Nie ma pewności

28 października 2024. Czy mechanizmy adaptacji decydują o tym, jak obywatele Federacji Rosyjskiej traktują rozpętaną przez Putina inwazję na Ukrainę?

To nie będzie akademicka rozprawa, próbująca odpowiedzieć na zadane w nagłówku pytanie. Raczej opowieść jednego z tych, którzy odrzucili mechanizm adaptacji i dostrzegają zagrożenia, o jednym z tych, którzy starają się dopasować i skupiać na swoich sprawach.

Ta opowieść, której fragmenty poniżej zacytuję, wyciągnęła mi z odmętów pamięci wiersz Leszka Aleksandra Moczulskiego:
Na szarość naszych nocy
na naszą bezimienność
na szarość i nijakość
jutrzejszych naszych marzeń
na twarzy przezroczystość
na twarzy bez wyrazu
na nasze oddalenie
na naszą nieobecność
i rozmów obojętność
listek, iskierkę, cień
jak kotwicę

wbij w nasze serce
*
Siergiej Miedwiediew, politolog, socjolog i dziennikarz, pracuje na Uniwersytecie Karola w Pradze; Rosja przypięła mu łatkę „agenta zagranicznego”. Od wielu lat jest współpracownikiem Radia Swoboda. Z uwagą przygląda się Rosji, analizuje, zadaje trudne pytania. Na swoim profilu na Facebooku zamieścił wzmiankę o spotkaniu ze swoim byłym studentem. Posłuchajcie: „Pamiętam go z dawnych lat, jeszcze jako licealista przychodził na moje wykłady do Muzeum im. Puszkina. Moskwianin, łebski gość, teraz kończy licencjat w Wyższej Szkole Ekonomii w Moskwie [z tą uczelnią Miedwiediew był w przeszłości związany przez wiele lat]. Spotkaliśmy się, wypytywałem go o to, jak jego koledzy studenci odnoszą się do wojny i tego wszystkiego, co się dzieje. Z jego odpowiedzi wywnioskowałem, że ten temat nie jest w ogóle obecny w rozmowach, to nie powód do refleksji. To znaczy oni nawet nazywają wojnę wojną, rozumieją, że na wojnie giną ludzie, ale uznają to za element rzeczywistości, jako jedną z zasad gry, coś, czego nie są w stanie zmienić. Dla niego to oczywiście nieszczęście, ale nie katastrofa. Wojna toczy się gdzieś tam, wojna jest dla tych, którzy generalnie żyją daleko, na marginesie: dla więźniów, dla mieszkańców biednych prowincjonalnych regionów. Ale nie dla takich jak on – młodych, zdolnych, odnoszących sukcesy. Aktywność tzw. patriotów na uczelni? Cały ten ruch Biały Kruk, zbiórki dla uczestników specjalnej operacji wojskowej […] czy tworzenie filii Wyższej Szkoły Ekonomii w Doniecku czy Ługańsku – tak, to jest, ale gdzieś obok. I on to nawet ocenia jako rzecz żenującą. Podobnie jak ogromne plakaty wzywające, by zgłaszać się na wojnę, podpisywać kontrakty, wiszące na stacjach metra. Ale nie ma ich znowu tak wiele, więcej jest reklam telefonii komórkowej.

Psychologicznym problemem wojna jest dla niektórych studentów wydziałów humanistycznych, ale nie dla tych, którzy studiują na wydziałach technicznych – dla programistów, matematyków. W szczególności dla ekonomistów to nie jest żaden problem. Dla nich to czas wielu możliwości. 21-letnich młodziaków przyjmują takie znane firmy jak Yandex […], na początek nowi pracownicy dostają na rękę ekwiwalent 3 tysięcy euro. Problemy? Jakie problemy? Moskwa żyje swoim burzliwym życiem, a życie płynie.

Z rodzicami mój student o wojnie nie rozmawia. Mama jest nauczycielką, ojciec biznesmenem. Codziennie oglądają telewizję, która ich formatuje i podpowiada słowa, których mają używać w opisie rzeczywistości. Ukraińców wszyscy żałują, ale wszyscy są też przekonani, że to sami Ukraińcy zbombardowali i zniszczyli Mariupol. Student sam doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co dzieje się w kraju, w tym wie o represjach (to też nie jest problem, wszyscy wokół wiedzą, że po pierwszej „administratiwce” [zapewne chodzi o karę aresztu administracyjnego] trzeba raczej wyjechać za granicę), ale cóż – życie, młodość, perspektywy są ważniejsze.

Powiedział jeszcze, że jego optyka związana jest z tym, że gdy dorastał, Putin już był, był po prostu od zawsze, represje były normą, a Ukraina była wrogiem. Student nie znał z autopsji czasów, gdy były wybory, a prasa miała margines swobody, na ulicach odbywały się demonstracje. Dla niego to, co się dzieje teraz, to część normy, tyle że obecnie to ma silniejszy wyraz i wydźwięk. Ale to nadal nie jest coś, co burzy jego życie, co powoduje zapaść.

[…] Dla większości ludności Rosji to [co się dzieje] w ogóle nie stanowi problemu – to po prostu część rosyjskiej normy.

Wizyta studenta przypomniała mi o mojej dawnej uczelni – zajrzałem na stronę internetową Wyższej Szkoły Ekonomii. Dowiedziałem się, że we wrześniu ze stanowiska dziekana wydziału nauk społecznych odszedł Andriej Mielwil, akademik z ogromnym doświadczeniem […]. Mógł jakiś czas temu odejść na emeryturę, ale jeszcze przez dwa i pół roku firmował przekształcenie WSE w służalczą instytucję, wysławiającą Z-wojnę, obserwował, jak niszczone jest to, co on z takim trudem wraz z kolegami budował, jeśli chodzi o prestiż szkoły. Jego miejsce zajął Denis Stukał – znakomity fachowiec, młody akademik. Pamiętam, jak jeszcze był studentem, szybko stał się samodzielnym uczonym, wykładowcą. Opublikował masę artykułów na Zachodzie, obronił pracę doktorską na nowojorskim uniwersytecie. I wrócił do Rosji, choć mógł zrobić karierę na dowolnej amerykańskiej uczelni. Wybrał objęcie stanowiska na wydziale ideologii i propagandy w faszystowskiej Rosji.

Rozumiem wszystkie argumenty byłego i obecnego dziekana: zachowanie instytucji, kapitału ludzkiego, obrona młodego pokolenia przed toksycznym środowiskiem, praca w mię przyszłości, gdy to wszystko się zakończy i argumenty w rodzaju „to może lepiej my sami to zróbmy, niż wiecie kto…”. Obawiam się, że kładąc na ołtarzu ofiarnym reputację dla instytucji, człowiek w rezultacie traci i jedno, i drugie”.

Siergiej Miedwiediew pisze o sobie, że czuje się jak dinozaur, który oczekuje przestrzegania starych norm, podczas gdy nowe pokolenia biegną w stronę nowego świata. A nowy świat tych norm albo nie zna, albo nie przestrzega, bo nie chce, bo nie widzi w nich sensu.

I znowu z zakamarków pamięci wyskoczył mi cytat z wiersza. Tym razem to Ewa Lipska:
Był już taki egzamin z historii
kiedy naraz wszyscy uczniowie oblali.
I został po nich uroczysty cmentarz.

Nie ma pewności że to był egzamin.
Nie ma pewności że wszyscy oblali.
Jest pewność że został po nich uroczysty cmentarz.


Czy żołnierze Kima walczą za Putina?

21 października 2024. Rosja nie potwierdza ani nie zaprzecza. Seul alarmuje: reżim Korei Północnej wysyła swoich żołnierzy do Rosji, mają wzmacniać zdolności militarne zaprzyjaźnionego reżimu Putina.

Ambasador Rosji w Korei Południowej Gieorgij Zinowjew został wezwany do południowokoreańskiego MSZ w związku z informacjami o tym, że żołnierze KRL-D biorą udział w wojnie na Ukrainie po stronie wojsk rosyjskich. Seul zażądał od Moskwy natychmiastowego wycofania północnokoreańskich sił ze strefy konfliktu.
Korea Południowa zacieśnienie współpracy wojskowej pomiędzy Rosją a Koreą Północną postrzega jako bezpośrednie zagrożenie dla swojego bezpieczeństwa. Zwłaszcza w sytuacji nakręcanej przez Pjongjang histerii wokół rzekomo narastającego zagrożenia ze strony południowego sąsiada (notabene w optyce Kim Dzong Una – to jego największy wróg). Ambasador Zinowjew niewzruszenie odparł, że współpraca pomiędzy jego krajem a Koreą Północną nie wychodzi poza ramy prawa międzynarodowego i nie jest skierowana przeciwko bezpieczeństwu Korei Południowej. Jednym słowem: firmowe wzruszenie ramion znanej z lekceważenia litery prawa międzynarodowego Rosji.

Politycy Korei Południowej zaalarmowali też NATO. Nowy sekretarz sojuszu Mark Rutte napisał po rozmowie z południowokoreańskim prezydentem tweet: „wysłanie wojsk Korei Północnej, aby walczyły ramię przy ramieniu z rosyjskimi wojskami na Ukrainie będzie oznaczać znaczną eskalację”.

A czy wiadomo, ilu żołnierzy i jakie jednostki zostały wysłane i dokąd? Rzecz w tym, że nie wiadomo. W mediach społecznościowych pojawiły się materiały filmowe, pokazujące żołnierzy, prawdopodobnie północnokoreańskich (ale pewności nie ma) najprawdopodobniej gdzieś w Rosji, komentatorzy piszą, że to najprawdopodobniej okolice Władywostoku. Nieznane jest źródło tych filmików.

Sekretarz prasowy Kremla kluczy i kręci: „informacje o obecności wojskowych z KRL-D na Ukrainie należy traktować jako sprzeczne”. I odesłał zainteresowanych dziennikarzy do ministerstwa obrony, czyli znanej krynicy prawdomówności i otwartości. Ani chybi dziennikarze zyskają jasność w temacie Marioli.

Wróćmy do mediów społecznościowych. Powołując się na przecieki z wywiadu Ukrainy, korespondenci piszą, że północnokoreańscy wojskowi już są od jakiegoś czasu na froncie. Świadczyć o tym miało np. znalezienie 3 października pod Donieckiem ciał sześciu Koreańczyków, najprawdopodobniej instruktorów, wysłanych do Rosji wraz z rakietami KN-23 jako ich obsługa. Pojawiały się też (niepotwierdzone) wieści o dezercji osiemnastu północnokoreańskich żołnierzy. To z myślą o potencjalnych dezerterach władze Korei Południowej przygotowują przepisy, pozwalające na bezzwłoczne uzyskanie południowokoreańskiego obywatelstwa przez tych żołnierzy, którzy zdezerterują lub poddadzą się i trafią do ukraińskiej niewoli.

Z danych wywiadu Korei Południowej wynika, że KRL-D już wysłała do Rosji 1500 wojskowych (to być może ich zdjęcia trafiły do sieci), a w najbliższym czasie na rosyjskie poligony ma przyjechać jeszcze 10 tysięcy żołnierzy. Żadne inne źródła nie potwierdziły na razie (ale też nie zdementowały) tych doniesień wywiadu.

Eksperci wojskowi wypowiadający się dla Radia Swoboda (https://www.sibreal.org/a/izmenyat-li-voennosluzhaschie-iz-kndr-hod-voyny-v-ukraine/33165685.html) nie wykluczają, że wsparcie Kima dla Putina może dotyczyć nie północnokoreańskich jednostek bojowych, a jednostek inżynieryjnych, które będą wznosić niezbędne obiekty infrastruktury wojskowej. Ale w przyszłości niczego wykluczyć nie można. Putin i Kim prezentowali przecież podczas niedawnych spotkań pełne zrozumienie (https://www.tygodnikpowszechny.pl/putin-z-wizyta-w-korei-polnocnej-co-przywiozl-w-darze-z-czym-wroci-187442), a traktat o strategicznym partnerstwie pomiędzy oboma krajami właśnie trafił do Dumy Państwowej. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że niebawem zostanie ratyfikowany.

Wiktoria Roszczina zmarła w rosyjskiej niewoli

11 października 2024. Wiktoria Roszczina była ukraińską dziennikarką, miała niespełna 28 lat. Od sierpnia 2023 r. była w rosyjskim więzieniu. Zmarła podczas transportu z Taganrogu, gdzie była przetrzymywana, do Moskwy. Przyczyny śmierci nie są znane. „Zabiła ją Rosja” – mówią koledzy Wiktorii.

Pracowała w ukraińskiej telewizji, potem jako wolny strzelec współpracowała z kilkoma redakcjami, m.in. „Ukrajinśką Prawdą”, „Cenzor.net”, Radiem Swoboda. Specjalizowała się m.in. w reportażach z okupowanych terytoriów. W marcu 2022 r. została po raz pierwszy zatrzymana przez FSB, gdy próbowała dotrzeć do okupowanego Mariupola. Po kilku dniach wypuszczono ją. W sierpniu 2023 r. z zamiarem napisania reportaży o sytuacji ludności na okupowanych terytoriach pojechała na wschód Ukrainy. Zaginęła, w końcu ukraińska służba bezpieczeństwa poinformowała rodzinę, że Wiktoria została wzięta przez Rosjan do niewoli. Dopiero w maju br. Rosja potwierdziła oficjalnie zatrzymanie Wiktorii (przez kilka miesięcy o jej losie nic nie było wiadomo).

Przetrzymywana była w areszcie śledczym w Taganrogu, który cieszy się złą sławą (fatalne warunki, okrutne traktowanie więźniów, bicie, tortury).

Oksana Romaniuk (cytowana przez Deutsche Welle) napisała na FB: „Rosjanie zabili ukraińską dziennikarkę. Trzymali ją w więzieniu ponad rok. Co robili, jak musieli się nad nią znęcać, aby ona, młoda dziewczyna, umarła? Mam pytanie do wszelkich ONZ-ów, OBWE, Czerwonych Krzyży i pozostałych międzynarodowych zdechłych organizacji – ile razy odwiedziliście ją w rosyjskim areszcie?”. Żadna z instytucji, fundacji i innych ciał zajmujących się niesieniem pomocy więźniom nie wywarła na Moskwę nacisku, aby móc badać warunki przetrzymywania w niewoli ukraińskich więźniów czy jeńców. A Rosja skwapliwie korzysta z tego, że nie ma na nią bata, i znęca się, a nawet – jak widać – morduje, już nawet nie próbując zakładać białych rękawiczek. Według Romaniuk obecnie w rosyjskich rękach znajduje się około trzydziestu ukraińskich dziennikarzy. Jak ich wyrwać? Media ukraińskie piszą, że Roszczina miała być wymieniona w kolejnej przygotowywanej transzy jeńców. Teraz mowa jest już tylko o wymianie ciał.

Rada Najwyższa uczciła pamięć Wiktorii minutą ciszy. Przewodniczący komitetu Rady ds. wolności słowa Jarosław Jurczyszyn przypomniał, że Rosja zabiła już dwunastu ukraińskich dziennikarzy. I wezwał organizacje międzynarodowe do pomocy w oswobodzeniu pozostających w niewoli dziennikarzy. Czy będzie to znowu tylko głos wołającego na puszczy? Według Jurczyszyna, Wiktoria prowadziła głodówkę protestacyjną, co zapewne miało wpływ na jej ogólną kondycję.

Prokuratura Generalna Ukrainy wszczęła dochodzenie w sprawie wyjaśnienia okoliczności śmierci dziennikarki. Najprawdopodobniej Roszczina zmarła 19 września, informacja o jej śmierci została upubliczniona dopiero 10 października.

Putin i mongolscy szamani

16 września 2024. Po co Putin poleciał na początku września do Mongolii? Głównie po to, aby zagrać na nosie międzynarodowym instytucjom stojącym na straży ładu prawnego na świecie. Ale nie tylko…

Oficjalną stronę wizyty opisałam w komentarzu, jaki ukazał się na stronie „Tygodnika Powszechnego” (https://www.tygodnikpowszechny.pl/putin-polecial-do-mongolii-w-konkretnym-celu-i-go-osiagnal-188216): „Ostentacyjna wizyta w państwie, które jest sygnatariuszem statutu rzymskiego, a więc zobowiązało się do stosowania postanowień Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) – a takim właśnie krajem jest Mongolia – miała pokazać światu, że dyktator jest bezkarny i żadne nakazy aresztowania go nie dotyczą. Jeżeli kremlowscy urzędnicy mieli za zadanie zademonstrować, że ich prezydent, ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny, ma za nic zachodnie instytucje i zasady międzynarodowego prawa, to idealnie wybrali miejsce na zorganizowanie takiego spektaklu”.

To była ważna wizyta, pozwoliła Putinowi przełknąć upokorzenie, jakim było w sierpniu 2023 r. odwołanie podróży na szczyt państw grupy BRICS w Republice Południowej Afryki. Władze RPA nie udzieliły Putinowi stuprocentowej gwarancji, że pozostanie nietknięty. I Putin nie pojechał wtedy na szczyt.

Okazuje się jednak, że nie tylko aspekty dyplomatyczne pognały Putina do Ułan Bator. W tekście dla „Der Spiegel” rosyjski dziennikarz (od lat na emigracji) Michaił Zygar’ napisał, że równie ważnym – jeśli nie głównym – celem podróży do Mongolii było dla Putina spotkanie z mongolskimi szamanami. Są oni uważani za mających wielkie moce, być może to najpotężniejsi szamani na świecie. Podobnie jak szamani w Tuwie – republice należącej do Federacji Rosyjskiej (przed wizytą w Mongolii Putin na krótko tam zajechał). Z Tuwy wywodzi się eksminister obrony Siergiej Szojgu, który wielokrotnie przywoził Putina w swe ojczyste strony, organizując spotkania z szamanami. W raporcie dziennikarzy Proekt.media opisane zostały przedziwne rytuały, których zasmakował Putin podczas podróży w tamte okolice, jak kąpiele w krwi zwierząt, zalecane jako odmładzające skórę i poprawiające krążenie (https://www.proekt.media/investigation/chem-boleet-putin/). A Putin dba nie tylko swoje zdrowie, ale bada nieustannie sposoby osiągania długowieczności, a nawet nieśmiertelności. Pisałam o tym przed laty w cyklu „Putin i nieśmiertelność” (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2013/04/30/putin-i-niesmiertelnosc-czesc-druga/ i pozostałe trzy części tetralogii).

Jeśli umieścić rewelacje „Der Spiegel” w tym kontekście, to nie wydają się one tak absurdalne – owszem, Putin mógł spotkać się z mongolskimi szamanami, aby skonsultować metody przedłużania żywota. Niemniej Zygar’ twierdzi, że tym razem chodziło nie tylko o reinkarnację i nieśmiertelność, ale jeszcze i o politykę. Przed podjęciem decyzji o agresji na Ukrainę Putin miał się konsultować z mistykami i prawosławnymi kapłanami, cieszącymi się wielkim autorytetem. Putin wierzy w swoją gwiazdę, uwierzył być może też zapewnieniom osób, które potrafią przewidywać przyszłość (a przynajmniej tak utrzymują), że Kijów można wziąć w trzy dni. Ale coś z tymi przepowiedniami nie wypaliło i Putin do tej pory do Kijowa nie doszedł. Ciągle potyka się o własne nogi, wymyślając nowe usprawiedliwienia dla swoich nieudanych działań. Ale brnie dalej. Zygar’ powtarza krążące po Moskwie słuchy, że podczas spotkania z szamanami w Mongolii Putin miał poprosić o błogosławieństwo dla użycia broni jądrowej, „broni bogów”. Czy mongolscy szamani udzielili moskiewskiemu carowi zgody – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że przygotowaniem spotkania w Mongolii zajmował się Michaił Kowalczuk. To jeden z najbliższych ludzi Putina, mający wpływ na podejmowane przezeń decyzje. Wieść gminna niesie, że to Michaił Kowalczuk, mieniący się wielkim uczonym (jest szefem Instytutu Kurczatowa) podczas pandemii spotykał się z Putinem w jego szczelnym bunkrze i przedstawiał mu opowieści różnej treści z zakresu historii XX wieku. Z nauką miało to niewiele wspólnego, ale Putin łykał te konfabulacje i na ich podstawie tworzył własną wersję historii przydatną w uprawianiu karczemnej polityki (https://t.me/abbasgallyamovpolitics/6021).

Do barwnych wynurzeń o komitywie Putina z mongolskimi szamanami dodałabym jeszcze wspomnienie o dobrym szamanie z Jakucji, Aleksandrze Gabyszewie (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2021/07/27/psychuszka-dla-szamana/). Jakut rozgryzł Putina i nazwał go po imieniu: opętany przez demony zła. Chciał iść na Kreml, aby wygnać stamtąd złe duchy. Ale Putin tak bardzo się go przestraszył, że aż kazał go zamknąć w psychuszce. Gabyszew do tej pory przebywa na przymusowym leczeniu, które ma osłabić jego moce.

Kto wywróży śmierć Putina?

8 września 2024. Magia, horoskopy, przepowiednie, wróżby, astrologia, chiromancja, ezoteryka, talizmany, zaklęcia od złego uroku, seanse spirytystyczne. Rosja zawsze uwielbiała te zabawy ze światami równoległymi. Dla jednych był to czysty biznes, dla innych – wyrocznia i drogowskaz. Wraz ze wzrostem niepewności jutra po rozpętaniu przez Putina wojny zapotrzebowanie na ten rodzaj usług i przeżyć zauważalnie się zwiększyło. „Ludzie chcą wiedzieć, kiedy skończy się wojna i kiedy umrze Putin” – mówi lektor programu TV Currentime, zapowiadając krótki materiał na temat fascynacji praktykami magicznymi.

Tarocistka Anżelika ma czarne włosy starannie ułożone we fryzurę a la Mireille Mathieu, ostro podkreślone czarną kredką oczy i pociągnięte ciemnobordową szminką usta. Uprawiany zawód wymaga odpowiednio tajemniczego wyglądu. Anżelika specjalizuje się w układaniu kart tarota – wyczytuje z nich przyszłość w najważniejszych dziedzinach życia klientów. Zauważyła, że ostatnio większość wśród zgłaszających się po wróżbę stanowią kobiety, zatroskane o los swoich synów, mężów, braci, którzy poszli na wojnę albo którzy mogą tam trafić. Kobiety chcą wiedzieć, jak uchronić dziecko (męża, brata) przed złym losem. Kolega Anżeliki po fachu twierdzi, że wśród jego klientek kobiety, pragnące poznać los bliskiego mężczyzny wysłanego na front, stanowią ponad połowę ogółu klientów.

Klientami osób zajmujących się ezoteryką i wróżeniem są nie tylko osoby prywatne. Jak wyznał w wywiadzie indyjski mistyk i jogin Jaggi Vasudev, bardziej znany jako Sadhguru, o jego przepowiednie zabiegał szef Rosyjskiego Banku Centralnego German Gref. „Chciał ode mnie usłyszeć coś rozsądnego” – powiedział Sadhguru. No pewnie, kto by nie chciał.

Wyszukiwarka Yandex.ru odnotowuje w ostatnich miesiącach znaczny wzrost liczby zapytań w rodzaju „kiedy zakończy się specjalna operacja wojskowa (tak nazywana jest oficjalnie w Rosji wojna z Ukrainą)?”, „co karty tarota mówią o końcu wojny?”. W rosyjskim segmencie internetu można znaleźć dziesiątki ogłoszeń zawierających reklamę usług z zakresu wróżbiarstwa, specjalna oferta kierowana jest do rodzin żołnierzy: można się od jasnowidzących „dowiedzieć” o stanie zdrowia walczącego krewnego.

Zdaniem psychologów, na których powołuje się TV Currentime (https://www.currenttime.tv/a/tarologi-ekstrasensy-rossii-voyny-rastet-interes-misticheskomu-propaganda/33104527.html), wizyta w gabinecie wróżki to sposób na rozładowanie stresu. Zamiast na kielicha, można wpaść na tarota. Psycholożka Jelena Oster w programie Radia Swoboda, mówi: „Taka wróżba, zwłaszcza jeśli niesie nadzieję na pozytywne rozwiązanie, jest rodzajem tabletki uspokajającej. (…) Magia daje poczucie sprawowania kontroli nad światem zewnętrznym, nawet jeśli dzieje się to dzięki symbolicznym rytuałom. Ludzie poszukują w ten sposób odpowiedzi na swoje wątpliwości w okresie niepokoju” (https://www.severreal.org/a/zachem-zheny-mobilizovannyh-hodyat-k-gadalkam/32671847.html).

Rosyjska telewizja nadaje kilka programów poświęconych magii, cieszą się one od wielu lat niesłabnącym powodzeniem. Nowi adepci ezoteryki stosują te same, sprawdzone metody, co np. Anatolij Kaszpirowski – „odin, dwa, tri” i tak dalej. Wmawiają, hipnotyzują, zapewniają, że uśmierzają ból.

W ukraińskim segmencie internetu można znaleźć wiele wypowiedzi wszelkiej maści prorokiń i jasnowidzących, które widzą w swoich szklanych kulach śmierć Putina. Niebawem. Zaraz. W przyszłym miesiącu. A może w przyszłym roku. Odessa, wiadomo, reaguje na takie zjawiska społeczne firmowym dowcipem. „Przychodzi Putin do wróżki, aby dowiedzieć się, kiedy umrze. – Na największe święto – odpowiada wróżka. – A kiedy wypada to święto? – Jak umrzesz, to będzie największe święto”.

Starszy brat pisze algorytmy

3 września 2024. Wrzawa wokół aresztowania we Francji założyciela komunikatora Telegram Pawła Durowa nieco przycichła – po wpłaceniu kaucji wyszedł on z aresztu i pozostaje pod nadzorem sądowym (https://www.tygodnikpowszechny.pl/zatrzymanie-durowa-rosyjscy-propagandysci-oszaleli-188147; https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2024/08/30/pawel-durow-superstar/). Francuski wymiar sprawiedliwości ma pytania nie tylko do Pawła, ale także do jego starszego brata, Nikołaja.

Kim jest Nikołaj Durow? Urodził się cztery lata wcześniej niż Paweł. Od najmłodszych lat wykazywał wielkie zainteresowanie matematyką. Jak Paweł opowiadał Tuckerowi Carlsonowi w wywiadzie, jako kilkuletni dzieciak Nikołaj występował we włoskiej telewizji (rodzina Durowów mieszkała wówczas w Turynie) – rozwiązywał w programach na żywo trudne równania. Jako uczeń osiągał sukcesy w olimpiadach matematycznych i informatycznych. Pogłębiał wiedzę na uniwersytecie w Petersburgu, potem także w Bonn, uzyskał tytuł doktorski. Swoje umiejętności wykorzystał przy pisaniu oprogramowania dla sieci Vkontakte – pierwszego poważnego projektu Pawła Durowa. Nikołaj brał udział w pracach nad stroną internetową projektu, został dyrektorem ds. technicznych.

Jak twierdzi autor książki „Kod Durowa” Nikołaj Kononow, „Nikołaj Durow był magnesem, który przyciągał do projektu najbardziej kompetentnych programistów. Trener rosyjskiej ekipy programistów, startującej w międzynarodowych konkursach, Andriej Łopatin, był jedną z takich osób”. Kononow pisze też o tym, jakim człowiekiem był Nikołaj – w pełni zagłębiony we własne myśli, skupiony na programowaniu, zagadkach matematycznych. Nie lubił wystąpień publicznych – jedyną ich formą, jaką akceptował, były wykłady, podczas których stał przy tablicy i kredą zapisywał równania, ciągi i modele matematyczne.

Paweł rozkręcał projekt biznesowo, a Nikołaj zapewniał odpowiedni wsad informatyczny – zawsze oryginalny. Jego autorskie rozwiązania zapewniły sukces najpierw Vkontakte, a potem Telegramowi (np. dzięki jego modelom szyfrowania). Nikołaj był głównym motorem powstania sieci Telegram Open Network, która służyć miała do obsługi własnej kryptowaluty Gram. W trakcie wdrażania projektu coś poszło jednak niezgodnie z zamierzeniami, USA u siebie zablokowały Gram, Telegram zapłacił karę i zwinął ten projekt.

Nie wszystko w życiu Nikołaja zawsze płynęło miodem i modelem matematycznym. Jak pisał portal Meduza, w 2017 r. były menedżer Vkontakte, niejaki Anton Rozenberg wytoczył się do sądu przeciwko braciom Durowom (https://meduza.io/feature/2017/09/18/byvshiy-top-menedzher-vkontakte-suditsya-s-bratyami-durovymi). Zażądał wysokich odszkodowań za pozbawienie go pracy, a przy okazji wylał do przestrzeni publicznej sporo szczegółów dotyczących bebechów sieci Vkontakte. Niemniej nie potyczki zawodowe stały się przyczyną rozbratu. Rozenberg: „Nadal przyjaźniłem się z Nikołajem Durowem – razem podróżowaliśmy, chodziliśmy do kina, graliśmy w planszówki. A potem, w styczniu 2017 r., dowiedziałem się, że Nikołaj mnie nienawidzi i jest zakochany w mojej narzeczonej. Przyjaźń skończyła się w tym momencie jak nożem uciął”. Paweł Durow w rozmowie z mediami wyjaśniał, że Rozenberg ma problemy psychiczne, że wiele z tego, co napisał i opublikował, to jakieś mity (m.in. to, że był administratorem Telegrama), a rzekomy związek miłosny Nikołaja z dziewczyną Rozenberga Paweł skwitował znakiem zapytania i wykrzyknikiem.

Nikołaj nadal pozostaje pracownikiem naukowym Instytutu Matematyki Rosyjskiej Akademii Nauk – w każdym razie takie informacje można znaleźć na stronie internetowej instytutu. Zapewne nadal mieszka w Petersburgu (choć, jak sugerują media, ma nie tylko rosyjskie obywatelstwo, ale także łotewskie i – podobnie jak Paweł – karaibskiego państwa wyspiarskiego Saint Kitts i Nevis). Politico twierdzi (https://www.politico.eu/article/exclusive-telegram-ceo-brother-nikolai-durov-wanted-france-authorities-pavel-durov/), że francuska prokuratura rozesłała list gończy nie tylko za Pawłem, ale także za Nikołajem. Nie wiadomo, jakie zarzuty na nim ciążą.

Paweł Durow superstar

30 sierpnia 2024. Zatrzymanie założyciela komunikatora Telegram Pawła Durowa wywołało burzę. We Francji, gdzie został zatrzymany 24 sierpnia na lotnisku Le Bourget. W całej Europie, gdzie podniosła się dyskusja o granicach wolności słowa i granicach wolności właścicieli globalnych sieci społecznościowych. I w Rosji, gdzie Durow od 2014 r. nie mieszka. Rosyjscy architekci dławienia wszelkich wolności, w tym wolności słowa, rzucili się w obronie Durowa, zarzucając Francji (której Durow jest obywatelem), że chce mu odebrać prawa obywatelskie.

Okoliczności zatrzymania Durowa opisałam wczoraj w „Rosyjskiej ruletce”: „Zatrzymanie Durowa i przedstawione mu zarzuty, związane z niedostateczną kontrolą i stworzeniem możliwości prowadzenia działalności przestępczej za pośrednictwem jego komunikatora (terroryzm, pranie brudnych pieniędzy, pedofilia, handel narkotykami), wywołały szeroką dyskusję o granicach wolności w internecie, mechanizmach kontroli przepływu informacji i odpowiedzialności właściciela za podawane przez komunikator treści. I o wykorzystaniu informacyjnego instrumentarium przez Rosję. Durow wyszedł po kilku dniach z aresztu, wpłacając kaucję w wysokości 5 mln euro, ale musi pozostać pod nadzorem sądowym, meldować się na policji i nie może też opuszczać terytorium Francji”. (Cały tekst dostępny na stronie „Tygodnika Powszechnego” – https://www.tygodnikpowszechny.pl/zatrzymanie-durowa-rosyjscy-propagandysci-oszaleli-188147). Dziś uzupełnienie – o pozapolitycznych aspektach życia Pawła Durowa.

Paweł Durow dba o swój wizerunek. Nie tylko biznesowy. Deklaruje się jako wegetarianin, który świadomie zrezygnował z różnych używek i przyjemności życia, aby zapewnić sobie dobrą kondycję. W mediach społecznościowych prezentuje swoją wypielęgnowaną klatę na tle pięknych krajobrazów, zanurza się w wannie wypełnionej lodem albo medytuje na macie do uprawiania jogi. Kolorowe czasopisma zastanawiają się, czy zrobił przeszczep włosów i operacje plastyczne, a „Forbes” – czy ze swoją charyzmą nadaje się na politycznego lidera.

Zainteresowanie wzbudza także niekonwencjonalne życie osobiste miliardera. Tygodnik „Argumienty i Fakty” porwał się nawet na wykonanie zestawienia żon i partnerek Durowa (jeśli lubicie Państwo obfite sztuczne biusty i doklejane rzęsy, to zapraszam do obejrzenia materiału: https://aif.ru/society/people/krasivye-i-ne-tolko-vse-zhenshchiny-pavla-durova). Wśród wybranek aktualnych i nieaktualnych zwraca uwagę niejaka Irina Bolgar. Właśnie rozkręciła aferę wokół siebie i trojga swoich dzieci, które powiła kilka lat temu ze związku z Durowem. Dziwnym trafem akurat teraz nagłośniła nieporozumienia na linii rodzinnej – według Iriny, Durow miał bić jednego z synów (przez co, jak twierdzi troskliwa matka, został pozbawiony praw rodzicielskich), zmuszał ją, aby przeniosła się ze Szwajcarii (no bo przecież nie spod Omska) do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a ona nie chciała.

Durow nie może się doliczyć dzieci, które przyszły na świat dzięki jego materiałowi biologicznemu. Na swoim koncie w Telegramie Durow wyznał, że ma ponad stu biologicznych potomków (https://t.me/durov/339) – od piętnastu lat jest dawcą spermy, pomógł bezpłodnym parom w piętnastu krajach w dochowaniu się dzieci. Zastanawiał się, czy ujawnić swój kod biologiczny, aby w przyszłości spłodzone z jego spermy dzieciaki mogły się znaleźć w świecie szerokim. W mediach społecznościowych znaleziono dowcipne wyjaśnienie dla tej ekstrawagancji Durowa: „on po prostu robi przyszłych użytkowników Telegrama”.

A jeśli o związkach rodzinnych mowa, to warto kilka słów poświęcić bratu Pawła, Nikołajowi Durowowi. Ale to w następnym odcinku.

Od „Kurska” do Kurska – klamra Putina

11 sierpnia 2024. Cóż za koincydencja: na początku swoich rządów nieznany światu ani swoim współobywatelom Władimir Putin zaprezentował w pełni diapazon osobistego cynizmu, grając losem załogi okrętu podwodnego „Kursk”. Dwadzieścia cztery lata później ten sam człowiek, doskonale już wszystkim znany z imperialnych zapędów, okrucieństwa i agresji, znów wpada na rafę, która nazywa się Kursk.

Wielbiciele zjawisk nadprzyrodzonych w sierpniu 2000 r. podawali z ust do ust rzekomą wizję Wangi – bułgarskiej jasnowidzącej, cieszącej się ogromną popularnością w Rosji: Kursk znajdzie się pod wodą, dojdzie do tragedii, zginie wiele osób. Miasto Kursk żyło wtedy spokojnym życiem, nie było powodzi, nikt nie ucierpiał. Gdy nadeszły pierwsze wiadomości o tragedii „Kurska” na Morzu Barentsa, interpretatorzy przepowiedni uznali, że Wanga się nie pomyliła: w jej wizji zabrakło tylko cudzysłowu przy nazwie Kursk. Dziś można nawiązać do tej przepowiedni – tym razem w centrum uwagi znalazł się Kursk bez cudzysłowu.

Siły Zbrojne Ukrainy 6 sierpnia weszły na terytorium Rosji i posuwają się w głąb obwodu kurskiego i dwóch innych graniczących z Ukrainą. Operacja sił ukraińskich była pełnym zaskoczeniem. Również dla Putina, który wpadł w stupor. To firmowy styl – jak najdalej trzymać się od wszelkich nieszczęść (żeby nikomu postać wodza nie skojarzyła się z niepowodzeniami), wstrzymać oddech, ewentualnie wypowiedzieć kilka okrągłych lub agresywnych formułek. 9 sierpnia Putin zwołał Radę Bezpieczeństwa FR i nakazał ogłoszenie w obwodzie kurskim… operacji antyterrorystycznej.

Politolog Aleksandr Morozow podsumował tę dziwną decyzję Putina następująco: „Okazało się, że Putin nie może ogłosić wojny [dla przypomnienia i uściślenia: od 24 lutego 2022 r. jak pijany płotu trzyma się formułki „specjalna operacja wojskowa”, unikając w odniesieniu do agresji na Ukrainę słowa wojna i ścigając tych, którzy tego określenia używają]. Ogłosił KTO, czyli operację antyterrorystyczną. I to w sytuacji, gdy obca armia jest już na terytorium Federacji Rosyjskiej. To znaczy, że Putin nie będzie w stanie ogłosić stanu wojny”.

Jeszcze jedna ciekawa uwaga Morozowa na temat skłębionych wydarzeń na pograniczu rosyjsko-ukraińskim: „Okazało się, że aby obronić obwód kurski, trzeba wycofać wagnerowców z Afryki. I jeszcze okazało się, że poszczególni dowódcy – czy to wagnerowców, czy to Czeczenów – mogli sobie pozwolić na samodzielne publiczne wypowiedzi, niezależne od sztabu generalnego”. A szef sztabu generalnego Walerij Gierasimow na naradzie z Putinem z niewzruszonym wyrazem twarzy łgał jak najęty.

Nad wydarzeniami w obwodzie kurskim unosi się wiele znaków zapytania, sytuacja szybko się zmienia. Już w pierwszym dniu walk można było postawić pytanie o stan rosyjskiego wywiadu. Bo czyżby wychwalany rosyjski wywiad przegapił przygotowania ukraińskiej armii do uderzenia? Może rosyjska agentura w Ukrainie została skutecznie uciszona/wytępiona/ogłuszona?

Rosyjska propaganda w sytuacji zaskoczenia atakiem potyka się o własne nogi. Kapłanka propagandy Margarita Simonjan napisała w Twitterze bezradnie: „Modlimy się, wszyscy się modlimy”. Jeden z uczestników telewizyjnego talk show, deputowany Dumy Państwowej, Oleg Matwiejczew w nerwach powiedział: „Ukraina (wkraczając do obwodu kurskiego) zachowała się niesportowo i podle”. Co innego Rosja, nieprawdaż? Kodeks honorowy w sporcie i na wojnie.

Zdezorientowani mieszkańcy obwodu kurskiego ślą do Putina czołobitne apele o pomoc. W mediach społecznościowych, które pełne są sprzecznych doniesień o sytuacji, obserwatorzy próbują trzeźwo odnieść się do tych oczekiwań ludności: „Przecież Putin nie korzysta z mediów społecznościowych i tych waszych nagrań i próśb nawet nie zobaczy. On tylko wertuje zawartość swojej słynnej czerwonej teczki, którą mu kładą na biurku”; „Putin ma w nosie mieszkańców obwodu kurskiego, obiecał 10 tys. rubli na twarz dla tych, co musieli uciekać i uważa, że to załatwia sprawę”. W 2000 r. po spotkaniu z żonami członków załogi okrętu „Kursk”, które na spotkaniu w Widiajewie płakały, krzyczały i miotały oskarżenia, Putin zadzwonił do kierownictwa telewizji Pierwyj Kanał (która prowadziła rzetelne relacje z wydarzeń) i oskarżył dziennikarzy, że wynajęli „za 10 dolarów dziwki”, żeby mu zepsuły wizerunek i zaszkodziły jego władzy.

Prowokacja błogosławiona, czyli jak zastawiać sidła na obcych dziennikarzy

5 sierpnia 2024. Kapłanka kremlowskiej propagandy Margarita Simonjan, szefowa agencji (dez)informacyjnej RT, na fali wzmożenia po „wielkiej wymianie” (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2024/08/03/putin-caluje-krasikowa-czyli-wielka-wymiana) opublikowała materiały wideo i audio z zatrzymania amerykańskiego dziennikarza Evana Gershkovicha w kwietniu 2023 r. Warto dokładniej przeanalizować tę publikację.

Na pokazanym nagraniu Evan Gershkovich, korespondent „The Wall Street Journal” w Rosji, doświadczony dziennikarz, siedzi w restauracji w Niżnym Tagile (lub – według innych źródeł – Jekaterynburgu). Przyjechał do obwodu swierdłowskiego, gdzie znajdują się zakłady Urałwagonzawod (produkujące m.in. sprzęt wojskowy), aby zebrać materiał o nastrojach wśród ludzi (o okolicznościach zatrzymania pisałam na blogu: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/04/02/kaganiec-na-dziennikarstwo/).

Do siedzącego przy stoliku Amerykanina podchodzi mężczyzna (jego twarz na nagraniu jest zamazana), siada obok. Obaj pochylają się nad leżącym na stole dokumentem, Gershkovich coś notuje. Następnie do lokalu wchodzą funkcjonariusze służb w cywilu, biorą Gershkovicha w obroty, kładą twarzą w dół, skuwają. Jego rozmówca też zostaje zatrzymany, ale nie tak brutalnie (https://www.youtube.com/watch?v=qznAQ2fssCA&t=115s). Zdaniem portalu „Meduza”, materiał zaprezentowany jako zatrzymanie Gershkovicha to kompilacja kilku nagrań dokonanych przez FSB. Uzupełnieniem jest oddzielnie opublikowane nagranie audio, to najprawdopodobniej fragmenty rozmowy Gershkovicha i jego tajemniczego informatora. RT twierdzi w komentarzu, że treść rozmowy potwierdza oskarżenie dziennikarza o to, że ewidentnie poszukiwał i wszedł w posiadanie „informacji objętych tajemnicą” (https://meduza.io/feature/2024/08/05/fsb-rasprostranila-cherez-propagandistov-video-kak-byli-zaderzhany-evan-gershkovich-i-pol-uilan). Twórczo rozwija tę myśl REN TV w oparciu o wersję FSB: zdaniem propagandystów, Gershkovich przyjechał do Jekaterynburga i zwrócił się do pracownika zakładów Urałwagonzawod z prośbą o dostarczenie informacji o działalności przedsiębiorstwa. Pracownik przeczytał pytania i zadanie redakcyjne i uznał, że pole zainteresowania Amerykanina może dotyczyć sfery bezpieczeństwa państwa. Zdaniem FSB, Gershkovich chciał dotrzeć do utajnionych informacji. – Jak widać na filmiku, został zatrzymany z dowodami swej winy – twierdzi FSB.

Wspomniana wyżej rozmowa dwóch mężczyzn – zapewne Gershkovicha i prowokatora, który podawał się za informatora – została nagrana w miejscu publicznym (na co wskazuje tło dźwiękowe). Zdaniem ekspertów, cytowanych przez emigracyjny portal, to zwyczajna rozmowa dziennikarza z informatorem, nie ma to nic wspólnego ze szpiegostwem.

W czasie śledztwa i procesu Evan Gershkovich (skazany w lipcu br. przez rosyjski sąd na 16 lat za szpiegostwo) konsekwentnie twierdził, że w żadnym razie nie był zainteresowany zbieraniem tajnych informacji, chciał tylko porozmawiać z kimś, kto orientuje się w sytuacji, prosił swojego informatora, aby ten na spotkanie nie przynosił żadnych dokumentów.

Tuba propagandowa RT opublikowała także nagrania z zatrzymania w listopadzie 2018 r. innego Amerykanina, wymienionego w akcji „wielkiej wymiany”, Paula Wheelana (skazany w 2022 r. na 16 lat łagru za szpiegostwo). Na zaprezentowanych nagraniach widać, jak Wheelan bierze od jakiegoś mężczyzny mały przedmiot, zapewne pendrive. Oskarżenie twierdziło, że na tym urządzeniu znajdowały się pliki zawierające tajne informacje, obrona Wheelana odpowiadała, że Wheelan był przekonany, że to informacje turystyczne (przyjechał do Rosji na ślub kolegi).

Dzisiejsze publikacje kanałów propagandowych to część operacji (dez)informacyjnej Kremla i jego tub propagandowych, mającej pokazać wydanych obywateli Stanów Zjednoczonych jako szpiegów, działających na szkodę Rosji.

Trafnie podsumował akcję rosyjskich goebbelsów dziennikarz Ilja Szepielin (https://echofm.online/opinions/rasha-tudej-vsyo-taki-opublikovala-dokazuhu-po-shpionazhu-evana-gershkovicha): „Ale jazda! Russia Today opublikowała dokazuchę (rzekomy materiał dowodowy) na szpiegostwo Evana Gershkovicha. Nagranie z knajpy. Do Evana podchodzi jakiś facet i powiada: – Oto tajne dokumenty. Na to Gershkovich odpowiada: – Jakie dokumenty? Prosiłem, żeby nie brać żadnych dokumentów na spotkanie, bo zależy mi wyłącznie na rozmowie. To, co zostanie powiedziane, opublikujemy jako informacje pozyskane od anonimowego źródła. Następnie do knajpy wpadają funkcjonariusze FSB i skuwają Gershkovicha. Naprawdę! Nie żartuję. RT po prostu opublikowała wideo o tym, jak pracuje prowokator FSB, który specjalnie przychodzi na rozmowę z rzekomo tajnymi materiałami, aby dziennikarza wsadzili za szpiegostwo. Zrobione! Obywatel USA trafia do aresztu, a właściwie do stajni zakładników, których będzie można wymienić na autentycznego kilera FSB. Dziękujemy, szanowna redakcjo RT, za taką szczerość. Przecież ci spece mogli inaczej spreparować filmik, aby choć w minimalnym stopniu przypominał szpiegostwo. Co ciekawe, wobec Gershkovicha zastosowano dokładnie taki sam model prowokacji jak 38 lat temu wobec innego amerykańskiego dziennikarza Nicholasa Daniloffa (https://en.wikipedia.org/wiki/Nicholas_Daniloff)”.

Widocznie dzisiejsi kagiebiści nie są kreatywni – idą po linii najmniejszego oporu i tępo kopiują sowieckie wzorce.

Putin całuje Krasikowa, czyli wielka wymiana

3 sierpnia 2024. To największa wymiana więźniów od czasu zakończenia zimnej wojny – krzyczą od dwóch dni wielkie tytuły na pierwszych stronach zachodnich gazet. Na lotnisku w Ankarze wymieniono 26 osób: 10 rosyjskich agentów w zamian za 16 osób więzionych przez putinowski reżim.

Rosja uwolniła i przekazała krajom zachodnim amerykańskich obywateli oraz rosyjskich opozycyjnych polityków, a Zachód oddał Rosji płatnego zabójcę z FSB, zdemaskowanych szpiegów i hakerów. Putin przesłał sygnał swojej uplasowanej na Zachodzie agenturze: śpijcie spokojnie, wykonujcie powierzone zadania, w razie wpadki wydostaniemy was.

Targi trwały od dawna. Kreml zabiegał o uwolnienie z niemieckiego więzienia Wadima Krasikowa (o nim bardziej szczegółowo – w dalszej części tekstu), rosyjskie służby tymczasem łowiły w sieci cudzoziemców, tworząc pulę „do wymiany”. Jedną z najważniejszych osób, schwytanych w czeluści machiny putinowskiego „prawodawstwa”, był dziennikarz „The Wall Street Journal” Evan Gershkovich, spędził w areszcie śledczym ponad rok, w lipcu br. został skazany na karę 16 lat łagru za szpiegostwo. „Szpiegostwem” w rozumieniu putinowskiego wymiaru niesprawiedliwości była zawodowa działalność Gershkovicha – dziennikarstwo, zbieranie informacji i rzetelne pisanie. O jego uwolnienie od samego początku strona amerykańska upominała się i zabiegała na najwyższym szczeblu (https://www.tygodnikpowszechny.pl/kaganiec-na-dziennikarstwo-dlaczego-rosjanie-aresztowali-amerykanskiego-korespondenta-182933).

Po śmierci Aleksieja Nawalnego 16 lutego br. jego współpracownica Maria Piewczich ujawniła, że w przeddzień otrzymała potwierdzenie, iż negocjacje w sprawie wymiany Nawalnego znajdują się na finiszu. Współpracownicy Nawalnego zaraz po tym, jak zaczęła się wojna w Ukrainie, zaczęli prowadzić rozmowy o możliwości wymiany Aleksieja i innych więźniów politycznych na złapanych na Zachodzie rosyjskich agentów. Według słów Marii Piewczich, Putinowi dano do zrozumienia, że jedyny sposób, aby Krasikow mógł wrócić do Rosji, to wymiana na Nawalnego. „Ale Putin zinterpretował sprawę inaczej – mówiła współpracowniczka Nawalnego – skoro Zachód zasadniczo jest gotowy na wydanie Krasikowa Rosji, to może on być wymieniony na kogoś innego, a Nawalnego trzeba sprzątnąć”. Dziennikarz Siergiej Parchomienko rozważał: „Putin jest opętanym maniakiem zabójcą i nie ma żadnych podstaw, by uznać, że w danym wypadku porzucił swoją zwykłą manierę męczenia i zabijania ludzi, których uważa za swoich wrogów lub którzy – jak sądzi – zagrażają mu. […] Jasne jest, że Putin mógł wydać polecenie zabicia Aleksieja Nawalnego, aby raz na zawsze pozbyć się nawet iluzorycznej idei jego uwolnienia, aby nawet teoretycznie nie można było myśleć o jego wymianie. To zwierzęcy instynkt zabójcy”.

Sprawa zabójstwa Nawalnego w łagrze za kręgiem polarnym powróciła w kontekście obecnej wymiany. „Gdyby władze Rosji nie postanowiły, że Nawalny jest im bardziej potrzebny martwy w łagrze niż żywy na Zachodzie, może Aleksiej by żył” – powiedział naczelny „Nowej Gazety. Europa” Kiriłł Martynow. A Władimir Pastuchow z University College London napisał: „Jeżeli potwierdzi się, że przeniesienia Nawalnego do łagru w Charpie dokonano po spotkaniu przedstawiciela Putina ze specjalnymi przedstawicielami USA w Izraelu i jeśli podczas tego spotkania doszło do złożenia przez stronę amerykańską propozycji, aby wymienić Krasikowa na Nawalnego, to sens przeniesienia Nawalnego do Charpu jednoznacznie należy odczytać jako wykonanie wyroku śmierci”.

Polowanie na obywateli państw zachodnich prowadzono na różne sposoby. Na przykład „na rodzinę”. Jedną z uwięzionych (a teraz wymienionych) przez Putina osób była dziennikarka Radia Swoboda, Ałsu Kurmaszewa, mająca podwójne: rosyjskie i amerykańskie obywatelstwo. Przyjechała do umierającej matki. W czerwcu 2023 r. została zatrzymana na lotnisku w Kazaniu, odebrano jej paszporty, w lipcu br. została skazana na krę 6,5 roku łagru za niestosowanie się do przepisów ustawy o „agentach zagranicznych”.

Z piekła łagrów zostali wydostani i wymienieni także liderzy opozycji Władimir Kara-Murza (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/04/17/putin-zjada-kolejnego-opozycjoniste/), Ilja Jaszyn (https://www.tygodnikpowszechny.pl/rosyjski-wymiar-niesprawiedliwosci-183414), Andriej Piwowarow (https://www.tygodnikpowszechny.pl/terror-niewielki-167737, https://www.tygodnikpowszechny.pl/tato-nie-poddawaj-sie-o-wiezniach-politycznych-w-rosji-184131), Lilia Czanyszewa (https://www.tygodnikpowszechny.pl/kierunek-dyktatura-169833). Uwolniono działacza Memoriału, Olega Orłowa (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2024/02/27/skazany-oleg-orlow/).

Uwolnieni byli witani w Niemczech i USA na najwyższym szczeblu politycznym. „Nie wolno nam zapominać o innych więźniach sumienia w Rosji” – powiedział Evan Gershkovich. Według szacunków, w Rosji z powodów politycznych skazano na karę łagru co najmniej siedemset osób, na Białorusi – ok. 1400.

*
Teraz przyjrzyjmy się tym, których odzyskał Putin. Numer jeden to wspominany wyżej Wadim Krasikow, zabójca wysłany w 2019 r. do Niemiec, by zlikwidować czeczeńskiego dowódcę polowego Zelimchana Changoszwilego, poszukiwanego przez rosyjskie służby (pisałam o nim w „Rosyjskiej ruletce” https://www.tygodnikpowszechny.pl/zabojstwo-na-zamowienie-i-zemsta-putina-170125). Krasikow dostał za to zabójstwo karę dożywotniego więzienia.
Putin osobiście powitał Krasikowa i innych „odzyskanych” na lotnisku Wnukowo-2. Czule objął bandziora i powiedział: „Świetnie”. Jak napisał emigracyjny dziennikarz Andriej Malgin, powołując się na niemiecki Bild: „Wadim Krasikow to znajomy Putina z dawnych lat z Petersburga. Wykonywał bandyckie zlecenia, mógł mieć związek z zabójstwem Sobczaka”. Bardzo ciekawie plączą się i rozplątują nitki życia.

Ciekawy jest kazus rodziny rosyjskich nielegałów Anny i Artioma Dulcewów. Pod koniec stycznia 2023 r. w Słowenii zostali oni zatrzymani z dużą ilością gotówki, która zapewne przeznaczona była na opłacenie usług rosyjskiej agentury na Bałkanach. Nielegałowie udawali urodzonych w Namibii obywateli Argentyny, którzy przyjechali do Słowenii prowadzić niewinne małe biznesy. Używali nazwisk Maria Mayer i Ludwig Gisch. Dzieci szpiegów Dulcewów dowiedziały się o tym, że są Rosjanami, dopiero w samolocie wiozącym ich do Rosji. Dzieci nie znają rosyjskiego.

*
To nie była równa wymiana – piszą niemieckie gazety, krytykując kanclerza Olafa Scholza za to, że uległ presji Kremla i wydał Putinowi Krasikowa.

Rzeczywiście, to nie była równa wymiana. W czasach zimnej wojny wymieniano szpiegów za szpiegów lub – jak w przypadku słynnej wymiany Władimira Bukowskiego za Luisa Corvalana – dysydenta za polityka. Tym razem mamy do czynienia z wymianą zdemaskowanych członków agentury Putina, wysłanych na Zachód z różnymi zadaniami (zabójstwo, oszustwa, szpiegostwo, hakerstwo, wojna informacyjna) na przeciwników politycznych reżimu i zagranicznych dziennikarzy, którzy wpadli w zastawione na nich sieci i stali się zakładnikami Putina w grze z Zachodem.

„Die Welt” zauważa: „Masowymi prześladowaniami opozycjonistów, w tym Aleksieja Nawalnego, który zmarł w łagrze, Putin stworzył dla Zachodu przesłanki do ustępstw. Kreml będzie teraz uważał, że Zachód jest słaby i podda się pod naciskiem”.
Wszelkie rozmowy na jakiekolwiek tematy (w tym temat zakończenia wojny w Ukrainie) mają się toczyć na warunkach Moskwy – taki jest sens i przekaz płynący z Kremla.

Putin tymczasem nie zamierza odstąpić od taktyki prześladowania swoich obywateli za przekonania. Dziś nadeszła wiadomość, że w areszcie śledczym w Birobidżanie zmarł pianista Paweł Kusznir, aresztowany pod sfingowanym zarzutem działalności terrorystycznej, w areszcie prowadził głodówkę.

MSZ Niemiec i Departament Stanu USA od dawna przestrzegają swoich obywateli przed wyjazdem do Rosji.