planu rozmów z nową amerykańską administracją.