Zatrzymanie człowieka skorumpowanego

2 lutego 2024. Rosyjscy urzędnicy swoją rentę korupcyjną nadal próbują chomikować na Zachodzie. Ciekawy jest pod tym względem przypadek Dmitrija Owsiannikowa, którego zatrzymano w Londynie.

Błękitne oczęta, błękitny garnitur, błękitna rapsodia nieostrożności – były gubernator Sewastopola na okupowanym przez Rosję Krymie w latach 2016-2019 Dmitrij Owsiannikow po przyjeździe do Londynu został zatrzymany. Zarzuca mu się naruszenie reżimu sankcji i pranie brudnych pieniędzy.

Rosyjscy urzędnicy pracujący na Krymie, uważanym przez wspólnotę międzynarodową za terytorium ukraińskie, są objęci zachodnimi sankcjami. Owsiannikow również znalazł się na liście sankcyjnej w 2017 r. Po zakończeniu misji gubernatorskiej w Sewastopolu w grudniu 2022 r. złożył wszelako w sądzie UE skargę, w której domagał się zdjęcia sankcji, jako że ponosi przez nie wymierne straty – sankcyjne ograniczenia przeszkadzają mu mianowicie w prowadzeniu interesów na terytorium UE. Pod koniec października 2022 r. sąd orzekł o uchyleniu decyzji UE o sankcjach wobec Owsiannikowa. Sędziowie uznali, że Owsiannikow nie jest już gubernatorem Sewastopola, za co był objęty sankcjami. Tym bardziej że złożył urząd na własną prośbę. (Tutaj przyda się krótki przypis: „własna prośba” to kamuflaż; Owsiannikow stracił posadę za różne poważne przewiny, m.in. za swoje chuligańskie wybryki, jak np. na lotnisku w Iżewsku, gdzie wywołał skandal, darł się na obsługę, próbował sforsować kontrolę, w końcu rzucił się do ucieczki przed policją; poważniejsze zarzuty ciążyły na nim za korupcję i malwersacje; został nawet wyrzucony z partii Jedna Rosja, innych konsekwencji nie poniósł).

Wielka Brytania po rozpoczęciu inwazji Rosji na Ukrainę przedłużyła sankcyjne ograniczenia wobec Owsiannikowa. Podobne sankcje wobec eksgubernatora podtrzymały USA, Kanada, Szwajcaria, Australia i Ukraina.

Być może Owsiannikow nie doczytał sądowych papierów, może nie popatrzył na mapę, a może przeoczył brexit – dość że niefrasobliwie przyjechał do Wielkiej Brytanii. Tam, jak pisze „The Times”, został 24 stycznia br. zatrzymany w swoim londyńskim domu przez funkcjonariuszy National Crime Agency. Zarzuca mu się świadome obejście sankcji: Owsiannikow rok temu otworzył rachunek w brytyjskim banku i posłużył się przy tym „brudną” kasą.

Na konto w banku HBOS były urzędnik przelał 65 tys. funtów w czterech transzach. Zapewne przelewów dokonała osoba trzecia. Podczas przeszukania skromnego lokum biednego eksgubernatora zarekwirowano 77,5 tys. funtów w gotówce.

Brytyjski sąd przystąpi do rozpatrywania sprawy Owsiannikowa 20 lutego. Prasa nie precyzuje, jaka kara mu grozi. Jak pisze „Nowaja Gazieta”, w wokół kazusu Owsiannikowa jest wiele białych plam. Nie wiadomo, kiedy i dlaczego eksgubernator zamieszkał w Londynie. Nie wiadomo, czym zamierzał się zająć. Niektórzy komentatorzy wysuwają przypuszczenie, że posługiwał się fałszywych paszportem.

Wszechwiedzący sekretarz prasowy Kremla Dmitrij Pieskow powiedział na briefingu: „To [zatrzymanie Owsiannikowa] niezupełnie należy do kompetencji Kremla, dlatego nic nie mogę na ten temat powiedzieć. Widzieliśmy wzmiankę w mediach, ale nie dysponujemy szczegółowymi danymi na ten temat”.

W rosyjskich mediach pojawiły się pytania: czy Brytyjczycy wydadzą Owsiannikowa Ukrainie (o co Kijów zabiega), czy Owsiannikow podzieli się ze śledczymi wiedzą tajemną o sprawowaniu władzy na okupowanych przez Rosję terenach i nie tylko o tym – wcześniej Owsiannikow pracował w ministerstwie przemysłu i handlu, był nawet wiceministrem, dużo wie.

Ciąg dalszy tej historii nastąpi z wypiekami na twarzy.

Dwa wyroki jednego dnia i jeszcze jeden wyrok

29 stycznia 2024. Wiadomości z sal sądowych zajmują poczesne miejsce w codziennych doniesieniach z Rosji. Zwracają uwagę wysokie wyroki orzekane w sprawach o rozpowszechnianie fejków o armii, terroryzm czy ekstremizm. Natomiast w ubiegłym tygodniu tego samego dnia zapadły dwa wyroki w ciekawych i niestandardowych sprawach.

Znany w turbo-patriotycznym środowisku weteran „rosyjskiej wiosny” z 2014 roku, Igor Girkin vel Striełkow został skazany na karę czterech lat łagru za nakłanianie do ekstremizmu (o jego drodze do aresztowania pisałam na blogu: https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/07/24/aresztowany-igor-strielkow/).

Od początku inwazji Rosji na Ukrainę Striełkow starał się zaistnieć i zbić kapitał polityczny na dobrych radach dla dowództwa armii i przywódcy państwa. Krytykował generalicję za niezborność, w mediach społecznościowych regularnie wygłaszał wykłady o sztuce wojennej. Sam się nawet wybrał na front, aby pokazać „benderowcom”, gdzie raki zimują, a swoim – jak walczy prawdziwy patriota. Ale pobył w pobliżu prawdziwego pola walki niedługo – nie dogadał się ze swoimi niegdysiejszymi kamratami z separatystycznego Donbasu, którzy najwidoczniej wszystkie konfitury już mieli między siebie podzielone i kolejnego udziałowca nie potrzebowali. Striełkow wrócił zatem z podkulonym ogonem do obserwowania sytuacji na froncie z pozycji półsiedzącej, półleżącej. Nikt mu oficjalnie nie zmył głowy za to, że wylewa żale i atakuje ministerstwo obrony i sztab generalny. „Zawinęli” go dopiero na fali czyszczenia pola po nieudanym buncie Prigożyna – szczekająca głowa psa wojny została odrąbana; Kreml wolał wyciszyć głosy, mogące wzmacniać zwolenników innych rozwiązań niż te, które proponuje sam Kreml.

Striełkow przesiedział kilka miesięcy w areszcie, z rzadka przypominając o sobie publiczności szerszej niż zasiadający na dwóch kanapach współpracownicy. A ci prowadzili za niego kanał na Telegramie i zamieszczali tam od czasu do czasu płomienne manifesty aresztanta. Striełkow w pewnym momencie postanowił nawet zostać prezydentem Rosji i zgłosił swoją kandydaturę, ale niewiele wskórał poza kpinkami w internetach. Przed ogłoszeniem wyroku wyrażał obawę, że zamiast kary zostanie „amnestionowany jak Kucharz” (czyli Prigożyn, którego Putin pozbył się ze sceny i upodlił w pamięci Rosjan: https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/10/06/klub-waldaj-czyli-kabaret-skeczow-ponurych/; https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/11/01/ktorzy-odeszli-2023-czesc-1/). Jeżeli Striełkow obawia się o swoje życie w putinowskich kazamatach, to ma szanse odbywać karę w bezpiecznym miejscu – został wszak skazany na dożywocie przez trybunał w Hadze za sprawstwo katastrofy samolotu pasażerskiego Maleysia Airlines w 2014 r. nad Donbasem.

Sąd skazał Striełkowa nie tylko na odsiadkę, ale także na trzy lata odebrał mu ulubioną zabawkę: dostęp do mediów społecznościowych. Gdzie teraz niedoceniony Suworow będzie opowiadał swoje doniosłe przemyślenia o wojnie?

Pod budynek sądu przyszło kilkudziesięciu zwolenników Striełkowa, niektórzy przy medalach otrzymanych za zasługi bojowe. Weterani pokrzyczeli trochę, skruszeli na mrozie (do środka wpuszczono tylko kilka osób) i w końcu rozeszli się. Nawet wtedy gdy „bojewaja podruga” Striełkowa, czyli żona Mirosława Reginska, wyszła na schody, ogłosiła decyzję sądu i wzniosła okrzyk „wolność dla Striełkowa”, odpowiedziało jej niewiele głosów. Obrona złożyła dziś apelację.

W porównaniu z innymi wyrokami w sprawach politycznych, jakie ostatnio zapadają w rosyjskich sądach, kara czterech lat łagru to wręcz kosmetyka, łagodne napomnienie ze strony władzy, by nieco przytłumić zapał turbo-patriotów. Władimir Pastuchow w Telegramie rozważał, czy Striełkow – gdy już dotrze do łagru – zgłosi się na ochotnika na front, aby krwią zmazać swe przewiny.

Również 25 stycznia zapadł w wyrok w sprawie zamachu na życie Władlena Tatarskiego, Z-blogera (https://www.tygodnikpowszechny.pl/zamach-w-petersburgu-i-znaki-zapytania-182982). O dokonanie zamachu (wręczenie figurki z dynamitem, która eksplodowała w rękach Tatarskiego) oskarżono 26-letnią Darię Triepową.

Triepowa została skazana na 27 lat łagru. To najwyższy wymiar kary orzeczony w Rosji wobec kobiety. Daria nie przyznała się do winy, powiedziała w sądzie, że została wrobiona przez organizatorów zamachu, nie chciała zabić Tatarskiego, nie miała świadomości, że może wyrządzić mu krzywdę. (Szczegóły zeznań i procesu m.in. na stronie BBC: https://www.bbc.com/russian/articles/c51rp5grr88o).

Dziś rosyjski wymiar niesprawiedliwości popisał się kolejnym wyrokiem: 72-letnia emerytka Jewgienija Majboroda została skazana na 5,5 roku łagru za dyskredytację rosyjskiej armii i nawoływanie do ekstremizmu. Podstawą oskarżenia emerytki były wzmianki w mediach społecznościowych, zawierające antywojenne treści.

Tymczasem, jak się dziś przypadkiem okazało, Władimir Kara-Murza, jeden z liderów opozycji, skazany na karę 25 lat łagru o zaostrzonym rygorze (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/04/17/putin-zjada-kolejnego-opozycjoniste/) po cichu został przeniesiony do innej kolonii karnej. Gdzie się obecnie znajduje – nie wiadomo.

Słowo zioma. Krew na asfalcie

22 stycznia 2024. Rosja zapadła na serialową gorączkę – ośmioodcinkowy serial w reżyserii Żory Kryżownikowa (wł. Andriej Pierszyn) „Słowo zioma. Krew na asfalcie” (Слово пацана. Кровь на асфальте) pobił rekordy zainteresowania. Na razie jest dostępny tylko w internecie, telewizyjna premiera planowana jest dopiero na wiosnę tego roku w TV NTW.

Koniec lat osiemdziesiątych. Tatarstan, Kazań. Czas formowania się nowego rosyjskiego życia – sowiecki kolos zdycha, system załamuje się, śmierdzi. I w tych oparach zgnilizny trzeba jakoś żyć. Według innych zasad niż te, które wbija do głów partia i Komsomoł. Jakich? Honorowych. Takich, jakim hołduje ulica. Ulica zawsze ma rację. Siła? Tak, jest ważna. Ale nie tylko siła, ważny jest kodeks.

Młodzi bohaterowie serialu – delikatny blondynek Andriej, ćwiczący pięść w walce o swoje Marat i jego starszy brat, weteran Afganu, Wowa poszukują dla siebie miejsca w hierarchii. Dobrą pozycję daje umocowanie w nieformalnej grupie podwórkowych ziomów. Ziom (пацан) to ktoś, kto wyłamuje się z porządku prawnego, solidaryzuje z podobnymi sobie, podporządkowuje się grupie, a grupa podporządkowuje sobie teren. Na tym terenie dyktuje warunki, rządzi – dokonuje rozbojów, robi drobne biznesy, wymusza haracze. Konkurencję zwalcza. Niepokornych lub dopuszczających się uchybień wobec „starszych” uczy moresu – w sposób niezbyt wyszukany: waląc w ryj. Składa przysięgę na wierność kodeksowi ziomala („ziom nie przeprasza”), który nie ma prawa zdradzić kumpli ani ich okłamać.

A jednak zdradza i okłamuje, wychodzi za ramy ustanowione przez przywódców. I o tym jest opowieść. Podstawę scenariusza stanowi książka dziennikarza Roberta Garajewa „Słowo zioma. Kryminalny Tatarstan 1970-2010”, w którym opisany został tzw. kazański fenomen, czyli życie nieformalnych subkultur młodzieżowych. Bohaterowie serialu są zmyśleni, realne natomiast są realia, znakomicie odtworzone wnętrza, wygląd ulic i ludzi. W pierwszym odcinku wykorzystane zostały autentyczne kroniki z tamtych lat, pokazujące prawdziwych kazańskich ziomali. Kilku drugoplanowych ziomów miało swoje autentyczne prototypy – ich późniejsze losy streszczono w kilku stop klatkach: ten zginął w strzelaninie, ten w wojnie gangów, ten został zastrzelony pod bramą swojego domu itd., itp.

Serial wywołał wielowątkową dyskusję w mediach społecznościowych. I nie tylko – padały głosy (np. rzeczniczki praw dziecka Tatarstanu), aby zabronić dystrybucji serialu jako szkodliwego: przedstawione w nim rytuały i modele postępowania miały inspirować współczesnych młodych ludzi do niepożądanych zachowań. Uznano, że to romantyzacja bandytyzmu. Ostatecznie Roskomnadzor nie znalazł powodów do zakazania rozpowszechniania, zatroskani deputowani umilkli.

A może popularność serialu należy przypisać temu, że pokazuje on kawałek życia. Brutalnego, ale prawdziwego. Nie jest plastikowym wytworem owiniętym w propagandową folię jak większość rosyjskiej produkcji filmowej. To kino z nerwem. Najwidoczniej Rosjanie rozpoznali w nim siebie. Kult siły, pierwociny tego świata, który zakręcił Rosją i ją sobie podporządkował.

Twórcy uszarpali się z zakończeniem. Powstały dwie wersje końcowego odcinka – Kryżownikow zdecydował się na zmianę, inaczej poprowadził głównych bohaterów do finału, przemontował materiał. W internecie są dostępne obie wersje. Widz może wybrać, która jest mu bliższa. Obie wersje pokazują bohaterów przegranych – grupa oddanych ziomali nie uchroniła ich od popełnienia życiowych błędów. W finale jest też nieszczęśliwa miłość i zdeptany honor. Bohaterowie nie chcieli czynić zła, poszukiwali zasad, swojego prawa, ale jednak prawa. Nie znaleźli.

Zwraca uwagę świetna ścieżka dźwiękowa, a wśród wykorzystanych w serialu utworów znakomita piosenka duetu Ajgieł.

Jeszcze o pokłosiu „gołej imprezki”

9 stycznia 2024. Czkawka po „gołej imprezce” w klubie Mutabor w Moskwie odbija się nadal szerokim echem. Czasami przyjmuje niespodziewane formy.

W dawnych latach w ZSRS istniał „kodeks moralny budowniczego komunizmu”, taka sowiecka wersja dekalogu (co prawda zawierał dwanaście „przykazań”). Kodeks określał, co wolno, czego nie wolno, wysławiał komunistyczne cnoty, mieszał z błotem zgniliznę moralną. Każdy obywatel, który ubiegał się o paszport i wyjazd zagraniczny (choćby tylko do „demoludów”), musiał otrzymać certyfikat moralności. Było takie określenie „морально нестойкий” (wykorzystane z ironią przez Bułata Okudżawę w jednej z ballad), jak więc ktoś był „moralnie niepewny”, chwiejny w swej postawie, to na żadne socjalistyczne konfitury nie mógł liczyć, był ogólnie podejrzany, a za granicą mógł się nawet dopuścić zdrady ojczyzny itd. Sowieccy moralizatorzy sami oczywiście też miewali poważne problemy z dochowaniem wierności przepisom kodeksu, bo przecież nic, co ludzkie i tak dalej…

W świętoszkowatej (wyłącznie na pokaz) Rosji Putina nie ma miejsca na żarty, zabawę czy fikuśne pomysły. Wprawdzie oficjalnego „kodeksu moralnego budowniczego putinizmu” (jeszcze) nie wprowadzono, ale obowiązuje swoisty kodeks mafijny, zakładający przede wszystkim lojalność wobec bossa. Ale także nakazujący bezruch i brak inicjatywy ze strony obywateli w każdej dziedzinie. Wobec nazbyt figlarnych obywateli stosuje się pokazowe chłosty. Wspominałam już w tym kontekście w poprzednich wpisach o przykładnym ukaraniu członkiń Pussy Riot za obrazę Putina (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/12/30/poklosie-rozneglizowanej-imprezki/). A to nie jest jedyny przykład uciszania rozbrykanych wolnościowców. Teraz podobną metodę napominania i karania za nierozsądny wybryk zastosowano szerokim gestem wobec uczestników zorganizowanej przez blogerkę Nastię Iwlejewą imprezy „almost naked”. Niektórzy już zostali postawieni do pionu przez stróży moralności (wieść gminna niesie, że moskiewską bohemę postanowili ukarać ludzie w mundurach z otoczenia Putina).

Piosenkarze podrygujący w negliżu na wieczorku w klubie Mutabor zostali przykładnie wycięci z noworocznych programów rozrywkowych, które ogląda cała Rosja. Wypadli z łaski i teraz stają na rzęsach, żeby „odkupić winę”. Filip Kirkorow zapewnił, że przekaże swoje honorarium za występ w telewizji NTW (skąd najwidoczniej nie został przez nieuwagę wycięty) na potrzeby mieszkańców Biełgorodu, ostrzeliwanego przez ukraińską armię. Deklarację opatrzył łzawym komentarzem w stylu obowiązującej propagandy. Równie wzruszające słowa zapewniające o miłości do Rosji wygłosił z dalekiego Dubaju, dokąd udał się w ramach patriotycznego uniesienia.

W poważne tarapaty wpadł natomiast raper Vacio (to ten, który przyszedł na bal w samej skarpecie nałożonej na genitalia; prawdziwe nazwisko Nikołaj Wasiljew). Najpierw został aresztowany za chuligaństwo – spędził kilka dni w areszcie. Jak twierdzi portal „Agientstwo”, filmik z gołym Vacio pokazano samemu Putinowi, Putin miał być wstrząśnięty, zmieszany i zgorszony. Po odsiedzeniu 15 dni Wasiljewowi wręczono wezwanie do wojenkomatu, po czym został on zawieziony na „rozmowę wychowawczą” do komisariatu policji. Jedna z wypowiedzi rapera nie trafiła do przekonania przesłuchującym i muzyk ponownie trafił do aresztu. Tym razem spędzi w nim 10 dni.

O pomysłodawczyni imprezki, blogerce Nasti Iwlejewej poszła fama, że wyjechała z kraju po tym, jak inspekcja podatkowa zaczęła jej trzepać papiery. Iwlejewa zdementowała te informacje.

Na koniec jeszcze słów kilka o wyczynie właściciela klubu Mutabor, niejakim Michaile Daniłowie. Przedsiębiorca Daniłow dorobił się na handlu papierosami jeszcze w latach 90., miał dobre chody w odpowiednich kręgach i urzędach, potem przerzucił się na biznes restauracyjny. Obecnie ma kilka nocnych klubów, w których negliż jest na co dzień (a właściwie na co noc) mile widziany i dobrze opłacany. W jednym z wywiadów Daniłow opowiadał, że rokrocznie odwiedza Ibizę, aby być na bieżąco w trendach obowiązujących w prowadzeniu biznesu klubowego.

I oto Daniłow dwa dni temu zjawił się w cerkwi pw. Ikony Matki Bożej „Znak”, znajdującej się w pobliżu Kremla i podarował relikwię świętego Mikołaja Cudotwórcy. Darczyńca opowiedział duchownemu, że szczątki świętego przywiezione zostały z Watykanu w listopadzie ub. roku, skrzyneczkę z fragmentem kości świętego zakupiono za pieniądze zarobione w klubach, w tym w Mutaborze, ale z podarowaniem ich cerkwi Daniłow zwlekał, bo czekał na dobrą okazję: święta Bożego Narodzenia. Daniłow zapewnił, że choć ma kilka klubów, to generalnie jest przeciwko „diabelskim sztuczkom” i w pełni popiera Cerkiew. Dziś po Moskwie gruchnęła nowina i wielki śmiech: okazało się, że relikwia jest fałszywką z podrobionym certyfikatem (https://t.me/takesandmemes/9456; https://www.svoboda.org/a/po-moscham-i-eley-dar-vladeljtsa-kluba-mutabor-okazalsya-faljshivkoy/32767322.html). Certyfikat świętoszkowatości właściciela klubu zawisł więc na włosku.

Patriarcha karze za przyzwoitość

6 stycznia 2024. W przeddzień prawosławnego Bożego Narodzenia patriarcha Moskwy i Całej Rusi Cyryl zakazał niesienia posługi kapłańskiej cieszącemu się wielkim szacunkiem wiernych duchownemu Aleksiejowi Uminskiemu. To kolejny duchowny ścigany i karany przez najwyższego hierarchę Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej za antywojenną postawę.

Patriarcha Cyryl od samego początku agresji Rosji na Ukrainę popiera krwawego zbrodniarza Putina, który wywołał tę wojnę, błogosławi rosyjskich żołnierzy, niosących śmierć i zniszczenia Ukraińcom i Ukrainie, jednocześnie nie odpuszcza walki o rząd dusz wśród ukraińskich wiernych i stara się utrzymać w podporządkowaniu Ukraińską Cerkiew Prawosławną Patriarchatu Moskiewskiego (choć i wierni, i duchowni tego Kościoła dystansują się od „centrali w Moskwie”). Dziś podczas modłów poprzedzających uroczystą nocną liturgię bożonarodzeniową w katedrze Chrystusa Zbawiciela patriarcha w kazaniu powiedział: „Dzięki narodzeniu Chrystusa możemy powiedzieć „Bóg jest z nami”. Tam, gdzie Bóg, tam jest siła. Tam, gdzie Bóg, tam jest zwycięstwo”. Słowa obecne w oficjalnej kremlowskiej propagandzie: siła, zwycięstwo, Bóg jest z nami. Naszywki z takim hasłem noszą żołnierze, kierowani na front.

Wróćmy do sprawy ojca Uminskiego. Duchowny był od trzydziestu lat proboszczem parafii Świętej Trójcy w Moskwie. W listopadzie ub.r. udzielił wywiadu Aleksiejowi Wieniediktowowi (były dyrektor rozgłośni Echo Moskwy), powiedział w nim m.in.: „Słowa wojny, operacji specjalnej z liturgią nie mają nic wspólnego, nie współbrzmią. Dla wielu ludzi to realna tragedia”. Ten wywiad stał się najprawdopodobniej kroplą, która przepełniła czarę cierpliwości patriarchy Cyryla: ojciec Uminski „od dawna irytował patriarchę i jego otoczenie” – pisze w „Nowej Gazecie. Europa” Lera Furman. Wcześniej Uminski był świadkiem obrony w procesie Memoriału, podpisał też list w sprawie dopuszczenia do Aleksieja Nawalnego lekarzy (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2021/04/23/nawalny-zawiesza-glodowke/), odprawił panichidę po Michaile Gorbaczowie, odwiedzał w łagrze Michaiła Chodorkowskiego itd. Jednym słowem – nie posługiwał władzy.

Aktywistka Lida Moniawa wspomina na FB: „Przez ostatnie dziesięć lat ojciec Aleksiej Uminski jeździł po Moskwie i obwodzie moskiewskim, by dowieźć komunię świętą podopiecznym hospicjum dla dzieci, odwiedzał chore dzieci w domu. Rozmawiał ze śmiertelnie chorymi dziećmi i ich rodzinami o śmierci i o Bogu. Po śmierci dzieci nadal podtrzymywał kontakty z rodzicami. Niósł posługę kapłańską w hospicjum. Co roku w święto Trójcy Przenajświętszej odprawiał nabożeństwo żałobne w intencji dzieci, które zmarły w hospicjum. Na nabożeństwo przyjeżdżały całe rodziny, przychodzili pracownicy hospicjum. Wszyscy płakali, a potem zadawali ojcu Aleksiejowi pytania. Dlaczego Bóg pozwolił dziecku umrzeć? Dlaczego nie wysłuchał ich modlitw? Jak teraz mają żyć? Ojciec Aleksiej znajdował słowa, by odpowiedzieć na te pytania. […] Ojciec nigdy nie wypowiada tych opływowych, uspokajających formułek, którymi posługuje się większość duchownych. Cenię ojca za odwagę patrzenia prawdzie w oczy, za to, że nie uchyla się od trudnych pytań. […] Zamiast wręczyć o. Uminskiemu dyplom z podziękowaniami, patriarcha Cyryl nakazał odsunąć go od posługi kapłańskiej. Ten nakaz oznacza, że ojciec Aleksiej nie będzie mógł kontynuować swojej pracy na rzecz chorych dzieci w hospicjum, nie będzie mógł jeździć z komunią do dzieci chorujących w domu. Podpisany przez patriarchę ukaz przyniósł wiele szkód i wiele zła ludziom”. A publicystka Zoja Swietowa dodaje: „Prześladowanie ojca Uminskiego to dramat Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, świadczący o postępującej degradacji tego Kościoła, o rujnacji dokonywanej przez jego najważniejszego hierarchę przy milczącej zgodzie innych hierarchów i kleryków”.

Intencję popierającego wojnę patriarchy podkreśla nowa nominacja. Otóż, nowym proboszczem w dotychczasowej parafii ojca Uminskiego został protojerej Andriej Tkaczow, militarysta, ksenofob, szerzący kult zemsty na „wrogach ojczyzny”, przyklaskujący obowiązującym w RCP zakazom modlitw o pokój.

Ojciec Uminski nie jest pierwszym duchownym, którego za antywojenną postawę hierarchia „Cerkwi przemocy i wojny” stawia pod pręgierzem. O wyrzucaniu niewygodnych duchownych pisałam m.in. w Rosyjskiej ruletce (https://www.tygodnikpowszechny.pl/rosyjska-cerkiew-pozbywa-sie-niewygodnych-duchownych-183389). Komentatorzy uważają, że Aleksiej Uminski zostanie postawiony niebawem przed cerkiewnym sądem, który zapewne usunie go ze stanu duchownego.

Pokłosie roznegliżowanej imprezki

30 grudnia. Impreza w klubie „Mutabor” w Moskwie przez wiele dni ogniskowała uwagę nie tylko plotkarskich wyroczni, ale też polityków i organów państwa. Wielu jej uczestników wychodzi z tego ubawu mocno poobijanych. Bo na taką ostentację gołych zadków nie mógł nie zareagować ten, który pragnie dyktować standardy stylu i wyznaczać granice moralności: Władimir Putin.

Zorganizowany przez blogerkę Nastię Iwlejewą wieczorek pod hasłem „almost naked” był imprezą zamkniętą. Mimo to pojawili się na nim paparazzi, którzy bez żadnych przeszkód i protestów ze strony uczestników obfotografowali skąpe kreacje gospodyni i jej gości, zdjęcia wyciekły do sieci (opisałam to w poprzednim poście: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/12/22/golo-i-niezbyt-wesolo/). I zapewne byłby to może jedynie temat dla wszelkiej maści „internetowych pudelków”, podniecających się tym, ile Iwlejewa ostatnio schudła albo dlaczego jej partner jest od niej niższy, gdyby nie to, że z gołej prywatki politycy uczynili platformę do rozliczania i przemeblowania sceny.

Pierwsze reakcje gwiazd i gwiazdeczek, które bawiły się w „Mutaborze”, były ironiczne i beztroskie. Cóż, imprezka jak imprezka, nie pierwsza tak frywolna. Ksenia Sobczak napisała, że na świecie nie ma sprawiedliwości, więc jedni piją szampana, a drudzy ronią łzy, głodują itd. Z dnia na dzień jednak ton reakcji zmieniał się – z góry nadleciała instrukcja, żeby wychłostać degeneratów. Roskomnadzor dopatrzył się „przejawów propagandy LGBT”, a to już może podpadać pod paragraf.

Kiedy członkinie zespołu Pussy Riot w 2012 r. odśpiewały w Świątyni Chrystusa Zbawiciela pieśń „Bogurodzico, przegoń Putina”, wydawało się, że ich wybryk zostanie zaliczony do kategorii chuligaństwa, dziewczyny zostaną ukarane grzywną i tyle. Tymczasem odbył się pokazowy proces, z którego relacje szły na cały świat, a uczestniczki ukarano realnymi wyrokami łagru (http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2012/08/17/no-mercy/). To też była publiczna chłosta i sygnał, że Rosja na progu trzeciej kadencji Putina skręca w stronę państwa opresyjnego i konserwatywnego. W dzisiejszej putinowskiej Rosji skandal z golizną bohemy balującej w najlepsze, gdy hufce Putina walczą z „nazistowskim reżimem w Kijowie” i „zgnilizną Zachodu, który próbuje odebrać Rosji jej święte tradycje”, jest też ważnym sygnałem, że nie ma już miejsca na żadne wygłupy. Teraz wszystko ma być na poważnie, jedyne dozwolone dowcipy to te, które opowiada sam Władimir Władimirowicz w przypływie lepszego humoru. A reszta może się bawić na imprezach organizowanych lub błogosławionych przez Kreml. A są to: telewizyjne koncerty dla mas oraz „patriotyczne” imprezy z udziałem zaakceptowanych wykonawców. Artyści, którzy nie podzielają zachwytu dla wojny, są stopniowo eliminowani (uznawani za „agentów zagranicznych”, ścigani za „fejki”, zwalniani z teatrów itd.: pisałam o tym na blogu i w „Rosyjskiej ruletce”: http://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/03/27/dzien-teatru-teatru-wojny/; https://www.tygodnikpowszechny.pl/rosja-pisarz-borys-akunin-na-kremlowskiej-liscie-terrorystow-185749). Kultura jest towarem limitowanym, a jej dozwolone standardy wyznaczane są przez urzędników w porozumieniu z głównym aktorem sceny politycznej – prezydentem. To samo dotyczy zachowania gwiazd poza sceną.

Na znak z góry jeden za drugim uczestnicy imprezki zamieszczali w mediach społecznościowych „przeprosiny”. Potępiali samych siebie, obiecali poprawę, przyznawali, że zbłądzili, błagali o przebaczenie. Filip Kirkorow zapewniał, że nigdy nie zdradził „swojej ojczyzny i swoich słuchaczy, nigdy nie wyjechał z kraju” itd. Co ciekawe, jest z pochodzenia Bułgarem, ale to niuans – mieszka i śpiewa w Rosji i po rosyjsku. Akt skruchy chyba jednak nie wystarczy – jak donoszą media społecznościowe, już gotowy do emisji sylwestrowy program w TV NTW, w którym pojawił się Kirkorow, ma być przemontowany: Kirkorowa mają wyciąć. Przypomina się w tym kontekście praktyka usuwania ze zdjęć tych współpracowników Stalina, których wódz się po drodze pozbywał. Wydaje się, że Kirkorow i inne gwiazdy estrady dostaną na czas krótszy lub dłuższy ban na występy, a to mocno uderzy artystów po kieszeni. Okres noworoczny to dla nich zwykle czas żniw. Ale nie w tym roku.

Raper Vacio, którego strój zwrócił uwagę szerokiej publiczności (składał się jedynie z obuwia i skarpety, naciągniętej dość niedbale na genitalia), został skazany na 15 dni aresztu administracyjnego za wybryk chuligański. W nagranych przeprosinach podkreślał, że jest hetero i w ogóle nikogo nie chciał obrazić.

Nastia Iwlejewa wpadła w tarapaty: przyczepiła się do niej inspekcja podatkowa, choć blogerka zapewniała, że dochód z gołego wieczorku przeznaczy na cele dobroczynne. Głos zabrała też Ksenia Sobczak, która początkowo nie dostrzegła w imprezie niczego zdrożnego: „nikogo nie chciałam obrazić. Jeśli ktoś poczuł się dotknięty moim widokiem, to przepraszam. Kocham swój kraj, jestem dziennikarzem, który pracuje w Rosji”.

Przeprosiny pełne bólu i łez przypominają te, które stały się elementem życia w Czeczenii. Tam ludzie, którzy weszli w drogę Ramzanowi Kadyrowowi, od dawna przepraszają za swe „niecne czyny”.

Ciekawy komentarz zamieścił opozycyjny polityk z Pskowa, Lew Szlosberg; zacytuję jego fragmenty: „Gwiazdy rosyjskiej estrady, przyzwyczajone do życia w oderwaniu od tego, co dzieje się w kraju, nie zauważyły tego, co w ostatnich latach działo się z Rosją. Gwiazdorzy byli poza polityką. Nie zrozumieli, że Rosja przekształciła się w państwo policyjne, a w państwie policyjnym niezbędnym elementem jest policja obyczajowa. I ta policja będzie całemu społeczeństwu wyznaczać „normy”. Jeśli ktoś „norm” nie przestrzega, to traktowany jest jak ktoś zagrażający ładowi społecznemu. A istotą tego ładu jest podporządkowanie się człowieka władzy. Nie tylko polityczne, ale także moralne i fizyczne. […] Państwo policyjne uznaje obnażone ciało za polityczną demonstrację, zagrażającą fundamentom”. Ci, którzy zostali przyłapani na wyjściu poza ramy „norm”, powinni pokazać, że się boją, paść na kolana i błagać o wybaczenie. Niedawni idole mas, strąceni przez władze z piedestałów, powinni też zostać odrzuceni przez społeczeństwo. Taki jest cel tych zabiegów władz. „W tym przymuszaniu do przeprosin jest też przesłanie do społeczeństwa: patrzcie i zapamiętajcie, co zrobimy z tymi, którzy zachowują się nieodpowiednio, a i przyjrzyjcie się, jacy ci wasi idole są żałośni, są gotowi upokorzyć się, żeby tylko dostać swój kawałek chleba i zachować miejsce przy stole. Patrzcie, co stanie się z każdym, kto złamie reguły państwa policyjnego. Te publiczne akty skruchy mają przyuczyć społeczeństwo do totalnej pokory wobec władz”.

A ci, którzy nie godzą się na te upokarzające praktyki, skazywani są na wysokie wyroki. Jak skazana wczoraj na 9 lat łagru Ksenia Fadiejewa, aktywistka, była szefowa sztabu Nawalnego w Tomsku. Dziewięć lat!!! Za co? Za ekstremizm. To znaczy za współpracę z Nawalnym, prowadzenie śledztw antykorupcyjnych i patrzenie miejscowym władzom na ręce.

Putin wsadza do łagrów również za poezję. Poeci Artiom Kamardin i Jegor Sztowba zostali skazani na 7 i 5,5 roku łagru za recytowanie antywojennych wierszy podczas protestu przeciw mobilizacji we wrześniu 2022 r. Zostali uznani za winnych stwarzania zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa i rozniecanie nienawiści.

Goło i niezbyt wesoło

22 grudnia. W Moskwie odbyła się przedwczoraj tzw. goła imprezka – jej uczestnicy mieli się na niej pojawić w jak najbardziej skąpych strojach. Zdjęcia z zabawy wyciekły do internetu, no i się zaczęło.

Blogerka Nastia Iwlejewa, znana z tego, że jest znana, naspraszała gości do moskiewskiego klubu „Mutabor”. Przepustką na zamknięty balecik miał być przyodziewek – a bardziej jego brak. Goście zbiegli się tłumnie. Bo „odtąd Nowosilcow wyjechał z Warszawy, nikt nie umie gustownie urządzić zabawy; nie widziałam pięknego balu ani razu. On umiał ugrupować bal na kształt obrazu”. Wątpię, by Iwlejewa przeczytała „Dziady”, ale ten cytat przyszedł mi do głowy w związku z licznymi w kręgach moskiewskiej bohemy skargami, że ostatnio w stolicy wieje nudą, nie ma się gdzie zabawić z pompą. Zaproszenie Iwlejewej spadło więc spragnionym zabaw jak gruszka do fartuszka. Choć fartuszek na tej fecie uznano by za zbyt obszerny strój.

Gwiazdy i gwiazdki estrady jak Lolita Milawska, Dima Bilan czy Filip Kirkorow, lwice salonowe jak Ksenia Sobczak (w przeszłości kandydatka na prezydenta Rosji), prezenterzy telewizyjni jak Gosza Karcew i inni paradowali w bieliźnie i przezroczystych wdziankach. Najwięcej oklasków zebrał raper Vacio z Jekaterynburga – zjawił się w samych trampkach i jednej skarpetce, zasłaniającej miejsce, które na starych obrazach zwykle zasłaniane jest listkiem figowym. Gospodyni zachwyciła brylantami, wartymi 23 mln rubli, całą tę imponującą kwotę prezentowała na pośladkach.

Większość tych nazwisk czytelnikom w Polsce zapewne niewiele mówi, ale w Moskwie, a nawet szerzej – w Rosji to znane postaci z kręgów artystycznych, telewizyjnych, mówi się o nich „moskiewska tusowka”, towarzystwo wzajemnej adoracji, bawiące publiczność na koncertach i bawiące się – już bez publiczności na takich i podobnych wiksach.

Cóż, dorośli ludzie, wolny od pracy wieczór, impreza zamknięta… Wybuchł jednak skandal na piętnaście fajerek. Zdjęcia i filmiki z gołego party trafiły bowiem do sieci. Momentalnie wyłowili je strażnicy moralności, którzy dostrzegli w tym, co się działo w „Mutaborze”, mnóstwo uchybień: m.in. złamanie przepisów ustawy o zakazie propagandy LGBT, narkotyki i ekstremizm. Do ministra spraw wewnętrznych i Prokuratury Generalnej popłynęły szeroką rzeką donosy. Najbardziej poruszeni okazali się aktywiści organizacji „Sorok sorokow”, prawosławni radykałowie. W oświadczeniu napisali: „W 1917 r. liberalna elita też tak wszystko przesrała [tak w oryginale], kiedy na frontach I wojny światowej walczyła Święta Ruś, a internacjonaliści z projektu Wall Street i London City pod nazwą ZSRR najpierw urządzili lutową, a potem październikową kolorową rewolucję” [tak, obawy o kolorową rewolucję to nie tylko osobista fobia Putina, ale rzecz popularna i w konserwatywnych kręgach]. Uczestnicy zabawy są nazywani w oświadczeniu sodomitami, podobnymi do tych zwyrodnialców, którzy zostali wykorzystani przez Anglosasów [a jakże], „niszczących Imperium Rosyjskie za pośrednictwem swoich agentów: Kiereńskiego, Lenina, Trockiego, Stalina”.

„Toż to Sodoma i Gomora w jednym” – lamentowała Z-blogerka Anna Riewiakina. Władimir Sołowjow w firmowym stylu pluł ogniem: „Jakże jesteście dalecy od zrozumienia swojego kraju, jesteście moralnie głusi. Nic nie rozumiecie. Głównodowodzący [Putin] wznosi toast za nasze Zwycięstwo, a wy, podli dranie – za co?”.

Wtórowała mu Jekatierina Mizulina z Ligi Bezpiecznego Internetu, westalka putinowskiej przyzwoitości (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/11/25/galeria-figur-nieforemnych-czesc-2/). Popatrzyła na balecik Iwlejewej z innej strony: „Robić taką imprezę w czasie, gdy giną nasi chłopcy na specjalnej operacji wojskowej i dzieci tracą ojców – to cynizm. Nasi żołnierze na pewno nie walczą o coś takiego”. Wezwała do bojkotu uczestników zabawy ze strony instytucji państwowych. Tą instytucją państwową, której bojkot mógłby boleśnie uderzyć w balowników, jest przede wszystkim telewizja. Piosenki ustrojonego w pióra Kirkorowa czy rozchełstanego Dimy Bilana są od lat żelazną pozycją sylwestrowych programów telewizyjnych, oglądanych jak Rosja długa i szeroka. Popularni piosenkarze, nie tylko ci wyżej wymienieni, największą kasę zarabiają na występach transmitowanych przez telewizję oraz na tzw. korporatiwach, czyli okolicznościowych imprezach w dużych firmach. Brak zamówień ze strony tak hojnych zleceniodawców uderzy ich mocno po kieszeni. A można się spodziewać, że skoro mleko z gołej imprezki rozlało się szeroko i nie tylko komentują ją blogerzy czy dziennikarze, ale wzywani są do działania wysocy urzędnicy państwowi, to na naganie się nie zakończy. Zwłaszcza że do boju ruszyła deputowana Maria Butina (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2019/10/28/butina-wrocila-do-rosji/), zaniepokojona licznymi skargami społeczeństwa. Zapowiedziała przywrócenie właściwych postaw zgodnie z dekretem prezydenta o zachowaniu tradycyjnych wartości. W podobnym duchu wypowiedział się inny deputowany znany z akcji przywracania tradycyjnych wartości, Witalij Miłonow i zawsze czujny w takich sytuacjach Aleksandr Chinsztejn. Natomiast Ksenia Sobczak nie posypała głowy popiołem: „Świat jest niesprawiedliwy – był, jest i zawsze będzie. Gdzieś się zabijają, gdzieś głodują dzieci, a gdzieś ktoś w tym samym czasie pije szampana”.

Opozycyjny publicysta Dmitrij Koleziew podsumował skandal z dystansem: „Myślę, że gdy twój kraj wtargnął na terytorium sąsiada, zabił i pokaleczył setki tysięcy swoich i obcych obywateli, to bezgraniczną wesołość można odłożyć do lepszych czasów. Ale zostawmy moralizatorstwo. Przy okazji okazało się, że większość popierających Z-wojnę tkwi w błędzie, sądząc, że Rosja prowadzi „święta wojnę narodową”, w której bierze udział całe społeczeństwo. Kreml próbuje to właśnie wszystkim wmówić. […] Tak naprawdę Kreml prowadzi wojnę imperialną, która im mniej dotyczy wnętrza imperium, przede wszystkim stolicy, tym lepiej. […] Goła imprezka nie jest anomalią w putinowskiej Rosji, to jej integralna część”.

Tak, Moskwa żyje swoim życiem, bawi się, bogaci, nie spogląda w stronę skrwawionych zachodnich rubieży. Kreml ma teraz na głowie zorganizowanie spektaklu pod tytułem „Wybory Putina” i żadna hucpa nie jest mu potrzebna. Kasta artystów ma w tym spektaklu do odegrania swoją rolę – lojalnych, wspierających prezydenta putinistów. „Oni nie są gotowi do popadania w konflikt z władzą – pisze Koleziew. – Po prostu chcą żyć swoim życiem (w luksusie, wesoło). Tradycyjne wartości mają w głębokim poważaniu. Pojawienie się na imprezce Iwlejewej nie było podyktowane jakimiś wielkimi politycznymi ideami, ot, chcieli błysnąć i dobrze się zabawić. Ale w rezultacie wyszła z tego niemal antywojenna akcja. Na miejscu Ukraińców wydrukowałbym ulotki ze zdjęciami z gołej imprezki i podpisem „Walczycie o to, by oni mogli cieszyć się życiem” i zrzuciłbym na rosyjskie pozycje”.

Gdzie jest Nawalny?

15 grudnia. Od dziesięciu dni nikt nie ma kontaktu z Aleksiejem Nawalnym, przepadł jak kamień w wodę. Federalna Służba Więzienna, Kreml i sąd podają mętne komunikaty. O co chodzi?

Najważniejszy rosyjski opozycjonista, najpilniej strzeżony więzień sumienia, polityczny wróg Putina, antysystemowy pogromca korupcji i kleptokracji – Aleksiej Nawalny, osadzony w 2021 r., po sfingowanym procesie, w obwodzie włodzimierskim w kolonii karnej IK-6. W tym rajskim przybytku nieustannie poddawany jest szykanom i represjom – pozbawiany możliwości kontaktów z rodziną, ostatnio także adwokatami, wsadzany do karceru za najmniejsze (często wydumane) przewinienie – łącznie spędził w karcerze 250 dni. Lekceważone są jego skargi na stan zdrowia (Nawalny prowadził nawet dramatyczną głodówkę, aby uzyskać zgodę na konsultacje z lekarzami). Dodatkowo w sierpniu br. sąd w Moskwie skazał Nawalnego na 19 lat łagru o zaostrzonym rygorze za „działalność ekstremistyczną”, nawoływanie do ekstremizmu, rehabilitację nazizmu i jeszcze kilka przewinień (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/08/04/nawalny-19-lat-lagru-o-zaostrzonym-rygorze/).

W opresji znaleźli się również prawnicy wspomagający Nawalnego – w październiku br. zostali aresztowani pod absurdalnym zarzutem udziału w organizacji ekstremistycznej (https://labuszewska.blog.tygodnikpowszechny.pl/2023/10/18/oblawa-oblawa-na-adwokatow-oblawa/).

Alarm podnieśli 6 grudnia współpracownicy Nawalnego (niemal wszyscy wyjechali za granicę): adwokat, który przyjechał do łagru na widzenie, nie został wpuszczony, czekał przez siedem godzin w niepewności, po czym został odesłany z kwitkiem.

Współpracownica Nawalnego, Kira Jarmysz, stwierdziła, że to pierwszy taki przypadek. Niepokój we współpracownikach wzmógł się jeszcze po tym, jak Jarmysz wyjawiła, że w poprzednim tygodniu Nawalny źle się poczuł, upadł na podłogę.

Nazajutrz sytuacja się powtórzyła: wartownicy potrzymali prawnika w nadziei, że zaraz otworzą się bramy IK-6 i będzie się mógł zobaczyć z klientem, po czym oznajmiono mu, że ich dzień pracy się skończył i z widzenia nici. Nawalny miał tego dnia uczestniczyć online w kolejnej rozprawie w kolejnej szytej przeciw niemu sprawie. Służba Więzienna jako powód niestawienia się podała „awarię elektryczności”. Bardzo wiarygodna przyczyna, nieprawdaż?

Numer z trzymaniem prawników w poczekalni powtórzył się również 8 grudnia. I ponownie Nawalny nie stawił się online przed obliczem sądu. I znowu wykręt z brakiem prądu. I nadal żadnych wieści, gdzie przebywa. 11 grudnia Służba Więzienna poinformowała adwokata, że nie ma takiego więźnia „Aleksiej Nawalny” na stanie kolonii karnej IK-6. Dzień później agencja TASS zacytowała słowa złotoustego sekretarza prasowego Putina, Dmitrija Pieskowa (jak i ta agencja znanego z prawdomówności): „Nie mamy ani zamiaru, ani możliwości przyglądać się, co się dzieje z więźniami przebywającymi w zakładach penitencjarnych”. Dodatkowo Pieskow wyraził oburzenie, że w sytuację z Nawalnym wtrącają się Stany Zjednoczone: „To niedopuszczalne”.

Zaczęła się bitwa na polu informacyjnym. Prokremlowski kanał Baza na Telegramie podał, że Nawalny został przewieziony do aresztu śledczego w Moskwie. Którego? Nie uściślono. Być może ta wiadomość to był klasyczny „wbros diezy”, czyli wrzucenie nieprawdziwej informacji dla zamącenia obrazu.

Prawnicy Nawalnego udali się kolejno do wszystkich aresztów śledczych, jakie znajdują się w Moskwie, ale klienta w nich nie znaleźli.

Potem w mediach pojawiły się – również niepotwierdzone – domniemania, że Nawalny odbywa jakieś bliżej nieokreślone konsultacje lekarskie. Służba Więzienna twierdzi, że jest on etapowany do obozu o zaostrzonym rygorze. Żadnego potwierdzenia nie ma.
Co do imputowanej przez Pieskowa interwencji USA, to być może chodzi o nieoficjalne (a zatem niepotwierdzone) zabiegi o wymianę więźniów. Kreml zabiega o wydanie Wadima Krasikowa, kilera, który za zabicie w Berlinie Czeczena Zelimchana Changoszwilego odsiaduje wyrok w niemieckim więzieniu. W komentarzach zachodnich mediów na temat tajemniczego zniknięcia Nawalnego pojawia się supozycja, że być może Putin zgodziłby się na taką transakcję: chory Nawalny wyjeżdża z Rosji, a Krasikow wraca do Rosji. To tylko spekulacje, nic więcej.

Do dziś brak jakichkolwiek informacji o tym, co się dzieje z Nawalnym i gdzie może przebywać. Jego współpracownicy gubią się w domysłach. Kira Jarmysz w wypowiedzi dla Deutsche Welle powiedziała: „Aleksiej zniknął na dzień przed tym, jak Putin ogłosił, że będzie startował w tzw. wyborach. To nie przypadek. To strategia Kremla. Chodzi o całkowitą izolację Nawalnego. Albo postarają się o pogorszenie jego stanu zdrowia, albo go przeniosą do innego łagru. Na razie nic nie wiemy”.

Jeżeli potwierdzi się to, co przebąkuje Służba Więzienna i Nawalny został wysłany etapem do łagru o zaostrzonym rygorze, to kontakt z nim będzie mógł być nawiązany dopiero wtedy, gdy zostanie on przetransportowany do nowego miejsca. W Rosji jest około trzydziestu łagrów o zaostrzonym rygorze, najbardziej znane to „Czarny delfin”, „Biały łabędź” czy „Sowa polarna”. Karę odbywają w nich szczególnie niebezpieczni recydywiści i zabójcy skazani na dożywocie. Nawalny nie kwalifikuje się do tych kategorii. Choć dla Kremla na pewno jest „szczególnie niebezpieczny”.

Chcem i muszem

8 grudnia. Władimir Putin odpalił już oficjalnie początek kampanii wyborczej. Podczas dzisiejszej ceremonii wręczenia nagród państwowych na Kremlu oświadczył, że podjął decyzję o starcie w „wyborach Putina”.

Porządek w autokracji udającej (ciągle jeszcze) demokrację musi być. Najpierw była więc decyzja Rady Federacji o wyznaczeniu terminu „wyborów”. Potem oficjalny komunikat Centralnej Komisji Wyborczej, że „wybory” odbędą się w dniach 15-17 marca 2024 r. (tak, głosowanie potrwa trzy dni, będzie dużo czasu i atłasu na niezbędne „korekty”).
I oto dzisiaj Putin, którego deklaracji usłużne kremlowskie media wyczekiwały od pewnego czasu jak kania dżdżu, oznajmił, że wystartuje. Och, co za ulga, co za niespodzianka.

„Wybory” w Rosji nie są w żadnym razie wyborami zgodnymi ze standardami demokratycznymi, pełnią rolę fasadowego rytuału, w którym przywódca ma otrzymać odpowiednią liczbę głosów. I wygrać. I trwać. Już dziś wiadomo, że Putin ma dostać 80% głosów i teraz cały wysiłek licznego aparatu będzie polegać na stworzeniu najbardziej prawdopodobnego obrazka potwierdzającego ten wynik. W Rosji dowolny wynik można narysować. Trochę trudniej z frekwencją – aparat państwowy na wyższych i niższych szczeblach będzie więc musiał dołożyć starań, aby zapędzić do urn jak najwięcej uczestników i żeby to wyglądało na proputinowski spontan.

Dowolny narysowany wynik dający Putinowi piątą kadencję i tak nie uczyni zeń legalnego władcy – po drodze do tej piątej, a właściwie pierwszej (po „wyzerowaniu”) kadencji, Putin pogwałcił konstytucję i sprzeniewierzył się zasadom demokracji. Jego legitymacja władzy jest pognieciona, nieważna, a od prawie dwóch lat obficie skąpana we krwi. Po 17 marca 2024 r. Putin będzie uzurpatorem.

Wróćmy jeszcze na Kreml, gdzie dziś odbywała się uroczystość wręczania nagród państwowych. Putin wbijał złote gwiazdy w wypięte piersi Bohaterów Rosji. Jednym z wyróżnionych był niejaki Artiom Żoga z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, wierny putinista, separatysta, dowódca batalionu Sparta. W pewnym momencie Żoga wstał i dziarskim krokiem (niezatrzymywany przez ochronę) zbliżył się do umiłowanego przywódcy. Za nim pobiegło stadko innych uczestników ceremonii. Umiłowany przywódca wyciągnął ku Żodze prawicę, nadstawił ucha, co też doniecki separatysta ma mu do powiedzenia.

– Chciałem zwrócić się do pana z prośbą o wystartowanie w wyborach – wyrżnął Żoga z mety. – Pracy jest dużo: trzeba przeprowadzić integrację, zbudować komunikację społeczną. Chcielibyśmy tego dokonać pod pańskim przewodem. Jest pan naszym prezydentem, a my jesteśmy pańską drużyną.

Prezydent spuścił skromnie oczy, ale zaraz je podniósł na stojącego przed nim na baczność człowieka: – Nie będę ukrywać, że w różnym czasie różne miałem myśli. Ma pan rację: teraz mamy takie czasy, że trzeba podejmować decyzje. Wystartuję w wyborach prezydenta Federacji Rosyjskiej.

Ech, śmiała decyzja, Władimirze Władimirowiczu.

Galeria figur nieforemnych, część 3

4 grudnia. Do rydwanu kremlowskiego władcy zaprzężeni są liczni artyści. Chodzą na pasku władz, wykonując zadania związane z opiewaniem przywódcy i jego wojny i otrzymując za to sowite gratyfikacje. Jednym z beneficjentów putinowskiej wersji kultury jest dyrygent Walerij Giergijew (Valery Gergiev). Do kolekcji stanowisk i honorów Giergijew dodał ostatnio wyjątkowo cenną perłę: stanowisko dyrektora najważniejszej rosyjskiej sceny operowej: moskiewskiego Teatru Bolszoj.

„Nazwisko Walerija Giergijewa od wielu lat pojawia się na pierwszych stronach gazet. I to nie tylko za sprawą głośnych wykonań symfonii Szostakowicza, ale w kontekście ważnych wydarzeń politycznych. Putin organizuje igrzyska olimpijskie w Soczi – Giergijew dyryguje orkiestrą na uroczystościach otwarcia i zamknięcia olimpiady. Rosja anektuje Krym – Giergijew podpisuje list z poparciem dla „słusznej linii” władz, rosyjska armia interweniuje w Syrii – Giergijew jedzie do Palmyry, by dać tam koncert w rzymskim amfiteatrze. Kreml zawsze może liczyć na jego wsparcie, a Giergijew – na wsparcie Kremla dla swoich projektów muzycznych i biznesowych. Idealny sojusz tronu i batuty” – pisałam w „Tygodniku Powszechnym” w 2017 r. (https://www.tygodnikpowszechny.pl/sojusz-tronu-i-batuty-150323).

Od tamtej pory de facto niewiele się zmieniło, można dodać jedynie kilka kolejnych punktów węzłowych – Giergijew zawsze stał wiernie przy Kremlu. W lutym 2022 r., po inwazji Rosji na Ukrainę, nie tylko nie potępił barbarzyństwa, ale spotykał się z Putinem i wsłuchiwał w jego słowa dotyczące roli kultury. Miesiąc po rozpoczęciu wojny prezydent przybył własną osobą na spotkanie z laureatami nagród państwowych w dziedzinie kultury i sztuki. Obecny na tym miłym wieczorku Giergijew przyjął z wdzięcznością sugestię Władimira Władimirowicza, aby stworzyć połączoną dyrekcję Teatru Maryjskiego w Petersburgu (Giergijew od wielu lat jest dyrektorem Mariinki) oraz Teatru Bolszoj w Moskwie. Tak jak było za carów, gdy istniała Dyrekcja Teatrów Cesarskich (Imperatorskich).

Dokładnie w tym samym czasie ówczesny dyrektor Teatru Bolszoj Władimir Urin składał podpis pod antywojennym apelem ludzi kultury. Putinowi z Urinem, jak widać, było nie po drodze. Natomiast Giergijew macha batutą we właściwym z punktu widzenia rosyjskich władz kierunku. Urin pozostał jeszcze przez jakiś czas dyrektorem Teatru Bolszoj (formalnie przestał był dyrektorem „na własną prośbę”). Ale nadal pozwalał sobie na antywojenne komentarze, np. w jednym z wywiadów powiedział z żalem, że nawet w repertuarze opery cenzorzy znajdują powody do interwencji. W kwietniu br. doszło do zdjęcia z repertuaru Teatru Bolszoj przedstawienia „Nuriejew” w reżyserii Kiriłła Sieriebriennikowa z uwagi na opresyjne przepisy dotyczące zakazu „propagandy LGBT”. Potem zdjęto zresztą także kolejną inscenizację Sieriebriennikowa „Bohater naszych czasów”. Dlaczego ten balet nie spodobał się cenzorom – nie wyjaśniono.

Postawa Giergijewa, który nie zdobył się na potępienie decyzji Putina o rozpętaniu wojny, daje dyrygentowi dostęp do konfitur w kraju, ale za granicą spotyka się ze zdecydowaną krytyką. Giergijew stracił posadę w Filharmonii Monachijskiej, przestał być zapraszany przez zachodnie teatry operowe na częste w przedwojennej epoce występy gościnne (m.in. przez prestiżową Metropolitan Opera). Finansowej szkody Giergijew nie poniósł. Jak pisał portal „Agientstwo”, czysty dochód Giergijewa w pierwszym roku wojny zwiększył się czterokrotnie w porównaniu z poprzednim rokiem: ze 138 do 578 mln rubli (https://www.agents.media/rossiya-kompensirovala-dirizheru-gergievu-padenie-dohodov-na-zapade-posle-ego-otkaza-osudit-vojnu/).

Jak pisze „Nowa Gazeta. Europa”, „Giergijew jest swoim człowiekiem dla rosyjskiej elity. Putin i jego otoczenie rzeczywiście uważają go za część drużyny. Fundacja Walki z Korupcją [Nawalnego] wykazała, że sposób prowadzenia biznesu Giergijew przejął od putinistów. Bo trzeba dodać, że Giergijew jest nie tylko muzykiem, ale także menedżerem. Wielu bliskich mu ludzi twierdzi, że jest impulsywny i pragnie sam podejmować decyzje w najdrobniejszych nawet sprawach, co czasami – przy jego wypełnionym po brzegu harmonogramie zajęć – prowadzi do paraliżu”. Giergijew faktycznie jest niebywale zajęty – poza wspomnianymi wyżej sprawami administracyjnymi (Teatr Maryjski to kilka scen w Petersburgu i dwie filie – w Osetii i Kraju Nadmorskim, jest czym zarządzać; a teraz dojdą mu jeszcze sceny Teatru Bolszoj) realizuje własne projekty artystyczne: w miesiącu dyryguje co najmniej kilkunastoma koncertami czy przedstawieniami. To wprost niewiarygodna aktywność dla siedemdziesięcioletniego człowieka.

„Wielkie teatry państwowe w Rosji to feudalne dobra. Za wierną służbę można otrzymać nowe lenno” – kończy swój artykuł Anastasija Sniegowa w „Nowej Gazecie. Europa” (https://novayagazeta.eu/articles/2023/12/01/mechta-dirizhera).

Na koniec zacytuję jeszcze opinię (anonimowego) muzyka, który wypowiedział się dla portalu Meduza: „W Teatrze Bolszoj zapewne nic się nie zmieni. Teatr o takiej renomie nie może istnieć w przestrzeni pozbawionej powietrza, a właśnie w takiej sytuacji działają obecnie rosyjskie instytucje kultury. W przypadku opery i baletu to jest szczególnie ważne. Popatrzmy, ilu muzyków i innych artystów wyjechało za granicę po 24 lutego 2022 r., brakuje reżyserów, dyrygentów, scenografów, menedżerów z doświadczeniem międzynarodowym. W takich warunkach nie będzie rozwoju, tylko regres” (https://meduza.io/feature/2023/12/03/predlozhi-emu-esche-paru-teatrov-on-soglasitsya).

„Giergijew nie potrafi mówić „nie”, twierdzi cytowany muzyk. Gdyby zaproponowano mu dyrekcję jeszcze kilku teatrów, to on się zgodzi, bo nie zna pojęcia „brak czasu”. Na potwierdzenie słuszności tej opinii nie trzeba było długo czekać – dziś Giergijew został wiceprzewodniczącym Związku Pracowników Teatru. Przewodniczącym został aktor Władimir Maszkow – też putinowska figura nieforemna. Ale to temat na oddzielną opowieść.